© Muzeum Pałacu Króla Jana III w Wilanowie
   |   27.04.2021

Z księgi pana Waleriana | felieton historyczny z cyklu „Koszulka Dejaniry”

W czasach nowożytnych kobieta nie zawsze miała u nas lekko.

Państwo polskiej szlachty nie było (wbrew temu, co sądzili jego liczni przedstawiciele) ziemskim rajem. Zresztą wielu ludzi tak sądziło o swych krajach, np. Szekspir o Anglii (Król Ryszard III: „Ten tron monarchów, wyspa berłowładna, Królewska wyspa, ta Marsa siedziba, Ten drugi Eden, ta raju połowa,”). Oczywiście wszyscy mylili się bardzo, zwłaszcza w Polsce, gdzie panował niemały bałagan. Szczególnie na tzw. Kresach, choć czasem i tam zdarzał się wojewoda, przykładem Stanisław Żółkiewski, który potrafił wszystkich za mordę schwycić. Ale zawsze przestępstw było bez liku, co pięknie opisał w przytaczanej tu po wielekroć książce „Prawem i lewem” znakomity Władysław Łoziński. Jakaś powiatowa Lady Makbet, jacyś bracia Łahodowscy (wspominani wcześniej po tą koszulką) i tutti quanti. Ale, oczywiście, opisać wszystkich nie dał rady.

Wszelako wertując nieśmiertelne „Liber Chamorum” Waleriana Nekandy-Trepki natknąłem się na ciekawy przypadek pana Rożnowskiego. Ale może wcześniej słowo o samym Trepce herbu Topór (to jeden z najstarszych herbów polskich). Otóż ten Trepka, pół Polak, pół Sabaudczyk (to późne pokłosie dworu królowej Bony) urodził się gdzieś w 1585 czy 1586 roku w rodzinie niezbyt zamożnego szlagona, a studiował w Akademii Krakowskiej. Jego dziedzictwem były Czaple Długie koło Miechowa, które jakoś pan Walerian przefacjendował na różne imprezy i musiał zamieszkać w Krakowie, gdzie znienawidził wszystkich mieszczan. Tam też latami komponował swe opus magnum, wielki katalog wszelkich przecherów, którzy wślizgnęli się do „stanu zacnego”. Oto jedno z haseł tego uroczego spisu:

Rożnowski zwał się chłopski syn. Ten służył za mastalerza kilkanaście lat w krakowskiej ziemi u p. Jasińskiego. Ten Jasiński nabawił był dziewce swej własnej pękatego brzucha. A prędko potem umarł Jasiński. Syn jego pobaczywszy po dziewce, że jej brzuch puchnie, pytał jej z kim.  Powiedziała, że z ojcem. Chciał jej do mniszek, ale nie chciały takiej przyjąć. Brat potem wydał ją (…) za tego mastalerza ojcowego, a i co miała od ojca zostawionego posagu 4 tysiące złotych, to rzekł jej brat, „kiedyś murwą została, według prawa odpadasz od posagu”. Dał jej przecież tysiąc złotych temu mastalerzowi rzeczonemu. Wesele im w Szczekocinach sprawował w plebaniej anno domini 1629. Gładka była taż to, ale brat mówił „murwa nie siostra”.

Naturalnie, nie wiadomo, czy jest to historia prawdziwa, bo też Trepka niekoniecznie jest wiarygodnym źródłem. Nota bene, w „Popiołach” Żeromskiego występuje jakiś jego potomek, postać niezwykle zabawna, bo zubożały szlagon-wolterianin, tudzież „szyderca z rzeczy”. Nadto, porządny człowiek.

Ale, revenons: w przytoczonym fragmencie z „Liber Chamorum” zwracają uwagę dwie rzeczy: niewątpliwa hojność pana Jasińskiego, takoż słówko „murwa”. Niby nie wiadomo o kogo chodzi, lecz domyślamy się tego z wielką dozą prawdopodobieństwa. Nieśmiertelny Samuel Bogumił Linde, autor słownika języka polskiego twierdził, że „murwa” to ta osławiona (naturalnie nie sensie fizycznym, lecz semantycznym) „k....a”. Gdzie indziej zaś znajdujemy , że „murwa” to panna lekkich obyczajów, która kupczy swymi wdziękami pod murem. Domyślam się, że miejskim, tylko nie wiem po której stronie. A może pod murem zamku, powiedzmy, Wawelu?

Jak widać w starej Rzeczypospolitej kobiety nie zawsze miały lekko, zresztą sam wyraz „kobieta” uważany był wówczas za wulgarny: winno być – „niewiasta”, lub „białogłowa” Zastanawiam się, czy w „Trylogii” Sienkiewicza – przecież bardzo świadomego opisywanych przez siebie czasów – pada słowo „kobieta”? Wszystko to każe zastanowić się nad słowami, że puch to marny i wietrzna istota. Szekspirem zaczęliśmy, Szekspirem też kończymy. No i bardzo dobrze, choć nie był to poeta jakoś specjalnie staropolski.