© Muzeum Pałacu Króla Jana III w Wilanowie
Silva Rerum   Silva Rerum   |   30.12.2020

Edukacja językowo-literacka w Rzeczypospolitej

Model edukacyjny epoki staropolskiej ukształtował się w czasach renesansu. Głównym postulatem podnoszonym wówczas przez osoby wypowiadające się na temat kształcenia była utylitarność przekazywanej wiedzy, możliwość jej wykorzystania w dorosłym życiu dla wspólnego dobra Rzeczypospolitej. Treści kształcenia nastawione były więc na przygotowanie młodych szlachciców głównie do działalności publicznej.

W ramach edukacji językowej tego okresu można wskazać trzy elementy. Pierwszym z nich były języki klasyczne: łacina, greka, rzadziej język hebrajski, co dawało pełne wykształcenie humanistyczne. Łacina już od średniowiecza była głównym językiem uczonych i tak pozostało w okresie odrodzenia, mimo podnoszenia wagi języków narodowych. Z jednej strony jej znajomość umożliwiała poznawanie Pisma Świętego, dzieł teologicznych, z drugiej zaś posługiwano się nią w świeckich kancelariach. Szlachta Rzeczypospolitej był rozkochana w antyku, zwłaszcza czasach rzymskich, więc łacina pozwalała jej na obcowanie z literaturą starożytną.

Uczono posługiwania się łaciną zarówno biernie, jak i czynnie. W edukacji stawiano zatem z jednej strony na teorię, ucząc reguł gramatycznych i retorycznych oraz słówek i sentencji łacińskich. Z drugiej zaś strony edukacja praktyczna skupiała się na lekturze dzieł łacińskich, ćwiczeniach pisemnych, dokonywaniu tłumaczeń, udziale w popisach szkolnych oraz spektaklach teatralnych. Głównym celem było nabycie przez uczniów umiejętności płynnego mówienia oraz opanowanie sztuki układania i wygłaszania mów politycznych, panegirycznych i okolicznościowych: z okazji ślubów, chrzcin, pogrzebów.

Część pedagogów zalecała używanie łaciny w mowie potocznej – zarówno w szkole, jak i w domu, by doskonalić umiejętności. Gdy Jakub Sobieski wysyłał swoich synów Marka i Jana do Krakowa, w 1640 roku napisał instrukcję, w której zwracał uwagę na znaczenie rozmów po łacinie: „Łacińskiego języka będą uczyć się w szkole, et stilum exercendo [i przez ćwiczenie w stylu], ale do tego trzeba i łacińskiej konwersacyjej, bo wszystkich języków najprędzej konwersacya nauczy. Przeto doma u siebie, gdy obcych nie będzie (bo ich ten kapelan, który z niemi będzie jadał, za obcego mieć go nie trzeba) i przy obiedzie, i doma inszych godzin, kiedy gości nie będzie, będą mówić z Panem Rozenkiewiczem i z swoim wyrostkiem Pana [Aleksandra] Wydżgi, podsędka synem, który kilka lat już słuchał retoryki u Jezuitów w Sandomirzu”[1].

Łacina była najważniejszym językiem w edukacji do połowy XVIII wieku. Drugim językiem klasycznym, którego się uczono, była greka – choć nie tak powszechna jak łacina. Zwłaszcza w kolegiach jezuickich, ale też w szkołach różnowierczych (na przykład w Gimnazjum Akademickim w Toruniu) kształcono znajomość także i tego języka. Pojawiały się jednak głosy mówiące o nieprzydatności greki życiu publicznym. Trzecim językiem klasycznym był rzadko nauczany w szkołach język hebrajski. Tego można było się uczyć w gimnazjach w Prusach Królewskich.

Drugim elementem edukacji językowej było kształcenie polszczyzny, choć stosunkowo późno język polski pojawił się w programie szkolnym. Najpierw był językiem pomocniczym przy nauczaniu łaciny. Od połowy XVI wieku polszczyzna zaczęła zajmować należne jej miejsce w szkołach na terenie Rzeczypospolitej, choć wciąż w dużej mierze kosztem łaciny. Jan Amos Komeński zwracał uwagę, że „chcieć uczyć kogoś języka obcego nim opanuje ojczysty, jest to samo, jakbyś chciał uczyć syna jazdy konnej, zanim nauczy się chodzić. […] według mojej metody – nie może się nauczyć języka łacińskiego, kto nie zna ojczystego, bo ten ma być przewodnikiem w nauce tamtego”[2].

