Czasem specjalnie dedykowane, innym razem dawane bez specjalnej okazji prezenty stanowią interesujący aspekt ludzkiej obyczajowości. Przedmioty wyjątkowe, rzeczy codziennego użytku, zwykłe towary, na które akurat istniało zapotrzebowanie – wszystkie one mogły stanowić formę prezentu dla współtowarzysza życia. W zapobiegliwym szlacheckim świecie nawet podarunki dokładnie wyszczególniano, przykładając się do tego z tym większą pieczołowitością, im wyższą w oczach darczyńcy wartość miał przekazywany prezent. Zachowane regestry pośmiertne, korespondencja, kwitacje, a także akta dotyczące spraw o separację pozwalają wykazać, jak wiele przedmiotów ze szlacheckiego świata rzeczy stanowiły właśnie wzajemne prezenty. Ich doborowi towarzyszył uderzający pragmatyzm kupujących, ale i niemała troska o zadowolenie obdarowywanych.
Rytm życia szlacheckiej rodziny determinował fakt, że wiele podarunków miało wymiar czysto praktyczny. Dopiero forma przekazu i jasno nakreślone intencje miały przekładać się na pożądany wydźwięk przekazania podarunku. Oboźny wielki litewski Jerzy Karol Chodkiewicz w listach do swej żony Marianny Tekli z Naruszewiczów wielokrotnie zapewniał o niesłabnącym przywiązaniu i tęsknocie za ukochaną. Przy okazji przesyłania żonie plastrów miodu, adorował współtowarzyszkę życia pisząc: „to daje się WM moja Pociecho, której życie aby słodkie zawsze było z łaski Bożej, przy słodkich i mnogich latach i wszelkich szczęśliwościach”. Identycznie o swego małżonka dbała ordynatowa zamojska Teresa z Potockich Zamojska 1v. Gnińska, która przebywającemu w podróży mężowi Tomaszowi Józefowi Zamoyskiemu posyłała nieco „miodu lepszego”, dodając przy tym: „proszę, nie tęsknij moje Serce, a jeżeliby tam się podobać nie miało, to czekam na Ciebie, jeżeli będzie łaska”. Magnatka rewanżowała się w ten sposób małżonkowi za przesyłane przez niego wcześniej „bagatelki”.
Podarunkami, które szczególnie cieszyły kobiece oko i gust, były oczywiście te wykonane ze szlachetnych kruszców, przede wszystkim: łańcuszki, manelki, broszki i pierścienie. Stanowiły one podarunek nie tylko symboliczny, ale i trafiający w kobiece gusta. Pierścień stanowił zwykle jeden z pierwszych darów kawalera dla panny, którą ten zamierzał poślubić. Kobiety zazwyczaj nie rozstawały się z nim do końca życia. Wdowa po kasztelanie wojnickim, Janie z Lubrańca Dąbskim, w inwentarzu pośmiertnym swego męża wynotowała: „krzyżyk diamentowy, w którym diamentów osiemnaście i perła u niego uriańska na końcu jedna. Ten krzyżyk darował mi był nieboszczyk zaraz postanowiwszy się ze mną”. Dar ślubny nie był jedynym, jaki ofiarowywano współmałżonce – szczególnie w rodzinach magnackich. Przez lata wspólnego pożycia mężczyźni przy różnych okazjach obdarowywali swe małżonki różnego rodzaju precjozami. Szansę nabycia czegoś wyjątkowego stwarzały wizyty na sejmach, w Trybunale, czy wyjazdy zagraniczne. Wykorzystywano je jako doskonałą okazję do zakupienia różnorodnych towarów, nierzadko dostępnych wyłącznie w odwiedzanych ośrodkach. Starosta wieloński Jan Mikołaj Chodkiewicz, który w Warszawie dokonywał licznych zakupów na potrzeby gospodarskie, przy okazji rozglądał się za różnymi drobiazgami dla swej małżonki, Ludwiki z Rzewuskich Chodkiewiczowej. Zadowolony z dokonanego wyboru listownie rozbudzał zaciekawienie żony, wspominając o przyszykowanych dla niej prezentach. Jeszcze przed wyruszeniem w drogę powrotną pisał: „serce ukochane dla Ciebie wiozę zegarek ładny i krzyżyk brylantowy”. Wszystko oczywiście utrzymane w najmodniejszym guście i wykonane z najwyższym kunsztem. Warto przy tym nadmienić, iż tak ochoczo anonsowane prezenty nie zawsze przedstawiały realną wartość materialną. Wymowny jest przykład Urszuli Elżbiety z Przebendowskich Ożarowskiej, która dopiero po śmierci męża podczas jubilerskiej wyceny otrzymanych klejnotów odkryła sprytną mistyfikację. Okazało się wówczas, że zamiast wartościowych kamieni, jej mąż przez lata obdarowywał ją serią niewiele wartych błyskotek.
