Na początku XVIII w., kiedy oświeceniowy dyskurs zapoczątkował krytyczną refleksję nad kulturowym dziedzictwem i wierzeniami angielskiego społeczeństwa, Daniel Defoe tak oto pisał o swoich rodakach:
Panuje w naszym narodzie dziwna skłonność do rozpowszechniania, a raczej do wymyślania opowieści o zjawach i wizjach; do osadzania ich w prawdopodobnych realiach i przedstawiania jako prawdy[1].
Współczesny mu Joseph Addison, wydawca słynnego i wpływowego „Spectatora”, wtórował, że Anglicy są z natury bardziej niż inne narody skłonni do wyobrażania sobie niestworzonych rzeczy i akceptacji nieskończonej liczby nadprzyrodzonych opowieści, co skutkowało tym, że „nie było w Anglii ani jednej wioski bez [przynajmniej] jednego ducha; na wszystkich cmentarzach straszyło... i nie sposób było spotkać pasterza, który nie widziałby [kiedyś] jakiejś zjawy”[2].
Te dwie wypowiedzi świadczą o dostrzeżeniu przez osiemnastowiecznych autorów wszechobecności duchów, która zarazem potwierdzała wyjątkową angielską fascynację nimi. Gdyby jednak poprzestać na tych dwóch cytatach przy próbie wyrobienia sobie zdania o miejscu zjaw i duchów w ówczesnej angielskiej kulturze, otrzymałoby się niepełny obraz oparty na sugestii, że duchy co prawda występowały nader licznie, ale jedynie w ludowych wierzeniach i popularnych opowieściach, przekazywanych sobie zwyczajowo wieczorami przy kominku. Tymczasem, duchy obecne były nie tylko w rozpowszechnionej niesformalizowanej kulturze ustnej, ale również w kulturze pisanej – zarówno popularnej, jak i uczonej – i to w najróżniejszych jej obszarach. Pojawiały się więc w prasie, w tekstach literackich, kazaniach, traktatach religijnych i moralistycznych, rozprawach z dziedziny teologii, medycyny i nauki, tekstach politycznych, historiografii, czyli właściwie wszędzie[3]. Niniejszy artykuł jest przeglądem – naturalnie niepełnym – wybranych obszarów angielskiej kultury, a jego celem jest zasygnalizowanie zastanawiającej powszechności duchów w rzekomo racjonalistycznym oświeceniowym dyskursie, choć przecież, zgodnie z przyjętym stereotypem, powinno ich w nim ogóle nie być lub powinny występować jedynie w niewielkim stopniu. Kluczowe dla zrozumienia tego paradoksu jest postawienie pytania o funkcję duchów, czyli o powody, dla których je tak chętnie „przywoływano”.
Na przełomie wieku XVIII pojawił się nowy gatunek pisarstwa: współczesna literacka opowieść o duchach. Należy w tym miejscu przywołać, jak się uznaje, pierwszą z nich[4], czyli Prawdziwą relację o duchu niejakiej pani Veal z roku 1706. Jej anonimowy autor – którym był, najprawdopodobniej, wspomniany już Daniel Defoe – opisał, jak niejaka pani Bargrave z Canterbury 8 września 1705 r. o dwunastej w południe podjęła swoją długoletnią, ale długo niewidzianą przyjaciółkę, panią Veal. Później, już po wizycie, okazało się, że w czasie kiedy gawędziły, pani Veal już od doby nie żyła (zmarła poprzedniego dnia w samo południe). Relacja była dłuższa niż wcześniejsze podobne opowieści, zawierała rozbudowane dialogi, tło obyczajowe, sprawnie naszkicowaną psychologię postaci, suspens, a także kilka efektownych zabiegów artystycznych jak, na przykład, symboliczna scena, gdy zjawa, ubrana w strój podróżny, powoli odchodzi ulicą odprowadzana wzrokiem przez przyjaciółkę i ostatecznie znika za rogiem[5]. Opowieść o wizycie pani Veal była więc bardziej wyrafinowana literacko niż jej dużo prostsi poprzednicy, popularne szesnasto- i siedemnastowieczne ballady i druki ulotne. Zapowiadała późniejsze utwory, które zaczęły pojawiać się coraz liczniej, zwłaszcza w „romantycznym” wieku XIX. Jednakże pisane później literackie historie o duchach rzadko spełniały funkcję inną niż rozrywkową, czym odróżniały się od swoich antenatek z pierwszej połowy XVIII stulecia, w których duchy z pewnością nie służyły jedynie czczej rozrywce.
