Stosunek dawnych posłów na sejm do czasu był, łagodnie mówiąc, raczej swobodny. Obrady nigdy chyba nie rozpoczęły się w wyznaczonym terminie, ponieważ trzeba było czekać na spóźniających się. Najbardziej punktualnym uczestnikiem obrad był zazwyczaj król, głównie z tego powodu, że przebywał na miejscu. Na sejm piotrkowski w 1530 roku w terminie przybyli tylko biskupi oraz kilku posłów. Przyczyną spóźnień była najczęściej oszczędność senatorów, którzy sami ponosili koszty pobytu na sejmie. Posłowe natomiast, mimo że ich diety opłacane były ze skarbu królewskiego, ociągali się w oczekiwaniu na wyjazd miejscowych senatorów. W diariuszach sejmowych napotkać można liczne wzmianki o spóźnionych posłach, na których w końcu decydowano się nie czekać, docierających już w trakcie obrad.
Już od pierwszego dnia sejmu posłowie nie spieszyli się z obradami. „Po mszy posłano po posłów, sąli gotowi a chcą słuchać propozycyi i witać Króla JMci, aby przyszli; ale rozkazali, że nie gotowi, bo się o marszałka swego zgodzić nie mogli, aż potym za długiemi alterkacyami obrali Pekoslawskiego”, notował autor diariusza na sejmie walnym koronnym w 1585 roku. Z kolei na sejmie walnym w 1592 roku przedstawiciele izby poselskiej z dużym opóźnieniem przyszli na ceremonię całowania ręki królewskiej, ponieważ trzeba było rozstrzygnąć spór między posłami wielkopolskimi a krakowskimi o to, którzy z nich pierwsi mają witać monarchę. Gdy drugiego dnia obrad sejmu konwokacyjnego 1587 roku zniecierpliwieni długim oczekiwaniem na posłów senatorowie wysłali po nich sekretarza marszałka, usłyszeli, że posłowie nie mogą przyjść, ponieważ zaczęli objaśniać dotychczasowe ustalenia spóźnionemu uczestnikowi obrad, przez co na nowo rozgorzały zakończone już dyskusje. Po ponownym ponagleniu posłowie oznajmili, że już byli gotowi przyjść, lecz arcybiskup Gniezna, bez wiedzy pozostałych senatorów, posłał do nich z wiadomością, że już nie trzeba. Postępowanie arcybiskupa wzbudziło w senacie zrozumiałe oburzenie oraz pretensje, że nie dość, iż sam się wymawia chorobą od przybycia na obrady, to jeszcze wstrzymuje posłów.
Przedstawiciele izby poselskiej notorycznie spóźniali się na wezwanie izby senatu, a czasem nawet nie przychodzili wcale, lekceważąc czekających senatorów i samego króla. Sytuacja ta powtarzała się niemal na każdym sejmie. Najbardziej wymownie jednak wydaje się charakteryzować stosunek posłów do swoich obowiązków sytuacja opisana w diariuszu sejmu konwokacyjnego 1587 roku: „Potem prosili posłowie wszyscy, aby mogli wynijść i namówić się dostatecznie o tem, a już było po nieszporze, i wyszlić tam radzić aże do nocy, i nic nie stało się. Odłożono do jutra”. Na sejmie lubelskim w 1566 roku z powodu opóźnień i braku ustaleń posłowie oraz senatorowie zaczęli się w końcu rozjeżdżać do domów, tak samo działo się na sejmie elekcyjnym w 1587 roku.
Uczestnicy sejmów doskonale zdawali sobie sprawę z tego, że spóźnienia, brak określonych reguł i procedur głosowania oraz częste kłótnie są powodem licznych utrudnień i braku uchwał, nie umieli temu jednak skutecznie zaradzić. Już w XV wieku Jan Ostroróg proponował ustanowienie kar za nieterminowy przyjazd na sejm, projekt ten nie został jednak przyjęty. Obradujący ograniczali się przede wszystkim do niezbyt konstruktywnych utyskiwań i zrzucania odpowiedzialności za powolność działań na drugą izbę. Na sejmie walnym z roku 1592 natomiast senatorowie porównywali intrygujących i wadzących się bez sensu posłów do fraucymeru, prosząc monarchę, by „pomocen być raczył, i Posłów upomnieć, aby się nie bawili, gdyż nam juz czasu wiele upłynęło”. Podczas jednej z jałowych dyskusji na sejmie elekcyjnym 1587 roku marszałek wielki zaproponował, aby wypowiadało się tylko dwóch posłów na zmianę, jeden za, a drugi przeciw. Posłowie odrzucili jednak tę innowację, twierdząc, „iż źleby, aby tylko dwaj o takich rzeczach stanowić mieli, lepiej że po staremu wszyscy o tem mówić będziemy”. Obrady tego dnia zakończyły się bezowocnie i zostały odłożone do poniedziałku.
Zwracano też uwagę na brak ustalonego porządku obrad. „Sejm się wlecze nie dla czego innego, jedno iż się rzeczy ine wtaczają, a nie idzie żadna rzecz swym porządkiem. Przystałoby rzeczy przedsięwzięte kończyć, nie wtaczając inych” − upominał obradujących Zygmunt August na sejmie lubelskim w 1566 roku. Na tym samym sejmie jeden z senatorów stwierdził, że „kiedy się kolwiek przy poślech mówiło, rzadko kiedy się co dokończyło”. Niestety, głosy wzywające do sumiennego przyłożenia się do obrad, zarówno w izbie poselskiej, jak i senackiej, najczęściej pozostawały bez odpowiedzi. „I tak kontrawertując o tym kilka dni stracili, aklamacye czyniąc, mowy swe zatłumiając i wzajem się do siebie porywając” – to zdanie z diariusza sejmu walnego 1592 roku znakomicie oddaje sytuację panującą na większości XVI-wiecznych sejmów.