Mentalność człowieka epoki baroku kształtowała się pod wpływem wielu czynników – wychowania domowego, rodzinnych tradycji, religii, literatury, podróży oraz zasad wyznawanych w środowisku, w którym żył, z którym się utożsamiał i w którym rozwijał swoją aktywność. Mimo że mentalność kobiet i mężczyzn kształtowały zasadniczo te same warunki, to jednak ich oddziaływanie zróżnicowało sposób poznawania świata przedstawicieli obu płci. Znaczny wpływ na kobiece postawy, oceny i stosunek do otaczającej je rzeczywistości wywarły wzorce i stereotypy kulturowo-obyczajowe funkcjonujące w obrębie specyficznego sarmacko-szlacheckiego społeczeństwa.
W przypadku kobiet – zwykle słabo oczytanych, czasem niepiśmiennych, powierzchownie wykształconych, niezaangażowanych publicznie – ważne znaczenie w kształtowaniu się theatrum mundi miał przekaz słowny i bezpośredni kontakt. Kobiety, jeśli same nie uczestniczyły w wydarzeniach życia publicznego, to nabywały wiedzy o nich z relacji bliskich, przyjaciół czy sąsiadów. Znajomość świata wśród kobiet rosła pod wpływem lektury rękopiśmiennych gazet i druków. Wiele kobiet z warstw wyższych utrzymywało rozległą korespondencję, znało języki obce (przynajmniej francuski), chętnie podróżowało, systematycznie prenumerowało rękopiśmienne awizy, popularne kalendarze i prognostyki, które były źródłem rozmaitych curiosów i praktycznych porad. W listach kobiecych tego okresu stale znajdujemy wzmianki – „jako czytam w gazetach”, „gazeta holenderska donosi”, „przyślij WM Pani awizy”. Informacje tam zawarte były przedmiotem towarzyskich dyskusji i sporów, a w sprawach międzynarodowych – głównym źródłem wiedzy o bieżących wydarzeniach. O aktualnych sprawach politycznych informowała także literatura ulotna, tj. krążące nieustannie wśród szlachty manifesty, pamflety, wiersze satyryczne i pisma polemiczne, szydzące z przeciwników politycznych, ośmieszające króla i dwór, atakujące kler, potępiające cudzoziemców. Były one istotnym elementem walki politycznej i propagandy, silnie oddziałującym na kształtowanie się postaw osobowych i świadomości politycznej szlachty tego okresu.
Ważnym elementem mentalności kobiet tej epoki jest stosunek do przestrzeni geograficznej, która najczęściej występuje w dwóch kategoriach: „świata bliskiego” – własnego domu, rodziny i przyjaciół, folwarku, miasteczka, jarmarku, czasem klasztoru, traktowanych jako maleńki mikrokosmos, najbliższy kobiecej aktywności, lub też w postaci „świata odległego” – nieznanego i dalekiego, niemalże barbarzyńskiego. Ograniczone informacje, często wypaczone, ubarwione, „z drugiej ręki”, które docierały do tego zamkniętego miejsca, mocno zawężały ramy obrazu świata i wpływały na ciasnotę poglądów, konserwatyzm pogłębiony łatwowiernością i brakiem krytycyzmu.
Silne piętno na kobiecym pojmowaniu rzeczywistości wycisnął Kościół katolicki, dlatego w wyobraźni kobiet tego okresu dominuje chrześcijański model świata, którego centrum i duchową stolicę stanowił Rzym. Religia była w poglądach kobiet czynnikiem wartościującym, istotnym w ocenie i postrzeganiu wyznawców innych doktryn i przedstawicieli innych nacji (niewierny Turek, schizmatyk Moskal, luteranin Szwed i Niemiec, obcy kulturowo Żyd). Taka perspektywa powodowała, że kobiety rozgraniczały kraje i narody chrześcijańskie od świata islamu, którego przedstawicielem była nie tylko wroga w ich rozumieniu Turcja, ale również protestancka Szwecja i Saksonia bądź prawosławna Rosja. Za barbarzyńskie uważały też inne kontynenty zamieszkałe przez „Arabów czy też Murzynów”. Kobiety używały przymiotnika „barbarzyński” na określenie Rosjan, podkreślając „grubość” obyczajów, prostactwo, pijaństwo, okrucieństwo i brutalność rosyjskich żołnierzy i dyplomatów. Wyraźnie odróżniały „swojskiego króla” Jana III Sobieskiego od „obcego”, niemieckiego Augusta II.
