© Muzeum Pałacu Króla Jana III w Wilanowie
Silva Rerum   Silva Rerum

Prześwietna palestra

„Jeśli chodzi o prawników, jest ich w Polsce bardzo wielu” – w ten sposób Bernard O’Connor rozpoczął uwagi na ich temat. Potem było już tylko gorzej. Mieszkańcy Rzeczypospolitej bardzo niechętnie korzystali z porad prawników. Szlachta ze względu na trudności z egzekwowaniem wyroków wolała rozstrzygać spory we własnym zakresie, nawet z użyciem prywatnych oddziałów. Magnaci uważali przy tym, że „jest poniżej ich godności poddawanie się wyrokom bez bitwy”. Pozostałe stany korzystały z usług prawników równie niechętnie, a to ze względu na ich „skłonność do ciągłego procesowania się i korupcję”. O’Connor używał zbiorczego określenia „prawnicy”, ale mieszkańcy Rzeczypospolitej rozróżniali między sędziami a palestrą.

Palestra to osoby zatrudnione w centralnych instytucjach sądowych. Składały się na nie asesorie koronna i litewska rozpatrujące apelacje dla spraw z miast królewskich, referendarie koronna i litewska rozpatrujące apelacje dla chłopów z królewszczyzn, sądy marszałkowskie rozpatrujące sprawy dotyczące bezpieczeństwa na dworze królewskim i w jego bezpośrednim otoczeniu oraz trybunały Koronny i Litewski rozpatrujące apelacje od decyzji sądów szlacheckich i duchownych w przypadku gdy doszło do sporu między szlachtą a duchowieństwem. Palestranci występowali także przed sądami niższych szczebli, ziemskimi i grodzkimi. Wśród członków palestry wyróżniano kilka kategorii, od patronów (adwokatów) i dependentów (pomocników patronów), przez regentów (osoby przyjmujące wpisy do ksiąg sądowych i opiekujące się kancelarią oraz archiwum), po nadzorców więzień. Większość palestrantów, na czele z patronami, nie miała przygotowania teoretycznego, wiedzę i umiejętności zdobywali na drodze praktycznej. Ze względu na możliwość znacznego wzbogacenia  się nigdy nie brakowało chętnych do palestry, i to do tego stopnia, że w 1726 r. szlachta oficjalnie pozbawiła mieszczan możliwości występowania w sądach ziemskich i trybunałach.

Generalna opinia o członkach palestry była bardzo zła. Źródła z epoki i oceny późniejszych autorów nie pozostawiają większych złudzeń. W trakcie złotego wieku Mikołaj Rej pisał: „Sprawiedliwość naszą zową pajęczą siecią, którą bąk przebije, a nędzna mucha, uplotszy się, uwikławszy się, utraciwszy wszystko, nie doczekawszy się żadnej pociechy w upadku swoim, idzie z kijem, becząc, do domu, ręce załomiwszy”. Sto lat później Wacław Potocki dawał taką radę: „Jeżelić też pokażą ratusz albo grody, Weźm ze sobą pieniędzy więcej, niż masz szkody; Ale cię w tym upewnić nie może nikt, że tu, Nim umrzesz doczekasz się w swej krzywdzie dekretu”. Stosunek do ogółu prawników najlepiej chyba podsumował Zygmunt Gloger w Encyklopedii staropolskiej: „Palestranci polscy słynęli zarówno z biegłości prawa, wymowy i dowcipu, jak z krętactwa, czyli zręczności w wybiegach prawnych, w wyzyskiwaniu stron i przewlekaniu interesów. Byli wśród nich zawołani rębacze i najbieglejsi znawcy wina. W ogóle tradycja palestry polskiej nie jest ani świetną, ani budującą”. Jak zauważył O’Connor, palestranci mogli znajdować dość wątpliwą pociechę w fakcie, że opinia mieszkańców Rzeczypospolitej na ich temat nie odbiegała od średniej europejskiej: „Mają tak niskie zdanie o ich [prawników] uczciwości jak pozostałe narody Europy”.

W tym kontekście O’Connor odwołał się do własnych doświadczeń. Pewnego dnia został wezwany w Warszawie do prawnika, u którego zdiagnozował nowotwór języka. Język przybrał monstrualne rozmiary, wypełniając całą jamę ustną i zwisając na zewnątrz. Pacjent nie tylko nie był już w stanie wypowiedzieć słowa, ale także oddychać przez usta, mógł to robić tylko przez nos. O’Connor uznał, jak się po kilku dniach okazało słusznie, że na pomoc jest za późno. Pacjent dzięki swojej profesji stał się osobą majętną i nabył duże posiadłości ziemskie. Ale mimo śmiertelnej choroby nie mógł liczyć na żadne współczucie: „Ludzie byli przekonani, że przyczyną jego śmierci była, jak sądzę, sprawiedliwa kara. Język, który wyrządził zło tak wielu ludziom, wymierzył sprawiedliwość swemu panu”. Jak widać, O’Connor także nie rozpaczał nad nieszczęściem, które go dotknęło. Niechęć wobec prawników przetrwała w wielu krajach do dzisiaj. Nie bez powodu jeden z najbardziej znanych żartów w Stanach Zjednoczonych brzmi: Co to jest, trzystu prawników przykutych do statku na dnie morza? Dobry początek.