Należy chociażby zwrócić uwagę, że centralnym momentem opowieści o zjawie pani Veal jest wzmianka o dziele siedemnastowiecznego protestanckiego duchownego Charlesa Drelincourta (1595–1669) pt. Obrona chrześcijanina przed strachem przed śmiercią (Consolations de l'âme fidèle contre les frayeurs de la mort, 1651), popularnej w Anglii i często tam wznawianej. Pani Veal rozpoczęła rozmowę o tej właśnie książce, gdyż – jak się wyraziła – dawała ona czytelnikowi „najklarowniejsze pojęcie o śmierci i przyszłym życiu”, czyli, w tym przypadku, o Bożej Opatrzności, która osobiście czuwa nad wszystkimi ludźmi, a po śmierci wynagradza im wszelkie doczesne cierpienia niewyobrażalną szczęśliwością w niebie[6]. Celem odwołania się do tej lektury (i do jeszcze kilku innych książek) było niewątpliwie pocieszenie pani Bargrave, której życie osobiste nie należało do najszczęśliwszych. Co ciekawe, opowieść o duchu pani Veal mogła zostać napisana po to – jak sugerowano już w XVIII w. – by rozreklamować i rozprzedać Obronę Drelincourta. Być może tak było, nie zmienia to jednak faktu, że zjawa pani Veal wzięła udział w toczących się wtedy filozoficzno-religijnych dyskusjach nad realnością i naturą życia pozagrobowego, co było jedną z najważniejszych funkcji, jakie ówcześnie wyznaczono duchom do odegrania.
Takie wykorzystanie duchów miało w Anglii miejsce już wcześniej, pod koniec XVII w., kiedy w okresie Restauracji po turbulencjach wywołanych przez wojnę domową zarówno filozofowie, jaki i duchowni zajmowali się przywracaniem ładu intelektualnego i religijnego. Reprezentatywnym dla tego okresu tekstem był traktat Josepha Glanvilla, Saduccismus Triumphatus, w którym autor dawał odpór „saduceuszom”, czyli osobom kwestionującym zmartwychwstanie ciał i istnienie niematerialnych bytów duchowych. Sadducismus był w zasadzie antologią (rzekomo) zweryfikowanych relacji o duchach i innych nadprzyrodzonych zjawiskach, których zadaniem było udowodnić wątpiącym w ich prawdziwość, jak bardzo się mylą. Z kolei Richardowi Baxterowi, ważnemu purytańskiemu teologowi i autorytetowi, duchy – przywołane wielokrotnie w jego dziele O pewności istnienia świata duchów (The Certainty of the World of the Spirits, 1691) – oraz opowieści o ich ukazywaniu się ludziom służyły bardziej jako exempla, które miały przyciągnąć uwagę odbiorców, wyrwać ich z duchowej apatii i letniości i w rezultacie nakłonić do nawrócenia i moralnego postępowania.
