© Muzeum Pałacu Króla Jana III w Wilanowie
Silva Rerum   Silva Rerum   |   21.06.2023

Jan Sobieski jako marszałek wielki koronny

W zaczynającym dominować w Rzeczypospolitej za panowania Jana Kazimierza systemie fakcyjnym szczególne niebezpieczeństwo dla monarchy rodziło przejście do opozycji marszałka wielkiego koronnego. Kompetencje urzędu marszałkowskiego dawały osobom piastującym laskę wielką koronną dużo większe niż innym ministrom możliwości działań sprzecznych z wolą władcy. O ile np. opozycyjnego kanclerza król mógł praktycznie odsunąć od władzy, większość działań prowadząc przez podkanclerzego, to aktywny politycznie marszałek był nieusuwalny z kręgu władzy. On sprawował niezależne sądownictwo w miejscu przebywania króla, zarządzał dworem, prowadził obrady senatu i połączonych izb, posiadał bieżącą wiedzę o polityce państwa.

Jednym słowem, marszałek był dla króla dużo bardziej niebezpieczny i dużo więcej mógł zaszkodzić, niż inni ministrowie[1]. Dostrzegał to Jan Kazimierz, który w początkach swego panowania podjął próbę bezpośredniego podporządkowania sobie sądownictwa marszałkowskiego, a po niepowodzeniu tej akcji wysnuł, również niezrealizowaną, koncepcję zamiany urzędników, po zawakowaniu pieczęci wielkiej w 1652 r. Kanclerzem miał zostać marszałek Jerzy Sebastian Lubomirski, a dotychczasowy podkanclerzy Stefan Koryciński miał objąć laskę wielką koronną[2]. Mimo że był to okres współpracy Jana Kazimierza z marszałkiem, król wolał mieć go na mniej dla siebie niebezpiecznym urzędzie. Zachowanie kontroli nad urzędem marszałkowskim umożliwiła na razie monarsze niemal stała absencja marszałka wielkiego na dworze i oparcie się na marszałku nadwornym, a wyrazem podporządkowania sobie sądownictwa marszałkowskiego była chociażby sprawa Hieronima Radziejowskiego, którego sąd marszałkowski skazał, wyraźnie przekraczając swoje uprawnienia.

Ostatecznie król rozprawił się z Lubomirskim w inny sposób. Wyrok sądu sejmowego, ogłoszony 29 grudnia 1664 r. przez marszałka nadwornego koronnego Jana Klemensa Branickiego, pozbawiał Lubomirskiego wszystkich sprawowanych urzędów[3]. Laskę wielką koronną Jan Kazimierz powierzył dziesięć dni później chorążemu koronnemu Janowi Sobieskiemu. Głównym motywem tej nominacji było zaufanie króla i wiara w lojalność Sobieskiego, choć władca zdawał sobie sprawę, że rzuca go na głęboką wodę. Wiedział o tym i Sobieski, który po długich wahaniach zdecydował się ją przyjąć dopiero w maju 1665[4]. Jego pozycja jako marszałka była wówczas słaba. Znaczna część szlachty odmawiała Sobieskiemu prawa do tego urzędu, za marszałka nadal uznając Jerzego Sebastiana Lubomirskiego. Z tego powodu Sobieski obawiał się zjawić na pierwszym sejmie w 1666 r., przypuszczając, że spotka się z atakami ze strony posłów, które narażą na szwank jego honor. Pisał do swej małżonki: „Dosyć–em ja uczynił dla Królestwa Ich Mościów a dla perswazji przyjaciół, żem się wdał w to błazeństwo, że mi ledwo dziesiąta część Polski daje ten tytuł [tj. marszałka wielkiego], a tamtemu wszystko. [] Co by ci Ich Moście rzekli, rad bym wiedział, kiedy za przyjściem izby poselskiej do senatu prosiłby który poseł krakowski, sandomierski albo wielkopolski: »Mospanie marszałku nadworny, proszę o głos!«”[5]. Zdecydował się więc nie przyjeżdżać na sejm, jednak ostatecznie uległ naleganiom Marii Kazimiery i stanął w Warszawie 18 kwietnia 1666, miesiąc po rozpoczęciu sejmu (17 marca).

Obawy Jana Sobieskiego w pełni się potwierdziły. Jeszcze przed jego przybyciem izba poselska opowiedziała się za zwróceniem urzędów Jerzemu Sebastianowi Lubomirskiemu. Pojawienie się Jana Sobieskiego w senacie z laską marszałkowską spowodowało ostry sprzeciw izby poselskiej, która uznała jego obecność za przeszkodę uniemożliwiającą wspólne obrady stanów. Gdy jednak 28 kwietnia doszło do konkluzji, posłowie opozycyjni „żadnego głosu od pana Sobieskiego przyjmować nie chcieli”[6]. Podczas głosowania nad prolongatą sejmu głosy rozdawał marszałek poselski. Podobnie na ostatniej sesji w dniu 4 maja posłowie odmówili przyjmowania głosów od Jana Sobieskiego, a sejm ostatecznie został przez zwolenników eksmarszałka zerwany[7]. Gorycz porażki osłodziło Sobieskiemu otrzymanie buławy polnej koronnej.

