Przełom XVIII i XIX wieku to epoka wyjątkowych i fascynujących postaci kobiecych, których barwne życiorysy nieustannie intrygują kolejne pokolenia. Niektóre panie zapisały się w historii dzięki swoim wybitnym zasługom i szlachetnym uczynkom, inne zaistniały w kronice dziejów za sprawą licznych romansów i gorszących postępków. Osobną grupę stanowiły damy odznaczające się wielką urodą, ujmującym sposobem bycia i łagodnością charakteru. Przymioty ich ciała i duszy wychwalano nie tylko publicznie, podczas różnorodnych spotkań towarzyskich, lecz także prywatnie, na kartach pamiętników, dzienników i listów. Wdzięki pięknych kobiet stanowiły również natchnienie dla poetów i malarzy, którzy – w mniej bądź bardziej umiejętny sposób – uwieczniali je w swoich dziełach.
Wśród Polek słynących z nieprzeciętnej urody i czarującej osobowości była Maria z Mirskich Szumska – empirowa dama, frejlina carskiego dworu, muza Antoniego Goreckiego i Jana Rustema. Dokładna data jej narodzin nie jest znana, przypuszcza się jednak, że przyszła na świat w 1790 roku w Zawierzu. Rodzicami Marii byli Stanisław Wojciech Mirski – pisarz wielki litewski, szambelan królewski, poseł na Sejm Czteroletni, członek Towarzystwa Przyjaciół Konstytucji 3 Maja – i – odznaczająca się dobrocią serca oraz wyjątkową urodą, Stanisława z Koszyców. Miała czworo rodzeństwa: trzy siostry – Ewelinę, Stanisławę i Anielę oraz brata – Adama Napoleona. W domu panowała atmosfera miłości, dzieci były kochane, doceniane i szanowane.
Na temat odebranej przez Marię edukacji wiadomo bardzo niewiele. Z zachowanych do naszych czasów relacji pamiętnikarskich wynika, że kształciła się pod okiem francuskiej guwernantki, panny Balet, pobierała również lekcje śpiewu u włoskiego sopranisty, pana Torquiniego. Jak przystało na pannę z wyższych sfer, uczyła się zapewne rysunku, malarstwa, muzyki, tańca, haftów, a także podstaw matematyki, historii i botaniki. Oprócz nauki języków obcych, sztuki układania i pisania listów, zapoznawała się z zasadami religii, moralności, bon tonu i savoir-vivre'u.
W 1794 roku, po insurekcji wileńskiej, aby uniknąć carskich represji, rodzina Mirskich udała się do majątku Dąbrowa, o którym tak pisał w swoich pamiętnikach Stanisław Szumski: Dąbrowa jest sześć mil odległa od Tarnowa, tak w ostatnich czasach słynnego ze schronienia jakie tam znalazło mnóstwo rodzin szlacheckich, uciekających z pod noża wściekłej i rozhukanej tłuszczy chłopstwa galicyjskiego, podburzonego przez niecny rząd austrjacki. Z drugiej strony Dąbrowa ta, bliżej ku Karpatom posunięta, jest niedaleko Starego Sącza, gdzie są pono zwłoki św. Kunegundy, królowej polskiej. Majątek ten położony jest nad niewielką rzeczką Dunajcem, który na wiosnę przybiera postać ogromnej rzeki, skutkiem topienia śniegów w Karpatach. Mirskim udało się jednak powrócić do ukochanego Zawierza, odznaczającego się zdecydowanie mniej gotycką scenerią. Posiadłość ta położona była bowiem w niezwykle malowniczej okolicy, otaczały ją wzgórza, jeziora i gaje, co nadawało jej prawdziwie sielski charakter. Po śmierci ojca Marii, w majątku zamieszkała wraz z dziećmi – również owdowiała – siostra matki, Ludwika z Koszyców Szumska. Obie damy – zwane pieszczotliwie Mirsią i Szumsią – uczyniły z zawierskiej rezydencji jeden z najprzyjemniejszych domów ówczesnej Litwy, słynący z powagi, dostojności, gustu i wygody. Maria, dorastając w matriarchalnej, pełnej miłości, ciepła i oddania rodzinie stawała się ideałem młodej kobiety, wzbudzającej powszechny podziw i sympatię. Wedle pamiętnikarskich zapisków Elżbiety z Rudominów Pakoszowej najpiękniejszą ozdobą Zawierza