© Muzeum Pałacu Króla Jana III w Wilanowie
Silva Rerum   Silva Rerum   |   24.03.2015

Wieści z wojny siedmioletniej w dzienniku Józefa Jerzego Hylzena

Józef Jerzy Hylzen, potomek możnej inflanckiej rodziny, kasztelan inflancki, wojewoda miński i mścisławski, po dwuletniej turze kawalerskiej, w czasie której zwiedził kraje Rzeszy, Francję oraz Niderlandy, w 1754 r. powrócił do Rzeczypospolitej. Magnat zakończył zwyczajny dla takiej peregrynacji diariusz, nie rozstał się jednak z pisaniem, tylko rozpoczął drugi dziennik. Kontynuacya Dyaryusza od Roku 1754 mca Augusta 25 Dnia we Gdańsku obejmuje lata 1754–1759, a więc czas, kiedy szlachcic rozpoczął karierę publiczną, został szambelanem Augusta III oraz starostą brasławskim. W rękopisie znajdujemy zapis magnackiej codzienności, do której należały liczne wizyty i rewizyty, objazdy dóbr porozrzucanych między rodzinnymi Inflantami, Warszawą i Prusami Królewskimi, sprawy domowe i obowiązki publiczne. Wśród tych wydarzeń pod koniec sierpnia 1756 r. młody magnat zapisał: król pruski [Fryderyk II] wtargnął z wojskiem swoim do Saksonii hostiliter.

29 sierpnia 1756 r. w Europie rozpoczęła się wojna, która później zyskała miano siedmioletniej. Hylzen był tak przejęty początkiem konfliktu, że między sierpniem a grudniem nie napisał nic o wypadkach jego samego tyczących. Zamiast tego z entuzjazmem odnotował przystąpienie do wojny po stronie saskiej cesarzowej Marii Teresy, informował o kolejno obsadzanych stanowiskach wojskowych oraz o szybkich ruchach wojsk pruskich. Niestety już w listopadzie skonstatował, że mimo waleczności żołnierzy saskich oblężenie Saksonii zakończyło się kapitulacją broniących się, choć w tej krytycznej okoliczności wojsko bić się chciało, lecz generałowie po uczynieniu consilium wojennego uradzili, że kapitulacji szukać trzeba. Po klęsce pod Pirną Hylzen zilustrował beznadziejne położenie elektora saskiego i króla polskiego w jednej osobie: król JMC rezolwował się wyjechać do Polski, feldmarszałkowi swemu […] pełną moc kapitulowania zostawiwszy, podług której oficerowie sascy jako prisonniers de guerre wzięci Königstein, zaś neutralitatem dla siebie otrzymał, […] królową JejMC z resztą familii swojej w Dreźnie zostawiwszy.

Po burzliwych wieściach z wstępnej fazy wojny Hylzen spokojniej już relacjonował kolejne postanowienia władców europejskich, wedle których: Król francuski deklaruje królowi naszemu wszelką pomoc do rewindykowania Saksonii. Król pruski kontrybucje nakłada na Drezno i Lipsk, całą Saksonię opanowawszy. Król angielski starania dokłada, lecz daremnie do przyprowadzenia do pokoju cesarzową JejMCi z królem pruskim. Hylzenowi bynajmniej nie umknęła drapieżna polityka Fryderyka II, który w Saksonii wybiera do wojska tylu ludzi, ilu mu się podoba, przez co tam wielka mizeria panuje.

Po roku 1756 naznaczonym niepowodzeniami naturalnie bliższych Hylzenowi Sasów i działaniami polityków nadszedł rok 1757, a w dzienniku pojawił się obraz działań wojennych, w których między Austriakami i Prusakami często bywają małe potyczki. Marsze i kontrmarsze, nieustanne szachowanie wojsk przeciwnika nie odbywały się jednak w nieskończoność. Kontynuacja zawiera w końcu opis największych bitew wojny: pod Pragą, Kolinem czy Gross-Jägersdorfem. W swej relacji Hylzen skupia się na ruchach wojsk, rozstrzygających momentach danej batalii oraz rannych bądź zmarłych w czasie bitwy dowódcach i wyższych oficerach.

Hylzena interesowała przede wszystkim wojna Austrii z Prusami, a więc pojmował konflikt w ramach trzeciej wojny śląskiej. Rzadko skupiał się na rywalizacji angielsko-francuskiej poza Europą, parokrotnie wspomniał tylko o działaniach korpusów ekspedycyjnych tych państw na kontynencie amerykańskim. Nieco więcej miejsca poświęcił ruchom wojsk rosyjskich, również ich przemarszom przez tereny Rzeczypospolitej, oraz działaniom francuskim na terenach Rzeszy. Jako poddany pobitego uczestnika konfliktu żądny wrażeń magnat relację swą stara się utrzymywać w tonie obiektywnym. Kiedy nie ma informacji co do wyniku potyczki, ogranicza się do stwierdzeń typu: Nie masz jeszcze opisania należytego o tej akcji. Diarysta nie wierzy również krążącym plotkom, które różne publicum wymyśla.

Pod koniec 1757 r. we wszystkich cudzoziemskich wiadomościach słychać o negocjacjach do pokoju, przez który potencje skoligowane chcą, ażeby król pruski ustąpił Śląska cesarzowej, królowi naszemu Saksonię wrócił i poczynione w tym państwie szkody bonifikował. Na przekór tym wieściom zwycięskimi bitwami pod Rossbach i Lutynią Fryderyk II przejął inicjatywę i odwrócił losy wojny, oddalając tym samym wizję pokoju. W tym samym czasie do Polski dotarła informacja o śmierci królowej Marii Józefy. Hylzen początkowo niedowierzał informacjom z gazet o śmierci nieodżałowanej pani królowej JejMCi naszej. Dwa dni później nieszczęśliwa informacja została jednak potwierdzona przez nuncjusza papieskiego.

Przedłużająca się wojna zyskała w dzienniku Hylzena stałe miejsce. Koleje wojenne perypetie diarysta uzupełniał zazwyczaj po częstych wizytach w magnackich domach, w których nasłuchiwał wiarygodnych informacji, czy po lekturze europejskiej prasy. W latach 1758–1759 teatr wojenny zniknął z kart diariusza. W tym czasie szlachcic zajęty był sejmikowaniem, podróżami z Inflant do Warszawy oraz obchodami inwestytury kurlandzkiej królewicza Karola Krystiana. Wojna powróciła do brulionu 2 marca 1759 r., wraz z wejściem wojsk Fryderyka II do Wielkopolski. Widmo konfliktu bezpośrednio zagrażało wówczas Rzeczypospolitej. Hylzen u dworu znalazł wielką konsternację z okazji tego wkroczenia.

Rzeczpospolita w wojnie siedmioletniej należała do państw neutralnych, stąd Hylzen nie opisywał jej z popularnej w wielu pamiętnikach perspektywy żołnierza czy obserwatora, ale żądnego informacji obywatela. O wyniku zmagań Fryderyka II z niemal całą Europą nie dowiemy się z dziennika magnata. Ten pisany jest do maja 1759 r., a ostatni wpis poświęcony wydarzeniom wojennym dotyczy bitwy pod Bergen (13 kwietnia 1759 r.), w której Francuzi pole otrzymali. W tym momencie do cudu domu brandenburskiego i korzystnego dlań pokoju w Hubertusburgu (1763) było jeszcze daleko.