Z okazji mistrzostw Europy w futbolu naród nasz prawowierny ogarnęła czasowa wariacja. Mnie też, gdyż od mniej więcej pół wieku tracę czas na oglądanie facetów latających po trawie, choć wiem, że i tak wygrają Niemcy. Co prawda, jestem szaleńcem ograniczonym, albowiem nie wierzę, że nasi wygrają cały turniej, o czym przekonana jest znaczna część społeczeństwa. Jednakże jestem wystarczająco stuknięty, aby rozmyślać tylko o mistrzostwach, co rzuca cień (z autu) na kształt tej barokowej przecie koszulki. Wygląda na to, że musi być barokowo-futbolowa. Ułóżmy więc barokową reprezentację Polski. Pomysł to stary i głupi, lecz w dzisiejszych czasach – jako rzecze Gribojedow – mądremu biada. Gdyby układać takową reprezentację Holandii, łatwo byłoby ją zestawić z samych malarzy. U nas to niemożliwe z racji niedostatku (czy w ogóle braku) takowych. Trzeba więc zadowolić się tzw. postaciami historycznymi, zwłaszcza wojskowymi, choć nie tylko. No to lecę.
A więc na bramce (chętnie powiedziałoby się: na budzie, ale wara, bo osoba duchowna) o. Augustyn Kordecki, dzielny przeor częstochowskich paulinów, który podczas potopu odparł spod Jasnej Góry (przy sienkiewiczowskiej pomocy Kmicica) zastępy przebrzydłych Szwedów i innych pludraków. Notabene, bene nota podczas potopu nigdy Szweda w walnej bitwie nie pobiliśmy: pod Warką czy Filipowem Szwedów w zasadzie nie było. No, ale pan Zagłoba ciął Swena.
Porządek (przynajmniej ten, który ja uznaję, każe, aby stoperzy byli wymieniani przed bocznymi obrońcami. Proponuję więc, aby w roli cofniętego stopera (nazywanego czasem: libero, ongi: wymiataczem czy bekiem) obsadzić Zygmunta III. W istocie był nieco cofnięty (umysłowo), zawzięty, no i miał – sądząc z kolumny, na której stoi – dobry przegląd pola. Nie tak dawno widziałem go tam z legijnym szalikiem na szyi, co mnie dobrze doń uspasabia. Przed nim ustawiłbym kniazia Jaremę: nieduży, czarniawy, ruchliwy, no i ostro wycinał. Pewien problem jest z bokami, ale jakoś damy radę. Na lewą stronę powołałbym Jana Andrzeja Morsztyna – zdolny, zwrotny (dobry drybler, czyli krętacz). Nadto, gdyby go nie wziąć, tak by się awanturował, że skwasiłby całą drużynę. Trzeba wszakże mieć nań oko, gdyż zawsze może strzelić samobója, zwłaszcza w meczu z Francją. No i łapy won od kasy. Na prawy zaś bok wziąłbym Krzysztofa „Pioruna” Radziwiłła, gdyż autentycznie wielki talent, a – szczerze – nie wiadomo, gdzie go wsadzić. No i jakiś Radziwiłł musi być. Tyle obrona.
W środku pola widziałbym – jako cofniętego pomocnika – Stefana Czarnieckiego. Lata jak wariat, podjeżdża (dobry w grze wślizgiem), nie lęka się fauli. Trochę kontuzjogenny, ale wytrzymały. Dobry na każdą nawierzchnię, a już najlepszy na boiska całkiem, ale to całkiem rozmiękłe. Przed nim główny rozgrywający. Oczywiście i naturalnie Jan Zamoyski. Mózg zespołu, świetne podania do przodu i tyłu (trochę szkoda, że naraz), wyczucie przestrzeni, kultura gry, notabene, nieco włoska. Niestety już wiekowy. Jego zmiennikiem może być od biedy (i to wielkiej) Jerzy Ossoliński, dobry technik, tyle że lubi zakiwać się na śmierć. Zresztą strasznie nadęty, z którego to powodu ma nie najlepsze kontakty z kolegami.
Na skrzydłach – jasna sprawa. Oczywiście, wielcy wodzowie skrzydlatych jeźdźców: zwycięzcy spod Kircholmu Jan Karol Chodkiewicz i spod Kłuszyna Stanisław Żółkiewski. Ruch, dynamika, pomysłowość, odwaga – oto niekwestionowane przymioty naszych skrzydłowych. Jednakże uwaga: pierwszy bardzo porywczy, w ferworze walki może komuś przywalić kułakiem, drugi zaś z lekka niedowidzi i czasem może się nie połapać, że jest już na trybunach.
Pomoc mamy więc wyśmienitą, ale atak po prostu królewski: Władysław IV i Jan III. To już na poziomie Lewandowski – Milik. Jan jest od Władysława wyraźnie lepszy, zwłaszcza – jak się wdzięcznie wyrażają komentatorzy sportowi – w pojedynkach jeden na jeden. To gracz kompletny: drybling, strzał, podanie, gra głową – wszystko na najwyższym poziomie, malina. Prawdziwa gwiazda drużyny, biały Pelé. Niestety, obaj nasi napastnicy od pewnego czasu grzeszą znaczną nadwagą, co osłabia ich przyśpieszenie. Poradzimy z tym sobie. A trener? Ależ oczywiście – Piotr Skarga SJ.