© Muzeum Pałacu Króla Jana III w Wilanowie
Silva Rerum   Silva Rerum   |   09.07.2015

Walka na forum sejmów – taktyka stronnictw politycznych za rządów Jana III Sobieskiego

Politycy za rządów Jana III Sobieskiego stosowali przemyślaną taktykę podczas obrad sejmu, który zamieniał się w istne pole walki. Współcześni pisali o niepisanej wrzawie, zamieszaniu i dzikich awanturach podczas obrad. Nie bez przyczyny okres ten nazwano w literaturze przedmiotu polskim piekiełkiem. Statyści ze stronnictwa dworskiego i opozycyjnego stosowali różne – często dalekie oduczciwości – metody, uznając za Machiavellim, że cel uświęca środki.

Jeszcze przed obradami politycy usiłowali wywołać wokół nich odpowiednią atmosferę – w czasach Sobieskiego najczęściej lęku i niepewności. W tym celu rozpowszechniali liczne pisma ulotne i wysyłali swoich ludzi w teren, aby agitowali wśród szlachty. W trakcie kampanii sejmikowej albo doprowadzali do wyboru swoich posłów, albo zrywali sejmiki. W 1692 r. nie doszło wiele sejmików koronnych, w tym średzki, pruski, wisznieński, natomiast wszystkie litewskie zakończyły się podjęciem uchwał, co źle wróżyło dworowi. W 1688 r. z kolei zerwany został m.in. sejmik lubelski, z którego kandydował Antoni Szczuka, lider stronnictwa dworskiego. Referendarz koronny musiał w pośpiechu udać się na sejmik podolski, gdyż inaczej obrady odbyłyby się bez niego, jednej z najważniejszych osób w stronnictwie królewskim!

Zdarzało się również, że kancelaria królewska opóźniała wysłanie uniwersałów do nieprzyjaznych województw, np. do Wielkopolski, aby jej posłowie spóźnili się na sejm, osłabiając opozycję.
Ponadto politycy zaogniali atmosferę tuż przed obradami. Podczas ostatniego sejmu za rządów Sobieskiego doszło do wielu ulicznych burd w Warszawie prowokowanych przez zwolenników hetmana Sapiehy, które skończyły się rozlewem krwi.

Następnie zaraz na początku obrad wybuchały drobne konflikty, które znacząco opóźniały ich rozpoczęcie. Rzadko który sejm w drugiej połowie rządów Sobieskiego rozpoczynał się w terminie. Na przykład w lutym 1685 r. posłowie litewscy czekali na króla w Grodnie, nie przyjmując do wiadomości, że wbrew prawu przeniósł obrady do Warszawy. Do porozumienia doszło dopiero po miesiącu (w połowie marca), gdy Sobieski zgodził się, aby marszałkiem sejmu został Litwin Andrzej Giełgud oraz na oficjalne nazwanie sejmu grodzieńskim. Ostatecznie więc posłowie litewscy mieli swojego marszałka, a Jan III nie musiał przenosić obrad do Grodna, ryzykując silnym oporem Litwinów podczas obrad. Zresztą wybór marszałka również wiązał się z problemami, na przykład w roku 1690, gdy Sobieskiemu zależało na sprawnym przeprowadzeniu obrad i uchwaleniu podatków na wojnę, marszałkiem został związany z dworem starosta bratiański Tomasz Działyński. Król nie wahał się użyć wszelkich środków perswazyjnych, łącznie z pieniędzmi. Z kolei w 1688 r. doszło do niesłychanego precedensu, gdyż zerwano obrady jeszcze przed obiorem marszałka.

Kolejnym punktem zapalnym było przyznawanie wakansów – niecierpliwie wyczekiwane przez kandydatów do stanowisk. Jan III, jako wytrwany gracz polityczny, wstrzymywał się z ich rozdawnictwem. Długo rozważał przyznawanie stanowisk, trzymając kandydatów w niepewności, aby skłonić ich do poparcia królewskich planów. Na przykład w 1689 r. Jan III ociągał się z przyznaniem dużej i małej pieczęci, chcąc zneutralizować opozycję, która nie pozwalała na czytanie projektu Securitas internae. Na jego decyzję czekali zarówno senatorowie duchowni (biskupi: B. Leszczyński, A. Załuski, S. Dąbski, J. Denhoff), jak i świeccy (J. Pieniążek, R. Leszczyński, K. Tarło), nie mogąc jawnie występować przeciw monarsze.

