Bernard O’Connor zostawił nie tylko opis charakteru, ale także cech zewnętrznych szlachty. Członkowie tego stanu w większości byli nieco powyżej średniego wzrostu, natomiast ich ciała, choć proporcjonalne, były jednak „duże”. O szczupłą sylwetkę troszczyły się tylko kobiety z „wyższej klasy”, dla których było to zresztą główne zajęcie. Próbowały również, poprzez częste mycie i makijaż, poprawić swoją cerę, ale jak kobiety we wcześniejszych i późniejszych czasach, bez większego powodzenia. Szlachta odznaczała się także jasną karnacją i włosami koloru blond. Najlepszym przykładem takiej urody był sam król, „wysoki i otyły, z okrągłą twarzą i dużymi oczami”. Według innej relacji, król w młodości był „bardzo piękny, doskonale zbudowany i bardzo swobodny, bardzo wysoki i proporcjonalnie zbudowany”, dopiero z czasem przyszła „niezmierna otyłość”. Podobnie wyglądał jego syn Aleksander, „wysoki i prawidłowo zbudowany młody mężczyzna, wyglądający prawdziwie po polsku”. Odmienny typ reprezentował jego starszy brat Jakub, odznaczający się „ciemną karnacją i włosami, szczupłą figurą i niskim wzrostem, przez co wygląda bardziej jak Francuz czy Hiszpan niż Polak”.
O’Connor podkreślił również dbałość mężczyzn o higienę i wygląd. Włosy „ścinali wokół uszu jak zakonnicy”, starannie golili twarze, pozostawiając tylko „jeden, duży wąs”. Każdego ranka myli twarz i szyję zimną wodą, ucząc tego swoje dzieci, nawet przy najgorszej pogodzie. Szlachta często też korzystała z kąpieli – O’Connor stwierdził, że w prawie każdym domu szlacheckim znajduje się łaźnia. Częstemu myciu przypisał bardzo dobry wygląd dzieci, które „rzadko mają rany na głowie bądź twarzy”. Zwrócił również uwagę na to, iż w Rzeczypospolitej było mało dzieci „zniekształconych, wykrzywionych bądź ze złą postawą”, co przypisał temu, iż jej mieszkańcy, w przeciwieństwie do innych państw, nie owijali niemowląt w pieluchy, ale ubierali je w luźne ubrania z lnu. O’Connor ograniczył się do opisu sytuacji, przybysze z innych państw byli zaskoczeni tak daleko posuniętą troską o higienę. Najbardziej Francuzi; jeden z nich napisał, że dzięki temu „Polacy nie znają liszajów na twarzy ni wysypki na głowie”. Miał czego zazdrościć – w pierwszej połowie XVII w. lekarze we Francji zalecali jako środek leczniczy pieluchy przesączone moczem.
O’Connor pozytywnie ocenił także postawę szlachty, „chód ich jest dostojny”, a nieodłącznymi elementami ubioru były siekierka, szabla, „której nigdy nie odkładają, chyba, że idą spać”, chusta, nóż, pochwa i „mały kamień osadzony w srebrze”, służący do ostrzenia noża. Taki opis, tym bardziej cenny, że pozostawiony przez lekarza, wskazuje na generalnie dobry stan fizyczny szlachty pod koniec XVII wieku. Jest również bardzo zbliżony do relacji pozostawionych przez innych obcokrajowców. Francuz Jordan Claude pisał: „Polacy są na ogół silni, średniego wzrostu, cery białej i jasnych włosów o żywym kolorze i połysku... Nie ma w Europie drugiego narodu, który by był lepiej zbudowany niż Polacy” a jego rodak, Hubert Vautrin, dał następującą charakterystykę: „Szlachcic odznaczał się jasną cerą, rumianymi, pulchnymi policzkami, słusznym zazwyczaj wzrostem”. Dobremu stanowi zdrowia sprzyjała, obok aktywnego trybu życia, odpowiednia dieta. Jej dzienna wartość wynosiła około 5000 kalorii, co było i pozostaje bardzo wysokim wskaźnikiem. Zbigniew Kuchowicz, najwybitniejszy znawca przedmiotu, uznał, że przeciętnie szlachcic miał około 170 centymetrów wzrostu, był około 10 centymetrów wyższy od chłopa, (ludzie byli wówczas generalnie niżsi niż obecnie), i ważył około 80 kilogramów. Lekarze byliby zadowoleni. Nie jest to idealny wskaźnik masy ciała, ale z drugiej strony bez przesady - nadwaga bez otyłości.