© Muzeum Pałacu Króla Jana III w Wilanowie
Silva Rerum   Silva Rerum   |   11.12.2023

Know-how ogrodnicze Johanna Philippa Breyne’a, czyli o tym, jak wyhodować ananasy w zimnych krajach Europy Północnej

Powszechnie uważa się, że pionierem uprawy ananasów w Rzeczypospolitej XVIII stulecia był  Kazimierz Poniatowski, prywatnie brat króla Stanisława Augusta. „Zbudował on oranżeryą ananasarnię na 200 łokci długą i tak troskliwie ananasy pielęgnował, że miał na swój stół do 5000 sztuk rocznie”.

Niemniej w pierwszej połowie XVIII wieku w Rzeczypospolitej w uprawie ananasów przodowali gdańszczanie, choć uzyskiwali dalece mniej owoców niż książę podkomorzy. Pierwsze owoce ananasa w mieście nad Motławą wyhodował sekretarz Jacob Theodor Klein, a stało się to na początku lat dwudziestych, mianowicie w roku 1721. Niebawem w jego ślady poszedł także inny gdański naturalista: doktor Johann Philipp Breyne, który po kilkunastu latach stał się gdańskim… „potentatem ananasowym”.

Ananasy – zarówno złote owoce, jak i zielone rośliny – J.P. Breyne chętnie sprzedawał na rynku lokalnym. Kupowali je zamożni mieszczanie, patrycjusze i przyjezdni. Uczony wysyłał je także do zainteresowanych z Królewca, Petersburga, Trebnitz oraz innych miejscowości, przede wszystkim w miastach niemieckojęzycznych. Niekiedy wraz z cennym ładunkiem przekazywał nabywcom także szczegółowe informacje na piśmie, jak właściwie postępować z przesyłanymi rośliny, by osiągnąć sukces ogrodniczy i niebawem cieszyć się kolejnymi soczystymi fruktami.

Co znajdowało się w takich instrukcjach? Zamiast opowiadać za J.P. Breyne’a, oddajmy mu głos. Tak oto pisał:

„W połowie października lub pod koniec tegoż miesiąca, w zależności od warunków pogodowych, zabieram moje ananasy z ich letnich inspektów z gnojem (…) i każę przenieść je na nowe miejsca do szklarni zimowych, gdzie zostaną ułożone na ławach jedne przy drugich, tak aby mogły cieszyć się naturalnym światłem słonecznym i stać w na tyle umiarkowanym cieple, iż termometr nigdy nie pokaże niższej [lub wyższej temperatury niż wymagana].

Do połowy stycznia pozwalam podlewać je oszczędnie wodą, która stała uprzednio w nagrzanej izbie; potem zaś kończę z podlewaniem i pozwalam im stać spokojnie do początku marca, a czasem i dłużej, (...) następnie każę zaś wyjąć rośliny z ziemi i obcinam wszystkie zwłókniałe korzenie i suche liście oraz czyszczę zgrubiałe części pędu bądź korzenia.

Potem pozwalam im leżeć co najmniej dobę, aby obeschły, w miejscu lekko zacienionym, potem zaś te [ananasy], które są bardziej suche niźli wilgotne, wysadzam do świeżej ziemi w donicach, i przenoszę je na grządki, które przygotowuję na nowo obkładając je ciepłym nawozem bydlęcym i od góry umieszczając trochę dębowej kory garbarskiej, i nie podlewam ich letnią wodą dopóty, dopóki nie pojawią się odrosty albo nowe korzonki, potem zaś podlewam je pierwej oszczędnie, potem zaś coraz obficiej, i znacznie częściej podczas gorącego lata, kiedy rosną [coraz szybciej].

Kiedy nawóz się wyziębia, pozwalam go wyrzucić i przynieść nowy (…). Zwyczajowy czas kwitnienia [rośliny] trwa u mnie od połowy maja do końca czerwca, a owoce dojrzewają od września aż do końca roku. W połowie października, kiedy psuje się pogoda, pozwalam zabrać rośliny z ich szklarni letnich. Oczyszczam je z suchych (...) liści oraz przenoszę ananasy wraz z donicami do szklarni zimowych – i postępuję później tak, jak opisałem wyżej.

Notabene 2: W połowie września i w październiku każę je podlewać coraz oszczędniej, aby nie dać tym roślinom sposobności do gnicia.