Zachowanie posłów podczas pierwszego sejmu w 1666 r. niezwykle uraziło marszałka wielkiego i chyba pozostawiło pewien ślad w jego psychice. Nie zjawił się na drugim sejmie roku 1666 i sejmie 1667 r., a na pierwszy sejm roku 1668 przybył na tydzień przed jego zakończeniem, mimo rozkazu królewskiego, który nakazywał mu zjawienie się jeszcze przed początkiem obrad[8]. Niemniej jednak jego popularność rosła. Wzrost znaczenia Jana Sobieskiego związany był przede wszystkim z jego działalnością jako hetmana polnego (a od lutego 1668 wielkiego koronnego), zwłaszcza z zakończoną sukcesem kampanią podhajecką. Kiedy 1 marca 1668 przybył na sejm, został entuzjastycznie przywitany przez zgromadzonych. Wiosną tego roku, jak uważa jego biograf Zbigniew Wójcik, marszałek „był [] potężniejszy od króla, szykującego się do złożenia korony”[9]. Po raz pierwszy w dziejach Rzeczypospolitej jedna osoba skupiła w swoich rękach naczelne dowództwo armii oraz pierwsze „cywilne” ministerium państwa, umożliwiające poważny wpływ na podejmowane decyzje. Podkreślić jednak trzeba, że Jan Sobieski budował swą pozycję w głównej mierze w oparciu o urząd hetmański, a urząd marszałkowski traktował raczej jako prestiżowy dodatek. Zdawał sobie sprawę, że to przede wszystkim sukcesom militarnym zawdzięczał swoją popularność, którą trudno byłoby mu osiągnąć w krótkim czasie, gdyby sprawował jedynie urząd marszałkowski.

Naczelne dowództwo obligowało do stałego przebywania przy wojsku, nieobecność mogła przynieść opłakane konsekwencje, nie tylko podczas wojny. Od marca 1668 r., kiedy buławę polną trzymał dzięki staraniom przeciwników Jana Sobieskiego niechętny mu Dymitr Wiśniowiecki, hetman musiał też zabiegać o utrzymanie swego znaczenia w armii. Stąd też niemal stała absencja na dworze i oddanie kierownictwa urzędu marszałkowskiego marszałkowi nadwornemu Janowi Klemensowi Branickiemu.

Sytuacja skomplikowała się wiosną 1668 r., kiedy w związku z abdykacyjnymi planami króla do jawnej opozycji wobec dworu i stronnictwa francuskiego przeszli Pacowie (z kanclerzem wielkim litewskim Krzysztofem i hetmanem wielkim litewskim Michałem Kazimierzem na czele), wrogo nastawieni do Jana Sobieskiego i współpracujących z królem głównych swych przeciwników na Litwie Radziwiłłów[10]. Wraz z Pacami do opozycji przeszedł również blisko z nimi związany marszałek nadworny koronny Jan Klemens Branicki, który wiosną i latem prowadził wśród szlachty sandomierskiej agitację przeciw dworowi i Janowi Sobieskiemu[11].

Przed sejmem abdykacyjnym Jan Kazimierz, wzywając Sobieskiego do Warszawy, dodawał: „Może i to samo przyciągnąć tu WMci, i to też jest u mnie w consideratiej, żeby per absentiam Wmci pod taki czas nie rozpościerał się nazbyt na Urzędzie swoim Pan Marszałek Nadworny, który umiałby podobno tej koniunktury zażyć”[12]. Opozycyjne nastawienie Branickiego prawdopodobnie spowodowało, że król powrócił do pomysłów z początków swego panowania poddania większej kontroli uprawnień sądowniczych urzędu marszałkowskiego. Tym razem jednak, wykorzystując nieobecność obu marszałków na dworze, skoncentrował się na częściowym przekazaniu zakresu spraw podpadających pod kompetencje sądów marszałkowskich innym sądom, nad którymi sprawował ściślejszą kontrolę, mianowicie prawdopodobnie sądom miejskim, a poprzez nie sądowi asesorskiemu, a zwłaszcza relacyjnemu, w którym sam zasiadał. Ponadto działania króla zmierzały do uszczuplenia innych kompetencji marszałkowskich: wyznaczania audiencji posłom cudzoziemskim, rządu nad dworem i jurysdykcji nad gwardią królewską.

Król Jan Kazimierz abdykował 16 września 1668, a dnia następnego prymas Mikołaj Prażmowski ogłosił początek bezkrólewia. Wkrótce Jan Sobieski wyjechał do Gdańska na spotkanie z powracającą z Francji Marią Kazimierą i małym synkiem Jakubem. Przez prawie całą jesień przebywał wraz z rodziną w Prusach Królewskich, pozostając z dala od elekcyjnej walki prowadzonej na sejmikach przedkonwokacyjnych[13]. Na rozpoczętym w dniu 5 listopada sejmie konwokacyjnym zjawił się dopiero 23 listopada, a w izbie senatorskiej stawił się po raz pierwszy trzy dni później. Być może tak późne przybycie spowodowane było w pewnej mierze obawą przed powtórzeniem się ekscesów z sejmu 1666 r., prawdopodobnych w sytuacji, gdy spodziewać się należało działań zmierzających do rehabilitacji Jerzego Sebastiana Lubomirskiego.

Tymczasem dwumiesięczna bierność Jana Sobieskiego przyniosła negatywne konsekwencje dla funkcjonowania urzędu marszałkowskiego. Podczas sejmu konwokacyjnego, wykorzystując nie dość jasne prawne umiejscowienie tego urzędu w interregnum rozpoczętym abdykacją władcy oraz brak ciała królewskiego, które poprzednio sankcjonowało działania marszałków, prawdopodobnie w ogóle nie dopuszczono do reasumpcji sądów marszałkowskich, a ich kompetencje przejął sąd kapturowy ziemi warszawskiej. Niewątpliwie ta akcja przeciw jurysdykcji urzędu marszałkowskiego skierowana była w istocie rzeczy przeciwko nieobecnemu Sobieskiemu. Stali za nią główni przeciwnicy marszałka, w tym momencie bardzo blisko z sobą współpracujący: Krzysztof Pac i Jan Dobrogost Krasiński. Ograniczenie jurysdykcji marszałkowskiej podczas sejmu konwokacyjnego najbardziej służyło staroście warszawskiemu Janowi Dobrogostowi Krasińskiemu, który przejął komendę nad Zamkiem, rozdawnictwo gospód, dysponował w Warszawie legalną siłą zbrojną (piechotą starościńską) i poważnymi wpływami w sądzie kapturowym warszawskim[14]. W efekcie więc przez większą część bezkrólewia faktyczną władzę w stolicy sprawował nie upoważniony do tego konstytucyjny minister państwa, lecz urzędnik administracji lokalnej – starosta warszawski.

