© Muzeum Pałacu Króla Jana III w Wilanowie
Silva Rerum   Silva Rerum   |   30.12.2019

O tym, jak pewien zdolny gdańszczanin uczył się medycyny w Amsterdamie pod okiem Gerarda Blaesa

Siedemnastowieczni mieszkańcy Prus Królewskich, aby zdobyć stopień doktora filozofii i medycyny, musieli wyjeżdżać na kosztowne, wieloletnie studia zagraniczne. Jednym z najchętniej wybranych kierunków podróży po taką wiedzę specjalistyczną były w tamtym czasie Niderlandy Północne z Lejdą na czele – wspaniałym miastem, w którym działały: uniwersytet, teatr anatomiczny, ogród botaniczny, obserwatorium astronomiczne, liczne oficyny wydawnicze i tak dalej. Studenci przebywający w Holandii podejmowali przy tym naukę nie tylko w akademii. Część z nich wpisywała się również do tamtejszych gimnazjów akademickich z działającymi przy nich katedrami medycyny oraz uczęszczała na zajęcia prywatne do wybranych nauczycieli.

Jednym z gdańszczan, dzielących swój czas między dwa uniwersytety niderlandzkie i gimnazjum w Amsterdamie, był przyrodni brat Daniela Schultza, słynnego malarza królów polskich. Pochodzący znad Motławą Daniel Gödtke, bo o nim mowa, został jednym z uczniów, domowników i współpracowników Gerarda Blaesa, mieszkającego w stolicy Zjednoczonych Prowincji uznanego anatoma oraz profesora stołecznego gimnazjum. To, jak wyglądał wielomiesięczny pobyt młodzieńca u mistrza, może przybliżyć fragment dziennika podróży uczonej przyjaciela i współlokatora Gödtkego, późniejszego profesora medycyny praktycznej w Jenie, Rudolfa Willhelma Krausego. O miesiącach spędzonych w stolicy Zjednoczonych Prowincji i nauce u Blaesa Krause tak pisał po latach: Po kilku dniach pobytu w Amsterdamie, odwiedziłem […] pana Gerarda Blasiusa, doktora medycyny, profesora publicznego i lekarza ordynaryjnego, który został wybrany przez władze miejskie na lekarza jednej z [tamtejszych] dzielnic. A że ów Blasius był bardzo sławnym i ciekawym medykiem, ponadto przez cały rok prowadził codzienne anatomie żywych zwierząt i psów, do tego kolegia medyczne, praktyczne i chymiczne, a nadto był bardzo uprzejmym, przyjaznym oraz dobrym człekiem, poprosiłem go, aby przyjął mnie pod swój dach i do swego stołu, co z chęcią uczynił; i zakwaterował mnie w izbie nad jego pokojem, w której to izbie byli mieszkali [Nicolaus] Steno i [Jan] Swammerdam; z tej to przyczyny nakazałem przewieźć z Lejdy do Amsterdamu moje bagaże, wprowadziłem się do obiecanego mi pokoju, zasiad[a]łem też do stołu [mego nowego nauczyciela], przy którym nie gościł nikogo więcej prócz [mnie oraz trzech innych] studentów medycyny: Daniela Gödtkego, gdańszczanina, Johanna Willhelma Dillenburgena, amsterdamczyka, i pewnego Anglika o nazwisku Barke. 

