Jan III Sobieski nie wstydził się swoich łez. Według niektórych źródeł we Lwowie zimą roku 1686 płaczącego króla mogli zobaczyć zarówno obywatele Rzeczpospolitej, jak i zagraniczni posłowie – nie krył on bowiem swojego rozżalenia. Późniejsi historycy albo zapominali o tym wzruszonym Sobieskim, albo wspominali o nim mimochodem, wzmiankowali epizod związany z pokojem Grzymułtowskiego i przechodzili do opisywania dalszych losów władcy. Trzeba było wrażliwości poetki, Seweryny Duchińskiej, oraz zaangażowania polityka i antropologa, Franciszka Duchińskiego, jej męża, aby zasmucony Jan III mógł stać się patronem tej części dziewiętnastowiecznej inteligencji, która chciała zobaczyć w polskim królu tragiczną ofiarę polskiej historii, a nie walecznego herosa spod Wiednia.
Rzeczywiście, nietrudno wyobrazić sobie, że tzw. pokój Grzymułtowskiego mocno rozczarował Sobieskiego. Król zresztą zwlekał z jego zaprzysiężeniem ponad pół roku, ponieważ żywił nadzieję, że dzięki zwycięstwom w Mołdawii jego pozycja negocjacyjna się umocni. Tak się jednak nie stało. Porozumienie z Rosją okazało się konieczne do odparcia tureckiego zagrożenia, a Moskwa, w zamian za dołączenie do wojny z Portą, zażądała utrwalenia warunków z rozejmu andruszowskiego zawartego w 1667 roku. Po szczególnie trudnych negocjacjach, do których wyznaczono wojewodę poznańskiego, Krzysztofa Grzymułtowskiego, lewobrzeżna część Ukrainy ze Smoleńskiem, Kijowem i Czernihowem została trwale odłączona od ziem Rzeczpospolitej.
Seweryna i Franciszek Duchińscy w swoich pracach z 1883 roku nie traktowali tego wydarzenia jako aktu politycznego. Nie pytali więc – tak jak pytają dzisiejsi historycy – czy decyzja Sobieskiego była słuszna. Nie interesowało ich, na ile zaprzysiężenie pokoju było efektem przemyślanej strategii, a na ile wynikało z dziejowej konieczności. Dla Duchińskich łzy Sobieskiego uronione zimą 1686 roku miały przede wszystkim wymiar symboliczny, którego znaczenie stawało się jasne tyleż w związku z historią, co z teraźniejszością.
Słuszne wątpliwości może budzić przydatność wizerunku płaczącego króla w roku 1883, a więc w czasie, kiedy w kolejnych odcinkach Ogniem i mieczem publikowanych na łamach prasy Henryk Sienkiewicz oczarowywał rodaków wizją bohaterskiej historii. I choć Duchińscy znacznie słabiej oddziaływali na polskie społeczeństwo, to jednak ich wizja dziejów nie była aż tak odległa od „krzepiącej serca” wymowy Trylogii. Można by nawet zaryzykować stwierdzenie, że w wielu punktach okazywała się znacznie bardziej radykalna.
Wianek na cześć Jana IIIego (Paryż 1883) został opublikowany z okazji jubileuszu odsieczy wiedeńskiej, ale zbierał utwory pisane i wydawane przez poetkę od lat sześćdziesiątych. Nie we wszystkich wraca motyw królewskich łez. W wierszu Jan III (1862), rymowanej opowieści o bitwie pod Wiedniem przeznaczonej dla młodzieży, poetka ukazała władcę jako narzędzie w rękach Matki Bożej („Jam prochem, o Pani! Tyś świata królową”). Modlitwa do Marii Panny otwiera i kończy utwór, aby podkreślić, że to dzięki jej wsparciu cała wyprawa miała szanse powodzenia. W Rozmowie z kmieciem o królu Sobku (1880) podkrakowskiemu chłopu zgryzot dostarcza lektura gazet, gdzie pomieszczono negatywne opinie o Janie III, co skłania go do refleksji o upadku polskiego ducha. Kmieć zostaje jednak zachęcony przez rozmówcę do modlitwy przy wawelskim grobie Sobieskiego, bo ta przynieść ma pocieszenie („On ukaże kędy droga, / Wśród tej nocy czarnej”). Echa krytyczne wobec współczesności znalazły się też w wierszu Precz z przeszłością (1883) – poetyckiej odpowiedzi na Daremne żale Adama Asnyka (1877), gdzie przedstawiono nieubłagany pochód ludzkości i ukazano bezsensowność kurczowego trzymania się tradycji. U Duchińskiej „złowrodzy” postępowcy także namawiają do porzucenia trumien ojców, ale tym razem Sobieski „żelazną ręką” dławi głos „fałszywych proroków” – metaforyczna siła wiedeńskiego zwycięstwa zagłusza podszepty złych języków, które nie chcą uczcić swoich chwalebnych przodków.