W konfederacji generalnej znalazł się również inny punkt ograniczający dotychczasowe, zwyczajowe uprawnienia marszałków i odbierający im większość spraw związanych z przyjmowaniem posłów cudzoziemskich. Obcy dyplomaci „opowiedzieć się Imci X. Prymasowi powinni, który według zdania swego, każdemu z nich subsystencyą naznaczy, przystawów z stanu szlacheckiego im przydawszy, aby praktyk żadnych nie wznawiali”. Arcybiskup wraz z przydaną do swego boku radą miał także dopilnować, żeby żaden obcy rezydent nie mieszkał w Warszawie[15]. Postanowienie to powtórzono również w konfederacji generalnej z roku 1674[16].

Uszczerbek, jaki w wyniku sejmu konwokacyjnego w 1668 r. poniósł w swych kompetencjach urząd marszałkowski, spowodowany był nie tylko wyjątkową w tym bezkrólewiu sytuacją prawną (brak ciała króla) i działaniami politycznych przeciwników Jana Sobieskiego, lecz również postawą samego marszałka. Jak już podkreślano, stawiał on przede wszystkim na urząd hetmański, nie do końca chyba orientując się w możliwościach, jakie dawało dzierżenie laski marszałkowskiej. Nie zależało mu na utrzymaniu kompetencji urzędu marszałkowskiego w sytuacji, gdy przewidywał, że w następnych miesiącach interregnum nie będzie przebywał w Warszawie, wskutek czego prerogatywy marszałkowskie służyć będą raczej jego oponentom. Ci z kolei dążyli do ograniczenia władzy marszałkowskiej właśnie z powodu obawy przed wykorzystaniem jej przez Sobieskiego. W tym układzie nieuchronne stawało się ograniczenie kompetencji tego urzędu.

Podczas sejmu elekcyjnego Jan Sobieski w żaden sposób nie wykorzystywał uprawnień marszałka, dających duże możliwości wpływania na przebieg obrad i samej elekcji do przeforsowania własnego kandydata. Podobnie jak inni członkowie stronnictwa francuskiego, został wyprowadzony w pole przez podkanclerzego Andrzeja Olszowskiego i współpracujących z nim senatorów. Warto się przyjrzeć bliżej wydarzeniom na polu elekcyjnym w 1669 r., gdyż elementy zastosowanej wówczas taktyki wykorzysta z powodzeniem nasz bohater podczas kolejnego sejmu elekcyjnego.

Po wymuszonym przez szlachtę wykluczeniu kandydatury Kondeusza 6 czerwca 1669 większość zwolenników opcji francuskiej opowiedziała się za księciem neuburskim Filipem Wilhelmem Wittelsbachem, którego od początku popierał Jan Sobieski. Jego jedynym, oficjalnym przeciwnikiem był dość popularny wśród szlachty, a skrycie popierany przez Austrię, Karol, książę Lotaryngii. Wszystko wskazywało na to, że to między nimi rozegra się decydująca batalia.

Obrady sejmu elekcyjnego od początku przebiegały w wyjątkowo napiętej atmosferze. Kulminacja nastąpiła 17 czerwca, gdy chorągwie pospolitego ruszenia podeszły pod sam okop, przegoniły oddziały marszałkowskie i ostrzelały szopę senatorską i plac rycerski. Jan Dzięgielewski uważa, że działania pospolitego ruszenia w owym dniu były zorganizowane przez przywódców niezależnej szlachty, którzy poprzez demonstrację siły pragnęli położyć kres cudzoziemskim intrygom. Akcja (choć w pewnym momencie wymknęła się im spod kontroli) była skuteczna. Uniemożliwiła dysponentom różnych fakcji użycie własnych, licznie sprowadzonych wojsk do przeforsowania swego kandydata, uświadamiając im, że takie działanie niewątpliwie zakończy się niepewnym co do rezultatu starciem militarnym, a pewnym politycznym bankructwem[17].

Wydarzenia te uświadomiły podkanclerzemu Olszowskiemu i współpracującym z nim senatorom, że elekcja jakiegokolwiek kandydata wbrew woli pospolitego ruszenia jest w praktyce niemożliwa. Zrozumieli również, że dalsze forsowanie Neuburczyka i Lotaryńczyka, wobec podziału wśród elektorów, doprowadzić mogło do wojny domowej, a w najlepszym przypadku do podwójnej elekcji. Chcąc za wszelką cenę tego uniknąć, przyjęli odrębną taktykę elekcyjną. Książę lotaryński stał się w istocie rzeczy kandydatem pozornym, acz potrzebnym do utrzymywania stanu napięcia, które w decydującym momencie miało zostać rozładowane przez wysunięcie właściwego kandydata, umożliwiającego wszystkim wyjście z grożącej bezpośrednim starciem militarnym sytuacji. Plan powiódł się 100 procentach.

Elekcyjny poranek zastał pospolite ruszenie rozdarte między obu kandydatów. „Wszyscy na ten czas tam się byli zjachali, raczej się spodziewając bitwy niźli zgody”. Na polu elekcyjnym rozrzucano „malowane karty” wyszydzające konkurentów do tronu[18]. Tymczasem w okopie przebywało niewielu senatorów (nieobecny był prymas), nie było też marszałka poselskiego. Zastępujący go Stanisław Herakliusz Lubomirski zaproponował zajęcie się wpierw omówieniem egzorbitancji i pacta conventa, co jednak zdecydowanie odrzucili deputaci województw przebywający w okopie, nalegając na jak najszybsze przystąpienie do elekcji[19]. Po odśpiewaniu hymnu do Ducha Świętego, który zaintonował biskup poznański, głos zabrał Florian Czartoryski. Stwierdził, że jest dwóch kandydatów, „jednak perswadował miedzy temi dwiema habitiorem ad regnandum Piastum[20]. Po nim wypowiedział się kasztelan sandomierski Stanisław Witowski, który wskazał na Michała Wiśniowieckiego jako rodzimego kandydata. Po jego mowie szlachta, krzycząc „Piasta!, Piasta!” rozjechała się do własnych województw, a za nimi podążyła część senatorów[21].

