Elżbieta Łucja z Gostomskich Sieniawska (1573-1624), marszałkowa wielka koronna i starościna ratneńska, wdowa po Prokopie Sieniawskim, należała do tych staropolskich matron, przed którymi drżeli niemal wszyscy. Jako nastolatka, piękna i posażna, nabierała ogłady na dworze Anny Jagiellonki, gdzie umieściła ją matka w obawie przed zalotnikami krążącymi wokół Elżbiety „jako wilcy”. W wieku 17 lat – pod naciskiem królowej – wyszła za mąż. Kasper Niesiecki pisał: „Wydana w stan małżeński za Prokopa Sieniawskiego podczaszego na ten czas koronnego, a potem marszałka wielkiego koronnego: prawdać że na ten czas jeszcze był heretykiem, atoli jednak z jej pobożnej konwersacji, i z rozmowy z ks. Piotrem Skargą, odrzucił błędy dysydenckie: katolikiem prawowiernym umarł, nic mieszkając więcej z żoną, tylko sześć lat, i zostawiwszy trzy córeczki Zofię, Annę, i Elżbietę, i syna Jarosza”.
Gdy owdowiała (w 1596 roku), ksiądz Skarga pocieszał ją i pouczał, „aby się wolą Bożą kontentowała i Panu Bogu nie żałowała tak pobożnego małżonka”. Postanowiła więc, że stan wdowi utrzyma, a wobec jednego z konkurentów „gotowa była użyć puginału i krócicy”. Unikała towarzystwa, muzyki i tańców, wyjątek czyniąc jedynie przy okazji wesela Zygmunta III, którego była gorącą zwolenniczką.
Sieniawska był znana z dewocji i twardej ręki. Dobrze gospodarowała w dobrach ratneńskich, którymi po śmierci Prokopa władała samodzielnie. Zbigniew Kuchowicz nazwał ją „świątobliwą pasjonatką”. Była orędowniczką unii brzeskiej, wspierała grekokatolików, a prawosławnych wypędzała ze swych dóbr. Wrogo traktowała Żydów, choć tolerowała ich ze względu na sprawy gospodarczo-majątkowe. „W wielkiej pobożności, Żydów bluźniących chłostą i szubienicą karała” – zanotował Niesiecki. Dwór zorganizowała – pod okiem księży – na modłę świeckiego klasztoru, w którym rytm życia podporządkowano praktykom religijnym. Nabożeństwa i modlitwy trwały bez końca, czasem budząc opór kapelanów. Uwielbiała uroczyste obchody religijne – na ten czas odziewała służbę w nowe szaty, a liturgii towarzyszyła muzyka specjalnie w tym celu utrzymywanej orkiestry. Z obsesyjną zachłannością gromadziła relikwie, które zawsze brała z sobą w podróż. Hojnie wspierała jezuitów (upodobała sobie konwent lwowski), rozdawała jałmużnę, do kościołów sprawiała bogate szaty i sprzęty liturgiczne. Jezuita Kasper Nahaj (z pochodzenia Tatar) nakłonił ją do zaostrzonych umartwień. Młoda wdowa biczowała się, nosiła włosienicę, głodowała. „Spać idąc, świecę woskową topiła na ciele swoim zawsze, aż do śmierci. […] Sieroty sama czesała, głowy chędożyła, łóżka słała, w piecu paliła, nogi umywała, choć owrzodziałym i szpetnym: z pokory często sama kotły i garnce szorowała, i inne podłe posługi czyniła.” Wynaturzona pobożność przybierała coraz bardziej patologiczne formy: „Darowano jej raz pieska i pięknego i bardzo małego, do którego, że trochę afektu przyłożyła, i w modlitwie rostargę jej czynił, kazała kryjomo utopić”. Szybko podupadła na zdrowiu, a kuracja wodą święconą nie dawała zadowalających rezultatów.
We wrześniu 1610 roku oddała do klasztoru Benedyktynek w Chełmnie córki – Zofię i Elżbietę (trzecia córka i syn zmarli) – urzeczywistniając dawny zamiar poświęcenia ich Bogu. Młodsza Elżbieta cieszyła się jeszcze pewnymi względami matki, za to starsza Zofia była regularnie karana i upokarzana. Decyzję trzymała w tajemnicy nawet przed Zygmuntem III, który jeszcze w 1609 roku sugerował wydanie Zofii za Albrychta Radziwiłła. Z Ratna do Chełmna podróżowała skrycie, klucząc i rozsyłając mylące trop listy. W Chełmnie wymusiła natychmiastowe przyjęcie córek do nowicjatu. Kiedy 20 listopada 1611 roku zmarła młodsza z nich, Sieniawska oskarżyła klasztor m.in. o stosowanie niewłaściwej reguły, ale legat papieski zarzuty odrzucił.
Rozzłoszczona Elżbieta postanowiła zrealizować plan powołania nowego klasztoru, nad którym mogłaby sprawować nieformalny nadzór. W 1614 roku uzyskała zgodę papieża Pawła V, króla, a także biskupów: krakowskiego – Piotra Tylickiego – i chełmińskiego – Jana Kuczborskiego – na fundację w Sandomierzu. Wymogła na zastraszonej starszej córce, jedynej dziedziczce, prawo dysponowania majątkiem, a ksieni klasztoru chełmińskiego Magdalena Mortęska zobowiązała się przysłać do Sandomierza Zofię oraz 12 zakonnic. Akt fundacji w imieniu własnym oraz córki zredagowała (29 października 1616 roku) Sieniawska, a zatwierdził go (w 1617 roku) biskup Marcin Szyszkowski.
Fundatorka nieustannie wtrącała się w sprawy klasztoru. Wymogła na ksieni odwołanie przełożonej Doroty Kamieńskiej i mianowanie na jej miejsce córki. Równocześnie atakowała ją i podburzała przeciw niej zakonnice – zarzucała jej niemoralne prowadzenie się, bezbożność i nielojalność.
Na coraz gorszy stan psychiki Elżbiety wpływ miały dramatyczne wydarzenia roku 1617, kiedy na dobra Łuka, gdzie przebywała, napadli Tatarzy. Cięta szablą i wrzucona do rzeki cudem przeżyła. Kasper Niesiecki dowodził w Koronie Polskiej, że stało się to za wstawiennictwem św. Michała Archanioła. Nie była to jej jedyna nadprzyrodzona przygoda: „Miewała prześladowanie od czarta. We Lwowie zrzucił ją był z wysokiego wschodu [schodów], z wielkim grzmotem, że się wszyscy byli polękali, bez żadnego jednak naruszenia”.
Kres waśniom z córką położył wreszcie biskup Marcin Szyszkowski, który, widząc bezpodstawność zarzutów, doprowadził latem 1623 roku do pojednania. Sieniawska, choć ciężko chora, przyjechała z Ratna pod Sandomierz na ceremonię, podczas której (9 września 1624 roku) biskup kijowski i łucki Bogusław Radoszewski konfirmował Zofię na ksienię benedyktynek sandomierskich. Elżbieta zmarła w drodze do Lublina, gdzie zamierzała szukać pomocy lekarskiej.
Na uroczystości pogrzebowe w kościele jezuickim we Lwowie zjechały tłumy duchownych, a nabożeństwo żałobne celebrował arcybiskup lwowski Jan Andrzej Próchnicki. W 1630 roku ciało zmarłej złożono w kryptach kościoła św. św. Piotra i Pawła. Kiedy w 1665 roku przekładano je do nowej trumny było znakomicie zachowane, co dało asumpt twierdzeniom o śmierci w aurze świętości.