Dawny piastowski zamek Grodziec na Dolnym Śląsku, usytuowany na najwyższym wzniesieniu Pogórza Kaczawskiego, był kolejno siedzibą kasztelanów Bolesława Krzywoustego, gniazdem osławionych rycerzy – rabusiów grabiących kupieckie karawany, wreszcie rezydencją księcia Fryderyka II legnickiego (1473). Zniszczony w XVIII w. przez władze habsburskie (w których ręce przeszedł w 1646 r.), został w 1823 r zakupiony i odrestaurowany z inicjatywy berlińskiego finansisty, Wilhelma Krystiana Beneckiego. Tuż przed ostatnią wojną pełnił funkcję luksusowego hotelu. Wiosną 1945 r. spłonął, strasząc przez kilkanaście lat sczerniałymi potężnymi murami, w których zagnieździły się puchacze i nietoperze.
Stulecia mijały, lecz w zamkowych murach pozostał na zawsze widmowy rycerz w długim purpurowym płaszczu, pojawiający się zwykle na szczycie najwyższej baszty, w komnatach lub na wewnętrznym dziedzińcu. Jest to upiorny kościotrup – nagie kości okrywa stalowa zbroja, lecz biała czaszka połyskuje w mroku, gdyż mara nie nosi żadnego hełmu. Kroczy powoli, ciężkim krokiem wojownika, któremu zbroja utrudnia poruszanie się, i znika nagle. Czerwony Upiór pojawia się w Grodźcu od niepamiętnych czasów; podobno widywano go już za legnickich Piastów, a zapiski o tym niesamowitym zjawisku, pochodzące z XIX w., zachowały się do dziś. Kilkakrotnie fantom przestraszył też budowniczych restaurujących zamek w początku XIX w. na zlecenie wspomnianego Beneckiego. Tuż po ostatniej wojnie światowej wędrujący na zachód polscy osadnicy widzieli wyraźnie stojącą na wieży zjawę, w której zbroi odbijały się płomienie palących się na dole ognisk; duch wyglądał, jakby płonął.
Ostatnim, który zetknął się z widmem w bardzo dziwnych okolicznościach w latach 70. tych XX w., był ówczesny zamkowy kustosz, Mieczysław Żołądź. „Kilka lat temu urządziłem w pustej jeszcze wówczas sali rycerskiej wystawę moich obrazów – relacjonował – sam nocowałem obok w małym sklepionym lamusie, służącym niegdyś za areszt. Trapiły mnie dziwne, niespokojne sny... Widziałem ciąg zamkowych komnat, przez które przesuwał się bezgłośnie jakiś wyniosły cień, który zbliżywszy się, przybrał postać rycerza w długim, krwistej barwy płaszczu zarzuconym na zbroję. Zjawa ta weszła do komnaty rycerskiej, zbliżyła się do ściany, na której wisiał obraz przedstawiający pejzaż zamkowej góry - uniosła zakutą w żelazo prawicę i... obudził mnie brzęk tłuczonego szkła. Zerwałem się z posłania i otworzyłem drzwi do sali rycerskiej. Zanim jednak znalazłem w ciemnościach kontakt, upłynęła krótka chwila, w czasie której słyszałem wyraźnie odgłos ciężkich kroków oddalających się przez zamkową sień. Zapaliłem światło. Obraz widziany we śnie leżał wśród odłamków rozbitego szkła, a ciężkie dębowe drzwi prowadzące do sieni były uchylone”.
Kim był (jest?) Czerwony Upiór? Na pewno to któryś z rycerzy – rabusiów może jeszcze z czasów średniowiecznych, skoro z tego okresu pochodzi - wiążąca się z opisanym duchem - opowieść o okrutnym kasztelanie Janie z Grodźca. Srogiemu panu pojawił się podczas uczty Czerwony Upiór, w wyniku czego śmiertelnie przerażony kasztelan uwolnił wszystkich więzionych w zamku chłopów, rozdał skarby ubogim, a sam spędził resztę życia na dobrych uczynkach, postach i modłach. Widmowy rycerz miał także ukazać się wnukowi i imiennikowi tegoż Jana, równie okrutnemu jak jego dziad w młodości, z równie pozytywnym efektem.