© Muzeum Pałacu Króla Jana III w Wilanowie
Silva Rerum   Silva Rerum   |   05.01.2017

Augustyn Wincenty Locci – artystyczny doradca Jana III Sobieskiego, spolonizowany Włoch i Sarmata z wyboru

Augustyn Wincenty Locci, architekt i artystyczny doradca Jana III Sobieskiego, przyszedł na świat w Warszawie ok. 1640 roku. Dokładna data jego narodzin nie jest znana. Był najstarszym dzieckiem włoskiego szlachcica, Agostina Locciego, scenografa i architekta, jednego z najwybitniejszych twórców działających na dworze Wazów, oraz Urszuli Doroty, wywodzącej się z warszawskiego patrycjuszowskiego rodu Gizów. Rodzina Loccich mieszkała z woli Władysława IV w apartamentach na Zamku Warszawskim, a dzięki wysokim apanażom Agostina wiodła dostatnie życie. Augustyn Wincenty dorastał wśród królewskich dworzan oraz w kręgach artystycznej i intelektualnej elity stolicy, więc prawdopodobnie otrzymał staranne wychowanie i towarzyską ogładę.

Locciowie mieli jeszcze ośmioro dzieci, trzy córki: Cecylię, która wstąpiła do zakonu wizytek, Marię Annę Teresę i Annę Wiktorię oraz pięciu synów: Franciszka Atanazego, Kazimierza, Jana Mikołaja i zmarłych zapewne w dzieciństwie – Filipa i Stanisława Filipa. Nie wiadomo, czy ojciec udzielał Augustynowi Wincentemu pierwszych nauk zawodu, czy jedynie przekazał mu wiedzę ogólną i zamiłowanie do sztuki. Kiedy zmarł pod koniec 1660 roku, przyszły twórca wilanowskiej rezydencji Jana III miał zaledwie około 20 lat. Niewątpliwie jednak to właśnie dzięki zasługom Agostina na dworze Wazów jego syn latem lub jesienią następnego roku wyjechał do Rzymu jako stypendysta („alumn”) króla Jana Kazimierza w kolegium Św. Brygidy. Zachował się list monarchy do ówczesnego protektora Rzeczypospolitej, Virginia Orsiniego, datowany w Warszawie 1 lipca 1661 roku, w którym władca rekomendował kardynałowi Augustyna Wincentego, prosił o szczególną nad nim opiekę oraz udzielenie wszechstronnej pomocy.

Nie wiadomo, czy „młody” Locci zamierzał rozpocząć karierę duchownego i jak długo przebywał w Rzymie, jednak pobyt ten z pewnością wykorzystał do poznania artystycznej spuścizny Wiecznego Miasta. Z jednego z listów, pisanych w 1682 roku do Jana III, wynika, że studiował m.in. dzieła Michała Anioła. Być może w rozwoju tych zainteresowań wspomagał go Giovanni Battista Gisleni, który współpracował oraz konkurował w Rzeczypospolitej z Agostinem Loccim, a w 1655 roku powrócił do rodzinnego Rzymu. W spisanym tuż przed śmiercią testamencie „stary” Locci wymienił właśnie Gisleniego jako osobę mogąca pośredniczyć w przejęciu przez spadkobierców jego rzymskich nieruchomości, odziedziczonych po matce, Victorii Raymundi – dwóch kamienic w centrum miasta, usytuowanych w okolicy Palazzo Farnese oraz w pobliżu kościoła S. Andrea della Valle. Nie można też wykluczyć, że Augustyn Wincenty rozpoczął starania o odzyskanie schedy po włoskich przodkach i nawiązał kontakt z żyjącymi krewnymi swojej babki.

Nic nie wiadomo o losach artysty aż do 1673 roku, kiedy na zakończonym w kwietniu tego roku sejmie, dzięki rekomendacji marszałka i hetmana wielkiego koronnego Jana Sobieskiego, otrzymał od króla Michała Korybuta Wiśniowieckiego indygenat polski za okazaną wielokrotnie „cnotę i biegłość w indzinierskiej nauce”. Nadanie to, uwiecznione w Metryce Koronnej, dowodzi, że ponadtrzydziestoletni wówczas Locci doceniany był nie tylko jako syn wybitnego królewskiego artysty, ale także dzięki własnej, dziś nieznanej działalności zawodowej. Referencje Sobieskiego świadczą o bliskich kontaktach Augustyna Wincentego z hetmanem, jednak nie udało się dotąd ustalić, kiedy i w jakich okolicznościach zostały one nawiązane. Najprawdopodobniej jeszcze zanim Jan III Sobieski zdobył koronę Rzeczypospolitej Locci należał do dworu hetmana, a następnie znalazł się w kręgu najbliższych królowi osób, pełniąc funkcję jego sekretarza. Już w 1675 roku otrzymał dożywotnią roczną pensję w wysokości 2000 złotych na żupach wielickich. W przywileju tym monarcha nazwał go „aulicus intimus et secretarius noster” („najbardziej zaufanym dworzaninem i sekretarzem naszym”), a rok później potwierdził specjalnym dyplomem polskie szlachectwo Locciego, z rozszerzeniem na jego trzech żyjących braci: Franciszka, Kazimierza i Jana Mikołaja, oraz ustaleniem klejnotu herbowego (Lew).