Tę tradycję z powodzeniem kontynuowano i rozwinięto w następnym stuleciu, co najlepiej widać na przykładzie metodyzmu założonego przez Johna i Charlesa Wesleyów, ruchu odnowy religijnej, który zaczął wyłaniać się z kościoła anglikańskiego w latach trzydziestych i czterdziestych XVIII w. Metodyści, przynajmniej na początku swej historii, za nic mieli obowiązującą w Kościele Anglii zasadę umiarkowania i z zapałem oddawali się religijnemu „entuzjazmowi”, który objawiał się w doświadczaniu osobistych objawień, ekstatycznych transów, cudownych uzdrowień, proroczych snów, piekielnych i niebiańskich wizji. Główny przywódca ruchu, John Wesley, przywiązywał wielką wagę do wszelkich manifestacji rzeczywistości nadprzyrodzonej, a bycie ich świadkiem lub uczestnikiem stało się niejako znakiem firmowym jego ruchu, który w ten sposób reklamował się podkreślając swoją wyjątkowość i wiarygodność. Rzecz jasna Wesley nie mógł pominąć kwestii istnienia duchów[7]. W swoich dziennikach, na przykład, skrzętnie odnotowywał ciekawsze historie o zjawach, zasłyszane w czasie nieustannych podróży po kraju lub przesłane mu przez licznych korespondentów. Według Wesleya, jednym z bardziej intrygujących przypadków, z jakimi się zetknął, była sprawa Elizabeth Hobson, młodej dziewczyny z Sunderland, o której usłyszał w 1768 r. Duchowny wkrótce spotkał się z nią osobiście, uważnie wysłuchując jej historii o tym, jak od wczesnego dzieciństwa regularnie widywała swoich zmarłych krewnych i sąsiadów, którzy nocną porą pojawiali się przy jej łóżku, świadcząc swoimi słowami, wyglądem i zachowaniem o tym, czy przybyli do niej z nieba czy też piekła[8]. Przypadek Hobson – a także innych ludzi, którzy twierdzili, że weszli w interakcję z duchami – był o tyle istotny, że dla Wesleya ukazywanie się duchów przeciwdziałało zwątpieniu w życie po śmierci i wynikającej z niego rozpaczy; potwierdzało nieśmiertelność duszy i nieuchronność sądu Bożego, którego wynik zależał od ludzkich czynów za życia. Nie do przecenienia była również użyteczność i skuteczność duchów w walce z rosnącymi w siłę tendencjami racjonalistycznymi i sekularyzacyjnymi, czym Wesley bardzo się niepokoił. Założyciel metodyzmu zdawał się święcie wierzyć, że „gdyby choć jedna relacja o spotkaniu ludzi z duchami potwierdziła się… cały ten zamek budowany na piasku (deizm, ateizm, materializm) natychmiast by runął”[9].
Wesley i jego zwolennicy przez przedstawicieli dumnych ze swojego umiarkowania członków Kościoła Anglii uważani byli za niebezpiecznych zabobonnych radykałów. Jednakże, co należy podkreślić, w kwestii duchów, zarówno metodyści, jak i anglikanie, tak naprawdę niewiele się różnili. Biskup Exeter, George Lavington, który nie przebierając w słowach jednoznacznie potępiał metodyzm jako przykład religijnego fanatyzmu burzącego stabilność i jedność kościoła anglikańskiego[10], jednocześnie ostrożnie przyznawał, że duchy nie tylko istnieją, ale również, że niektóre opowieści o nich można potraktować jako przykład Bożej interwencji. Inni anglikańscy duchowni całkiem otwarcie odnosili się do duchów w swojej pracy duszpasterskiej, o czym świadczą ówczesne publikacje i głoszone kazania[11]. Przytaczanie historii o duchach pomagało w utwierdzaniu wiary w życie niematerialne i nadprzyrodzone oraz podkreślało wagę tradycyjnej moralności (zwłaszcza wtedy, gdy duchy potępione wyznawały śmiertelnikom swoje winy i wyrażały skruchę).
Warto może w tym miejscu zauważyć, że uporczywe trwanie duchów i zjaw w angielskiej kulturze protestanckiej (zarówno w jej głównym nurcie, jak i na obrzeżach, vide metodyzm) oparte jest na pewnym paradoksie. Wykorzystanie ich przez pastorów i kaznodziejów wymagało przecież przejścia do porządku dziennego nad wczesnym reformacyjnym aksjomatem, że dusze ludzkie nie mogą powracać na ten świat po śmierci (przekonanie, że z piekła nie było wyjścia, kiedy się już tam trafiło, ludzie zbawieni nie mieli najmniejszego sensownego powodu, by opuszczać niebo – a czyściec przecież nie istniał – było starym argumentem). Naruszało to też protestancką doktrynę o ustaniu cudów. Ta niekonsekwencja wskazuje z jednej strony na niezwykłą trwałość wierzeń o duchach i ich zdolność do przetrwania w każdym religijnym środowisku; a z drugiej sugeruje, że duchy były zbyt użyteczne w krzewieniu protestantyzmu, a także jego obrony przed erozją powodowaną przez sekularyzm, by można było z nich całkiem zrezygnować. Wartość teologiczna duchów była nie do przecenienia i dostrzegano to bez względu na podziały religijne.
