Jeszcze jeden z długiego szeregu oficerów, którzy doświadczenie zdobyte na polach bitew zachodniej Europy wykorzystali dla dobra Rzeczypospolitej walcząc dzielnie z jej wrogami. Jego ojciec, Wojciech, komornik ziemi łukowskiej, był drobnym szlachetką herbu Łada, zdołał jednak znaleźć się na tyle blisko Mikołaja Sieniawskiego, by prosić o protekcję. Dzięki niej Krzysztof i jego starszy brat Paweł, przerwali służbę w wojsku polskim i ruszyli do Niderlandów, gdzie pilnie studiowali (głównie w Antwerpii i Gandawie) inżynierię i zagadnienia artyleryjskie. Musieli mieć talent, skoro obaj doszli z czasem do stanowiska generała artylerii koronnej. Po zakończeniu edukacji, mimo kuszących ofert pozostania w służbie dynastii orańskiej, Paweł wrócił do Polski i w latach 1626-1629 wziął udział w walkach ze Szwedami na Pomorzu. Służył pod rozkazami hetmana wielkiego koronnego Stanisława Koniecpolskiego. Brał także udział w wojnie trzydziestoletniej, zaciągając się do armii marsz. Wallensteina. Po zakończeniu służby w wojsku cesarskim wrócił do kraju i w 1640 mianowany został komendantem odbudowanej twierdzy Kudak.
Odtąd wpisywał się w legendę obrońców przedmurza chrześcijaństwa. Krzepki, rozważny lecz nie unikający starcia, jednooki oficer w cudzoziemskim mundurze budził respekt. Powszechnie znano jego wojenne doświadczenie, nic więc dziwnego, że właśnie Grodzickiemu hetman Koniecpolski powierzył w zarząd „Szkołę Infanterjej", (w Kudaku), której zadaniem było szkolenie oficerów piechoty. Nie miał do tego Grodzicki serca, choć niewątpliwie miał ku temu kwalifikacje. Wolał walkę. Nie chciał aby jego 600 najemników niemieckich (piechurów i dragonów) pleśniało w murach twierdzy. Osobiście dowodził podjazdami zapędzającymi się a to pod Brody, a to w serce Dzikich Pól. Skutecznie przecinał Kozakom linie zaopatrzenia. Henryk Sienkiewicz pisał: W całej okolicy i na stepach nie było widać żywego ducha na rzece ani jednej czajki, bo już nie mogły płynąć do Siczy inne, jak te jedynie, które pan Grodzicki przez Kudak przepuścił, a pan Grodzicki umyślnie odciął Zaporoże od reszty świata. Odwoływano go gdy potrzebny był przy większych przedsięwzięciach dowódca polowej artylerii (w tym charakterze wziął udział w bitwie pod Ochmatowem w 1644). W 1648 był na miejscu w Kudaku; wytrzymał kilkumiesięczne oblężenie wojsk kozackich, a poddał placówkę (26 września 1648) dopiero wtedy, gdy skończyła się żywność i amunicja. Okazał się nie tylko zdolnym żołnierzem, ale i negocjatorem. Kozacka czerń nie wymordowała jego i jego podkomendnych; znaleźli się w niewoli. Grodzicki nudził się w monastyrze trechtymirowskim do 1649 (siedział tam m.in. z Jędrzejem Potockim), kiedy na mocy ugody zborowskiej wrócił z niewoli. Inne źródła dowodzą, że Grodzicki zbiegł z kozackiej niewoli, dobrowolnie oddał się w tatarską, i dopiero przez Krym wrócił do ojczyzny.
W 1650 został pułkownikiem artylerii koronnej. Pod Batohem dostał się do niewoli tatarskiej (cudem uniknął śmierci w rozpętanej po bitwie rzezi). Rychło z niej wyszedł, dzięki wymianie i wykupowi jeńców. Niemal natychmiast został awansowany do stopnia generała artylerii koronnej (po Zygmuncie Przyjemskim poległym pod Batohem). To było dla Grodzickiego odpowiednie stanowisko; szybko pomnożył liczbę dział i moździerzy, rozpoczął regularne szkolenie oficerów i szeregowych artylerzystów. Zabiegał o remont i umocnienie cekhauzów. Nie przeszkadzało mu to w bezpośrednim udziale w bitwach. W 1655 jako komendant garnizonu Lwowa, bronił miasta przed oblegającą go armią kozacko-rosyjską. Doceniała go Rzeczpospolita, czego dowodami były starostwo drohobyckie, kasztelania kamieniecka i gubernatorstwo Prus Królewskich.
Latem 1656 dowodził artylerią w szturmie na Warszawę i wielce się w nim zasłużył.. Później walczył ze Szwedami, zajmując się głównie pracami oblężniczymi i kierując artylerią oblężniczą. W kampanii 1659 zdobył Grudziądz i Elbląg; trakcie kampanii, jesienią 1659 zmarł. Ks. Michał Krajewski w „Dziejach panowania Jana Kazimierza” pisał: Miły Królowi, pożyteczny ojczyźnie, poważany od naczelnych wodzów, zakończył życie. Niegroźne z pozoru draśnięcie otwarło starą ranę, pojawiła się najprawdopodobniej sepsa a z nią wojskowi medycy sobie nie radzili. Uczcili pamięć wiernego żołnierza autorzy kilku panegiryków, wychwalający jego wojskowe i obywatelskie cnoty.
Informujemy, iż w celu optymalizacji treści dostępnych na naszej stronie internetowej oraz dostosowania ich do Państwa indywidualnych potrzeb korzystamy z informacji zapisanych za pomocą plików cookies na urządzeniach końcowych Użytkowników. Pliki cookies mogą Państwo kontrolować za pomocą ustawień swojej przeglądarki internetowej. Dalsze korzystanie z naszej strony internetowej, bez zmiany ustawień przeglądarki internetowej oznacza, iż akceptują Państwo stosowanie plików cookies. Potwierdzam, że aktualne ustawienia mojej przeglądarki są zgodne z moimi preferencjami w zakresie stosowania plików cookies. Celem uzyskania pełnej wiedzy i komfortu w odniesieniu do używania przez nas plików cookies prosimy o zapoznanie się z naszą Polityką prywatności.
✓ Rozumiem