© Muzeum Pałacu Króla Jana III w Wilanowie
Silva Rerum   Silva Rerum

„Złoty charakter” i „złota wolność”

Bernard O’Connor, medyk króla Jana III Sobieskiego, miał bardzo dobre zdanie o szlachcie Rzeczypospolitej. Nie tylko o zdrowiu i wyglądzie członków tego stanu, ale także o ich charakterze. Podkreślał ich otwartość, wielkoduszność i uczciwość: „Polacy są otwartego serca i uczciwi... bardziej skłonni do tego, by ich oszukano niż żeby to oni oszukali”. Uwagę zwrócił także na gościnność w stosunku do obcokrajowców, która wyrażała się w przyjmowaniu przybyszów z innych krajów we własnych domach oraz gotowości do ich naśladowania. Podobnie ocenił szlachtę sekretarz ambasady francuskiej: „Panowie polscy są bardzo uprzejmi w stosunku do cudzoziemców”. Ten sam autor przypisał im dobrze rozumianą prostolinijność, przeciwstawiając ją zachowaniu innych narodów.

Oczywiście zdarzały się wyjątki. Charakter marszałka koronnego Stanisława Herakliusza Lubomirskiego określił następująco: „Jest skomplikowany jak Hiszpan”. Jednak największe wrażenie na O’Connorze zrobiło „uczciwe i dobre usposobienie Polaków”. Polegało ono na rzeczy najtrudniejszej – niewykorzystywaniu posiadanej władzy. Mimo że szlachta dysponowała prawem życia i śmierci wobec poddanych, a prawo państwowe w Polsce było egzekwowane w minimalnym stopniu, O’Connor podkreślił, że podczas całego pobytu w Rzeczypospolitej nie słyszał o złym traktowaniu poddanych. Jeszcze większe zdumienie wzbudził w nim fakt, że w Rzeczypospolitej nie było „rabusiów napadających na drogach na podróżnych”. Zamiast tego Polacy zawsze byli „dobrego usposobienia, nieszkodliwi i hojni”. Ta charakterystyka nabiera szczególnej wartości na tle opisu sytuacji w Anglii, którą przy innych okazjach stawiał za wzór dla pozostałych państw: „Jest rzeczą pewną, że gdybyśmy w Anglii mieli choć trzecią część ich wolności, nie moglibyśmy żyć bez podrzynania sobie gardeł. Codzienne doświadczenie pokazuje bowiem, że mimo wielkiej czujności naszych stróżów prawa, surowości naszych przepisów, słusznej surowości naszych sędziów i władz miejskich oraz dokładnego wykonywania ich wyroków w Anglii szubienice są w większym użyciu niż więzienia w Polsce”.

O’Connor znalazł także wyjaśnienie różnic między obydwoma państwami w wolności, którą cieszyła się szlachta Rzeczypospolitej. Polacy, „ponieważ rodzą się wolni i cieszą się wielkimi swobodami, nie podlegając ani prawu, ani arbitralnej władzy, nie doświadczają niczego, co niewoliłoby ich umysły, hamowałoby ich namiętności lub powściągało ich wyobraźnię”. Ale to, co teraz było siłą państwa, mogło z czasem okazać się jego słabością. Bo, jak zauważył O’Connor pod koniec przytoczonego fragmentu: „Lecz tak jak nie ma nic, co skłaniałoby ich do zła, tak nie ma nic, co powstrzymywałoby ich od czynienia zła”.