Istniała również świecka odmiana utylitarnego podejścia do duchów. Na przykład, Joseph Addison i Richard Steele – redaktorzy periodyków „Spectator” i „Tatler” – zamieszczali na swoich łamach teksty dotyczące duchów, wiążąc je jednocześnie z oświeceniowym programem wychowywania mas i kształtowania ich moralności. W publikowanych historiach liczył się ich moralny, a raczej moralizatorski aspekt, co oznaczało, że duchy stawały się nauczycielami ludzkiej etyki oraz jej strażnikami i egzekutorami. Nawiasem mówiąc, dla Addisona i Steele’a dopuszczanie i publikowanie rozważań o duchach było też formą walki z ekstremizmami ateizmu i deizmu, które swym sceptycyzmem zagrażały moralnej podstawie ładu społecznego[12]. To, że osiemnastowieczne historie o duchach funkcjonowały jako moralne przypowieści widać wyraźnie w Eseju o historii i realności zjaw Daniela Defoe (1727). Ten traktat pisany był z myślą o wykształconych odbiorcach, którzy wybierali drogę środka pomiędzy dwiema skrajnościami: łatwowiernym przyjmowaniem za dobrą monetę każdego przekazu o pojawieniu się gdzieś duchów a absolutną niewiarą w ich istnienie. Książka spotkała się z uznaniem czytelników – do końca XVIII w. ukazały się jej cztery wznowienia (1735, 1752, 1770 i 1791) – którzy docenili zawarte w niej opowiastki stanowiące moralne lekcje wyraźnie definiujące co jest dobre, a co złe. W swym zbiorze Defoe zawarł więc historię o tym, jak duch uniemożliwił uwiedzenie młodej damy; zapobiegł bratobójczemu pojedynkowi; napomniał rozbójnika ostrzegając go przed jego niechybnym końcem na szubienicy; nastraszył nieuczciwego wykonawcę testamentu, który po tej interwencji natychmiast dopełnił swoich obowiązków; skłonił mordercę do przyznania się do winy ukazując mu się w czasie procesu jako duch jego ofiary, itd. itp.[13]
Defoe, objaśniając sposób działania duchów i ich naturę, pozostawał na gruncie tradycyjnych koncepcji – jego koncepcja była mieszanką chrześcijańskiej i neoplatońskiej angelologii połączoną z ideami Opatrzności i anioła stróża. Różnił się tym od innych prób wyjaśnienia zagadki duchów, które również pojawiły się w ówczesnej literaturze i które opierały się na hipotezie, że da się znaleźć odpowiedź bez odwoływania się do czynników nadprzyrodzonych. Wiek XVIII zafascynowany był optyką. Można powiedzieć, że rozpoczął się on publikacją fundamentalnej Optyki Izaaka Newtona w roku 1704, co nie mogło nie mieć wpływu na dyskusje o duchach. Newton i jego następcy pokazali, jak tworzy się obraz, jak można go zwielokrotnić i zniekształcić poprzez odbicie i rozszczepienie światła w lustrach, soczewkach i pryzmatach. Zwracano uwagę, że oko zasadniczo też było przyrządem optycznym, podlegało więc tym samym prawom fizyki, co oznaczało, że relacje o zobaczeniu ducha można było zakwestionować: zawsze mogły być one skutkiem złudzenia optycznego, mylącą grą świateł i cieni.
Wyjaśnianie zjawiska pojawiania się duchów za pomocą przyczyn naturalnych było nasilającą się tendencją, ale rzecz jasna nie oznaczało to zaniku uświęconej tradycją interpretacji podobnych zjawisk. Pokazuje to chociażby ciekawy dwugłos, jaki pojawił się we wpływowym periodyku „Gentleman’s Magazine” w 1747 r. W listopadzie opublikowano relację o przemarszu pieszej armii duchów w Cumbrii, na północy Anglii, obserwowanym przez wielu świadków trzykrotnie w przeciągu kilku lat, zawsze w dzień przesilenia letniego. Narrator próbował zaproponować jakieś naturalne wyjaśnienie, sugerował złudzenie optyczne, a nawet działanie przelatującego, silnie świecącego meteorytu (sic!), ale w końcu przyznał się do porażki, apelując do innych czytelników o pomoc. Miesiąc później pojawiła się odpowiedź innego korespondenta, który jednak nie zaproponował żadnej nowej „naturalnej” hipotezy. Zamiast tego gwałtownie zaatakował swego adwersarza za to, że nie dopuszcza do siebie możliwości – ba, wręcz nazywa ją absurdem – że widziani żołnierze byli po prostu duchami, które przecież mogą ukazywać się ludziom jak chcą, w dowolnym kształcie, miejscu i czasie[14]. Jak widać, nie wszyscy potrzebowali nowego (nowoczesnego?) spojrzenia na duchy, bo w zupełności wystarczało im stare. Inaczej mówiąc, nie wszyscy godzili się na „odczarowywanie” ich świata.