Jeśli zawierzyć tej relacji, to deputaci szlacheccy przybywając z okopu do podzielonych kół wojewódzkich i ziemskich, przynieśli tam już gotową alternatywę wyborczą, która gwarantowała, że przynajmniej nie dojdzie do zbrojnego starcia. Większość przekazów wymienia województwa wielkopolskie jako pierwsze, w których zgodzono się na Michała Wiśniowieckiego. W województwie poznańskim już pierwszy senator biskup Stefan Wierzbowski opowiedział się za tą kandydaturą, a poparł go kolejny wotujący, wojewoda poznański Andrzej Grudziński. Chociaż dwaj następni senatorowie, kasztelan poznański Krzysztof Grzymułtowski i kanclerz Jan Leszczyński, głosowali za Filipem Wilhelmem, jednak powszechny aplauz, jaki wzbudziła kandydatura wojewodzica ruskiego, zmusił ich do ustępstwa, tym bardziej że wówczas przyszła wieść, że województwo kaliskie już się zgodziło na księcia Wiśniowieckiego[22]. Natychmiast wysłano poselstwa do pozostałych województw i ziem. Jedno z nich zdecydowało o wyniku głosowania w województwie lubelskim, gdzie „panowie senatorowie proponują jedni Nejburczyka, drudzy Lotaryńczyka, insi Piasta in genere nikogo nie specyfikując”[23]. Informacja, że województwa kaliskie i poznańskie zgodziły się na wojewodzica ruskiego, spowodowała natychmiastowe poparcie dla tego kandydata. W stosunkowo krótkim czasie większość województw zgodziła się na Michała Wiśniowieckiego[24]. Jego oponenci zostali zdominowani przez przeważającą liczebnie szlachtę „i lubo miał kto w sobie spiritum contradictionis, jakoż się znajdowało takich na 5 tysięcy, stimulari clamoribus, zgoda, zgoda rzekli i nic nie mówili”[25]. Charakterystyczne, że przeciwnicy dokonanego wyboru rekrutowali się głównie ze stronnictwa francuskiego. Jak zanotował Jan Antoni Chrapowicki, „lubo neuburska fakcja cale contraria była temu, ale nie śmieli przeciwić się, lękając się furiam populi[26].

Co najciekawsze, zwolennicy księcia neuburskiego prawdopodobnie sami przyczynili się w pewnym stopniu do elekcji Michała Wiśniowieckiego. Dążąc do przeciągnięcia elekcji, zaproponowali kandydatury „piastowskie”. Przypuszczali, że zawiść nie pozwoli dojść do zgody i w rezultacie zgłoszenie różnych „Piastów” doprowadzi tylko do odłożenia wyboru. Tak ich postępowanie oceniała część szlachty, wymieniając tu przede wszystkim prymasa i marszałka wielkiego koronnego. Autor jednego z diariuszów zapisał, że „tylko na wymiot byli podali Piasta, aby tylko czas traherent, widząc, że per potentiam kreskami non praevalebunt Lotharinco[27]. Tym można tłumaczyć pojawiające się na polu elekcyjnym inne kandydatury „piastowskie”, m.in. Aleksandra Polanowskiego, bliskiego Janowi Sobieskiemu[28].

Zwolennicy księcia neuburskiego nie zdawali sobie jednak sprawy z działań podjętych przez grupę senatorów oficjalnie popierających Karola lotaryńskiego i współpracującą z nimi część szlachty, którzy od początku stawiali na jednego kandydata. Wszystkie propozycje wyboru „Piasta” niemal natychmiast przekształcane były w poparcie dla Michała Korybuta Wiśniowieckiego. Gdy stało się jasne, że głosy elektorów skłaniają się na rzecz tej kandydatury, Jan Sobieski, który prawdopodobnie przybył w tym czasie na pole elekcyjne, z powrotem wyjechał do Warszawy wraz z grupą senatorów i marszałkiem poselskim Szczęsnym Potockim, zatrzymując po drodze prymasa Mikołaja Prażmowskiego[29]. Liczyli oni, że nieobecność dwóch głównych urzędników bezkrólewia i marszałka poselskiego, odgrywających ważną rolę podczas aktu elekcji, spowoduje jej odłożenie. Jednak powszechny nacisk szlachty, wieści, że w okopie trwają deklaracje województw, a do nominacji zabiera się już biskup kujawski skłoniły ich do udania się do okopu[30]. Tam prymas nominował[31], a marszałek wielki koronny publikował nowego króla[32].

Ani Mikołaj Prażmowski, ani Jan Sobieski nie zdobyli się na jakikolwiek oficjalny sprzeciw wobec elekcji Michała Wiśniowieckiego. Co więcej, według wielu relacji po wyborze króla wytoczono działa z warszawskiego arsenału i strzelano na cześć nowego monarchy, a przecież tak arsenał, jak i całe miasto obsadzone było przez wojska Sobieskiego[33]. Z pewnością decydujące znaczenie miała tu postawa świadomej swej siły szlachty. Jej obecność blokowała marszałkowi możliwość kontrakcji przy użyciu któregoś z piastowanych przez siebie urzędów. Ponadto w momencie nominacji stronnictwo profrancuskie prawdopodobnie w części winiło także siebie za ten nieoczekiwany wynik elekcji. Zrozumienie i gniew przyszły później. W gronie wymanewrowanych znaleźli się także Pacowie, którzy jako chyba jedyni szczerze popierali w dniu elekcji księcia lotaryńskiego i najdłużej opierali się powszechnej zgodzie na Michała Wiśniowieckiego[34]. Szybko jednak doszli do porozumienia z Andrzejem Olszowskim i elektem[35].