były cztery panny Mirskie, z których najstarsza Marya, ilu znajomych tylu wielbicieli liczyć pewnie mogła. Litwa cała jednozgodnym głosem pochwały jej głosiła. Wysoka, kształtna, białej cery, ciemnych oczu i włosów miała coś droższego nad samą piękność, bo dar ujęcia, dar pociągający, co jej tak łatwo serca wszystkich jednał. Podobnego zdania była Gabriela z Güntherów Puzynina, która wspominała, że Marysia (…) liczyła się do istot wyjątkowych: pieszczoty rodziny i uwielbienia obcych zamiast ją popsuć do większej doprowadziły doskonałości. Co więcej, do owej pięknej Nimfy (…) zbiegała się młodzież zdaleka. Wesoło było w Zawierzu: grano komedje, tańcowano przez całe święta, a gości zjeżdżało się tak dużo, że dla braku miejsca, gdy przepełniony był pałac i oficyny, młodzież, lokująca się w domkach ogrodniczych, gdy te zebrania przypadały latem, zawieszała zwierciadła na drzewach, tworząc gabinety gotowalniane w gęstwinie gałęzi. Jak wynika ze wspomnień Kazimierza Bujnickiego, Maria często przebywała również w Wilnie, gdzie brała czynny udział w życiu towarzyskim – bywała na balach, koncertach, przedstawieniach teatralnych. Wiadomo także, że w wileńskim domu Mirskich zbierała się cała arystokracja przyciągana uprzejmością gospodyni oraz wdziękiem niezrównanym jej starszej córki Marii, którą dosyć było poznać, żeby pokochać. Być może na jednym z takich przyjęć piękna panna Mirska poznała Rudolfa Tyzenhauza, który, zauroczony jej wyjątkową urodą i osobowością, zapragnął ją poślubić. Do oświadczyn jednak nie doszło, a młody hrabia zdecydował się poświęcić karierze wojskowej. Zdaniem Gabrieli z Güntherów Puzyniny głównym powodem rezygnacji ze starań o rękę Marii były perswazje ze strony ojca Rudolfa. Na decyzję młodzieńca mogła również wpłynąć ówczesna sytuacja polityczna, bowiem zbliżała się zapowiadana już od dawna przez Napoleona kampania 1812 roku. Do grona wielbicieli i adoratorów Marii należał także znany wileński poeta, Antoni Gorecki. Jak można przypuszczać, zakochał się w pannie Mirskiej od pierwszego wejrzenia i do końca życia nie uwolnił się od jej uroku. Była jego natchnieniem i adresatką kilku wierszy, czego dowodzi chociażby, utrzymany w lekkim i finezyjnym nastroju, utwór okolicznościowy zatytułowany Na reprezentację Fedry:
Gdy Teramen, Tezeusz i Fedra wspaniała,
Zadumiałych nad nimi, widzów zadziwiała,
W powszechnym uniesieniu była myśl jedyna,
Że oni jedni godni uwieńczać Rassyna.
Ale weszłaś Arycjo! Z tobą wdzięków tyle,
Ile kwiatów rozkwita w piękną wiosny chwilę.
Jak skromna róża Flory, tak świeżaś i miła
Tamci nas zadziwiali, tyś wzdychać uczyła.
Widziałem jak Kupido zstąpił z nieba szczytów,
I złotem piórem pisał regestr Hypolitów.
Mnie tam, Pani, niewinnie wpisano z kolei,
Żądałbym uwolnienia lub słodkiej nadziei.
Utrwaloną w wierszu inscenizacją była premiera Fedry autorstwa francuskiego dramaturga, Jeana Baptiste'a Racine'a w przekładzie Franciszka Ksawerego Chomińskiego, która odbyła się wiosną w 1808 roku w Wilnie. W przedstawieniu udział wzięli amatorzy – Wiktoria z Potockich Choiseul-Gouffier (Fedra), Oktawiusz Choiseul-Gouffier (Tezeusz), Seweryn Rzewuski (Teramen), Michał Romer (Hipolit) i Maria Mirska (Arycja). Spektakl został zorganizowany przez wileńskie Towarzystwo Dobroczynności, z którego dochód przeznaczono na cele charytatywne. Adresatka utworu, wcielająca się w postać najbardziej pozytywnej i najwdzięczniejszej osoby dramatu, wywarła na oglądających szczególne wrażenie. Z kontekstu wiersza wynika, że zachwyciła widzów nie tylko swoim czarującym wyglądem, lecz także sugestywną, oddziałującą na emocje grą aktorską.
