Wolna elekcja po śmierci Jana III dotkliwie obnażyła słabość Rzeczpospolitej. Odniesione kilkanaście lat wcześniej zwycięstwo pod Wiedniem okazało się łabędzim śpiewem jej potęgi. Przykładem niepowodzeń ostatnich lat rządów może być polityka dynastyczna króla.
Jan III i Maria Kazimiera nie mieli szczęścia do dzieci i trudno dziś orzec, na ile jest to wina metod wychowawczych, a na ile charakteru latorośli. Jakub Ludwik, pierworodny pary królewskiej, wyrósł na człowieka o nikłych talentach, za to z wielkimi oczekiwaniami. Mimo świadomości jego wad, wyznaczony został przez rodzinę na następcę tronu po Janie III. Prymas Michał Stefan Radziejowski, ówczesny interrex, początkowo go poparł. W jednym stronnictwie z nim znaleźli się także królowa Maria Kazimiera i Ludwik XIV. Jednak potężni Lubomirscy, pod wpływem ambasadora Francji, preferowali kandydata z kraju nad Sekwaną, Franciszka Ludwika Conti. Udało im się pozyskać dla tej idei Ludwika XIV, a potem celem ich politycznych zabiegów stał się prymas Radziejowski. Wydawało się, że nie będzie to trudne, bowiem jako miłośnik kultury francuskiej zawsze popierał polityków z tego kraju i zapewne marzył o władzy na miarę potężnych kardynałów Richelieu i Mazarina.
W przekonaniu prymasa do poparcia Contiego pomógł być może drogocenny podarunek od Ludwika XIV– komplet wspaniałych szat liturgicznych, wykonanych w Paryżu, zachowany do dziś w skarbcu katedry gnieźnieńskiej. Warto przypomnieć, że od czasów królowej Ludwiki Marii Gonzagi, żony Władysława IV i Jana Kazimierza, kupowanie urzędów stało się powszechne. Także w dyplomacji stałe pensje dla posłów z obcych krajów budziły coraz mniejsze zdziwienie i zgorszenie. Kunsztowny podarunek Ludwika XIV wpisywał się zatem w ówczesną tradycję. Ostatecznie prymas poparł Contiego.
Szlachta jednak podzieliła się; część poparła kandydata francuskiego, inni zaś elektora saskiego Fryderyka Augusta. Radziejowski licząc głosy zauważył, że lekką przewagę ma Conti. Uspokojony, nie dokończył więc tej czynności, tylko położył się spać w swojej karecie, odkładając ogłoszenie Francuza królem na dzień następny. Zwolennicy Sasa jednak nie próżnowali. Zmęczoną obradami szlachtę zaczęli przekupywać jedzeniem (aż prosi się, by określić takie zachowanie mianem kiełbasy wyborczej). Radziejowski, widząc następnego dnia, że kandydatura Sasa umacnia się, ogłosił prędko Contiego królem i odjechał z pola elekcyjnego. Ci, którzy pozostali na miejscu, obrali władcą Fryderyka Augusta. Kluczowa, prócz odłożenia liczenia głosów, mogła być też zgoda Radziejowskiego na wymaganą przez szlachtę konwersję Sasa z luteranizmu na katolicyzm. Prymas wyraźnie zbagatelizował siłę tej kandydatury, a potem na odwrócenie biegu zdarzeń było już zbyt późno.
Po podwójnej elekcji rozpoczął się wyścig na Wawel, gdzie przechowywano insygnia królewskie. Fryderyk August błyskawicznie wystartował z Drezna, przekroczył granicę Rzeczpospolitej i 15 września 1697 roku został koronowany przez biskupa kujawskiego Stanisława Dąbskiego. Conti zdążył jedynie pod koniec września dopłynąć do Gdańska, gdzie zwolennicy Sasa szybko zmusili go do odwrotu.
W Rzeczpospolitej nastały rządy Augusta II zwanego Mocnym. Spektakularna porażka prymasa Radziejowskiego i stronnictwa francuskiego stała się faktem. Nie godząc się na marginalizację, prymas próbował zgromadzić wokół siebie innych możnowładców, niechętnych królowi z Saksonii. Wplątawszy się w matnię politycznych gier i gierek, nie umiał się z niej już wydostać, przechodząc raz na stronę Szwecji, innym razem dążąc – choć jedynie „taktycznie” – do pojednania z królem.