Masowy udział zdeterminowanej szlachty koronnej w elekcji króla Michała uniemożliwił Janowi Sobieskiemu jakiekolwiek wbrew niej działanie. Z wydarzeń tych wyciągnął jednak właściwie wnioski. W okresie panowania króla Michała Sobieski – choć nadal przebywał głównie przy wojsku – począł przykładać większą wagę do funkcjonowania urzędu marszałkowskiego. Jako pierwszy z marszałków rozpoczął praktykę obsadzania stanowisk w urzędzie marszałkowskim szlachtą ziemi warszawskiej. Dotąd oficjaliści marszałkowscy rekrutowali się spośród zaufanych sług i politycznych przyjaciół z województw stanowiących podstawowe zaplecze polityczne marszałków. Powodowało to częste konflikty ze szlachtą ziemi warszawską, którą jurysdykcja marszałkowska dotykała w stopniu największym – zwłaszcza podczas bezkrólewi. Sędzią marszałkowskim został podstoli warszawski Jan Kazimierz Szymanowski, a pisarzem marszałkowskim pisarz ziemski i grodzki warszawski Walenty Sobolewski. Poprzez nominacje miejscowych urzędników Sobieski zapewnił sobie współpracę szlachty warszawskiej w kolejnym bezkrólewiu, a ziemia warszawska na wiele dziesięcioleci stała się tradycyjnym bastionem kolejnych marszałków.

Podczas sejmu elekcyjnego, który rozpoczął się 20 kwietnia 1674, Jan Sobieski w mistrzowski sposób potrafił wykorzystać oba sprawowane przez siebie urzędy. Można podejrzewać, że nieprzypadkowo stanowniczy koronny wyznaczył księciu Konstantemu Wiśniowieckiemu kwaterę już zajętą przez wojewodziców witebskich Chrapowickich. Doszło do bijatyki, w którą zaangażowała się także piechota marszałka wielkiego litewskiego Aleksandra Hilarego Połubińskiego, stając po stronie Chrapowickich (faktycznie był to oddział piechoty użyczony marszałkowi na czas elekcji przez hetmana Michała Kazimierza Paca). Całe zajście doprowadziło do wściekłości Konstantego i Dymitra Wiśniowieckich. Ponoć cała Litwa miała się na ostrożności, gdyż hetman polny zapowiedział zemstę hetmanowi Pacowi i marszałkowi Połubińskiemu[36]. Najlepiej na tym wyszedł Jan Sobieski. Drugi wódz armii koronnej Dymitr Wiśniowiecki, ostatnio współpracujący z hetmanem wielkim, ale skłaniający się do kandydatury lotaryńskiej[37], wszedł w ostry konflikt z Pacami, liderami tego stronnictwa, a zarazem głównymi przeciwnikami marszałka. W następnych dniach posłowie litewscy, dotąd uporczywie domagający się ekskluzji „Piasta”, teraz sami zmuszeni zostali do przejścia do defensywy wobec żądań Konstantego Wiśniowieckiego i posłów koronnych ukarania winnych, w tym pozwania przed sąd kapturowy marszałka Połubińskiego.

Jednak Janowi Sobieskiemu na tym nie zależało[38]. Już sama możliwość pozwania marszałka litewskiego była wystarczającą demonstracją. W rzeczywistości postawienie go w stan oskarżenia doprowadziłoby do ogromnego wzrostu napięcia i utworzyło przepaść między Sobieskim a większością Litwinów. Rozbudzone w ten sposób negatywne emocje mogły rykoszetem uderzyć w niego w dniu elekcji. Stąd też 8 maja na spotkaniu z hetmanem Michałem Kazimierzem Pacem doszło do porozumienia, że marszałek litewski nie zostanie pozwany w charakterze sprawcy, hetman zaś zostanie pozwany jedynie ratione statuitionis sprawców bijatyki[39].

Sprawa z Chrapowickimi i żołnierzami piechoty marszałkowskiej litewskiej toczyła się aż do 18 maja. Dekret, jaki zapadł nocą poprzedzającą elekcję, uwalniał Konstantego Wiśniowieckiego i młodych Chrapowickich od winy, pod warunkiem złożenia przysięgi „samosiedm”, że tumult nie stał się z ich przyczyny. Hetmanowi Pacowi nakazano stawić swego starszego pokojowego Gurowskiego „do stracenia i 100 piechoty ad decimandum też do stracenia” oraz pozwracać pozabierane rzeczy. „Sąd to był niezbożny” – ocenił wojewoda witebski Jan Antoni Chrapowicki[40]. Wyrok ten był ciosem w prestiż hetmana litewskiego i pewną demonstracją przed nadchodzącą elekcją. Trzeba też zauważyć, że egzekucja dekretu zależała właściwie od marszałka Sobieskiego i fakt ten również mógł stać się kartą przetargową w rozgrywkach elekcyjnych.

Zapewne z inicjatywy Sobieskiego sąd kapturowy podjął się rozsądzenia sprawy ordynacji ostrogskiej, co zupełnie nie leżało w jego kompetencjach. Trzeba zauważyć, że sprawą ordynacji ostrogskiej zainteresowany był osobiście marszałek wielki koronny. Po śmierci Aleksandra Zasławskiego–Ostrogskiego dobra ordynackie przejęła siostra zmarłego, a siostrzenica Jana Sobieskiego Teofila z Zasławskich-Ostrogskich Wiśniowiecka. Jednak pretensje do ordynacji zgłaszała również jej matka, siostra marszałka, Katarzyna z Sobieskich Radziwiłłowa primo voto Zasławska-Ostrogska. W spór ten włączyli się ich mężowie: Dymitr Wiśniowiecki i Michał Kazimierz Radziwiłł. Prawdopodobnie więc podjęcie tej sprawy przez sąd kapturowy było kolejną próbą wywarcia przez Sobieskiego presji na postawę polityczną przede wszystkim Dymitra Wiśniowieckiego, lecz także i szwagra Michała Kazimierza Radziwiłła.