Istotnym elementem kobiecej mentalności epoki baroku było pojęcie ojczyzny i wynikające stąd poczucie bliskości wszystkich wchodzących w jej skład ziem i ludzi lub obcości terenów pozostających poza jej granicami. Ojczyzna, utożsamiana szeroko z Rzecząpospolitą (Koroną i Wielkim Księstwem Litewskim), budziła szacunek i uczucia swoistej tkliwości. Kobiety zamieszkujące ziemie Korony nieprzychylnie wyrażały się o Litwie i Litwinach, a i na Rusi czy Podolu omijały miejsca, uważane za „szpetny kraj”. Joanna Potocka, strażnikowa koronna, ganiła brata – „czy to Jegomość dopiero nabywa substancyi, że w taką fatygę ciekawy jeździć po Ukrainie, po Litwach [...], jeżeli zaś dla sąsiedztwa i to trochę nie do rzeczy, byłoby w domu co czynić, nie plątać się po cudzych kątach”. Większość kobiet z zapałem jednak odwiedzała nie tylko Warszawę czy Wilno, ale i wielobarwne, tłumne i gwarne miasta handlowe: Gdańsk, Toruń, a także Mitawę i Królewiec. W razie zagrożenia umykały do pogranicznych twierdz: Lwowa, Kamieńca Podolskiego, Brzeżan czy Międzyboża. Niektóre panie wyjechały do Rzymu, towarzysząc królowej wdowie Marii Kazimierze Sobieskiej. Bawiły się w Dreźnie i Lipsku, uczestnicząc w tamtejszych jarmarkach i karnawałach i zachwycając się miejską zabudową, wielopiętrowymi kamienicami, czystością ulic i zdrowym powietrzem. Radość sprawiały kobietom zagraniczne towary i zabawne upominki kupowane podczas targów lipskich: mechaniczne zabawki, egzotyczne ptaki, bibeloty.
Z rezerwą ocenia je Joanna Potocka, strażnikowa koronna. Zamknięta na prowincji i zgorzkniała pisała z zawiścią – „te panie mogłyby się kontentować de divertissements de Varsovie, nie włóczyć się po Saksonii, jeno to patrzeć na saski głód i drogość, tu taniość, mężowie pono tu siedzą”. Kobiety leczyły się w czeskich cieplicach, bywały w Pradze i Wrocławiu, poszukując cudzoziemskich lekarzy obeznanych ze sztuką medyczną. Niektóre odwiedzały nawet Paryż, dziwując się wystawnością dworskich ceremoniałów. Katarzyna z Bielińskich de Besenaval, oczarowana francuską stolicą, pisała z zachwytem – „bo to tu świat, nie miasto et dans le quartier się nie znają, jakby nie wszyscy w jednym mieście mieszkali […] jednakowo wszędy ludzi kupa widać […], to mi się aż w głowie kręciło…”. Jednak z wielkim żalem opuszczała rodzinny kraj, podążając za mężem Francuzem, i niecierpliwie oczekiwała wiadomości, które przychodziły „de ma patrie, ąue je n’oublie jamais, choćby mi się tu najlepiej działo”. Przywożone ze świata nowinki polityczne i kulturowe rozszerzały horyzonty umysłowe, uczyły tolerancji i zrozumienia dla odrębnych nacji i religii, innych utwierdzały w przekonaniu o doskonałości polskich rozwiązań politycznych. Zdarzały się i postawy przeciwne – fascynacja cudzoziemszczyzną, która prowadziła do hołdowania obcym zwyczajom i modom, co negatywnie było odbierane przez część społeczeństwa. „Tylko cudzoziemskich manier patrzycie, a wszystko z Polski macie” – krytykowała zwolenniczki obcych mód Joanna Potocka, dodawała jednak z żalem – „ja od cudzoziemskich manier daleka, bo we Lwowie siedzę ni skąd, tylko z Polski muszę mieć, co mam”.