Nie wiadomo, czy Maria odwzajemniała uczucie poety i czy była zainteresowana bliższą z nim znajomością. 13 kwietnia 1819 roku poślubiła swojego brata ciotecznego, Stanisława Szumskiego, z którym znała się od czasów dzieciństwa. Niestety, szczęście młodych małżonków trwało bardzo krótko – Maria zmarła 25 grudnia 1821 roku. Podziwiana i uwielbiana przez wszystkich odeszła dwa lata po ślubie, osierociwszy zaledwie kilkudniową córeczkę Marię. Powodem jej przedwczesnej i – zdaniem wielu wilnian – okrutnie niedorzecznej śmierci było zakażenie połogowe. Gabriela z Günterów Puzynina tak wspominała ten tragiczny dzień: Wskutek nieostrożności kobiety, pilnującej młodą matkę, już przychodzącą do zupełnego zdrowia, pani Marja zapadła nagle w niebezpieczeństwo; przywołani najpierwsi lekarze: Śniadecki, Mianowski Mikołaj, Barankiewicz, z całą swoją nauką nie byli w mocy wyrwać ją z rąk śmierci: gangrena była we wnętrznościach – ona musiała umrzeć!... Do chorej wezwano również wybitnego wileńskiego lekarza, doktora Józefa Franka. Na kartach swojego pamiętnika zanotował: Dr Liboszyc, który ją leczył, wezwał mnie na konsylium na ósmy dzień choroby. W przeddzień śmierci prosił mnie, ażebym spędził przy chorej noc, ponieważ sam nie mógł patrzeć na śmierć osoby, która przy nim się urodziła i którą kochał jak własne dziecko. Ta śmierć pogrążyła całe miasto. Ja również ją podzielałem i nie zgodziłem się, aby wieczór, na który pani Frankowa zaprosiła dużo osób, odbył się u mnie. Bo też nie rozumiem, jak może brać w zabawie udział lekarz, który traci sympatycznego chorego. W podobnym tonie o nieszczęściu państwa Szumskich pisała Elżbieta z Rudominów Pakoszowa: Wilno ogólnie łzami się zalało. Powtarzam tu dosłownie wyrażenie się osób, które w tych czasach z Wilna do nas przybywały i z żalem prawdziwem o śmierci tej ukochanej na całą Litwę rodaczki wspominały. (…) I tak łzy rzewne rodziny i obcych były ostatnim hołdem dla tej, co tyle hołdów za życia zjednać sobie umiała.
Prawie czterdzieści lat od śmierci Marii, jej wdzięczną postać przypomniał – wciąż pełen smutku i żalu po odejściu swojej muzy – Antoni Gorecki. W wierszu opatrzonym tytułem Wspomnienia o Marii Mirskiej zapytywał:
Gdzież jesteś Mario Mirska, gdzie są oczy twoje?
Których łagodne spojrzenie,
Miłe w sercu niepokoje,
Miłe wzbudzały płomienie.
Jeszcze ten układ, ten głos mię zachwyca,
Co ci jednał przyjacieli,
Jak tylko uśmiech objaśniał twe lica,
Już wszyscy byli weseli.
Przybądź, wnet smutek, wnet ustąpi ciemny,
Znów zaczniemy życie inne -
Dowcipne słówka, żarciki niewinne
Napełnią dom wasz przyjemny.
Lecz próżno lutnia cię moja przyzywa,
Ach, daleka tobie droga!
Nikt tu do nas nie przybywa,
Kogo już wzięła śmierć sroga.
Poeta, wspominając Marię, nie ukrywa swojego uczucia. Jest przekonany, że jedynie jej uroda i wdzięk mogą zwalczyć smutek, wzbudzić radość, dać nadzieję. Doskonale zdaje sobie jednak sprawę, że – jak słusznie zauważyła Dorota Samborska-Kukuć – droga z zaświatów jest zbyt daleka, nie istnieje w żadnej dostępnej poznaniu ludzkiemu przestrzeni. To, co dzieli żywych i umarłych, jest niewyobrażalne. Wołanie poety jest jednak konieczne, potrzebne jemu samemu, by z jeszcze większą mocą mógł uświadomić sobie bolesny brak, rozdzielenie.