O’Connor był wyjątkowo łagodny w ocenie szlachty, inni autorzy okazali się znacznie bardziej krytyczni. Pod koniec XVI w. Fynes Moryson pisał: „W Polsce szlachta jest najbardziej skora do zwady, bójek i zabójstw, zwłaszcza wówczas, gdy jest rozgrzana trunkiem, co jej często się zdarza”. Prawie pół wieku później angielski agent handlowy Francis Gordon obecny na koronacji Władysława IV stwierdził: „Naród [szlachta] na ogół jest niesłychanie pyszny, bez wiary i czci w swym postępowaniu z ludźmi, najbardziej przekupny na całym świecie”. Obydwaj podróżnicy i tak generalnie pozytywnie oceniali Rzeczpospolitą i jej mieszkańców. Tacy autorzy jak Jan Barclay, Tomasz Lansius czy Ulryk von Werdum zostawili dalece mniej pochlebne charakterystyki. Ostatni, goszcząc w Rzeczypospolitej w latach 1670–1672, pisał: „Tak też wszystkie inne niecnoty w Polsce bujnie się rozrosły. Sami oni mówią, że u nich za pieniądze można przed sądem dostać tyle fałszywych przysiąg, ile polskich złotych... na to chce się wydać. Rozpusta stała się publiczną zabawką... Co do klątw i przysiąg używa naród ten tak wstrętnych i bluźnierczych wyrażeń, że włosy na głowie stają”.

Wszystkie oceny charakteru szlachty były skażone nadmierną ogólnikowością. Szlachta ani nie była tak łagodna w stosunku do chłopów, jak pisał O’Connor, ani nie była bez przerwy pijana czy skłonna do bójek. Z rozpustą także nie należy przesadzać. Nie ma czegoś takiego jak charakter szlachty, jest charakter pojedynczych ludzi. Mieszkańcy Rzeczypospolitej mieli oczywiście własne stereotypy dotyczące innych narodów, choć nie były one tak jednowymiarowe jak wyobrażenia na temat przeciętnego szlachcica. Anglików oceniano pozytywnie, „są żwawi, odważni, bitni, dowcipni, w różnych naukach i kunsztach biegli i doskonali; są przy tym melancholicy, niespokojni, gniewliwi, pyszni i okrutni”, ale już ze Szkotami trzeba było mocno uważać, ponieważ „są trzeźwi, pracowici, wierni; są przy tym uparci, mściwi i nienawistni”. Francuzi to duże dzieci. Z jednej strony byli „żwawi, weseli, manierni, w posiedzeniach i przyjęciu cudzoziemców ludzcy i mili”, ale z drugiej „niestateczni, lekkomyślni, nadto delikatni, zbytnie się kochający i przenoszący się nad innych”. Od Rosjan, mimo ich zalet, lepiej było trzymać się z daleka, gdyż „są ludzcy, przyjemni, ochędożni... W wielu jednak skłonność do buntu i surowości, zbytek i pijaństwo, wzgarda inszych i zbytnie o sobie rozumienie znajduje się”.

Zaskakująco dobrze wypadali mieszkańcy państw niemieckich: „Wierni przyjaciele, nieprzyjaciele otwarci. Odważni, szczerzy... W różnych naukach i rzemiosłach dowcipni... Zawzięci na wojnie, a podczas pokoju pracowici”. Nawet ich podstawowa słabość, „z pospólstwa zaś wielu do pijaństwa skłonność mają”, miała w sobie coś ludzkiego. Prusacy byli gorszą wersją Niemców. Mieli podobne zalety, ale wad dużo więcej: „Niespokojni, zawzięci, wyniosłości i chluby pełni”. Najlepsi byli oczywiście sami Polacy: „Ludzcy, hojni, przyjemni, osobliwie do cudzoziemców. Do języków różnych i wszelkich nauk łatwość niepoślednią i dowcip mają. O wolność rządu, którą się od tylu wieków szczycą i cieszą... gorliwi byli”. Mieli również wady, „niezgoda wzajemna, zbytek wielki w stołach, w strojach, w mieszkaniach i w pojazdach”, ale – co rozumie się samo przez się – wszystko to przez złe wpływy obce: „Szkodliwe im są... coraz bardziej powszechniejsze do cudzych krajów jeżdżenie, skąd częśtokroć wielu młodych z uszczerbkiem fortuny, zdrowia i religii powracają”. Wiadomo, w domu najlepiej.