© Muzeum Pałacu Króla Jana III w Wilanowie
Silva Rerum   Silva Rerum   |   09.12.2020

O gdańskich eksperymentach z wlewami dożylnymi w latach sześćdziesiątych XVII wieku

W 1666 roku niemiecki medyk Johann Sigismund Elsholtz wydał w Berlinie niewielką książeczkę zatytułowaną Clysmatica. Miała ona przyczynić się do powstania nowego sposobu podawania leków, gdyż promowała infuzje dożylne, tak popularne w XX wieku. Pracą tą zainteresował się wkrótce pewien lekarz z Gdańska, który zaczął eksperymentować z podawaniem wlewów dożylnych u pacjentów przebywających w tamtejszych szpitalach.

Doktor Johannes Schmiedt, bo o nim mowa, opisał swoje najwcześniejsze eksperymenty i ich wyniki w doniesieniu opublikowanym w 1667 roku na łamach „Philosophical Transactions”, czasopisma Royal Society, to jest Towarzystwa Królewskiego. W liście nadesłanym do Londynu za pośrednictwem Johannesa Hewelckego, a więc Heweliusza, Schmiedt omawiał, w jaki sposób, gdzie i na kim wykonywał swoje próby.

Początkowo medyk planował użycie tylko medykamentów alterujących, czyli dokonujących łagodnych „odmian” w ciałach osób chorych. Ostatecznie jednak zdecydował się na dożylne podawanie leków przeczyszczających, gdyż ich efekty miały być lepiej uchwytne zarówno węchem, jak wzrokiem. Miejscem podania leków u każdego z pacjentów stała się mediana prawego ramienia, do której na polecenia medyka wprowadzano specjalną strzykawką, przerobioną z lewatywy, dwie drachmy wybranego leku przeczyszczającego. Co się później wydarzyło? Jak czuli się chorzy? Żeby się tego dowiedzieć, musimy oddać głos źródłom z epoki.

Pierwszym z pacjentów Doktora Schmiedta poddanych próbie, jak podawano w angielskim żurnalu, był postawny żołnierz, który zaraził się onegdaj syfilisem – i z tej właśnie przyczyny kości jego ramienia pokrywało wiele twardych kilaków. Gdy wstrzyknięto do żył mężczyzny medykament przeczyszczający, wiarus zaczął się uskarżać, iż bolą go łokcie, natomiast naczynia krwionośne na jego rekach tak nabrzmiały, że obecni przy eksperymencie chirurdzy miejscy musieli je mocno uciskać, aby opuchlizna przesunęła się w stronę ramion. Po czterech godzinach lek zaczął niespiesznie ujawniać swą siłę; jego działanie utrzymywało się także kolejnej doby. W rezultacie pacjent oddał pięć „dobrych stolców”, jak stwierdził gdański medyk. Niebawem wchłonęły się także twarde guzy – i to bez administrowania dodatkowych lekarstw przeciwkiłowych. Znikły również inne widoczne symptomy francuskiej choroby, która męczyła od lat żołnierza. W rezultacie Doktor Schmiedt uznał, że wyleczył syfilityka z „ospy Wenusowej”, a ten niebawem raz na zawsze opuścił miejski szpital i wrócił do pracy zarobkowej.

Kolejne eksperymenty gdański medyk przeprowadził na dwóch kobietach. Jedna z nich była trzydziestopięcioletnią mężatką, druga – dwudziestoletnią służącą, najprawdopodobniej dziewką pokojową. Obie kobiety miały jednak cechę wspólną: od niemowlęctwa cierpiały z powodu padaczki – i lekarze już dawno stracili nadzieję na wyleczenie ich z tej uciążliwej choroby. Do median niewiast na polecenie doktora wstrzyknięto przeczyszczające żywice rozpuszczone w „wódce antyepileptycznej”, w której skład weszły między innymi cynamon, anyż, lawenda i pieprz długi. Starsza z kobiet kilka godzin po iniekcji miała łagodną biegunkę; także następnego dnia raz po raz musiała oddać stolec. Młoda pokojówka z kolei oczyszczała swoje trzewia czterokrotnie dnia pierwszego, następnie po wyjściu na świeże i mroźne powietrze, aby się ochłodzić, poczuła się lepiej i niebawem – tak jak jej koleżanka  – powróciła do zdrowia.

Kolejny list opowiadający o eksperymentach gdańskiego doktora wysłał do Londynu w sierpniu 1668 roku pan Christopher Kirkby, angielski kupiec, który prowadził interesy nad Motławą. Zgodnie z jego świadectwem, doktorowi Schmiedtowi podczas nowych prób towarzyszył inny gdański lekarz, Johannes Scheffeler. Pierwszy interesujący ich pacjent cierpiał na artretyzm, drugi – na apopleksję, a trzeci – kołtun. Naocznym świadkiem eksperymentu był natomiast sam Johannes Hevelius, który poinformował o jego przebiegu i wynikach młodego Kirkby’ego.

I tak, człowiek z artretyzmem już następnego dnia po zaordynowaniu mu iniekcji dożylnej poczuł się zdrowo i niebawem mógł udać się na pola położone na Żuławach, gdzie podówczas trwały żniwa. Ten, którego męczyła apopleksja, po wstrzyknięciu „leku rozwalniającego” nie miał kolejnych nawrotów choroby, natomiast u osoby z kołtunem znikły ropiejące wrzody, które pokrywały jej skórę od stóp po czubek głowy. Dzięki eksperymentowi doktorowi Schmiedta także dwaj ostatni chorzy odzyskali utracone zdrowie i wrócili do codziennych zajęć, w tym i pracy zarobkowej.

Wszystkie opisywane w „Philosophical Transactions” eksperymenty z podawaniem dożylnie leków przeczyszczających robiły na ówczesnych gdańszczanach ogromne wrażenie. Ba! Ich zwolennikiem był sam Heweliusz. Wiemy o tym stąd, że w jednym z listów do Henry’ego Oldenburga słynny astronom wprost napisał: „Nie mam najmniejszych wątpliwości, że jeśli owa terapia upowszechni się w różnych częściach globu, przyniesie to wielki pożytek całemu rodzajowi ludzkiemu”. I rzeczywiście tak się stało. Któż z nas w trakcie dłuższej hospitalizacji nie był bowiem podłączony choć raz do kroplówki oraz… nie próbował potajemnie usunąć dokuczliwego wenflonu?


Tekst opracowano na podstawie wybranych doniesień z Gdańska opublikowanych w czasopiśmie „Philosophical Transactions” w późnych latach sześćdziesiątych XVII wieku oraz wydanej przez A.R. i M.B. Hallów edycji listów Henry’ego Oldenburga z uczonymi z całej Europy.


Realizacja działań online w ramach programu „Kultura Dostępna”.
Dofinansowano ze środków Ministra Kultury, Dziedzictwa Narodowego i Sportu.

Kultura Dostępna logo