Nauka języka polskiego w dominujących na terenach Rzeczypospolitej od XVII wieku kolegiach jezuickich odbywała się właściwie przy okazji dokonywania tłumaczeń z łaciny na polski i odwrotnie w klasach poetyki czy retoryki. Zwolennicy nauczania polszczyzny zwracali uwagę na zbyt wiele makaronizmów (zwłaszcza wyrazów łacińskich), zbyt kwiecisty język wypowiedzi doby baroku. Dopiero osiemnastowieczne reformy, głównie Stanisława Konarskiego w kolegiach pijarskich, sprawiły, że język polski zajął należne mu miejsce w programie nauczania.

Obok języków klasycznych szlachta Rzeczypospolitej uczyła się języków obcych. Szkoły humanistyczne marginalizowały ich nauczanie, stąd najczęściej pobierano lekcje u prywatnych nauczycieli – niejednokrotnie cudzoziemców. Części języków obcych uczono się już w Rzeczypospolitej, inne poznawano dopiero w trakcie studiów na zagranicznych uczelniach lub w podróży edukacyjnej. Wybór języków zależał od potrzeb (zawodowych i prywatnych), ale też od mody. Doceniano znajomość języków obcych, bo dawały one duże możliwości, ale były też ozdobą człowieka, na co wskazywał Jakub Sobieski: „zacnych kawalerów nic barziej zdobi jako umiejętność różnych języków. Przyda się to i w wojsku, na dworach monarchów, przyda się to i do legacyji, które co wiedzieć, jeśli też i oni nie będą mieć na sobie swego czasu. Piękna to rzecz, kiedy oni z kawalerami różnych narodów i różnych dworów nie będą siedzieć jako niemi i tłumacza szukać nie będą”[3].

Znajomość języków obcych była niezbędna nie tylko szlachcie, lecz także mieszczaństwu utrzymującemu kontakty – głównie handlowe – z zagranicą. Stawiano przede wszystkim na opanowanie języków sąsiadów Rzeczypospolitej, stąd już od połowy XV wieku najważniejszy był język niemiecki – ze względów handlowych, ale i politycznych, co podkreślał Jakub Sobieski w spisanej instrukcji dla swojego brata Jana: „Większość naszej młodzieży z wielką gorliwością i z największym zapałem uczy się języka niemieckiego, z racji bliskiego sąsiedztwa oraz częstego używania tego języka na dworze i w bardziej sekretnych rozmowach w pałacu królewskim”[4]. Kolejnym niezwykle ważnym dla szlachty językiem był francuski. Jakub Sobieski już w 1620 roku podkreślał walory francuskiego: „Znajomość francuskiego doradza sama ogłada, nader godna pochwała u ludzi o wyjątkowych zdolnościach. Czy jest ktoś, kto by nie rozumiał, że ta znajomość jest czymś pięknym?”[5]. Od drugiej połowy XVII wieku język francuski zdobywał coraz większą popularność, co wiązało się z rozpowszechnianiem się kultury francuskiej, czego symbolem na terenach Rzeczypospolitej był dwór Ludwiki Marii Gonzagi, żony Władysława IV i Jana Kazimierza z dynastii Wazów, potem zaś Marii Kazimiery de la Grange d’Arquien Sobieskiej, także chętnie otaczającej się Francuzami. Czasami uczono się także włoskiego, bo – wedle Sobieskiego – był to język „powszechnie używany zarówno w obozach wojskowych, jak i w pałacach wszystkich chrześcijańskich świata. Stąd uważają go za język rodzimy całego chrześcijańskiego świata”[6]. Z kolei szlachta zamieszkująca Ruś powinna uczyć się języka tureckiego.

Podobnie jak krytykowano nadmiar łaciny w wypowiedziach publicznych, tak też obawiano się zdominowania polszczyzny wyrażeniami zapożyczonymi z nowożytnych języków obcych. Pojawiały się zatem postulaty, między innymi Andrzeja Maksymiliana Fredry, by języków obcych uczyć się tylko podczas podróży zagranicznych, by ich nie przewozić do ojczyzny, jak czyniono to z cudzoziemskimi zwyczajami czy strojami. Ironizował nawet na ten temat poeta Wacław Potocki, pisząc w 1688 roku:

„Przedtym jednym językiem, dziś mówią czterema,
Czyż sam polski tyla słów prawdy mówić nie ma,
Że trzeba weń łaciński, francuski i włoski
Mieszać, wstydząc się jawnie wymowy ojcowskiej?”[7].

