Sucha Beskidzka słynie z zamku, nie darmo zwanego „małym Wawelem” i należącego kolejno do magnackich rodów Komorowskich, Wielopolskich, Branickich i Tarnowskich. Nocami, w pustych i ciemnych krużgankach oraz w komnatach spotkać można widmo kobiety ubranej w czarny strój, jaki w pierwszej ćwierci XVIII stulecia nosiły owdowiałe matrony wysokiego rodu. Ową Czarną (lub Białą, według innych opowieści) Damą jest Anna Konstancja z Lubomirskich (zm. 1726), zamężna kolejno z Janem Kazimierzem Wielopolskim (zm. po 1693), ex-kanonikiem katedralnym krakowskim, i ze Stanisławem Małachowskim, wojewodą poznańskim (zm. 1699).
Bogata, energiczna i rozsądna, młoda jeszcze wdowa żelazną ręką zarządzała ogromnym majątkiem (dobra te zwano nawet „państwem suskim”) w latach 1689 – 1725. Lecz poddani – mieszczanie i chłopi – drżeli przed srogą panią, która – ustanawiając kodeks własnych praw – osobiście sądziła winowajców i złoczyńców w sali, znajdującej się w wieży zegarowej zamku. Nieraz za drobne przewinienia wymierzała karę chłosty i wtrącała do lochu. Ubrana po męsku wyruszała na czele swych hajduków na wyprawy przeciwko zbójnikom, ukrywającym się w karpackiej puszczy, a schwytanych skazywała na śmierć, niekiedy asystując egzekucji osobiście.
Gdy zmarła, podobno w podeszłym wieku, poddani i służba dworska odetchnęli z ulgą. Lecz niebawem po pogrzebie zaczęło ukazywać się widmo Anny Konstancji i nie przestało nawet wtedy, gdy zamek zmieniał właścicieli. Aleksander Krzeszowiak, w latach 70-tych XX w., prezes Towarzystwa Miłośników Ziemi Suskiej, tak opowiadał: „Chyba każdy w Suchej i okolicy słyszał historię o zamkowej zjawie. Pamiętam opowiadanie p. Kołodzieja, eks-kamerdynera ostatniego z właścicieli Suchej, hrabiego Tarnowskiego. Podobno biała dama ukazywała się tak często, że bardziej wrażliwych gości uprzedzano o możliwości spotkania z widmem prababki... Domownicy zdążyli się już do niej przyzwyczaić i traktowali ją jak rezydentkę... Istniała wówczas [tzn. w okresie międzywojennym] w mieście obywatelska straż. Zmieniający się co noc wartownicy obchodzili dookoła miasteczko. Musieli przechodzić także obok zamku i starego kościoła. Zdarzało się, że przerażeni wpadali na wartownię. Trudno było zachować zimną krew po spotkaniu z widmem... Także w czasie okupacji Anna Konstancja, ku radości mieszkańców Suchej, wystraszyła niemieckie posterunki stacjonujące w zamku. Kiedy w pierwszych miesiącach okupacji na dziedzińcu palono książki i obrazy z zamkowych zbiorów, przez krużganki przeszła wyniosła postać i nie dosięgły jej kule niemieckich żołnierzy”.
Jeszcze kilka lat po wojnie pokazywano sobie ślady kul, jakie ogarnięci paniką niemieccy żołnierze wystrzelili w kierunku zjawy.