Pierwsi imigranci, którzy przybyli na terytorium współczesnych Stanów Zjednoczonych, rozpoczynając nowy rozdział w swoim życiu, mieli niecodzienną możliwość odciśnięcia piętna także na życiu społeczno-kulturalnym nowej kolonii. Jedną z takich szans od słynnej Kompanii Zachodnioindyjskiej otrzymał Aleksander Karol Curtius (lit. Aleksandras Karolis Kuršius, ang. Alexander Carolus Curtius), który pisał się szlachcicem z Litwy, choć jego dokładne pochodzenie do niedawna uchodziło za zagadkę. Najczęściej uważany jest jednak za pierwszego, poświadczonego źródłowo Litwina, który przebywał w Ameryce Północnej. Jest ponadto autorem pierwszego listu datowanego na 18 września 1659 roku z Ameryki przysłanego na terytorium Rzeczypospolitej Obojga Narodów, dokładnie do Bogusława Radziwiłła. Niemniej, warto przybliżyć okoliczności, w jakich Curtius znalazł się w Ameryce, aby lepiej zrozumieć jego motywację do wysłania listu, a także trudy życia kolonizatorów.
Aleksander Karol Curtius w młodzieńczych latach odebrał staranne wykształcenie na europejskich uczelniach wyższych. Już w 1652 roku występuje w dokumentach jako doktor teologii oraz licencjat z prawa na Uniwersytecie w Lipsku. Praktykować miał potem jakiś czas – zapewne z protekcji Radziwiłłów – na Litwie, z której w 1655 roku musiał się ewakuować do Holandii z powodu wojny.
Tymczasem magistrat Nowego Amsterdamu (późniejszego Nowego Jorku) poprosił listownie nadzorującą miasto holenderską Kompanię Zachodnioindyjską o przysłanie nauczyciela łaciny, gdyż populacja kolonii rosła w siłę, a młodzież nie potrafiła nawet pisać i czytać. Gubernator miasta Piotr Stuyvesant zaznaczył jednak, że nie ma funduszy na opłacenie nauczyciela, więc wszelkie koszty będzie musiała ponieść Kompania. Dnia 10 kwietnia 1659 roku Kompania podpisała kontrakt z doktorem Curtiusem dotyczący założenia przez niego pierwszej szkoły łacińskiej w Nowym Amsterdamie oraz wyznaczyła mu roczną pensję w wysokości 500 florenów płatną od Kompanii, 100 florenów w naturze po przybyciu na miejsce, a także kawałek ziemi na założenie sadu lub ogrodu oraz zgodę na prywatne lekcje poza obowiązkami.
Curtius zaokrętował się 25 czerwca i jeszcze w lipcu był w Nowym Amsterdamie. Zaraz po przybyciu został przedstawiony magistratowi i powoli zaczął sprawować swoje obowiązki w niewielkim wówczas mieście trudniącym się handlem futrami (ok. 1,5 tysiąca obywateli). Otrzymał obiecane 100 florenów w towarach (bobrzych skórach), dom z kawałkiem ziemi i obietnicę szybkiej rewizji kontraktu. Mógł ponadto praktykować w mieście jako lekarz, gdyż posiadał do tego odpowiednie kwalifikacje, choć jego materiały zielarskie oraz nasiona nie przybyły na czas z Holandii. Co ciekawe, gubernator Nowego Amsterdamu w obawie o atak ze strony Anglików prosił Kompanię także o grupkę 25–30 farmerów i taką samą liczbę żołnierzy do ewentualnej obrony osady, ale koniecznie rekrutowanych z Polski, Litwy oraz Prus, gdyż uważał, że przez częste wojny na tych terenach tamtejsza ludność lepiej sobie poradzi w specyficznych warunkach amerykańskich.
Początkowo Curtius sprawował opiekę nad kilkoma uczniami, ale z czasem przybywało mu nowych słuchaczy. Był na tyle skutecznym nauczycielem, że gubernator nie szczędził mu pochlebstw kierowanych do centrali w Amsterdamie, nazywając go sumiennym, a wyniki pracy oceniając na wręcz niezwykłe. Z czasem jednak Curtius uznał, że pensja, którą pobiera, jest zbyt niska, i prosił o podwyżkę oraz obiecaną rewizję kontraktu. Prośbę tę we wrześniu 1659 roku przesłano do Holandii. Kompania jednak odmówiła, twierdząc, że jako kawaler powinien sobie poradzić z taką pensją. Curtius, podejrzewając, że przyznanie podwyżki będzie raczej niemożliwe, napisał także list do Bogusława Radziwiłła, oferując mu swoje usługi: Jeśli Wasza Wysokość szukałaby Curtiusa, znajdzie mnie wtedy powracającego z antypodów, gotowego, jak dawniej, najlepiej jak umie służyć Waszej Wysokości na każde Jej skinienie.