Zajmując się angielskimi duchami w wieku XVIII nie sposób choćby nie wspomnieć chyba najsłynniejszego z nich, a mianowicie tak zwanego „ducha z Cock Lane” w Londynie. W roku 1762 miasto obiegła wiadomość, że w domu Richarda Parsonsa pojawił się duch, i to taki, z którym można się porozumieć za pomocą systemu stuknięć i drapnięć. Zjawą miała być młoda kobieta, Fanny Lynes, która mieszkała tam przed trzema laty i tam została otruta. Po przeprowadzonym śledztwie orzeczono, że cała sprawa była oszustwem zainscenizowanym przez właściciela domu, by zemścić się i oskarżyć o morderstwo swojego byłego wspólnika, Williama Kenta, narzeczonego Fanny. Najistotniejsze w tej sprawie jest nie to, że duch ostatecznie okazał się fałszywy – zresztą nie wszyscy zaakceptowali tę wersję, nawet po skazaniu Parsonsa przez sąd – lecz furora, jaką zrobił wśród londyńczyków. Przez cały czas trwania tej sprawy na Cock Lane przybywały prawdziwe tłumy bijąc się niekiedy o jak najlepsze miejsca do obserwacji nawiedzonego domu. Wszyscy, bez względu na stan społeczny, chcieli wejść do środka i posłuchać na własne uszy odgłosów z zaświatów. Reakcje były różne – jedni wierzyli w ducha, drudzy nie, a trzeci nie wiedzieli co o tym myśleć – ale wszystkich na Cock Lane przyciągnęła ciekawość i fascynacja oraz możliwość uczestniczenia w emocjonującym spektaklu, jaki tylko duch mógł im zapewnić[15].
Podsumowując, celem mojego – z konieczności wybiórczego – referatu było pokazanie jak bardzo duchy i zjawy zadomowiły się w osiemnastowiecznej kulturze angielskiej, pomimo obecnych w niej silnych tendencji racjonalistycznych. Stało się tak, gdyż zaspokajały one nader istotne potrzeby tych, którzy w nie wierzyli (lub przynajmniej nie odrzucali możliwości ich istnienia). Przede wszystkim potwierdzały one doktryny nieśmiertelności duszy i zmartwychwstania ciał. Oswajały z nieuchronnością śmierci (jako wariant dawnego memento mori) jednocześnie dając nadzieję na przetrwanie indywidualnej osobowości w zaświatach. Skłaniały też do wiary w Bożą opatrzność i możliwość zbawienia, a także dostarczały oręża w walce z radykalnym sceptycyzmem i materializmem. Co więcej, opowieści o duchach definiowały nieprzekraczalne granice etyczne, a także umożliwiały zadawanie pytań dotyczących obszarów dotąd nieznanych i udzielanie najróżniejszych odpowiedzi, co mogło prowadzić do przesuwania granic poznania. Wreszcie pozwalały wyrazić ówczesne fascynacje i emocje. Jak widać, ważkich ról i znaczeń przypisywanych osiemnastowiecznym duchom było zbyt wiele, by pozwolić im, ot tak sobie, odejść i zniknąć. Ich paradoksalna wszechobecność nie była więc może tak paradoksalna, jakby się mogło wydawać.
Artykuł pochodzi z książki Oświecenie nieoświecone. Człowiek, natura i magia, red. Danuta Kowalewska, Agata Roćko, Filip Wolański, Warszawa 2018, seria Silva Rerum.
[1] D. Defoe, An Essay on the History and Reality of Apparitions, London 1727, s. 390–391.
[2] „Spectator” 1712, 3: 419, s. 572.
[3] S. Handley, Visions Of An Unseen World: Ghost Beliefs and Ghost Stories in Eighteenth-Century England, Londyn 2007, s. 1–22.