Krause opisywał dokładnie także rozmaite formy kształcenia u anatoma, wskazując na zakres i charakter pobieranych u niego nauk: Co tydzień, niemal codziennie [pan doktor Blaes] prowadził kolegia anatomiczne, na które uczęszczało dwunastu studentów, głównie Holendrów, za co każdy z nich płacił mu rocznie 100 guldenów holenderskich i w zamian za to mógł brać udział we wszystkich kolegiach Institutionum [a więc z zakresu teorii medycznej], de Methodo medendi [czyli z zakresu doboru metod terapeutycznych], practica [tj. z zakresu praktyki medycznej], chamica [mianowicie z zakresu chymiatri, czyli sztuki sporządzania leków jatrochemicznych] i anatomica, a kiedy [mistrz] chciał coś zademonstrować w ramach [kolegiów] anatomicznych, to jeden z [pomienionych] uczniów, a dokładniej [kolejno] jeden po drugim, musiał dostarczyć [mu jakieś] żywe zwierzę, które można było kupić codziennie za niewielką sumę na Nowym Rynku; w ten właśnie sposób [trafiały do nas] wszelkiej maści psy, stare i młode, także szczenne, również koty, które chłopi chowali w workach trzymanych w ramionach i uchylając rąbka worka pozwalali dojrzeć okazałe dorosłe zwierzęta, także wszelkiego rodzaju gołębie oraz papugi, które sprzedawali chłopcy szyperscy i które były bardzo młode itp. itd. Sztukę mogliśmy kupić za 2, 3, 4 [lub] 6 sztuwerów, i mieszkając w domu [pana Blaesa] mieliśmy [także] ten przywilej, że gdy [mistrz] przeprowadził na [danym] zwierzęciu demonstrację, gdyż zazwyczaj nie robił dwóch pokazów raz jednej, raz drugiej części [ciała bestyi], dostawaliśmy takie truchło do anatomizowania, i kontynuowaliśmy badanie trzewi, przewodów, arterii, żył i naczyń limfatycznych. 
Mogliśmy także cieszyć się tym [przywilejem], z którego nie dało się nie skorzystać, gdyż pokój studyjny [doktora Blaesa] znajdował się w pobliżu izby, w której prowadził demonstracje [zootomiczne], że prosiliśmy go [wówczas] o pomoc oraz [dalsze] wskazówki, na co ten zwykle chętnie przystawał, ciesząc się naszą pilnością i ciekawością. 
Dlatego także, że [doktor Blaes] został […] powołany na urząd fizyka jednej z dzielnic [amsterdamskich], który leczy pospolitych, biednych ludzi, takich jak szyprowie, baby i ich dzieci itp. itd., otrzymując za to pensję ustalonej wysokości, medykamenty przy tym zapisując do konkretnej apteki w podlegającej mu dzielnicy, za co płacą władze miejskie, mieliśmy możliwość chodzić z nim na praktykę, a także oglądać [zabiegi] chirurgiczne, jeśli te się odbywały. 
Najczęściej występującymi chorobami [w Amsterdamie] były [w tym czasie] szkorbut we wszystkich stopniach [zaawansowania], czwartaczka, dyzenteria, puchlina, syfilis, rak piersi i twarzy [który raz zaobserwowaliśmy w ciekawym przypadku] pewnej niewiasty i jej dziecka, i chociaż bardzo pomagało w takich przypadkach wycięcie [zmiany], to zazwyczaj [chorzy na raka i tak] umierali; [innymi przypadkami były] guzy odmowe, gruźlica oraz szał maciczny [tj. histeria]. Ten ostatni przeszedł w końcu u pewnej szyprowej, której mąż zaciągnął się do floty, w manię; dlatego [że mąż kobiety wypłynął] dostała ona z żalu zatrzymania miesiączki) i stosowała na to różne leki, w końcu zaczęła [jednak]zbyt często sięgać po gorzałkę z destylatem goryczki. Pewnego ranka po wypiciu wódki palonej siedziała przed kominkiem i nagle upadła na stertę popiołu, i leżała tak nie dając żadnych znaków życia; kiedy przeniesiono ją do łóżka, przyszedł do niej pan doktor Blasius, ta jednak w [była] jak nieżywa, zauważyliśmy jednak oznaki pracy płuc i serca; po podaniu leków [kobieta] wciąż znajdowała się w stanie półsnu i w bezruchu, ale następnego dnia wieczorem zaczęła nagle się wydzierać, kląć i bluźnić – i wpadła w manię. 
Kiedy pan doktor Blasius z powodu zbyt dużej liczby pacjentów nie mógł przyjść do każdego [ze swych podopiecznych], dawał nam małe karteczki ze swoim podpisem, tak że mogliśmy wypisywać recepty dla każdej osoby, którą odwiedziliśmy, które to recepty pacjenci zanosili następnie do apteki [w tej dzielnicy], oddawali [aptekarzowi] i pobierali wykonane [dla nich na tej podstawie leki] […] Pan doktor Blasius instruował mnie [także] codziennie w zakresie praktyki, a że napisałem [raz] do pana doktora Schenka w Jenie, i życzliwość doktora Blasiusa bardzo mu schlebiała, wysłał mi list, który miałem przekazać rzeczonemu Blasiusowi, po czym ów kochany człowiek przychodził co dzień do mojej izby, udzielając mi różnych instrukcji i porad oraz dzieląc się swą wiedzą. Musiałem przenieść do tabel [prace lekarza] Franza Joëla, z czego mnie egzaminował, a następnie uczył stosować praktycznie.

Jak zatem widać, prywatni uczniowie profesora Blaesa, w tym Daniel Gödtke, uczestniczyli w jego różnych prywatnych zajęciach grupowych, za które płacili wysoką opłatę. Sami zapewniali także materiał sekcyjny wykorzystywany w trakcie prowadzonych przez mistrza prezentacji zootomicznych, czyli praktycznej nauki anatomii. Ci spośród nich, którzy przebywali u Blaesa na stancji, mieli dodatkowo możliwość pobierania instrukcji indywidualnych, określanych w tamtych czasach mianem collegium privatissimum. Mogli także korzystać z już wykorzystanych zwłok zwierzęcych do tzw. pracy własnej. Słuchacze towarzyszyli nauczycielowi również w trakcie jego praktyki indywidualnej na terenie Amsterdamu: poznawali konkretnych pacjentów, ucząc się arkanów stawiania diagnozy, prognozowania i ustalania zasad terapii, wypisywali recepty, sporządzali kazusy na piśmie oraz brali udział – jako obserwatorzy – w zabiegach chirurgicznych, w których uczestniczył profesor. Taka nauka pod okiem uznanego medyka, który zwracał baczną uwagę, na każdego ze swych podopiecznych, miała fundamentalne znaczenie dla młodzieńców i ich przyszłego życia zawodowego.