Prezenty czyniono zarówno z przedmiotów niezbędnych, pokrywających bieżące zapotrzebowanie, jak i z towarów czysto luksusowych. Jak różnorodne mogły to być przedmioty, świadczą zachowane inwentarze majątkowe. Katarzyna Kosecka otrzymała w trakcie trwania małżeństwa od swego małżonka trzy srebrne pudełka, zestaw noży, małe zwierciadło i dwa krzesła. Mąż obdarował ją również oprawionymi w srebro książkami. Wśród bardziej pragmatycznych darów można wyliczyć wzmiankowane w innym inwentarzu „materace dwa na łóżko wielkie bambusowe”. Pomimo częstej i chętnej krytyki mody białogłowskiej, niejednokrotnie kobiety właśnie od swoich mężów otrzymywały nowe, eleganckie elementy ubioru. Materiały wykorzystywane do sporządzania najbardziej gustownych elementów ubioru znajdowały się w sferze pożądania wielu kobiet. Szlachetne tkaniny należały do towarów drogich, a przez to luksusowych. Zapiski małżeńskiej korespondencji wskazują, że szlachcice skłonni byli nie zważać na koszty, byle tylko zadowolić życiowe towarzyszki. Doskonale owe zabiegi obrazują listy słane przez cześnika koronnego Eustachego Potockiego do swej żony Marianny z Kątskich. Stanowią one wyraz nie tylko głębokiego przywiązania do współmałżonki, ale także przejaw chęci ciągłego adorowania kobiety. W jednym z listów Potocki napisał: „są tu […] materie piękne, chociaż przydrogie, jednak nie żałowałbym choćby najwięcej, tylko się obawiam, że mogłyby nie przypaść do gustu Twego, ale kiedykolwiek zechcesz i obierzesz sobie piękną jaką bogatą materię, to ją chętnie zapłacę, bo bardzo dobrze wiesz o moim szczerym przywiązaniu do osoby Twojej, że nie masz nic takiego, czego bym dla Ciebie nie uczynił”. Uderzająca jest wręcz troska Potockiego o uszczęśliwienie żony. Spełnienia założonego celu upatrywał on nie tyle w przesłaniu jej choćby małej bagatelki, ale raczej w dokładnym wpasowaniu się w gusta kobiety. Listy przesyłane przez Potockiego dowodzą, że przywołany przykład nie był jednorazową deklaracją. Stałość uczuć względem małżonki Potocki chętnie wyrażał właśnie za pomocą różnorodnych drobiazgów, przesyłanych jej co rusz z podróży.