Antoni Gorecki utrwalił postać Marii jeszcze w dwóch wierszach. Jeden z nich, Na weselu Ferdynanda Mirskiego, powstał 8 lutego 1844 roku w Paryżu z okazji ślubu przyjaciela poety i krewnego pięknej pani Szumskiej. Utwór ten – podobnie jak poprzednie – ujawnia uczucie, jakim autor wiele lat temu obdarzył Marię. O swojej niespełnionej młodzieńczej miłości napisał:
(…)
A i Marysia Mirska niepokojem
Ach! Nieraz zapełniała pierś moją westchnieniem
Jednem swych oczek spojrzeniem.
Drugi zaś z wierszy, zatytułowany Do Justyna Hrebnickiego, przepełnia gorycz i rezygnacja. W słowach pełnych smutku Antoni Gorecki podsumowywał swoje życie i rozliczał się ze złudzeniami. Skierowany do przyjaciela i brata ciotecznego Marii utwór jest tym bardziej przejmujący, że powstał w październiku 1860 roku, czyli na rok przed śmiercią autora. Poeta, przywołując w myślach uroczą pannę Mirską, tęsknie wzdychał:
(…)
Jakże nam przyszło na myśl zaraz wspomnień wiele,
O tym za naszych czasów młodzieży zapale
I o Mirskiej Marysi, ach! O tym aniele,
Jakich teraz na ziemi już nie widać wcale.
Postać Marii została również uwieczniona na płótnie, a jej najbardziej znanym malarskim wizerunkiem jest portret zbiorowy autorstwa Jana Rustema – znanego i cenionego malarza portrecisty przełomu XVIII i XIX wieku. W powstałym około 1808 roku dziele artysta przedstawił pannę Mirską w towarzystwie jej brata, Adama Napoleona, i siostry ciotecznej, Barbary Szumskiej. Portret został zaaranżowany jako mitologiczny „żywy obraz”, co było wówczas bardzo modną stylizacją w malarstwie. Maria, upozowana na wzór tancerek z pompejańskich fresków, wcieliła się w Terpsychorę – muzę tańca. Zwiewna biała suknia w stylu greckim pozwoliła na ujawnienie wdzięków pięknej modelki, zaś jej zmysłowa, taneczna poza – na zaprezentowanie wspaniałej sylwetki. Jak można przypuszczać, malarska wizja Jana Rustema stanowiła również pochwałę talentów artystycznych panny Mirskiej. Widoczny obok niej Adam Napoleon wystąpił jako Amor – bóg miłości – wraz ze swoimi atrybutami: łukiem i strzałami. Przygrywająca im na lirze Barbara przybrała zaś postać Erato – muzy poezji miłosnej.
Pomimo że jest to bardzo dobrze znany – zarówno historykom sztuki, jak i miłośnikom malarstwa – portret Marii, to jednak jej postać pozostaje tak naprawdę nierozpoznawalną, a dla wielu nawet zupełnie nieznaną. Przyczyniło się do tego nie tylko krótkie życie Mirskiej, lecz także niewielka ilość materiałów źródłowych, dzięki którym można by lepiej poznać koleje jej losu. Warto jednak pamiętać, że do grona znanych niegdyś Polek należała pewna młoda dama, którą współcześni uważali za kobietę idealną. Zasłynęła bowiem nie z powodu ogromnego majątku, znakomitego pochodzenia, awanturniczej osobowości bądź też skandalu obyczajowego, a jedynie z dobroci serca, łagodności charakteru, niezwykłego uroku i wyjątkowej urody. Na wskroś piękna postać Marii Mirskiej zasługuje zatem na przypomnienie i bliższe poznanie.
Bibliografia
Informujemy, iż w celu optymalizacji treści dostępnych na naszej stronie internetowej oraz dostosowania ich do Państwa indywidualnych potrzeb korzystamy z informacji zapisanych za pomocą plików cookies na urządzeniach końcowych Użytkowników. Pliki cookies mogą Państwo kontrolować za pomocą ustawień swojej przeglądarki internetowej. Dalsze korzystanie z naszej strony internetowej, bez zmiany ustawień przeglądarki internetowej oznacza, iż akceptują Państwo stosowanie plików cookies. Potwierdzam, że aktualne ustawienia mojej przeglądarki są zgodne z moimi preferencjami w zakresie stosowania plików cookies. Celem uzyskania pełnej wiedzy i komfortu w odniesieniu do używania przez nas plików cookies prosimy o zapoznanie się z naszą Polityką prywatności.
✓ Rozumiem