Dzieła sylwiczne z natury rzeczy zbierają różnorodne informacje o życiu szlachetnie urodzonych, o ich koligacjach, heraldyce i mężnych czynach, znajdziemy w nich też wiadomości z zakresu poradnictwa gospodarczego, lecznictwa, notatki historyczne i kalendarzowe. Wiele z nich, dzięki wynotowywanym datom i wydarzeniom układającym się w raptularz, stanowi zapis życia autora. Nieraz są to jedyne relacje o niezbyt zamożnych szlachcicach, którzy dążyli do wyeksponowania swej roli w ważnych momentach dziejowych. Przyznać trzeba, że był to często ich jedyny sposób na zaznaczenie obecności i chwilowe wyjście z cienia rzucanego przez ich magnackich patronów, dowódców wojskowych lub dostojników dworskich.
Z takim właśnie przykładem mamy do czynienia w przypadku zapisu raptularzowego liczącego zaledwie dwie strony i wprawionego w zbiór rozmaitości rękopisu przechowywanego w Bibliotece Czartoryskich w Krakowie pod sygnaturą 2115.IV. Anonimowy autor relacji spisywał wydarzenia bez dbałości o chronologię. Zaczyna od roku 1685, pod którym notuje informacje o zawaleniu się wieży ratuszowej, na nieszczęście bez sprecyzowania, w którym mieście owa katastrofa miała miejsce. Potem przechodzi do 1662 roku i podaje wiadomość o zawaleniu się ściany kościoła w wyniku podmycia murów w trakcie powodzi. Bardziej konkretne wydają się informacje kolejno o śmierci biskupa krakowskiego Andrzeja Trzebickiego w 1679 roku oraz wkroczeniu Szwedów do Krakowa w 1655 roku, co pozwala wiązać autora notat z Małopolską i przypisywać mu osiadłość na jej terenach.
Domysły te potwierdzają informacje dotyczące obecności autora podczas uzgadniania umowy małżeńskiej Aleksandry Rościszewskiej z Jerzym Potockim, synem słynnego poety i podczaszego krakowskiego Wacława, w Dobiesławicach w 1682 roku. Autor wspominał także o obecności ojca panny młodej, podstolego różańskiego Sebastiana ze Stopina Rościszewskiego. Dalszy rozwój i tragiczny finał tego związku znany był autorowi raptularza, i zapewne z tego to powodu odnotował on pojedyncze wydarzenia z dziejów Potockich i Rościszewskich. Dla szerszego wytłumaczenia dodajmy, że wkrótce po zawarciu umowy w Dobiesławicach umarł ojciec panny młodej. Większość rodziny Rościszewskich, w tym również brat Aleksandry, Jan, nie bacząc na wolę zmarłego, starała się nie dopuścić do jej małżeństwa z Jerzym Potockim. Jednak nad dopełnieniem zawartych układów matrymonialnych czuwała babka Aleksandry i Jana, Zofia Morsztynowa. Na początku listopada zorganizowała ona ślub, który ze względu na trwającą żałobę oraz z powodu nieobecności rodziny panny młodej, pozbawiony był wystawności. Jerzy następnie pojechał z rodzicami do Krakowa, gdzie 16 listopada jego matka zrzekła się oprawy i dożywocia, którą wcześniej (22 października) darował mu ojciec. Po dopełnieniu tych formalności, 18 listopada Jerzy przybył do Sędziszowic. Zastał tam poza swoją żoną również jej babkę, oraz jej brata, który uważając się za właściciela majętności kazał swoim sługom jej strzec. Jerzy przywitał się ze wszystkimi, w tym również z Janem, następnie z paniami wszedł do dworu, gdzie przebywał około 2 godzin. Kiedy wychodził, spostrzegł idącego przez podwórze brata swej żony. Doszło do wymiany zdań i kłótni. Jerzy wyrwał jednemu ze sług nóż i ranił Jana Rościszewskiego w głowę i łopatkę. Raniony upadł i stracił przytomność. Z podwórza został zabrany dopiero po przybyciu sługi Wojciecha Wojnarowskiego, który poddając się nakazom Zofii Morsztynowej i Aleksandry Potockiej najpierw przeniósł rannego do spichlerza, a potem zmuszony był szybko zabrać go do Dobiesławic, gdzie po trzech dniach Jan Rościszewski zmarł. Jerzy Potocki obawiając się o swoje życie uciekł do majątku Władysława Morsztyna. Wkrótce rodzina Rościszewskich, szukając odwetu najechała Sędziszewice i przejęte przez Aleksandrę Dobiesławice. Na polecenie ojca, który obawiał się, że Jerzemu jako zabójcy może grozić utrata majątku, młody Potocki przekazał