W latach 1676-1679 Locci trzykrotnie niósł do chrztu dzieci warszawskich mieszczan, co odnotowano w księgach metrykalnych parafii św. Jana – zapewne mieszkał więc w stolicy. W tym czasie rozpoczął też swoją wielką karierę jako królewski architekt, inżynier i dekorator oraz doradca artystyczny. Umiejętności te musiały być już znane Janowi III, skoro powierzył mu projekt, nadzór i kierownictwo robót przy przebudowie dworu, zakupionego w 1677 roku od Bogusława Leszczyńskiego we wsi Milanów, na rezydencję, nazwaną Villa Nova (Wilanów). Prace, realizowane w kilku etapach niemal do śmierci Sobieskiego, dokumentują listy Locciego do monarchy, pisane w latach 1681-1694 (przechowywane do II wojny światowej w Preussiches Geheimes Staatsarchiv w Berlinie, obecnie w Narodowym Archiwum Historycznym Białorusi w Mińsku). Korespondencja ta przekonuje, że najważniejsze dzieło artysty – pałac w Wilanowie – powstał jako efekt ścisłej współpracy z królewskim zleceniodawcą. Dowodzi także, iż Jan III jednocześnie zatrudniał Locciego do większości swoich artystycznych przedsięwzięć, co potwierdzają inne, zachowane źródła archiwalne. Chociaż były to zlecenia na znacznie mniejszą skalę, to potwierdzają one uznanie króla dla wszechstronnych umiejętności artysty. W 1681 roku Locci nadzorował prace na Zamku Warszawskim (m.in. w „gabinecie alias Łazience”), przebywał także w Żółkwi (gdzie zapewne brał udział w ustalaniu koncepcji urządzania wnętrz zamkowych). „Abrysy” dla żółkiewskiej rezydencji, związane najpewniej z jej modernizacją, wykonywał także w 1685 roku. Być może właśnie wtedy zaprojektował, zrealizowaną rok później, architektoniczną strukturę fundowanych przez Jana III nagrobków: jego ojca i wuja, Jakuba Sobieskiego i Stanisława Daniłłowicza, w tamtejszej farze, oraz matki Zofii Teofili z Daniłłowiczów i brata Marka w kościele Dominikanów. Do projektów żółkiewskich nagrobków Locci powrócił w 1692 roku. W liście do króla przedstawił wówczas swoją koncepcję kompozycji figuralnych, wykonanych później przez Andreasa Schlütera. Z tego samego pisma do monarchy wynika, że Augustyn Wincenty brał udział w układaniu programu ikonograficznego malowideł, które miały ozdobić wnętrze kościoła sakramentek, wznoszonego z fundacji Jana III według projektu Tylmana van Gamerena.

Kiedy w 1681 roku po długich staraniach króla do Warszawy przybyli kapucyni, Locci zaadaptował pokoje podskarbińskie, usytuowane na drugim piętrze północnego skrzydła Zamku Warszawskiego, na tymczasowe pomieszczenia dla zakonników. Przez pewien czas, zapewne tuż przed rozpoczęciem „fabryki” kościoła, mieszkali oni w należącym do Locciego budynku, odkupionym potem przez króla, znajdującym się na terenie późniejszego zakonnego ogrodu, w okolicach ul. Miodowej. Wznoszenie fundowanej przez króla świątyni kapucynów rozpoczęto jesienią 1683 roku według koncepcji Locciego, lecz z powodu nieporozumień z zakonnikami, którzy uznali, że projekt jest niezgodny z ich konstytucją i usiłowali wprowadzić do niego korekty, wstrzymano budowę, kontynuowaną od 1685 roku. Problemy podobnej natury powstały także przy wznoszeniu klasztoru, realizowanego według projektu artysty przez warsztat Carla Ceroniego i ukończonego w 1694 roku.