W tych poszczególnych wypowiedziach i tłumaczeniach tekstów obcych, które splecione ze sobą układają się w tytułowy wieniec złożony ku czci króla, Jan III funkcjonuje więc nie tyle jako postać wyłaniająca się z mroku dziejów, ile bohater wciąż obecny i oddziałujący na polską zbiorowość. Sobieski jest przez poetkę konsekwentnie przedstawiany niczym święty, który z niebiańskiej perspektywy przypatruje się Polakom i wyprasza u Boga potrzebne dla nich dary („O Królu! Tyś w łasce u Boga! / Dla ciebie rozwarte niebiosy”).
Taki obraz władcy wzmacniały rozmaite nawiązania biblijne połączone z romantyczną metaforyką. Duchińska w swoich utworach stylizowała się na wieszczkę lub kapłankę, która nie tylko jest w kontakcie z duszą Sobieskiego, ale też potrafi dostrzegać przeszłe i przyszłe wydarzenia przez „zasłonę dziejów”. W wierszu Posiew ofiarny (1883), w którym autorka w poetyckim olśnieniu maluje wydarzenia związane z bitwą wiedeńską, kulminacyjną sceną okazuje się nie odparcie wroga, ale modlitwa przed wyruszeniem z kraju. Pogrążony w zadumie Jan III, przedstawiony niczym Chrystus w Ogrójcu, postrzegał odsiecz jako konieczną ofiarę czynioną z Polski na rzecz krzyża. Król przewidywał bowiem dalekie konsekwencje swojego czynu, które w wykładni poetki doprowadzą do niewoli całego kraju. Właśnie tę scenę „krwawej duchowej krucjaty” opracowywał Franciszek Duchiński w obszernym i osobno opublikowanym komentarzu do wierszy jego żony, zatytułowanym Łzy króla Jana III-go za Smoleńskiem, Kijowem, Czernihowem: przyczyny walk i warunki zgody z Moskalami Rusinów, Litwinów, Polaków i reszty ludów Europy Atlantyckiej (1883):
„Król nasz pokonał świat muzułmański, nie pod Wiedniem, a 15 sierpnia w Krakowie, kiedy wstawszy na nogi po modlitwach pokornych, które czynił przed ołtarzem Matki Boskiej, rzekł do wodzów: «Idźmy! Bóg tak chce!»”.
Z tego też powodu w Posiewie ofiarnym zwycięstwo nad Turkami nie kończy się radosnym świętowaniem, ale przestrogą przed znacznie groźniejszym wrogiem, z jakim Polacy będą się zmagać w kolejnych stuleciach. Jan III nawoływać miał poprzez wieki, aby dwugłowego smoka pokonać przez złożenie kolejnej ofiary:
„O mój narodzie! chcesz-li ujść tej paszczy?
Trzymaj się krzyża!... idź drogą ofiary!
Jam ci ją wskazał na potomne lata...
Nowa cię Polsko czeka krucyata,
Stoczysz ją w paśmie dwóch krwawych stuleci,
A potem tryumf!”.
Aby dobrze zrozumieć te wersy, trzeba przybliżyć nieco poglądy Duchińskich. Franciszek od wielu już lat promował kontrowersyjny pogląd o niesłowiańskim pochodzeniu Rosjan, którym jego zdaniem było bliżej do Tatarów i Mongołów. Duchowa, polityczna i antropologiczna „obcość” Moskali wymierzona była w nasilające się w XIX stuleciu idee panslawistyczne, ponieważ głosiły one zjednoczenie różnych narodów słowiańskich pod przewodnictwem carskiej Rosji, uzasadniając między innymi przeprowadzenie zaborów. Seweryna poznała swojego drugiego męża właśnie podczas odczytu na ten temat wygłaszanego w Paryżu, dokąd musiała uciekać po powstaniu styczniowym, w którym brała udział jako przewodnicząca kobiecej organizacji pomagającej walczącym i ich rodzinom. Od tej pory państwo Duchińscy zaangażowali się w szerzenie teorii, skracanej do humorystycznego hasła „Podskrobaj Moskala, a Tatar wyskoczy”, i dzięki licznym kontaktom odnieśli spory sukces na arenie międzynarodowej (ich idee wpisane zostały do francuskiego programu oświaty, zawierzyli im też emancypujący się wówczas Ukraińcy).