W kobiecej mentalności dominowało europocentryczne postrzeganie świata, które wynikało z małego zainteresowania wydarzeniami z odległych zamorskich krajów, traktowanymi wyłącznie jako ciekawostki. „Świat daleki” funkcjonował w ich wyobraźni jako zbyt odległy i nierealny. Ważniejsze były wieści o ruchach wojsk na pograniczu z Turcją, buntach kozackich i zamieszkach na Ukrainie czy przemarszu wojsk rosyjskich, szwedzkich i saskich. Stereotypowy obraz Moskala czy „Szweda-lutra” jako nieprzyjaciela i grabieżcy nie uległ poważniejszej zmianie. Działania szwedzkie na terenie Rzeczypospolitej w XVII i XVIII wieku nie wpłynęły korzystnie na modyfikację tego stereotypu. „Szwedzi [...] kościoły zdarli, P. Jezusa ukrzyżowanego u Fary obdarli i z krzyża zrzucili, w kościołach wszędzie konie postawili w krużgankach, [...] a z tym wszystkim każą się okupować kościołom i miastu” – pisała w 1704 roku Konstancja Denhoffowa. Nie lepiej postrzegano Sasów, przybyłych z nowym władcą. Obcość językowa, religijna i narodowa była dodatkowym argumentem budzącym niechęć wobec „sprzymierzeńców” saskich.
Ze szczególną niechęcią kobiety przyjmowały pojawienie się wojsk rosyjskich. Narastające od czasów Jana III Sobieskiego przekonanie o potędze moskiewskiej, utrwaliło się w wyniku bezpośrednich kontaktów z rosyjską armią, „auksyliarzami naszymi”, jak drwiąco określały ją kobiety. Stereotypowy wizerunek Moskwy nabierał coraz bardziej negatywnych cech. „Jeszcze łacno Moskwę nam tu świeżą obiecują, lubo się i ta nie zaśmierdziała” – pisała z pogardą Konstancja Potocka, krajczyna koronna, na wieść o nadchodzących wojskach carskich. Wojewodzina malborska Denhoffowa przekonywała syna, by nie dopuścił do wojny „z tym okrutnym narodem, bo by już zawczasu lepi się samemu człowiekowi zabić, bo się bronić nie masz czym, a pomocników sprowadzić na ostatnią ruinę, którzy nam staną za największych nieprzyjaciół”. Mimo to rozsądek polityczny nakazywał kobietom traktować cara Piotra I jako ważnego partnera politycznego i animatora wydarzeń w tej części Europy.
Kobiety miały negatywne zdanie o Turkach i Tatarach, ale pokój karłowicki i brak otwartych konfliktów z nimi w kolejnych latach złagodził nieco nienawiść do „niewiernych”. Za to przybywające do Polski tureckie poselstwa budziły niezwykłe zainteresowanie pań swoją egzotyką.
Na przełomie XVII i XVIII wieku wzrosło też zainteresowanie kobiet tematyką węgierską. Zbliżenie, jakie nastąpiło między Polakami a Węgrami w okresie powstania Rakoczego, przyczyniło się do wzrostu współczucia u szlachcianek wobec pozbawionego własnego państwa narodu węgierskiego.
Czasy niepokoju, zawirowań politycznych i wojny utwierdzały niechęć wobec obcych i cudzoziemców. Teofila Lubomirska z rezygnacją pisała o swoim pobycie we Wrocławiu – „Wrocław teraz w panów polskich dostani dosyć [...] i dam bardzo siła [...], w Polsce zaś podobno pustki i chyba obcy gospodarze rozpościerają się, a my na swoje z daleka patrzeć musimy”.
Kobiety dostrzegały też „obcych”, „wrogów” i „zdrajców” wśród własnych ludzi, widząc naganne zachowania wielu uczestników życia publicznego. Zofia z Sieniawskich Denhoffowa, wojewodzina połocka, na wieść o interwencji angielskiej w Polsce w związku z incydentem toruńskim w 1724 roku pisała: „przecie nie będą się rządzić u nas postronne potencje, lubo niektórzy Polacy bardzo wiele kontrybuować chcieli do tego, nawet niektórzy ministrowie nasi przez ustawiczne schadzki z tym posłem i rady przeciwne swojej własnej Ojczyźnie”.