Mimo wszystko języków obcych chętnie się uczono i w XVIII wieku nie wtrącano już do wypowiedzi tak wielu makaronizmów. Zmieniły się też wówczas językowe mody. W XVIII wieku francuski zajął dotychczasową pozycję łaciny wśród elit kulturalnych. Uczeni prowadzili w tym języku korespondencję – nie tylko z uczonymi z zagranicy, lecz także między sobą. W drugiej połowie XVIII wieku coraz modniejszy stawał się język angielski, co widać na przykładzie Stanisława Augusta Poniatowskiego, który uczył się angielskiego, tłumacząc między innymi fragmenty „Juliusza Cezara” Williama Szekspira.

Znajomość języków obcych stanowiła punkt wyjścia do edukacji literackiej. Skupiała się ona na przyswojeniu informacji na temat życia i twórczości pisarzy, zwłaszcza antycznych, oraz znajomości dzieł starożytnych i nowożytnych (przede wszystkich renesansowych). Z tego powodu od drugiej połowy XVI do połowy XVIII wieku główny nacisk położony był na retorykę, dzięki której młodzież zdobywała umiejętności rozumienia dzieł literackich, ale i tworzenia własnych tekstów, bo edukacja literacka – jak każda dziedzina wiedzy – była nastawiona na przygotowanie szlachty do działalności publicznej, ale i czynnego udziału w uroczystościach rodzinnych. Potwierdzają to słowa Jakuba Sobieskiego kierowane do jego brata: „Na pierwszym miejscu stawiam tutaj wymowę, która od wieków kwitła w wolnych republikach, gdzie zawsze zajmowali poczesne miejsce mówcy oraz stanowczy w języku i odważni duchem obywatele. Wiele razy widziałeś, że ten zwyczaj powszechnie jest obecny w naszej ojczyźnie, zarówno w życiu publicznym, jak i prywatnym”[8].

Podobnie pisał Piotr Myszkowski w instrukcji dla syna już w 1602 roku: „Retoryki niech się uczy z wszystkich starożytniczych jej mistrzów, zarówno greckich, jak i łacińskich; niech obejmie wszystkie jej obszarami, niech wytęży na nią wszystkie siły uzdolnienia, pracowitości i zapału, niech nie opuści niczego, aby jak najdokładniej i najskrzętniej przygotować sobie wszystko, co do niej służy […]”[9]. Czytano zatem dzieła antyczne – łacińskich i greckich pisarzy, między innymi Horacego, Homera, Terencjusza, Cycerona, Wergiliusza, Owidiusza, Ksenofonta, wypisując z nich sentencje, a z używanych słów uczono się deklamacji i prowadzenia dysput. Również poetyka koncentrowała się na lekturach antycznych, gdyż uczniowie drobiazgowo interpretowali utwory Cycerona, Cezara, Terencjusza, Salustiusza czy Pliniusza Młodszego, ale i współczesnych, chociażby (choć zależało to od szkoły) Erazma z Rotterdamu czy Johna Barclaya. Joachim Pastorius zalecał uczniom wykonywać ćwiczenia – nawet codziennie, wygłaszać mowy i robić notatki z lektur – zwłaszcza wypisywać sentencje i przysłowia, którymi można było w przyszłości ozdobić niejedną mowę. Także w tym przypadku podkreślano utylitaryzm nauczania – możliwość wykorzystania zdobytej wiedzy w dysputach politycznych, religijnych, w mowach sądowych, podczas ślubów, chrzcin, pogrzebów czy biesiad.