wieś Strzelce Małe Władysławowi Morsztynowi. Następne miesiące przyniosły rodzinie Potockich nieprzerwany ciąg procesów. Jeden z nich odbył się 26 lutego 1683 roku w Piotrkowie przed trybunałem, który skazał na infamię Jerzego Potockiego, Aleksandrę Potocką, Zofię Morsztynową, Wacława Potockiego i jeszcze kilka innych osób związanych z domem Potockich. Kiedy wyżej wymienieni odmówili wydania majętności (dobra skazanego na infamię przechodziły w ręce skarżącego), sprawa wróciła do trybunału, tym razem lubelskiego, któremu podlegały strony procesu z racji miejsca zamieszkania. Rozprawa odbyła się 28 czerwca 1683 roku. Jerzy Potocki został skazany na rok i sześć tygodni wieży oraz kary pieniężne. Zofia Morsztynowa skazana została na śmierć, co motywowano tym, że namawiała Jerzego do zwady i nie udzieliła pomocy swemu wnukowi, gdy ten leżał nieprzytomny na placu przed dworem. W jej wypadku, żeby wyrok uprawomocnił się, to strona skarżąca miała przedstawić sześciu świadków potwierdzających naganne zachowanie skazanej. Natomiast Aleksandrę Potocką trybunał uwolnił od oskarżenia o udział w zabójstwie brata. Musiała jednak potwierdzić swą niewinność przysięgą sześciu świadków. Innych oskarżonych i skazanych w Piotrkowie trybunał lubelski oczyścił z zarzutów. 23 września 1683 roku doszło do ugody między rodziną Rościszewskich, a rodziną Potockich i Zofią Morsztynową.
W ten sposób docieramy do wiekopomnego roku 1683. Jak zaznaczył autor: „Anno Domini 1683 die 11 Augusti wyjechałem z JMścią Panem Miecznikiem Koronnym [tj. Janem Franciszkiem Bielińskim – przyp. J.P.] z kapelanami pod Wiedeń”. Informacja ta, podobnie jak wcześniejsze wzmianki o zawaleniu się ściany kościoła, śmierci biskupa oraz fakt uczestnictwa autora w zawieraniu umowy ślubnej, pozwala sądzić, że był on osobą duchowną. Przekonuje nas o tym także fakt, że w swym raptularzu nie wspomniał nic o rodzinie, w tym żonie i dzieciach. Za to pisząc o odsieczy wiedeńskiej anonimowy autor zwrócił uwagę na plagi chorób, jakie nękały polskie wojska, w tym febrę i dyzenterię. Jego słowa znajdują potwierdzenie w ówczesnych źródłach, które wspominały, iż w wyniku braku zapasów żywności i spożywania brudnej wody wśród żołnierzy szerzyły się liczne choroby. Autor przyznawał, iż także on sam o mało co nie umarł z powodu duru brzusznego. Niewątpliwie najważniejszym dla niego momentem był sukces militarny odniesiony dzięki Janowi III: „1683 27 Septembris tryumf z victoriey z Turkami z pod Wiednia”. Wypada zastanowić się, dlaczego odnotował to wydarzenie pod tak późną datą, skoro zwycięstwo miało miejsce 12 września 1683 roku. Przyczyna mogła być całkiem prozaiczna, może autor miał czas wolny na uzupełnienie notatek akurat piętnaście dni po bitwie, kiedy wojska szły w kierunku Górnych Węgier? Prawdopodobne jest również, że zawiodła go pamięć, jeśli przyjmiemy, że swoje notatki redagował po wielu latach. Takiej ewentualności nie można w pełni wykluczyć.
Sądzić należy, że autor wraz z armią zwycięskiego monarchy przeszedł cały szlak bojowy, skoro dalej skoncentrował się na triumfalnym wjeździe monarchy do Krakowa w dniu 24 grudnia 1683 roku. Wspomniał zatem o powitaniu króla przez rajców krakowskich u bramy św. Floriana, pochodzie triumfatora na rynek Starego Miasta i dalej do katedry, hołdzie mieszczan i pokazie fajerwerków, który zorganizowano nocą. Przy tej okazji odnotował ważny incydent, którego powodem był padający śnieg. Zwilżył on lonty i wyglądało na to, że odpalenie fajerwerków będzie niemożliwe. Czuwający nad powodzeniem przedsięwzięcia Włosi starali się za wszelką cenę doprowadzić do odpalenia rac, przez co spowodowali ogromną katastrofę, w wyniku której zarówno oni sami, jak i widzowie zostali poparzeni. Na koniec tej notatki autor informował o powrocie swawolnych żołnierzy „z wiedeńskiej po victorii z Turkami”, o ich wędrówce po Małopolsce, podczas której rabowali okoliczne majątki oraz napadali na ludność prowincji.