Buława wielka dawała Sobieskiemu władzę nad armią, laska marszałkowska możliwość legalnego przebywania wojska w okolicach Warszawy i w samym mieście. Począwszy od 1648 r., konfederacje generalne zakazywały hetmanom wprowadzania wojsk wewnątrz Rzeczypospolitej, zwłaszcza sprowadzania ich na pole elekcyjne. Postanowienie takie znalazło się też w konfederacji z roku 1674[41]. Jednak nie widać, by ktoś protestował podczas sejmu elekcyjnego przeciw działaniom Jana Sobieskiego. Spowodowane to było faktem, że oddziały hetmana na polu elekcyjnym stawały się de facto siłami urzędu marszałkowskiego, a te miały pełne prawo tu przebywania. Istniejący zwyczaj wzmacniania podczas sejmów piechoty marszałkowskiej innymi oddziałami sprowadzanymi przez marszałków sankcjonował posunięcia Sobieskiego. Szlachta protestując wielokrotnie przeciw licznym pocztom magnackim, ani razu nie zwraca się przeciw marszałkowi[42]. Dzięki takiej postawie szlachty przy nikłej jej frekwencji, marszałek mógł wykorzystać w decydującym momencie już nie do końca zgodnie z prawem swoje oddziały.

W dniach poprzedzających wybór nowego króla na polu elekcyjnym pojawiało się coraz więcej żołnierzy, trudno powiedzieć, czy urlopowanych przez Jana Sobieskiego, czy też z regimentów, które ściągał pod Warszawę, rozlokowując je jednak w odległości kilku dni marszu od miasta[43]. Znajdowała się tu też wcale liczna deputacja wojska koronnego. Żołnierze posuwali się nawet do wywierania otwartej presji na izbę poselską.

W przeddzień elekcji według anonimowego Litwina „promy i w górze, i w dole Wisły potopiono i piechotami miasto i cekhauz osadzono, także ludzi wojskowych co noc przybywa”[44]. Stojące w pewnej odległości od Warszawy wojska otrzymały rozkaz marszu ku miastu[45]. W nocy z 18 na 19 maja oddziały marszałka obsadziły most przez Wisłę lub wręcz „most rozerwano z umysłu i przybyłych asystencyi nie puszczano”[46]. Dzięki temu marszałek wielki koronny uniemożliwił Pacom sprowadzenie ich licznych wojsk pozostających na prawym brzegu rzeki i w decydujących dniach elekcji Litwini pozostali bez większego wsparcia.

Oficjalnie kandydatami byli, tak jak poprzednio, książęta neuburski i lotaryński, nazwisko Sobieskiego pojawiło się na polu elekcyjnym w ostatniej chwili i miało, podobnie jak 5 lat wcześniej osoba Michała Korybuta, stanowić rozwiązanie impasu między stronnictwami. Tym razem jednak szlachta doskonale orientowała się w planie Sobieskiego i pojawienie się jego kandydatury początkowo nie zmieniło sytuacji. Główną rolę znów odegrali żołnierze. Za każdym razem, gdy wymieniano nazwisko zwycięzcy spod Chocimia, podnosiły się radosne okrzyki „i choć jedna kreska w którym województwie na niego była, a na drugich kandydatów po kilkudziestu kresek, to przecię na jego imię vivat, vivat, a na drugich moriantur, wołano nawet, gdy niektóre województwa, widząc taką zawziętość, tak deklarowały, że te kreski, które byli albo księciu lotaryńskiemu albo księciu neuburskiemu dali, ad communem consensum Reipublicae je obracali, ustawicznie powtarzano vivat!”[47]. W ten sposób nawet województwa, które w swych kołach dokonały ekskluzji „Piasta”, przekazały swe głosy na hetmana[48]. Bogusław Kazimierz Maskiewicz, opisując w diariuszu moment nominacji, stwierdza, że krzyczano co prawda na wiwat, „jednak to wszystko szło jak z kamienia, sami nawet koronni jak porażeni nosy pospuszczali i mali się rzec prawda, nie życzyli mieć go królem”[49]. Litewscy autorzy relacji silnie akcentują element zastraszenia elektorów z Korony, którzy „jako tchórze sami milczeli, a Litwę podżegali”[50].

Jan Sobieski zawsze wyżej sobie cenił urząd hetmański. Dopiero wydarzenia bezkrólewia po abdykacji Jana Kazimierza skłoniły go do zwrócenia baczniejszej uwagi na godność marszałkowską i możliwości, jakie dawało piastowanie laski wielkiej koronnej. Królewski plan w 1674 r. udało mu się zrealizować dzięki umiejętnemu wykorzystaniu kompetencji zarówno urzędu hetmańskiego, jak i marszałkowskiego. Używając marszałkowskich uprawnień sądowo-policyjnych i delegując na pole elekcyjne swoich podkomendnych, doprowadził do istotnego ograniczenia aktywności przeciwników politycznych, co w efekcie znacznie ułatwiło mu osiągnięcie tronu.


Artykuł pochodzi z książki pt. Marszałek i hetman koronny Jan Sobieski, pod red. Dariusza Milewskiego, Warszawa 2014, seria Silva Rerum.


[1] Zwracał na to uwagę A.Ch. Załuski (Epistolares historico-familiares, Brunsbergae 1710, t. 1, s. 37), pisząc o koncepcjach powierzenia laski nadwornej Bogusławowi Radziwiłłowi w 1668 r. Zostało to odrzucone, gdyż z powodu stałej nieobecności Jana Sobieskiego Radziwiłł zyskałby zbyt dużą władzę na dworze. Proponowano, by raczej mianować go wojewodą. Palatini enim licet potior locus, minor tamen ad nocendum vis et potestas, quam mareschalci, minus periculi timendum a remoto senatore, quam in visceribus aulae et culmine sedente.

[2] T. Ciesielski, Sejm brzeski 1653 r. Studium z dziejów Rzeczypospolitej w latach 1652–1653, Toruń 2004, s. 79.