[4] R. D. Stock, The Holy and the Daemonic from Sir Thomas Browne to William Blake, Princeton 2014, s. 92.
[5] D. Defoe, A True Relation of the Apparition of One Mrs. Veal the Next Day after her Death to One Mrs. Bargrave at Canterbury the 8th of September, 1705. Which Apparition recommends the Perusal of Drelincourt’s Book of Consolation against the Fears of Death. The Sixteenth Edition, Londyn 1745, s. 7.
[6] Ibidem, s. 4.
[7] Można powiedzieć, że był skazany na takie zainteresowania. Znana jest historia o tym, że Wesley w wieku lat trzynastu – była to zima 1716 r. – sam doświadczył, co oznacza kontakt z duchem, gdy jego dom rodzinny został nawiedzony, w bardzo dokuczliwy sposób, przez coś, co dzisiaj w literaturze przedmiotu występuje jako „poltergeist z Epworth”. O. Davies, The Haunted. A Social History of Ghosts, Houndmills-Nowy Jork 1997, s. 255.
[8] J. Wesley, The Journal of John Wesley in Four Volumes, Londyn 1930–1939, t. 3, s. 329–339.
[9] Ibidem, s. 330.
[10] G. Lavington, The Enthusiasm of Methodists and Papists Compared, Londyn 1749, b. n. s.
[11] Por. A. Cockburn, An Account of the Apparition of the Late Lord Kilmarnock to the Reverend Mr. Foster (1747); Anon., The Ghost, or a Minute Account of the Appearance of the ghost of John Croxford (1764).
[12] S. Handley, Visions Of An Unseen World..., s. 115–119.
[13] D. Defoe, An Essay, passim. Opowieści tam zawarte często rozpoczynały samodzielne życie literackie, trafiając do innych, późniejszych antologii historii o duchach.
[14] „Gentleman’s Magazine” 1747, 17:11, s. 524; „Gentleman’s Magazine” 1747, 17:12, s. 611–612.
[15] S. Handley, Visions Of An Unseen World..., s. 141–149.
Bibliografia
Źródła:
Anonim, The Ghost, or a Minute Account of the Appearance of the ghost of John Croxford, Londyn 1764.
Cockburn A, An Account of the Apparition of the Late Lord Kilmarnock to the Reverend Mr.Foster, Londyn 1747.
Defoe D., A True Relation of the Apparition of One Mrs. Veal the Next Day after her Death to One Mrs. Bargrave at Canterbury the 8th of September, 1705. Which Apparition recommends the Perusal of Drelincourt’s Book of Consolation against the Fears of Death. The Sixteenth Edition, Londyn 1745.
Defoe D., An Essay on the History and Reality of Apparitions, London 1727.
„Gentleman’s Magazine” 1747, 17:11.
„Gentleman’s Magazine” 1747, 17:12.
Lavington G., The Enthusiasm of Methodists and Papists Compared, Londyn 1749.
„Spectator” 1712, 3: 419.
Wesley J., The Journal of John Wesley in Four Volumes, Londyn 1930–1939, t. 3.
Opracowania:
Davies O., The Haunted. A Social History of Ghosts, Houndmills-Nowy Jork 1997.
Handley S., Visions Of An Unseen World: Ghost Beliefs and Ghost Stories in Eighteenth-Century England, Londyn 2007.
Stock R. D., The Holy and the Daemonic from Sir Thomas Browne to William Blake, Princeton 2014.
Informujemy, iż w celu optymalizacji treści dostępnych na naszej stronie internetowej oraz dostosowania ich do Państwa indywidualnych potrzeb korzystamy z informacji zapisanych za pomocą plików cookies na urządzeniach końcowych Użytkowników. Pliki cookies mogą Państwo kontrolować za pomocą ustawień swojej przeglądarki internetowej. Dalsze korzystanie z naszej strony internetowej, bez zmiany ustawień przeglądarki internetowej oznacza, iż akceptują Państwo stosowanie plików cookies. Potwierdzam, że aktualne ustawienia mojej przeglądarki są zgodne z moimi preferencjami w zakresie stosowania plików cookies. Celem uzyskania pełnej wiedzy i komfortu w odniesieniu do używania przez nas plików cookies prosimy o zapoznanie się z naszą Polityką prywatności.
✓ Rozumiem