Odrębne miejsce w mentalności kobiet epoki baroku zajęły konflikty narodowościowe i kulturowe, symbolizowane przez dwa narody – polski i litewski. Polki podzielały niechętną Litwie opinię – „z Litwy, jak z pustej stodoły, zawsze co złego wyleci, kłócą się, zabijają, gonią, jak drapieżne zwierzę”. Elżbieta Sieniawska odradzała mężowi zabiegi o buławę litewską, bo „o Litwie lepi wiesz WM Pan, co to za ludzie, co trzeba z nimi substancyi stracić, wszem życie ludzie nie nasyceni w niczym, obedrą, opiją, objedzą i za podziękowanie zabiją” i dodawała, gdy nie chciał zrezygnować – „jednakowo setnikiem między kozakami”.
Z kolei Niemców (Sasów), mimo obowiązującej unii z Polską, nigdy nie traktowały jako narodu sprzymierzonego. Joanna Potocka wyrażała powszechnie panującą opinię, kiedy pisała do przyjaciółki: „już to dobrodziejko te panowania saskie są tak plagami na Polskę, jako ruiną byli na faraona, nie wiedzieć gdzie się to porodziło i z kogo na polski chleb”. Znaczne różnice w mentalności, kulturze, języku i religii, które dzieliły naród polski i niemiecki, przyczyniły się do wzrostu napięć i wzajemnych niechęci, podsycanych jeszcze wojną i saskim panowaniem. Niemcy uchodzili w oczach ówczesnych kobiet za naród ponad miarę dumny i pogardliwy wobec innych.
Odmienne stanowisko kobiety zajmowały wobec osiadłych mieszkańców Rzeczpospolitej – Żydów, Ormian czy Szkotów. W tym przypadku decydowały względy ekonomiczne – gospodarność, zapobiegliwość i talent handlowy tych nacji. Szlachcianki rzadko kiedy przejawiły rzeczywistą wrogość czy niechęć w stosunku do Żydów, wynikającą – jak w przypadku mieszczaństwa – z przyczyn natury ekonomicznej i konkurencji handlowej. Chętnie też osiedlano Żydów i Ormian w opustoszałych i zniszczonych dobrach, w celu ich gospodarczej odbudowy. Tak więc, jeśli pojawiały się jakieś oznaki niechęci czy wrogości, to wynikały one raczej z zatargów ekonomicznych lub różnic stanowych niż narodowościowych.
W stosunku kobiet do „obcych” i cudzoziemców wyraźne są dwie zasadnicze postawy. Pierwszą z nich można opisać jako otwartą, akceptującą, o pozytywnym zabarwieniu emocjonalnym, przejawiającą się w chęci poznania odmiennych poglądów, zabarwioną sympatią, a nawet szacunkiem dla odrębności religijnej i kulturowej, podyktowaną ciekawością. Postawa ta była charakterystyczna głównie dla magnatek i zamożnych szlachcianek, i wynikała z dobrego wykształcenia i obycia w świecie, otwartości umysłowej i tolerancji, czasem z chęci pozyskania politycznego zaufania. Druga postawa, cechująca uboższe kobiety, zabarwiona była typową dla sarmackiej mentalności ksenofobią, konserwatyzmem, pogardą dla inności. Została ukształtowana przez obawę przed nieznanym i obcym. Wrogość, wynikająca z ludzkiej obawy o życie i irracjonalnego strachu, w którym żyła wówczas większość ludzi, była istotnym czynnikiem kształtującym postawy wobec szeroko rozumianej odmienności. Źródłem tego lęku było poczucie ciągłego zagrożenia własnej tożsamości (religijnej, narodowej, ekonomicznej) oraz niestabilna sytuacja wewnętrzna i międzynarodowa państwa.
Informujemy, iż w celu optymalizacji treści dostępnych na naszej stronie internetowej oraz dostosowania ich do Państwa indywidualnych potrzeb korzystamy z informacji zapisanych za pomocą plików cookies na urządzeniach końcowych Użytkowników. Pliki cookies mogą Państwo kontrolować za pomocą ustawień swojej przeglądarki internetowej. Dalsze korzystanie z naszej strony internetowej, bez zmiany ustawień przeglądarki internetowej oznacza, iż akceptują Państwo stosowanie plików cookies. Potwierdzam, że aktualne ustawienia mojej przeglądarki są zgodne z moimi preferencjami w zakresie stosowania plików cookies. Celem uzyskania pełnej wiedzy i komfortu w odniesieniu do używania przez nas plików cookies prosimy o zapoznanie się z naszą Polityką prywatności.
✓ Rozumiem