Notabene 1: W gorące letnie dni nie można zapomnieć o tym, aby dać im dostęp do świeżego powietrza, a to poprzez otwarcie niewielkiego okna, które ponownie zamyka się nocą, ale gdy zostaje przyniesione na inspekty z gnojem świeży nawóz i jest bardzo ciepły [w konsekwencji zaś paruje], wówczas pozwalam, aby owe okienka były otwarte także nocą.”

Jak zatem widać, gdańszczanin uprawiał swoje rośliny w różnych lokalizacjach, w zależności od pory roku. Raz były to wysokie szklarnie i oranżerie, raz niskie szklane inspekty gnojowe.

Niemniej J.P. Breyne chętnie ukorzeniał także rozety, postępując podobnie do swego konkurenta, sekretarza gdańskiej rady miejskiej, Jacoba Theodora Kleina. W kolejnej krótkiej instrukcji Breyne tłumaczył to jednemu ze swych kontrahentów:

„Kiedy owoce są dojrzałe i zostają odcięty do zjedzenia, postępuję z ich koronami w następujący sposób. 1. Korona nie może być odkrajana, tylko musi zostać wykręcona ostrożnie z dojrzałego owocu palcami; potem pozwalam jej leżeć kilka dni, aż trochę obeschnie; następnie zaś wkładam ją do małej donicy z absolutnie suchą ziemią do ananasów i kładę w ciepłym gnoju w inspekcie z nawozem, tak że w ciągu czterech lub pięciu dni [rozeta] zaczyna ‘kiełkować’ i puszcza korzonki. Potem pozwalam ją oszczędnie podlewać, aby otrzymywała pokarm i zaczęła rosnąć. Wspomniana metoda dotyczy jednak tylko tych koron [ananasów], które odejmuje się z owoców od września do połowy października; z kolei rozety tych [ananasów], które dojrzewają później, wkładam na inspekty z nawozem w szklarni zimowej albo, gdy zostanie rozpalony ogień, kładę donice w ciepły piasek nad piecem kaflowym, i obchodzę się z nimi tak, jak w przypadku [roślin z] inspektu z nawozem. Nauczyłem się tego [sposobu] z własnego doświadczenia (…)

Wreszcie odrosty, które pod koniec lipca i w sierpniu można często znaleźć na łodygach owocujących [ananasów], zostawiam przez całą zimę na macierzystych roślinach i nie odcinam ich wcześniej niźli wczesną wiosną, kiedy ananasy wyjmuje się z ziemi i czyści tak, jak opisano ową procedurę wcześniej; później wkładam je natomiast albo do małych donic w pojedynkę, albo do większych po dwie lub trzy sztuki – i zabieram na ich letnie leże w szklarniach bądź do inspektów z nawozem, potem zaś postępuję z nimi tak, jak [opisałem] wyżej.

Macierzystych łodyg, z których wyrosły, jednak nie wyrzucam, tylko po tym, jak zostaną oczyszczone, każę [ponownie] wysadzać je do świeżej ziemi w donicach – i wkładam je do inspektów z nawozem, tak że dają mi świeże sadzonki boczne ponownie kolejnego roku, a niekiedy i tego samego”.

Johann Philipp Breyne z pewnością wiedział, jak uprawiać ananasy, by uzyskać wspaniałe owoce. Jego córka Anna Renata sukcesy ogrodnicze ojca i wyborny smak wyhodowanych przezeń fruktów opiewała przecież w wierszach[1]. Na prośbę papy rysowała także barwne wizerunki gdańskich ananasów, które cieszyły oczy członków rodziny i gości, a owe wizerunki zachowały się do dzisiaj w zbiorach niemieckich (il. 1).

Wizerunki gdańskich ananasów z ogrodu Johanna Philippa Breyne’a narysowane przez jego córkę Annę Renatę; FB Gotha, Chart. 782, k. 85a, 91a. Materiały ikonograficzne i rękopiśmienne autorka pozyskała w trakcie Herzog-Ernst-Stipendium realizowanym w Forschungsbibliothek Gotha.

Gdy przypatrzymy się wspomnianym rysunkom, od razu zauważymy, że owoce ananasów uzyskane w osiemnastowiecznym Gdańsku nie przypominają wielkością tych, które możemy kupić współcześnie w rozlicznych sklepach. Mulatki owoc i olbrzymia rozłożysta rozeta mogą dziwić, gdy pomyślimy o fruktach trafiających do Polski z wielkich południowoamerykańskich plantacji. Niemniej podobne, niewielkie owoce da się wyhodować amatorsko także dzisiaj. Można uzyskać je z roślin, które trafiają z kwiaciarni na nasze domowe parapety.



[1] Zob. np. [LINK]