W kolegiach jezuickich wykształcenie retoryczne było wręcz najistotniejsze, wszak zakonnicy zajmowali się formacją i mówców politycznych, i kaznodziejów. Kładli duży nacisk na wiedzę teoretyczną z zakresu retoryki. Czytano między innymi „Retorykę” Arystotelesa, „O mówcy” i „Podziały retoryczne” Cycerona. Dzięki temu opanowywano styl retoryczny, poznawano zasady gramatyczne, jednak sama lektura i teoria do ułożenia mów nie wystarczała. Potrzebna była odpowiednia erudycja – z pomocą przychodziła więc lektura dzieł historycznych i literackich. Te jednak były dla jezuitów ważniejsze dopiero w wyższych klasach, najpierw stawiali na gramatykę. Potem skupiano się na treści mów, do czego potrzebne były wiadomości z innych dziedzin: literatury, historii, genealogii, heraldyki, geografii – wszystkie one były jednak podporządkowane retoryce.

Zmiany w nauczaniu językowo-literackim nastąpiły w XVIII stuleciu. W powstałym w 1737 roku w Warszawie kolegium prowadzonym przez zakon teatynów skupiano się na historii i nowożytnych językach obcych (francuski, niemiecki, włoski). Dopiero w dalszej kolejności była poetyka i retoryka (ale uczona nie na pamięć za pomocą reguł gramatycznych, a przez lekturę autorów klasycznych), matematyka, filozofia. Co ciekawe, to właśnie w tym kolegium, do którego uczęszczał między innymi Stanisław Antoni Poniatowski, przyszły król Stanisław August, językiem wykładowym był język polski. Ćwiczenia retoryczne skupiały się na problemach występujących w Rzeczypospolitej Obojga Narodów, do realiów politycznych państwa odnosiły się także wystawiane tam spektakle teatralne. Podobną reformę przeprowadził wkrótce w pijarskim Collegium Nobilium Stanisław Konarski, kładąc nacisk na znajomość najnowszej, współczesnej literatury oraz nauk przyrodniczych. Łacina i retoryka traciły więc prymarne miejsce. Wciąż uznawano je za narzędzie niezbędne w służbie na rzecz kraju, ale już nie postrzegano ich jako niezbędnych dla wykształcenia człowieka.


[1] Instrukcyja JmćPana Jakuba Sobieskiego, wojewody bełskiego, starosty krasnostawskiego, dana JmćPanu Orchowskiemu, jako dyrektorowi JmćPana Marka, Jana Sobieskich, wojewodziców bełskich, gdy ich na studia do Krakowa oddawał, przez punkta pisana, [w:] Ojcowskie synom przestrogi. Instrukcje rodzicielskie (XVI–XVII w.), wstęp i oprac. D. Żołądź-Strzelczyk, M.E. Kowalczyk, Wrocław 2017, s. 301–302.
[2] J.A. Komeński, Wielka dydaktyka, wstęp i oprac. B. Suchodolski, Wrocław 1956, s. 220.
[3] Instrukcyja JmćPana Jakuba Sobieskiego, wojewody bełskiego, starosty krasnostawskiego, dana JmćPanu Orchowskiemu, jako dyrektorowi JmćPana Marka, Jana Sobieskich, wojewodziców bełskich, gdy ich na studia do Krakowa oddawał, przez punkta pisana, [w:] Ojcowskie synom przestrogi. Instrukcje rodzicielskie (XVI–XVII w.), wstęp i oprac. D. Żołądź-Strzelczyk, M.E. Kowalczyk, Wrocław 2017, s. 302–303.
[4] Jakub Sobieski, wojewodzic lubelski, swemu najukochańszemu bratu Janowi, wyruszającemu poza granice Królestwa, z serca życzy szczęśliwej podróży, powodzenia i szczęśliwego powrotu do ocalonej i zachowującej wolność Ojczyzny, oraz do rodzinnych pieleszy, [w:] Ojcowskie synom przestrogi…, s. 168.
[5] Tamże.
[6] Tamże.
[7] W. Potocki, Ogród fraszek, t. 2, wyd. A. Brückner, Lwów 1907, s. 29.
[8] Jakub Sobieski, wojewodzic lubelski, swemu najukochańszemu bratu Janowi…, s. 158–159.
[9] P. Myszkowski, Instrukcja dla syna, [w:] Wybór pism pedagogicznych Polski doby odrodzenia, oprac. J. Skoczek, Wrocław 1956, s. 396.


Realizacja działań online w ramach programu „Kultura Dostępna”.
Dofinansowano ze środków Ministra Kultury, Dziedzictwa Narodowego i Sportu.

Kultura Dostępna logo