Potwór, który utopił kły w Rzeczpospolitej w wierszu Posiew ofiarny, to oczywiście Rosja, którą małżeństwo przedstawiało w najczarniejszych barwach. Duchińscy, kierowani rusofobią, przekonani byli, że świat znajduje się w przededniu strasznej wojny, gdy cała Azja zjednoczona pod carskim berłem ruszy, aby zniszczyć Europę. W wierszach poetki pobrzmiewała więc tyrtejska nuta, słychać było nawoływanie do walki, wynikające z wiary, że już za chwilę nadejść miał czas kolejnej ofiary Polaków.
Z takiej perspektywy biografia Sobieskiego domagała się odpowiednich przewartościowań. Duchińscy uważali, że najważniejszym wydarzeniem z jego życia było zaprzysiężenie pokoju Grzymułtowskiego – pierwsze tak ważne ustępstwo na rzecz Rosji, która od tej pory zacznie mieszać się w sprawy Rzeczpospolitej („Z księgi hańby pierwsza karta, / Pierwsza wróżba klęsk ogromu”). Traktat ważny też dlatego, że wedle jego ustaleń Rusini, uznawani przez Duchińskich za przedstawicieli kultury europejskiej, najbardziej na wschód wysunięci Słowianie, zostali wcieleni do obcego, „azjatyckiego” kraju. Oddanie ziem ukraińskich prowokowało więc do zagarniania kolejnych terytoriów, a mowy Grzymułtowskiego, wygłoszone do młodych carów, miały ten stan dodatkowo legitymizować. Nic dziwnego, że łzy Jana III uronione we Lwowie małżeństwo uznało za kolejny przejaw jego „proroczego ducha”. Król zobaczył dalekosiężne konsekwencje tego dokumentu, przeczuwał też obcość Moskali i bliskość Rusinów.
Jako pierwsza do omawianego motywu odniosła się poetka w wierszu odczytanym w 1876 roku w muzeum w Rapperswilu, a wydanym niemal natychmiast jako osobna odbitka pod tytułem Łzy Króla Jana III. Wśród rodaków już od ponad stu lat cierpiących w niewoli autorka próbuje rozniecić światło nadziei, przywołując postać Sobieskiego w chwili próby. Pochylony nad dokumentem król drżącą ręką składa podpis i zalewa się łzami: „Płaczesz nad uszczerbioną Jagiełłów dziedziną. / Płaczesz nad onych sierót żałosną gromadką, / Co ciebie zowie ojcem, Polskę mieni matką!”. Zdaniem Duchińskiej władca widział w tej chwili kolejne pokolenia Polaków „z jarzmem na karku, ze sromem na twarzy”, dlatego jego łzy należy uznać za ofiarę, która niczym męczeństwo Chrystusowe przyniesie wkrótce odkupienie.
W kolejnych częściach wiersza poetka przedstawia te wypadki z polskiej historii, gdy w narodzie odzywała się odwaga inspirowana właśnie bohaterstwem płaczącego Sobieskiego: od konfederacji barskiej i insurekcji kościuszkowskiej do kolejnych dziewiętnastowiecznych powstań. Wszystkie wydarzenia łączyła podobna dynamika, którą można było zaobserwować w 1686 roku. Polityczne lub militarne klęski Duchińska chciała odczytać w myśl romantycznej ekonomii ofiary – przynosi ona ból i cierpienie, wymaga nadludzkiego wprost poświęcenia, ale daje też nadzieję na przyszłość i promuje określony wzorzec postępowania w teraźniejszości. Dlatego też z takim upodobaniem sięgała ona po mocno już wytartą metaforykę ziarna i siewu. Może się wydawać, że cierpienie polskiego króla nie miało znaczenia, tymczasem zapłodniło ono kolejne pokolenia rodaków i czeka tylko na odpowiednią chwilę, by wydać swe owoce.
Podobne rozważania przynosił późniejszy poemat Widzenie (1883). Tym razem poetce ukazują się dwie potępione dusze: Krzysztofa Grzymułtowskiego i Władysława Sicińskiego, który jako pierwszy miał zerwać sejm, korzystając z liberum veto. Złączeni w piekielnych katuszach mężczyźni wyrzucają sobie nawzajem przewinienia, jakie doprowadziły ich kraj do zguby. Grzymułtowski najbardziej znieść nie może królewskich łez, wylanych nad negocjowanym przez niego dokumentem: „Te łzy wieczną mi katuszą! / W serce wpiły się jak noże”.