Pomimo jednoznacznych deklaracji i świadomego ofiarowywania wybranych przez siebie przedmiotów na rzecz współmałżonka, kwestie prezentów – jak wiele innych – stawały się z czasem przedmiotami szlacheckich sporów i procesów. Otrzymane raz w darze przedmioty i towary nie musiały wcale pozostać przy obdarowanym do końca jego życia. W grę zawsze wchodziła ich sprzedaż lub zastaw. Rozmyślić się co do podarowanego przedmiotu mógł też sam współmałżonek, traktując owe dobra jedynie jako przedmiot dalszego zbytu. Najczęściej powodem były trudności finansowe, z których wybrnąć chciano poprzez sprzedaż kilku cennych przedmiotów. Poszkodowana strona miała jednak prawo oponować przeciwko spieniężaniu ofiarowanych jej wcześniej dóbr. Tak stało się w przypadku podczaszyny mielnickiej Anny ze Skarbków, która z nieskrywanym żalem wspominała niegodziwe postępowanie swojego męża Jakuba Moszczeńskiego. Wykazała między innymi, że nieuczciwy małżonek: „to co sam […] dał w prezencie przed ślubem, to jest pierścień diamentowy na zaręczyny, który był waloru czerwonych złotych 15 i zegarek tombakowy za który powiedział, iż był dał czerwonych złotych 20, te oba prezenty w rok po initio vota wziął. Czy je sprzedał, czy je komuś dał, dość że ich nie mam”. Z podarunków nie zostało więc nic, bo wszystko na własne potrzeby spieniężył sam darczyńca.
Ciekawy proceder obrotu prezentami ujawniają też – coraz częściej wszczynane w osiemnastym stuleciu – sprawy o unieważnienie małżeństwa. Problem komu należą się prawa do otrzymywanych przez lata prezentów stał się punktem zapalnym w trakcie sprawy o unieważnienie małżeństwa generała artylerii litewskiej Kazimierza Nestora Sapiehy i Anny z Cetnerów. Redagując dokumenty procesowe współmałżonkowie z niebywałą precyzją wypominali sobie wzajemnie przyjmowane przez lata prezenty. Oboje mieli nadzieję na ich odzyskanie, stąd nie szczędzili sił i środków, aby dowieść przed sądem komu powinny się one należeć. Wśród wypominanych sobie wzajemnie przedmiotów królowały oczywiście rzeczy wartościowe, szczególnie biżuteria i elementy modnej garderoby. Ponadto wykaz prezentów obejmował dziesiątki rzeczy pomniejszych, jak łańcuszki, pierścionki, zegarki oraz przedmioty codziennego użytku. Każda ze stron starała się udowodnić, że wiele z pretensji wysuwanych przez małżonka jest bezzasadnych. Anna z Cetnerów zaprzeczała na przykład, by kiedykolwiek otrzymała od męża złotą tabakierkę, popielaty zegarek czy haftowany rękawek. Magnatka zbywała też, wygórowane jej zdaniem pretensje męża, konstruując zręczne riposty. „Sprzączki z kamieniami nie były dane, ponieważ Księżna Jejmość żadnych sprzączek do trzewików nie używa” – pisała w uzasadnieniu odmowy oddania rzekomego podarunku.
Wspomniany proces nie był jedynym tego rodzaju. Równie skrupulatny spis ofiarowywanych przez lata prezentów znalazł się w dokumentach sprawy o unieważnienie małżeństwa wszczętej między małżonkami Stanisławem Lanckorońskim i Franciszką z Bidzińskich. Spór ciągnął się latami, a obie strony wręcz zasypywały się wzajemnie niekończącymi się pretensjami. Za wszelką cenę chciano odzyskać niemal wszystko, co kiedykolwiek zostało ofiarowane współmałżonkowi w trakcie wspólnego pożycia. Lanckoroński zgłaszał pretensje nawet o te klejnoty, które zostały przez niego podarowane Franciszce przed zawarciem ślubu, w tym „pierścień zaręczynowy kameryzowany z dyksztynem [szlifowanym diamentem] oraz kanak z dyksztynami i perłami”. Jakby tego było mało, magnat wypomniał jeszcze żonie dwa złote pierścienie, złotą rączkę z diamentem, pakiet drogocennych kamieni, oprawiony w złoto portret, złotą figurkę św. Marii Magdaleny, a nawet ekskluzywny paryski serwis. Lanckoroński upomniał się też o wszystkie przedmioty, z których Franciszka wprawdzie korzystała na co dzień, jednak nie przypominał sobie, aby formalnie zostały jej one kiedykolwiek podarowane. Argumentował więc, że powinny do niego wrócić wszystkie szczerozłote łańcuszki, pierścienie diamentowe, a także znajdujące się we wspólnej dotąd rezydencji srebrne czary, tace i lichtarze. Franciszka nie pozostawała w sprawie bierna i równie wytrwale upominała się o swoje. Mąż potwierdził, że z kilku rzeczy otrzymanych od niej rzeczywiście korzysta. Przypomniał sobie, że doskonale służą mu od lat dwie srebrne tace, czarki, lichtarze, tak samo jak sfinansowane przez żonę karmazynowe materace i kosztowne obicia. Ostatecznie sprawa zakończyła się ugodą, podpisaną w Warszawie w marcu 1736 roku. Zgodnie z jej brzmieniem, małżonkowie mieli wzajemnie oddać sobie te przedmioty, które uznano za im przynależne. Wskazano, że były to jedynie towary pozostające czasowo w ich użytkowaniu w okresie trwania małżeństwa. Skoro ich właściciel twierdził, że nigdy nie zostały współmałżonkowi podarowane, to znaczyło, że trzeba je oddać. Ugoda stanowiła jasno „wszystkie sumy ofiarowane Franciszce oraz pieniądze przekazane jej przez Stanisława na pokrycie długów mają zostać mu oddane bez żadnych kłótni”.