[3] W. Kłaczewski, Jerzy Sebastian Lubomirski, Wrocław 2002, s. 231.

[4] Z. Wójcik, Jan Sobieski 1629–1696, Warszawa 1983, s. 104.

[5] Ibidem, s. 114–115.

[6] Cyt. za: S. Ochmann-Staniszewska, Z. Staniszewski, Sejm Rzeczypospolitej za panowania Jana Kazimierza Wazy. Prawo – doktryna – praktyka, Wrocław 2000, t. 1, s. 432.

[7] Ibidem, s. 436–437; Z. Wójcik, Jan Sobieski…, s. 116–117.

[8] S. Ochmann-Staniszewska, Z. Staniszewski, Sejm Rzeczypospolitej…. t. 1, s. 563; M. Matwijów, Ostatnie sejmy przed abdykacją Jana Kazimierza 1667 i 1668, Wrocław 1992, s. 122. Podczas sejmu w 1667 r. część izby poselskiej również atakowała Sobieskiego, żądając uznania buławy i laski za incompatibilia. Podobnie na sejmie 1668 r.; ibidem, s. 58–59, 68, 137.

[9] Z. Wójcik, Jan Sobieski…, s. 148.

[10] A. Codello, Rywalizacja Paców i Radziwiłłów w latach 1666–1669, KH 1964, R. 71, z. 4, s. 917. Współpracę Jana Sobieskiego z Radziwiłłami zacieśniało małżeństwo siostry marszałka Katarzyny z podkanclerzym litewskim Michałem Kazimierzem Radziwiłłem.

[11] W. Czapliński, Branicki Jan Klemens, PSB, t. 2, 1936, s. 403; W. Kłaczewski, Abdykacja Jana Kazimierza. Społeczeństwo szlacheckie wobec kryzysu politycznego lat 1667–1668, Lublin 1993, s. 125, 157–159.

[12] Jan Kazimierz do J. Sobieskiego, 24 VII 1668, [w:] Pisma do wieku i spraw Jana Sobieskiego, wyd. F. Kluczycki, Kraków 1880, t. 1, cz. 1, s. 398.

[13] T. Korzon, Dola i niedola Jana Sobieskiego1629–1674, t. 2, Kraków 1898, s. 117.

[14] Pacowie już we wrześniu nakłaniali J.D. Krasińskiego do wczesnego sprowadzenia swojej piechoty przed konwokacją, aby nie wzbudzić podejrzeń szlachty. Ofiarowali dla piechoty nawet stancję Michała Kazimierza Paca; K. Pac do M.K. Paca, Warszawa, 27 IX 1668, B. Czart., rkps 414, s. 133–136.

[15] VL, wyd. J. Ohryzko, t. 4, Petersburg 1859, s. 489.

[16] VL, t. 5, s. 117.

[17] J. Dzięgielewski, Sejmy elekcyjne, elektorzy, elekcje 1573–1674, Pułtusk 2003, s. 110–111.

[18] B. Ossol., rkps 3564, k. 453. Także anonimowy szlachcic z województwa poznańskiego spodziewał się scysji; B. PAN Kórnik, rkps 365, k. 27.

[19] Mimo że województwa mazowieckie i wołyńskie oraz część Litwy poparły propozycję omówienia najpierw egzorbitancji; B. Czart., rkps 408, s. 154.

[20] B. Czart., rkps 164, s. 251. Biskup kujawski już dnia poprzedniego podczas rady w Zamku stwierdził, że żaden z kandydatów nie jest godny „ani krew cudzoziemska, aby dla niej jeden szlachcic, civis Patriae, miał krew swoje przelać”; B. PAN Kórnik, rkps 316, k. 321.

[21] B. Czart., rkps 164, s. 251.

[22] B. PAN Kórnik, rkps 365, k. 27v.

[23] B. PAN Kraków, rkps 1070, k. 147.

[24] B. Ossol., rkps 3564, k. 455v, „w jednej godzinie”. Wg diariusza B. PAN Kórnik, rkps 316, k. 322, w ciągu pół godziny zgodziło się 21 województw.

[25] B. Czart., rkps 164, s. 252. Zagłuszono też kilku przeciwników księcia Wiśniowieckiego w województwie lubelskim; B. PAN Kraków, rkps 1070, k. 147. Podczas deklaracji w okopie zaprotestowało województwo ruskie popierające podstolego lwowskiego Marcina Zamoyskiego w sporze o ordynację zamoyską. Gdy jednak elekt zadeklarował, że odstąpi ją Zamoyskim, sprzeciw wycofano; B. Czart., rkps 164, s. 253.

[26] J.A. Chrapowicki, Diariusz, cz. II: Lata 1665–1669, oprac. A. Rachuba, T. Wasilewski, Warszawa 1988, s. 509.

[27] B. PAN Kraków, rkps 1070, k. 148v.

[28] J.Ch. Pasek, Pamiętniki, oprac. R. Pollak, Warszawa 1987, s. 199. Oczywiście, nie można wykluczyć, że pewne kandydatury „piastowskie” pojawiały się samoczynnie wśród szlachty.

[29] B. Ossol., rkps 3564, k. 456–457; B. PAN Kraków, rkps 1070, k. 148; B. Czart., rkps 408, s. 607.

[30] „Lecieli w takiej kurzawie, że świata widać nie było”; B. Ossol., rkps 3564, k. 457v.

[31] Z wyjątkiem jednej wszystkie relacje są co do tego zgodne.

[32] Prawdopodobnie w okopie nie było marszałka nadwornego J.K. Branickiego, który właściwie przez cały czas sejmu elekcyjnego chorował. Można się zastanawiać, czy na jego absencję nie wpłynęły żądania zgłaszane przez posłów brańskich na początku sejmu, aby jako banita (Branicki został skazany w kapturze brańskim) „laski nie podejmował i miejsca nie miał”; B. PAN Kraków, rkps 370, k. 111v.

