© Muzeum Pałacu Króla Jana III w Wilanowie
Silva Rerum   Silva Rerum   |   09.12.2011

Warszawskie przedpołudnie na początku XIX wieku

Dzięki Gerardowi Maurycemu Witowskiemu i jego felietonom możemy dzisiaj dowiedzieć się ze szczegółami, jak wyglądało typowe warszawskie przedpołudnie u początków XIX stulecia.

Dla rzemieślników i robotników dzień rozpoczynał się już o czwartej nad ranem, gdyż praca w fabrykach i zakładach rzemieślniczych ruszała o piątej. O szóstej na targach pojawiały się służące, a także niektóre panie domów. „Wielki świat” wylegał jednak na miasto dopiero o godzinie jedenastej, udając się do sklepów, najczęściej pod kolumny. „Kolumny nie mogą zapewne iść w porównanie z miejscem zwanym Palais-Royal w Paryżu. Wszelako moda uczyniła z nich świątynię przemysłu, handlu, przepychu i gustu. Świetne sklepy Dyzmańskiego, Lewickiego, Kölera, Emicha, doskonała Restauracya Chovot, Kosmorama, biblioteka wyborna Glücksberga, kantory najbogatszych wekslarzy, wszystko to znaleźć można zgromadzonym na przestrzeni kilkunastu sążni kwadratowych” pisał o tym miejscu Witowski. Przeszklone wystawy były rzęsiście oświetlone, a wnętrza sklepów urządzono ładnie i elegancko. Oferowały duży wybór towarów zarówno importowanych, jak i krajowych, naśladujących wzory francuskie, angielskie, włoskie i tureckie. Do obstawionego powozami wejścia cisnął się tłum klientów różnych stanów oraz służby, z czego korzystały stojące tam przekupki z owocami. Bystre oko Witowskiego wyławia z tej ciżby typy najbardziej charakterystyczne. Jest więc nieco zagubiony szlachcic ze wsi wysłany przez żonę po sprawunki, jest jegomość targujący się ostro o parę rękawiczek, a także naiwnie wierzący we wszystkie zapewnienia kupczyka młodzieniec, wybierający najprawdopodobniej prezenty dla swojej damy. Jak wynika z opisu, targowanie się i kupowanie na kredyt stanowiło wówczas rzecz częstą i zupełnie zwyczajną. Wizyta w sklepie stanowiła też niekiedy dobrą okazję do pozornie przypadkowych schadzek.

Zamiast do sklepu można było wybrać się na posiedzenie jednego z licznych towarzystw naukowych, były one jednak chyba na ogół dość nudne i nie cieszyły się wielkim powodzeniem. Niektóre wykształcone damy spędzały ten czas w domowej bibliotece, czytając, przyjmując wizyty księgarzy i przeglądając katalogi nowości wydawniczych. Witowski bardzo chwali takie zachowanie. Interesującym sposobem na zapełnienie przedpołudnia było też bezsensowne krążenie po mieście w poszukiwaniu nowin i zaczepianie przypadkowo spotkanych znajomych, jak to często robili młodzi mężczyźni.