Podarunki były nieodłącznym elementem dyplomacji. Dobierano je starannie, a wiedza o gustach obcych dworów i panującej tam etykiecie stanowiła ważny element planowania legacji. Nie inaczej było z podarunkami wiezionymi przez posłów do Stambułu. Doskonale wiedziano, że sułtana i jego najwyższych urzędników fascynuje misterne rzemiosło, najlepsze konie i rzędy, kosztowne tkaniny. Hojny poseł większy miał szacunek u Turków, choć wyżej ceniono podarki od króla od kosztowniejszych często darów posła. Zdarzało się nieuznanie przez Turków rangi poselskiej z braku odpowiednich prezentów lub odmowa negocjacji, jeśli dwór sułtański nie widział w legacji okazji do obłowienia się. Zdawano sobie z tego sprawę w Polsce doskonale. Już Zbigniew Oleśnicki pisał: „Pan mój najdostojniejszy Władysław król polski gęstemi listami i poselstwy błagany, wyprawił własnym kosztem znakomitych posłów do Tureczyzny ze znacznymi darami dla Sułtana w złocie, srebrze, klejnotach, szatach, futrach, koniach i różnych drogich sprzętach, dla uwolnienia jeńców i osiągnienia pokoju lub przynajmniej zawieszenia broni dla węgierskiego królestwa”. Władysław Jagiełło śląc dary sułtanowi Muradowi II zadłużył się u lwowskich kupców na przeszło 900 grzywien, które spłacono dopiero w czasach jego sukcesora.
Podczas poselstwa w 1574 Jędrzej Taranowski musiał imać się szczególnych wybiegów: „Najbardziej utyskiwał chciwy Wezyr nad tem, że Polacy zabrali skarby pozostałe po Iwonie [hospodarze wołoskim], które mu Sułtan darował. Ponieważ Taranowski nie miał z sobą żadnych podarunków, zmyślił więc, jakoby wiózł z sobą dla Mohammeda w darze przepyszne gronostajowe futra, lecz gdy przewoził się przez zamarznięty Dunaj, lód niezbyt mocny pękł pod wozem, a futra zatopione zostały i tak uszkodzone, że już nie miały żadnej prawie wartości; odesłał je więc do Polski, aby mu uwierzono, że nie mógł ich użyć. Dla stwierdzenia tej bajki powoływał się nawet na Turków, którzy byli niby świadkami zatopienia wozu, i wiedzieli, że na nim znajdowały się gronostaje, ponieważ zaś nie miał w swoim ręku żadnych podarunków od Rzplitej, obiecał Baszy przynieść i ofiarować inne przez siebie samego kupione rzeczy, jakoż choć miał tylko na całą drogę danych sobie pieniędzy 600 złotych, wziął na kredyt od kupców purpurę i jedwabie złotem przetykane, cenione w 1000 złotych i złożył je Baszy w swojem imieniu. […] Z początku Basza srożył się niezmiernie i niedawał żadnej nadziei pokoju, ale ułaskawiony nieco podarunkiem Taranowskiego, zapytał, czy ma jakie dary, które mógł by ofiarować Sułtanowi, jeżeli chce być do niego przypuszczony. Taranowski odpowiedział, że ma jedwabne materje i złotogłów wartości 2000 złotych (miał je wziąć na kredyt u kupców). Basza odrzucił takowy podarunek, jako zbyt lichy i oświadczył, że Taranowski stanąć przed Sułtanem nie może”. W XVII w. poselstwa przygotowywano staranniej.
W 1622 Krzysztof Zbaraski zawiózł do Turcji dary, których lista jest doprawdy imponująca szkatuła z bursztynu, na niej ryta driada i morskie boginie, duże zwierciadło w bursztynowych ramach i podobny serwis […] Bursztynowe szachy […], admirałowi dzban i misę z białego bursztynu. Także „srebrny organ wydający najprzyjemniejsze tony”. Turcy nie gardzili wyrobami z Gdańska czy ze Lwowa, polskimi futrami i gończymi psami. Psy, choć islam nimi pogardza, były prezentem już w 1557, kiedy Jędrzej Bziński posłował do Stambułu, a prócz „10 kubków wielkich i 10 soroków (pęk 40 skór) soboli” podarował władcy także „parę psów brytańskich” (zwanych przez Turków samsonami). Cenionym prezentem dla baszów siedzących w zamkach pogranicznych były sfory wyżłów i chartów przyuczonych do polowań. W 1755 przygotowano także liczne podarunki dla posła, jego świty i sułtana. Przede wszystkim na biżuterię złotą i srebrną (tabakiery, zegarki, pierścienie), nadto podarowano „fuzyję paryską dwururną z pistoletami”, odzież i tkaniny (kontusze z aksamitu i sukna, żupany atłasowe, sajet, sukno francuskie). Sułtanowi przesłano w darze psy (12 brytanów), a nawet „piec fabryki białostockiej na postumencie suto złoconym” (wysłany w 1757). To zamiłowanie znali wszyscy w basenie Morza Śródziemnego. Kiedyś Genueńczycy przywieźli sułtanowi „psa wielkiego jak lew”, ale mieli pecha. Podczas tej samej audiencji Jemeńczycy podarowali władcy nosorożca. Za panowania Stanisława Augusta wykonano w manufakturze belwederskiej wielki, unikatowy serwis porcelanowy, składający się z 280 naczyń o wartości blisko 7000 złp.
Bez oporów godzono się na „nierówność” wymienianych podarków. O ile np. wezyr dostawał drogie przedmioty codziennego użytku, inkrustowane złotem lub srebrem, polski poseł otrzymywał w zamian… kosz owoców. „Od wezyra przyniesiono 40 koszyków fruktów. Jam wzajem upominkował wezyra i posłałem wannę srebrną blisko trzech łokci wielką, szkatułę ze wszystkim aparatem srebrnym – augsburską, szkatułę bursztynową i lustry wielkie do świec na ścianę srebrne augsburskie” – opisywał uroczystość wymiany podarunków polski poseł Jan Gniński, wojewoda chełmiński. Częstym darem sułtańskim były konie arabskie, wielbłądy, uprzęże, chińskie jedwabie i naczynia z półszlachetnych kamieni. Czasem prezentem byli czarni niewolnicy.