Nie był to jedyny sporny moment obrad – za rządów Sobieskiego na porządku dziennym było wywoływanie wielkich afer, rozpalających umysły w całej Rzeczypospolitej. Opinia publiczna żyła skandalem matrymonialnym Jakuba i Ludwiki Karoliny Radziwiłłówny (tzw. blamaż berliński w 1688 r.), oskarżeniami żydowskiego dzierżawcy ceł Jakuba Becala (1692/1693 r.) czy konfliktem między biskupem wileńskim Konstantym Brzostowskim a hetmanem Kazimierzem Sapiehą (1694/1695 r.). W ten sposób torpedowano plany przeciwnika lub odwracano uwagę posłów od spraw istotnych. Polityczne skandale paraliżowały pracę sejmu, który często był zrywany – po 1683 r. na siedem zwołanych sejmów do skutku doszły jedynie dwa. Grunt pod afery był przygotowywany znacznie wcześniej – najpierw po kraju krążyły zajadłe pisma ulotne, potem o sprawie rozmawiano w karczmach, kościołach i na targach, a na koniec przenoszono dyskusje na forum sejmu. Był to schemat stosowany przez oba stronnictwa, które planowały te działania z dużym wyprzedzeniem, umiejętnie rozkładając je w czasie. Dobrym przykładem ilustrującym mechanizm wywoływania skandalu był konflikt biskupa wileńskiego Brzostowskiego z hetmanem Sapiehą. Pierwsze sygnały dotyczące sporu pojawiły się już pod koniec kampanii sejmowej 1692/1693 r., następnie w obiegu pojawiły się liczne pisma polityczne na ten temat (także drukowane), a skandal wybuchł na forum zerwanego sejmu 1695 r.

Nic tak nie kompromitowało przeciwnika jak afery sejmowe. W 1688 r. dwór postanowił ujawnić korespondencję Sapiehów z dworem berlińskim w sprawie sukcesji w Polsce, aby spacyfikować opozycję i spokojnie dokonać intronizacji Jakuba. Stronnicy Sobieskiego zebrali dowody na spiskowanie przeciwników, chcąc ich zaskoczyć projektem konstytucji uznającej osoby zajmujące się problemem elekcji vivente rege za wrogów ojczyzny. I rzeczywiście plan się powiódł – opozycji wytrącono broń z ręki. To ona miała zaproponować zakaz elekcji za życia króla, chcąc nie dopuścić do tronu Jakuba, a tymczasem postawiono jej zarzut współpracy z obcymi dworami, z którego musiała się tłumaczyć.

Akcjom tym towarzyszyło wielkie napięcie, podsycane przez polityków, którzy stosowali m.in. metodę zastraszania zebranych. W obu izbach panował zgiełk, a senatorowie wykrzykiwali złowrogie hasła, chwytając za szable. Niejednokrotnie do sali musiała wkraczać gwardia królewska, aby uspokoić nastroje. Podczas afery religijnej wywołanej przez biskupa Opalińskiego, chciano go nawet wyrzucić z sali z krzesłem.

Inna metoda działania w trakcie sejmu polegała na obstrukcji, czyli tamowaniu obrad. W pismach politycznych nazwano ją nieprzełamanym uporem. Stosowała ją głównie opozycja, która koncentrowała się na doraźnej walce politycznej, polegającej na nieustannym negowaniu programu dworu. Najlepszym przykładem jest tu sejm z 1689 r., gdy malkontenci nie dopuszczali do czytania projektów konstytucji Securitas internae dotyczącej majętności margrabiny Ludwiki Karoliny. Lider dworskiego stronnictwa Antoni Szczuka wielokrotnie naruszał procedury, usiłując przeczytać projekt do końca, ale ostatecznie poniósł porażkę.