Tak szybka decyzja o podwyżce oraz chęć powrotu na Radziwiłłowską służbę wynikały zapewne z kłopotów Cutriusa w Nowym Amsterdamie. Otóż, na samym początku jego pobytu w mieście magistrat uznał, że do pobieranej przez niego pensji od Kompanii dorzuci jeszcze 200 florenów rocznej pensji oraz 50 florenów płatnych z góry. Curtius miał podziękować za hojność, ale spodziewał się jeszcze wyższych dochodów, więc uznano, że będzie mógł pobierać od uczniów po 6 florenów za kwartał nauki, co przy stale wzrastającej ich liczbie do 30 uczniów powinno mu pozwolić na zwiększenie zarobku. Również w szkole pojawiły się pierwsze problemy, kiedy uczniowie wdali się w bójkę, której Curtius nie zaradził, gdyż część rodziców zabroniła mu używania wobec nich kar cielesnych. Spadła zatem na głowę Curtiusa fala krytyki za to, że jest chciwy, nie potrafi utrzymać dyscypliny, a ponadto zażądał od uczniów dodatkowej zapłaty za naukę w postaci bobrzej skóry, która była warta aż 8 florenów. Mimo wszystko szkoła Curtiusa na Manhattanie zyskała sławę do tego stopnia, że w marcu 1660 roku zastępca gubernatora Delaware zamierzał umieścić w jego szkole dwóch swoich synów.
Niemniej jednak Cutrius nadal domagał się podwyżki i obiecanych wcześniej przywilejów. Napisał zatem petycję w 1661 roku z prośbą o zwiększenie pensji do 600 florenów w bobrzych skórach oraz wolność od podatków, jak to się czyni dla profesorów w Holandii, a w zamian zaproponował zrzeknięcie się opłat od dzieci. Magistrat nie zamierzał jednak dalej współpracować z nielubianym Curtiusem i 12 sierpnia 1661 roku zawiadomiono centralę w Holandii, że kontrakt z nim będzie rozwiązany a na nowego dyrektora szkoły powołany inny nauczyciel – Egidius Luyck. Rozczarowany Curtius czym prędzej opuścił Amerykę i już 27 grudnia 1661 roku zapisał się na Uniwersytet w Lejdzie. Studia medyczne zwieńczył zdobyciem stopnia doktora 15 sierpnia 1662 roku. Dalsze jego losy są jednak na razie nieznane.
Aleksander Karol Curtius okazał się nauczycielem dość kłopotliwym dla Nowego Amsterdamu, gdyż mimo wysokiego uposażenia ciągle domagał się zwiększenia swych dochodów. Dla małego wówczas miasta takie wymagania były nie do zaakceptowania, choć za każdym razem konsultowano z centralą Kompanii Zachodnioindyjskiej w Holandii wszelkie utyskiwania Curtiusa. Chciwość doktora doprowadziła nawet do tego, że zaczął obciążać finansowo swoich uczniów, choć jego roczne dochody mogły wynosić sporo ponad 1000 florenów, a więc równowartość trzech rocznych pensji wykwalifikowanego rzemieślnika. Niemniej jednak Curtus zapisał się w historii współczesnego Nowego Jorku jako kierownik pierwszej szkoły na terenie miasta, w historii Litwy jako pierwszy poświadczony źródłowo amerykański imigrant, a w historii Rzeczypospolitej jako autor pierwszego przysłanego z Ameryki listu. Jest zatem postacią, która niewątpliwie zasługuje na upamiętnienie jako pionier naukowo-kulturalnych kontaktów tej części Europy ze Stanami Zjednoczonymi.
Fot. 1. List Curtiusa z Ameryki do Bogusława Radziwiłła (18 września 1659, Nowy Amsterdam), źródło: AGAD AR (https://agad.gov.pl/?page_id=928)
Fot. 2. Widok na Nowy Amsterdam ze strony północnej (z 1664 roku), źródło: Wikimedia Commons