Jednak za sprawą gorącej modlitwy poetki o wstawiennictwo Jana III sytuacja się zmienia – potępieńcy zostają w końcu odkupieni („Bóg przebacza... kraj przebaczy”). Ale na tym nie koniec. Oczom natchnionej ukazuje się król Sobieski, zstępujący z niebios w otoczeniu narodowych bohaterów. Pod jego przewodnictwem zaczynają się gromadzić wszystkie europejskie ludy, aby dać odpór azjatyckiemu „Biczowi Bożemu”, który nadciąga ze Wschodu:
„Miecz Attyli już połyska!
Daj nam królu moc Twej wiary!
Uzbrój serca na ofiary!
Niech nad światem krzyż zaświeci
Chwała! Chwała! Janie Trzeci!”
Co Duchińska zawarła w swoich poetyckich uniesieniach, to jej mąż Franciszek wykładał w bardziej dyskursywny sposób. Analizując wiersze swojej żony, przekonywał, że łzy króla w jej utworach pełnią podwójną funkcję. Po pierwsze, jako ofiara złożona przez władcę „odradzają Polskę”, a po drugie, zachęcają one do zgody między politycznymi przeciwnikami: liberałami, którzy domagają się powiększenia własnej wolności (ich przedstawicielem jest Siciński) i ideologami zachowawczymi, którzy szukają oparcia w obcych mocarstwach (tych reprezentuje Grzymułtowski).
Jednak ten całkiem obszerny komentarz w niewielkim stopniu dotyczył utworów Seweryny. Duchiński skupił się w nim na pokazaniu, jak w historii narodu polskiego zmagały się ze sobą dwa stronnictwa: potomkowie ofiary złożonej z łez Sobieskiego, kontynuujący walkę o kraj, ergo występujący przeciwko carom, i ich przeciwnicy, którzy często nieświadomie działali na własną szkodę, upatrując w Rosji sprzymierzeńca. W drugiej części studium autor zupełnie porzucił temat Grzymułtowskiego i Jana III, a w zamian zajął się analizowaniem sytuacji międzynarodowej, reklamowaniem własnej teorii (dzieło wyszło pod pseudonimem, więc swoje poglądy promował jako „niezależny krytyk”) oraz odpowiadaniem najzagorzalszym krytykom.
Jak widać, i w tym wypadku nie chodziło o empatyczne utożsamienie się z królem ani o zrozumienie sytuacji politycznej końca XVII wieku. Duchińskiemu Jan III był potrzebny przede wszystkim jako aktualny symbol, który zjednoczyć ma naród do kolejnego romantycznego czynu. W pewnym momencie autor porzucał więc tok wykładowy i – wzorem swojej żony – dawał się ponieść płomiennej modlitwie:
„Błagamy więc Cię, o! Ojcze miłosierny, byśmy nie byli ostatni, ale pierwsi, jak za czasów wiernego sługi twego, króla naszego, Jana III, w ofierze z krwi, gdy tej będzie potrzeba dla spełnienia wyroku Twego nad Państwem grożącem oto całemu światu od dwóch wieków, nad Państwem nadużywającem Boskiego Imienia Twojego”.
Nie można Duchińskim odmówić zaangażowania, trudno też jednoznacznie zakwalifikować ich pomysły jako pozbawione wszelkich podstaw. Oboje utrzymywali kontakty z europejską śmietanką intelektualną, prowadzili nowoczesne studia etnograficzne i antropologiczne, porozumiewali się w kilku językach, wytrwale pracowali na rzecz wielkiej, federacyjnej Europy. Ale nawet jeśli podczas odczytów w Dreźnie w 1871 roku Czesław Pieniążek wybierał właśnie Sewerynę Duchińską na najlepszy przykład przedstawicielki współczesnego kobiecego pisarstwa (por. tegoż, O Autorkach polskich, a w szczególności o Sewerynie Duchińskiej), to jednak z perspektywy pozytywistycznej Warszawy czy legalistycznego Krakowa historyczne miraże promowane przez małżeństwo bywały uznawane za anachroniczną „komediozofię”. Wieszcze improwizacje i patriotyczne modlitwy, polityczne mrzonki oraz przygotowania do wojny, świat konspiracji, spisku, ciągłej walki – w latach osiemdziesiątych możliwe były jedynie na dalekiej, paryskiej emigracji, a nie w na ziemiach polskich, gdzie nawet w częściowo autonomicznej Galicji na takie działania nie można było sobie pozwolić.
Chciałoby się jeszcze postawić pytanie, za którą z tych grup opowiedziałby się król Jan III. Czy stanąłby po stronie wojowników, gotowych na krwawą ofiarę mimo stuletniej niewoli i militarnych klęsk, czy wybrałby „trzeźwych entuzjastów”, którzy niemal na co dzień negocjowali swoją pozycję wobec zaborcy? Wydaje się jednak, że w tej sprawie bez daru wieszczego nic pewnego powiedzieć się nie da.