Głównym, oprócz Jana III, zleceniodawcą i protektorem Locciego był niewątpliwie sekretarz króla, podczaszy wiski Stanisław Antoni Szczuka. Zachowała się obfita korespondencja między Loccim a Kazimierzem Janem Szczuką, jego krewnym i opiekunem, opatem paradyskim. Dzięki listom tym wiadomo, że w latach 1684-1687 podczaszy zatrudnił artystę do przebudowy zamku w Radzyniu, a od 1686 roku Augustyn Wincenty modernizował jego (jako regenta kancelarii koronnej) apartament na Zamku Warszawskim. Współpraca ta układała się na tyle dobrze, że Szczuka, który otrzymał właśnie godność referendarza wielkiego koronnego, zlecił mu w 1689 roku gruntowną przebudowę drewnianego dworu w Winiarach nad Pilicą. Pisma datowane do końca następnego roku zawierają dokładne relacje z wizyt Locciego w Winiarach, jego propozycje lokalizacji nowego budynku, maksymalnie wykorzystującej widokowe walory okolicy, a także projekty rozplanowania wnętrz, folwarku, ogrodu i najbliższego otoczenia.

Być może już ok. 1678 roku Locci pracował także dla siostry króla Katarzyny i jej męża Michała Kazimierza Radziwiłła. Wydaje się, że opisany i naszkicowany w liście artysty projekt dekoracji „galerii”, ozdobionej malowidłami i rzeźbami, można powiązać z prowadzoną wówczas modernizacją zamku w Białej. Radziwiłłowa zatrudniła Locciego ponownie 15 lat później, kiedy wraz z synem, podkanclerzym litewskim Karolem Stanisławem, przystąpiła do przebudowy i modernizacji wnętrz warszawskiej rezydencji rodu przy Krakowskim Przedmieściu (dawny pałac Koniecpolskich, potem Lubomirskich). Prace, do których zaangażowano także Giuseppe Simone Bellottiego, prowadzone były do ok. 1705 roku pod kierunkiem Carla Ceroniego i ograniczone zostały do zmiany układu oraz przeznaczenia pomieszczeń parteru i piętra, a także ich nowego wystroju. Udział Locciego w całej inwestycji jest dziś trudny do określenia, najprawdopodobniej dotyczył on przede wszystkim działań dekoratorskich, a w mniejszym stopniu budowlanych.

Do późnej starości artysta cieszyć się musiał dużym autorytetem, skoro w latach 1717-1721 hetman wielki koronny Adam Mikołaj Sieniawski wykorzystał jego wiedzę i doświadczenie w czasie przebudowy swego warszawskiego pałacu. Locci pełnił funkcję artystycznego doradcy, konsultanta, w razie potrzeby projektanta i pomysłodawcy niektórych rozwiązań, o czym przekonuje korespondencja z hetmanem. Jego pozycja w stosunku do architekta Carla Antonia Baya, według koncepcji którego prowadzono prace, była jednak w pewnym sensie nadrzędna, skoro kontrolował znacznie młodszego kolegę oraz sprawdzał i poprawiał jego projekty. Wiele rozwiązań powstawało w wyniku konsultacji nadwornego architekta Sieniawskiego, Jean-Baptiste’a Dessieura, z Bayem i Loccim, których rola była znacząca, a opinia często decydująca.

