Zamek w Pieskowej Skale, dawną siedzibę Szafrańców i Wielopolskich, nocami od od niepamiętnych czasów nawiedzają duchy: po urwiskach skalnych snuje się młoda dziewczyna, przez nieistniejący most zwodzony wjeżdża do zamku zbrojny hufiec rycerzy, a w zamkowych wnętrzach spotkać można zakapturzoną postać męża w długiej czarnej opończy, jakby skrywającego własną ściętą głowę...
Na razie oddajmy głos świadkom, nie tak dawno pracownikom tej muzealnej placówki – Oddziału Państwowych Zbiorów Sztuki na Wawelu, jaką stanowi zamek. Kustosz Jadwiga Krupińska opowiada, co następuje: „[Ducha] widzieć nie widziałam, ale słyszeliśmy wszyscy. Było to w styczniu zeszłego roku [tzn. 1972 r.], późnym popołudniem. Siedzieliśmy z mężem, córką i zięciem, w biurze muzeum na pierwszym piętrze, obok sali akustycznej. Naraz usłyszeliśmy, że ktoś ciężkim krokiem idzie przez dziedziniec, brzęcząc kluczami, otwiera wewnętrzną bramę zamku i kieruje się do komnat. Natychmiast zadzwoniłam na portiernię, powiedziano mi, że nikt nie wchodził do gmachu... Przeszukaliśmy w czwórkę wewnętrzny dziedziniec, sień i korytarz, przeszliśmy przez wszystkie sale. Nikogo nie było”. Inny długoletni pracownik muzeum, Tadeusz Orczyk, miał odmienną przygodę: „Owszem, spotkałem się chyba z duchem, którejś nocy, latem 1965 roku. Zbierało się na burzę i chciałem sprawdzić, czy okna w zamku są zamknięte. Schodząc z pierwszego piętra, zobaczyłem nagle, że w sieni akustycznej klęczy twarzą do ściany skulona postać. Widziałem ją wyraźnie, bo sień i korytarze oświetlone były światłem elektrycznym”. Podobne relacje miały miejsce także wcześniej. I tak na początku lat 60-tych XIX w. na zamku przebywał przyrodnik z Getyngi, badacz zjawisk nadprzyrodzonych, interesujący się hipnozą i magnetyzmem profesor Johann Caspar von Friedrichsberg. Któregoś dnia, przechadzając się przed snem po po zewnętrznym dziedzińcu, dostrzegł nagle osobliwą wysoką postać, ubraną w fałdzistą czarną opończę z kapturem. Tajemnicza zjawa ruszyła w stronę głównej bramy, a w jej ślady ruszył profesor. Nagle mara zniknęła i to w miejscu, gdzie było zupełnie jasno: paliły się latarnie i świecił księżyc. Z kolei Joanna Szydłowska z Warszawy, która spędzała wakacje w zamku w 1912 r., kiedy to Pieskowa Skała była modnym letniskiem, wspominała, że „niejednokrotnie budziły nas dziwne odgłosy, tak jakby ktoś z wielkim wysiłkiem kuł kilofem w ścianę, czasem słychać było kroki w sąsiednich pomieszczeniach. Pamiętam, że którejś nocy hałasy dochodzące zza ściany, bieganie, przesuwanie mebli, stukoty itp. nie pozwoliły nam zasnąć. Tego rodzaju przeżycia były udziałem wielu pensjonariuszy. Przypominam sobie, że ktoś opowiadał, iż późnym wieczorem spotkał na dziedzińcu mężczyznę w długim płaszczu. Postać ta nagle zniknęła”.
Podobnego ducha (albo tego samego) widziało także latem 1948 r. trzech krakowskich harcerzy, obozujących w Pieskowej Skale, wśród nich Leopold R. Nowak. „Noc była księżycowa – relacjonował – staliśmy na warcie, nagle na wewnętrznym dziedzińcu pojawił się jakiś dziwny kształt – jakby wysoki mężczyzna w długim płaszczu. Postać ta zbliżała się w naszym kierunku, a potem nagle jakby wtopiła się w mury”. Tak więc raczej nie ulega wątpliwości, iż w Pieskowej Skale od wielu lat zdarzają się osobliwe zjawiska, tak akustyczne jak i wzrokowe.
Kim są opisane zjawy? Przeważnie wiąże się je z tymi przedstawicielami rodu Szafrańców, którzy wsławili się okrucieństwem i popełniali czyny haniebne. Jeden z Szafrańców uwięził i zniewolił urodziwą pannę, która nie chcąc wiązać się ze szlachetnie urodzonym Raubritterem, skoczyła w przepaść z wieży zwanej Dorotką. Od tej pory widmo dziewczyny zaczęło ukazywać się na pobliskich urwiskach, nie przestając nawet wtedy, gdy w 1853 r. skała dźwigająca tzw. Dorotkę osunęła się, grzebiąc część budowli (tę starą część zamku można oglądać na akwareli Zygmunta Vogla z 1787 r.). Inna wersja tej opowieści utrzymuje, że uwiedziona panna, pilnowana w baszcie przez strażników, zmyliła w końcu ich czujność i skoczyła z wysokiego okna wprost na skały. Według trzeciej wersji ową nieszczęsną ofiarą miała być małżonka któregoś z Szafrańców, zamknięta w wieży za rzekomy romans z nadwornym lutnistą i skazana na śmierć głodową. Leitmotiv legendy (kobieta zadręczona przez okrutnika) pozwala domniemywać, że opisane fakty zdarzyły się naprawdę w jakiejś odległej przeszłości.
Oddział widmowych rycerzy może odnosić się do trzech wydarzeń, rozgrywających się w Pieskowej Skale w różnym czasie. Pierwsze – to przybycie wysłanników króla Kazimierza Jagiellończyka, którzy mieli schwytać grasującego w Małopolsce rycerza – rozbójnika Krzysztofa Szafrańca, ostatecznie ściętego na Rynku krakowskim jesienią 1484 r. Drugie zdarzenie miało miejsce w 1655 r., podczas szwedzkiego „potopu”, kiedy to Pieskowa Skała, dotąd nigdy przez nikogo nie zdobyta, po długotrwałym oblężeniu poddała się; tak więc nacierający wrogowie byliby tu upiorami. Trzecie zdarzenie dotyczy roku 1863, kiedy to w zamku znalazł się powstańczy oddział pod dowództwem Mariana Langiewicza. W trakcie walk Moskale ostrzelali mury z ciężkich dział, a wszystkie pomieszczenia obrabowali doszczętnie. Być może, że są to właśnie duchy poległych powstańców.
Zaś tajemniczy, zakapturzony mężczyzna - widmo może być wspomnianym banitą i warchołem Krzysztofem Szafrańcem lub żyjącym w tym samym stuleciu Piotrem III Szafrańcem, zafascynowanym czarną magią, ale i zwyczajnym rozbojem. Okrutny z natury, zwabiał podobno kupców, podążających szlakiem z Krakowa, przyjmował ich po wielkopańsku, urządzał dla nicj wspaniałe uczty, poczym prowadził do komnat, w których podłogi wyposażone zostały w zapadnie. Gdy syci i napojeni goście zasnęli, pan zamku uruchamiał zapadnie, a nieszczęśnicy ginęli w czeluściach, rozbijając się o skały u podnóża rezydencji...