[33] Dowództwo garnizonu miasta sprawował ppłk Jan Berens, natomiast kluczowe miejsce Warszawy – most przez Wisłę Sobieski powierzył płk. Michałowi Żebrowskiemu; Zur Geschichte der polnischen Königswahl von 1669. Danziger Gesandtschaftsberichte aus den Jahren 1668 und 1669, hrsg F. Hirsch, „Zeitschrift des westpreussischen Gesichtsverein” 1889, H. 25, s. 105. Diariusz B. PAN Kórnik, rkps 365, k. 27v wspomina, że w momencie, gdy w województwie poznańskim zgodzono się już na Michała Wiśniowieckiego, przybyło poselstwo od Jana Sobieskiego z deklaracją, że zaakceptuje każdego, kogo oni mianują. Być może marszałek wysłał to poselstwo, zanim zorientował się w sytuacji na polu elekcyjnym, tym bardziej że województwa kaliskie i poznańskie najszybciej ustaliły osobę przyszłego króla. Województwu poznańskiemu wyjątkowo się spieszyło do wyboru króla, gdyż jego deputaci w okopie ruszyli do swego koła jeszcze przed Veni Creator, lecz zawrócili, gdy im przypomniano o tym niezbędnym elemencie aktu elekcyjnego; B. Czart., rkps 164, s. 251.

[34] B. Czart., rkps 164, s. 252–253; A.Ch. Załuski, Epistolares…, t. I, s. 127; K. Wyrwicz, Konfederacja gołąbska, Poznań 1853, s. 13. O zgodę Paców zabiegali Andrzej Olszowski, Florian Czartoryski, Stefan Wierzbowski i biskup wileński Aleksander Sapieha. Żadne z polskich źródeł nie wspomina o rzekomej zgodzie 18 województw na kandydaturę Bogusława Radziwiłła.

[35] A. Codello, Rywalizacja Paców i Radziwiłłów…, s. 928; A. Przyboś, Michał Korybut Wiśniowiecki 1640–1673, Kraków 1984, s. 73. Pociągająca teza Krystyna Matwijowskiego przyznająca decydującą rolę w wyborze Michała Korybuta Wiśniowieckiego sojuszowi Radziwiłłów i Potockich z Andrzejem Olszowskim nie znajduje potwierdzenia źródłowego (zob. K. Matwijowski, Bogusław Radziwiłł w okresie elekcji i w pierwszych miesiącach rządów Michała Korybuta, [w:] Między Wschodem a Zachodem. Rzeczpospolita XVI–XVIII w. Studia ofiarowane Zbigniewowi Wójcikowi w siedemdziesiątą rocznicę urodzin, red. T. Chynczewska-Hennel, Warszawa 1993, s. 151–155; idem, Jeszcze o roli Bogusława Radziwiłła w trakcie elekcji Michała Korybuta Wiśniowieckiego, [w:] Między wielką polityką a szlacheckim partykularzem. Studia z dziejów nowożytnej Polski i Europy ku czci Profesora Jacka Staszewskiego, red. K. Wajda, Toruń 1993, s. 225–231). Udział podkanclerzego koronnego w tym sojuszu wywodzi Autor z fragmentu listu B. Radziwiłła, w którym koniuszy litewski stwierdza, że „książę pan podkanclerzy będziemy mieli ze 40 posłów po sobie” (K. Matwijowski, Bogusław Radziwiłł…, s. 154). Jednak z przytoczonego fragmentu wynika, iż mowa jest o podkanclerzym litewskim M.K. Radziwille, a nie o koronnym A. Olszowskim.

[36] J.A. Chrapowicki, Diariusz, t. 4, MN Kraków, rkps 169, s. 45.

[37] J. Woliński, Poselstwo Krzysztofa Schaffgotscha na elekcję polską 1674 r., [w:] idem, Z dziejów wojny i polityki w dobie Jana Sobieskiego, Warszawa 1960, s. 108. D. Wiśniowiecki żonaty był z siostrzenicą marszałka Teresą Zasławską-Ostrogską.

[38] Tym bardziej że według jednej z relacji sam książę Konstanty stwierdził, że piechota marszałkowska działała bez wiedzy marszałka litewskiego; B. Ossol., rkps 247, k. 379.

[39] B. Czart., rkps 172, s. 156; B. Ossol., rkps 247, k. 382v; J.A. Chrapowicki, Diariusz, t. 4, MN Kraków, rkps 169, s. 47.

[40] Ibidem, s. 58; J.A. Chrapowicki obliczał, że wydał kilka tysięcy na tę sprawę.

[41] VL, t. 5, s. 117.

[42] W związku ze sprawą Konstantego Wiśniowieckiego pojawiają się jedynie głosy, by marszałkowie sprawowali lepszą kontrolę nad swymi oddziałami; B. Ossol., rkps 247, k. 379v; B. Czart., rkps 172, s. 153. Domagano się także, by piechota marszałkowska nie pobierała myta na moście.

[43] B. Czart., rkps 172, s. 485. Poseł hiszpański oceniał ich liczebność na 6 tys.

[44] Ibidem, s. 162.

[45] T. Korzon, Dola i niedola…, t. 3, s. 495.

[46] B. Czart., rkps 172, s. 163; por. B. Czart., rkps 423, s. 45.

[47] B. Czart., rkps 423, s. 44.

[48] B. Ossol., rkps 247, k. 391.

[49] B. Czart., rkps 1666, s. 474.

[50] B. Czart., rkps 172, s. 170. Nuncjusz Francesco Buonvisi informował kardynała Altieriego 21 V 1674, że wszyscy na polu obawiali się Jana Sobieskiego, „nie mogli się nawet oddalić z koła, gdyż choćby Sobieski nie został królem, przecież jako hetman mógł ich uciskać i niszczyć. A tak elekcja na pozór wolna była w rzeczy samej przymuszoną”; zob. Zbiór pamiętników historycznych o dawnej Polszcze, wyd. J.U. Niemcewicz, Warszawa 1823, t. 4, s. 1487.