Dzięki otrzymanemu w 1676 roku indygenatowi Locci mógł piastować intratne urzędy. Starał się o nie wykorzystując protekcję swoich możnych zleceniodawców, głównie Stanisława Antoniego Szczuki, którego w listach tytułował swoim „Dobrodziejem”, a nawet „Panem i Bratem”. W 1685 roku uzyskał funkcję podczaszego nowogrodzkiego, dwa lata później został wójtem mokotowskim, przed 1688 rokiem podczaszym trembowelskim, a w 1694 roku stolnikiem wyszogrodzkim. Choć urzędu tego, jako stronnik Augusta II, musiał się zrzec po 1697 roku, to został ponownie nominowany w 1712 roku. Locci pozostawał wówczas na służbie u króla i nie można wykluczyć, że jako doradca brał po 1719 roku udział przy budowie Pałacu Saskiego. W 1698 dostał zgodę na cesję wójtostwa sochaczewskiego. W ciągu lat, także dzięki stałej królewskiej pensji, pomnażał swój majątek. W 1688 roku nabył posiadłość Wiskitki pod Warszawą oraz, po długich sporach, cegielnię w Ujazdowie od syna Isidora Affaity – Isidora Tommasa. W następnym roku odkupił od Karola Stanisława Radziwiłła dobra Witkowiec, Wyględów oraz Rakowiec, gdzie urządził swoją podmiejską rezydencję i gdzie często przebywał do sprzedaży części tych posiadłości Franciszkowi Locciemu, synowi swego brata Kazimierza, w 1729 roku. W 1692 kupił grunt od warszawskich kamedułów, na którym zamierzał wznieść jakiś budynek, jednak okazało się, że teren ten ma finansowe obciążenia. Starał się więc bezskutecznie o libertację, prosząc listownie swego „dobrodzieja” Szczukę o protekcję. Pisał do podkanclerzego: „boć ja na ulicy nie mogę mieszkać, a WMPan wiesz iak ściśle w Zamku mieszkam”, z czego wynika, że w tym czasie rezydował na Zamku Warszawskim, być może w apartamentach zajmowanych kiedyś przez swojego ojca. Po 1694 roku do Locciego należała posesja przy ul. Bielańskiej, co uwzględniono na tzw. Pomiarze Tylmana. W latach 1695-1696 kupił od Szczuki dobra w Grotowie i Grotówku w ziemi wiskiej. Wykorzystując swoje znajomości i kontakty, prawdopodobnie uzyskiwał dodatkowe dochody z pośrednictwa w dostarczaniu różnych materiałów budowlanych.

Locci był właścicielem licznych nieruchomości i często wchodził w ostre spory z sąsiadami. W 1687 dwukrotnie napadł na dwór Anny Wnarewskiej z udziałem zbrojnej kompanii „Szwaycarów z alabardami, pachołków z muszkietami, dragonią z bandoletami, woźnic, rzemieślników, mularczyków z pałkami, kijami, siekierami, berdyszami”. W 1719 roku jako wójt wsi Mokotów Locci wytoczył Carlowi Antoniowi Bayowi i Francescowi Ceroniemu oraz pracującym dla nich strycharzom: Janowi Boszczyńskiemu i Dominikowi Kraskiewiczowi proces o prowadzenie pokątnego wyszynku na terenie dzierżawionej cegielni, do czego miała prawo jedynie karczma wójtowska. Sąd nakazał pod karą banicji zaprzestania tego procederu, a Locciemu do wystawienia w ciągu pół roku gospody dla robotników cegielni.

Locci długo pozostawał kawalerem. Dopiero w 1705 roku, w wieku ponad 60 lat, ożenił się z Anną Szymanowską, skarbnikówną sochaczewską, która wniosła mu w posagu wsie Słubica i Bukówka na Mazowszu. Wpisy w księdze chrztów parafii Św. Jana przekonują, że miał z nią dwoje dzieci: córkę Mariannę Ewę, ochrzczoną 25 kwietnia 1710 roku oraz syna Gabriela Józefa, którego chrzest odbył się 3 kwietnia 1713 roku. Potomstwo to musiało umrzeć w dzieciństwie, ponieważ w 1727 roku Locci zapisał większość swojego majątku bratankowi Franciszkowi. Zmarł w Warszawie 22 października 1732 roku i został pochowany w kościele Karmelitów Trzewiczkowych na Lesznie.

Locci nie miał – jak o sobie pisał w listach do Jana III – zawodowego wykształcenia, wyróżniał się jednak rozległą, jak na owe czasy, wiedzą ogólną, nieprzeciętnymi zdolnościami oraz umiejętnościami inżynierskimi, a swoje kwalifikacje podwyższał dzięki współpracy z ważnymi architektami i budowniczymi epoki. O jego wszechstronnych technicznych możliwościach świadczy zaginiony, wykonany przez niego w 1686 roku „stosownie do uchwały sejmu” plan Warszawy: „Delineacja miasta Starej i Nowej Warszawy oraz cyrcumferencja pryncypalniejszych jurydyk”. Jako człowiek i artysta cieszył się więc Locci wyjątkowo uprzywilejowaną pozycją na dworze królewskim, o czym świadczy ton listów do możnych zleceniodawców, znacznie bardziej poufały, niż u zwykłego oficjalisty. Syn spolonizowanego włoskiego galantuomo, który stał się istnym Sarmatą, temperamentnym, skłonnym do pieniactwa polskim „szlachciurą”, miał szczęcie dożyć sędziwego wieku, a jego trwająca blisko 60 lat kariera przyniosła mu zawodowy sukces i powszechny szacunek.