Życiowe doświadczenia uczyły więc, że nawet najbardziej kosztowne dary nie mogą zastąpić rzeczywistego uczucia i wzajemnego szacunku. Doskonale oddaje to korespondencja Konstancji z Gnińskich Czapskiej, która mocno przeżywała perturbacje związane z małżeństwem swojej córki Magdaleny. W pisanych przez siebie listach Konstancja przekonywała, że to wcale nie majątek, a jedynie prawdziwe uczucie stanowi o atutach starającego się o rękę panny kandydata. Pisała z refleksją: „dziś Bogu oddałam w kościele ten interes, ufam że Bóg […] przywiązanie da z łaskawości swojej, że zwiąże tę parę [Magdalenę z Czapskich i Hieronima Floriana Radziwiłła] węzłem dozgonnym nierozerwanym do śmierci. Miłości prezentami niewinnie się JM Książe Dobrodziej inkomoduje - wcale ich nie potrzeba. To nieoszacowany prezent stateczne Pańskie serce”. Zapewnienia o niesłabnącym uczuciu wyrażane za pomocą bogatych darów i małych bagatelek nie były w jej odczuciu gwarancją zgodnego, długoletniego pożycia. Życie szybko zweryfikowało te nadzieje, a rozpad pożycia małżeńskiego pary stał się jedną z najgłośniejszych spraw o unieważnienie małżeństwa w tym okresie.
Zarówno liczne podarunki, jak i zupełny ich brak nie przekładały się na jakość i długość małżeńskiego pożycia. Rozliczne wzajemne pretensje, ujawniające się szczególnie przy okazji spraw o unieważnienie małżeństwa wskazywały jedynie na daleko idący pragmatyzm i chęć odzyskania niemal wszystkiego, co ofiarowane zostało dotychczasowemu współmałżonkowi. Żaden, nawet najbardziej okazały dar nie zastępował bowiem rzeczywistego przywiązania i wysiłków na rzecz utrzymania codziennego, zgodnego pożycia.
Informujemy, iż w celu optymalizacji treści dostępnych na naszej stronie internetowej oraz dostosowania ich do Państwa indywidualnych potrzeb korzystamy z informacji zapisanych za pomocą plików cookies na urządzeniach końcowych Użytkowników. Pliki cookies mogą Państwo kontrolować za pomocą ustawień swojej przeglądarki internetowej. Dalsze korzystanie z naszej strony internetowej, bez zmiany ustawień przeglądarki internetowej oznacza, iż akceptują Państwo stosowanie plików cookies. Potwierdzam, że aktualne ustawienia mojej przeglądarki są zgodne z moimi preferencjami w zakresie stosowania plików cookies. Celem uzyskania pełnej wiedzy i komfortu w odniesieniu do używania przez nas plików cookies prosimy o zapoznanie się z naszą Polityką prywatności.
✓ Rozumiem