Podobny cel miało zgłaszanie protestacji uniemożliwiających kontynuowanie obrad. W 1688 r. opozycjoniści namówili chorążego wileńskiego Kazimierza S. Dąbrowskiego do zgłoszenia protestacji, aby zapobiec kompromitacji hetmana Sapiehy podejrzewanego o spiskowanie przeciw Sobieskiemu. Poseł, wdawszy się w spór z kasztelanem wileńskim Józefem Bogusławem Słuszką, opuścił salę, przerywając obrady. Senator Słuszka nie dał jednak za wygraną i wkroczył bezprawnie do izby poselskiej, wygłaszając mowę w swojej obronie. Podobnie w 1693 r. Opaliński i Pieniążek weszli do izby poselskiej, domagając się oddania Becala pod sąd sejmowy. Chęć wpłynięcia na sejmującą szlachtę była tak wielka, że senatorowie nie wahali się złamać prawa.

Najczęściej jednak w chwili wyjścia protestującego posła rozpoczynały się długotrwałe negocjacje między stronami sporu, które dawały okazję do wyciągnięcia politycznych korzyści. Tak było właśnie w przypadku protestacji Dąbrowskiego – malkontenci, przerażeni ujawnieniem spisku detronizacyjnego, wymogli powołanie specjalnej komisji, w której zasiadły ówczesne autorytety, ratując spiskowców przed poważnymi konsekwencjami. Podobnie było w 1688 r., gdy komisja mediacyjna wpłynęła na odesłanie Jakuba do Grodna, co storpedowało królewskie plany.

Jednak Jan III, który na ogół starał się negocjować z przeciwnikami, wolał się wycofać ze swoich planów, niż doprowadzić do eskalacji konfliktu. Był rozważnym graczem – jeśli orientował się, że jego program polityczny spotyka się z silnym oporem przeciwników politycznych, rezygnował z jego zapalnych punktów. Najprawdopodobniej dlatego nie zwołał nigdy sejmu konnego. Wojna domowa wydawała mu się zbyt wysoką ceną za realizację dynastycznych planów. Bywało jednak, że za ugodowością Sobieskiego kryła się inna taktyka. W 1689 r., podczas prób konfiskaty dóbr Ludwiki Karoliny, monarcha nagle zrezygnował z dochodzenia swoich krzywd, oświadczając, że najważniejsze jest dla niego dobro publiczne, czyli zgodne obrady. Zgodnie z przewidywaniami wprowadził zebranych w konfuzję, zyskując czas na zorientowanie się w nastrojach izby poselskiej. Jednocześnie został okrzyknięty prawdziwym patriotą. W rzeczywistości król nie zamierzał rezygnować z uchwalenia konstytucji dotyczącej dóbr Radziwiłłówny, a jedynie odłożył to w czasie.

Warto też wspomnieć o metodzie przenoszenia obrad na forum rady senatu, gdzie król zawsze mógł liczyć na silniejsze poparcie. W sytuacji gdy otwarcie lub kontynuacja obrad zdawały się niemożliwe, Jan III usiłował rozwiązywać najbardziej palące kwestie na radzie. W 1695 r., gdy długo nie można było rozpocząć obrad w związku z protestami opozycji wobec kandydatury marszałka Andrzeja Kryszpina Kirszetsztaina, monarcha, nawiązując do idei sejmu konnego, zaproponował zwołanie pospolitego ruszenia. Wówczas na radzie senatu mowy wygłosili m.in. główni aktorzy rozgrywającego się konfliktu, czyli hetman litewski Kazimierz Sapieha, biskup wileński Brzostowski, a także starosta nurski Godlewski w imieniu generału mazowieckiego, czyli szlachty. Na końcu głos zabrał król, który podsumował dramatyczne położenie Rzeczypospolitej.

Gdy zawiodły wszystkie wymienione sposoby, król decydował się na ingerencję w treść konstytucji, co natychmiast znajdowało odbicie w krytycznych pismach opozycji. Czasem dzięki zręcznej redakcji udawało mu się zmienić treść uchwał na korzyść dworskiego programu.

Z jednej strony należy docenić spryt staropolskich polityków, którzy dysponowali bogatym katalogiem metod działania podczas sejmu, z drugiej strony rodzaj tych metod – opartych na emocjach, oszustwie i negacji – świadczył o niskim poziomie kultury politycznej ówczesnych elit.

Logo POIiŚ