Hubert Vautrin podczas swojego pobytu w Polsce pod koniec XVIII w. zauważył, że w Warszawie: „Kobiet w stroju cudzoziemskim jest znacznie więcej niż mężczyzn i tak samo jak Francuzki, są one niewolnicami mody. Zaledwie w Paryżu powstaje nowy strój, rodzi się najdrobniejsza zmiana w przybraniu toalety, musi ona natychmiast trafić z krawieckim manekinem do Warszawy, a stąd na prowincję” [Obserwator w Polsce].
Ale sytuacja taka dotyczyła nie tylko czasów stanisławowskich. Już w połowie XVIII w. najbogatsze magnatki sprowadzały stroje z Francji, nie szczędząc czasu ni pieniędzy. I jak się okazuje z satyry czasów saskich, zarówno magnatki, jak i mniej zamożne szlachcianki „przesadzały się” na cudzoziemskie stroje, by nie tylko pokazać swój status społeczny, ale i dorównać, (chociaż w ubiorze) możniejszym damom. W anonimowej satyrze czasów saskich z początków XVIII w., czytamy: „JegoMć na pańskie woła, JejMć z warząchą się uwija, a przecie garnitury, stroje i mody aż przez morza Paryż przysyła [...] Pytam się jeszcze, skąd przecie koszt i dochody na to? [...] JejMć do miary coraz się nadstawia, JegoMć jak na ukropie gołym zadkiem siedzi niecierpliwy i bojaźliwy, aby znowu po przydatek do szlaku, na kliny albo falbany do kramu posyłać nie musiał, zostawiwszy na dwa łokcia ostatniego pół chłopa. Pytam na ostatek, skąd nieuważne na siebie tyraństwo silić się w zgryźliwych myślach, trudnych sposobach i niedostatku na te tam wymyślne, nie zawsze cienkiego ciała aparencyje. I już pospolitą odpowiedź słyszę: bo tak moda każe, tak i pani wojewodzina, kasztelanowa i tam insze od czoła damy modne stroją się i przystojnie udają” [Małpa człowiek].
Autor satyry dostrzega więc bezkompromisową pogoń za modą, powierzchowne jej uleganie i przestrzega szlachcianki przed rujnującą rywalizacją i rozrzutnością ponad stan. Ale czy owe przestrogi wpłynęły na polskie damy? Nawet XVIII-wieczni poeci, krytykując owe „żony modne”, zawsze usprawiedliwiają się i pytają retorycznie, czy to „zapęd śmiały/przeciwko modzie tak wiele gadać? Fraczków i modnych kobiet hufiec cały/Gdy się rozgniewa, trzeba życie stradać” [Wincenty I. Marewicz, Do fraczków].
Wszyscy pamiętamy obraz żony modnej z satyry Ignacego Krasickiego, która w pogoni za francuską modą doprowadziła do ruiny finansowej szlachcica z prowincji. I tu rodzi się pytanie, czy wzorce kobiet promowane w literaturze XVIII w. odbiegały daleko od rzeczywistości tamtych czasów. Oczywiście, w krzywym zwierciadle satyry czasów saskich czy stanisławowskich nie brak przesady w ukazywaniu „przesadzonych Francuzek polskich”, ale z podobnym zjawiskiem mamy też do czynienia w komedii, która stała się orężem walki obozu reformatorów z wszelkimi przejawami ganionej obyczajowości szlacheckiej. Nic dziwnego, skoro materiału dla poetów – „reporterów” relacjonujących w „Monitorze” polskie obyczaje – dostarczały same kobiety, chadzając „na komedię” tylko po to, aby pokazać się na premierze w nowej sukni. Pojawiają się więc już w drugiej połowie wieku owe „damy modne”, w których garderobach nie może zabraknąć usztywnianych gorsetów i owalnych rogówek do spódnic czy sukni, żakietów z koronkowymi angażantami przy rękawach, szlafroczków, podbitych futrem okryć oraz modnych dodatków: naszyjników z pereł, koronowych czepeczków, tasiemek, wachlarzy czy muletów (pantofelków bez pięt).
Nawet Pan Podstoli, tytułowy bohater powieści Ignacego Krasickiego, nie może zrozumieć nagłych napadów migren swojej sąsiadki, które trapią ją głównie podczas niedzielnych mszy świętych. Jest to typowa „dama modna”, wdowa, co niedawno wróciła z Paryża i nie może znieść „polskiego stepu, pustyni, dzikości, barbarzyństwa” oraz „niezgrabności parafiaństwa” w modzie, stylu, architekturze i wystroju polskich dworów. Krasicki stara się przede wszystkim promować model polskiej pragmatycznej szlachcianki, która jak żona tytułowego bohatera – Pani Podstolina – ubrana jest w polskie materiały, głównie len, i przyodziana w polski strój oraz trzewiki dostosowane do polskich warunków. Pani Podstolina, gotowa już koło dziesiątej rano, nieumalowana, pojawia się bez modnych wówczas bielideł, czernideł, czerwienideł, błękideł i dogląda (o dziwo) gospodarstwa i robót w nim prowadzonych, co, jak określał z przekąsem Pan Podstoli, nie przystoi damom teraźniejszej mody. Jednak i tak nie wygrał Krasicki z pogonią Polek za modą cudzoziemską. Nawet poeta – Jan Ancuta, który z reporterskim niemalże zacięciem ukazał poetycki obraz polskiego fircyka, nie waży się na krytykę polskich dam modnych, bo jak pisze, nawet „Węgierski przestał prawdę pisać”, i z humorem stwierdza, że chciałby nieco o paniach napisać, ale „lepiej je ominąć”, bo można przez to zginąć”. [Spacer nocny po Warszawie]. I nic tu nie pomogły nawoływania XBW Ignacego Krasickiego w Panu Podstolim o rozwagę w ubiorze kobiecym ze względu na srogie zimy, niedogodności pogody, nieprzystające przecież do jedwabiów, koronek, rogówek. Moda wciąż pociągała polskie damy, zwłaszcza w stolicy, gdzie, jak pisze przejeżdżający przez Polskę po koniec XVIII w. cudzoziemiec: „Strój kobiet jeszcze bardziej odbiega od narodowego, na który składa się spódnica, stanik i suknia zwierzchnia przypominająca sutannę, zapiętą na piersiach, a otwartą od talii. Głowę i uszy okrywa podłużny biały czepek ściągnięty szeroką czarną wstążką. Piersi nigdy nie bywają odsłonięte, za to kobiety, które ubierają się po francusku, posuwają swobodę w tym względzie nieco zbyt daleko” [H. Vautrin, Obserwator w Polsce].
Który więc literacki wzorzec damy dominował w XVIII-wiecznej rzeczywistości? Wpływ miały na to oczywiście takie czynniki jak pochodzenie czy zamożność, ale z pewnością strój francuski i francuskie elegantki można było spotkać częściej w stolicy i na wielkich dworach magnackich, zaś na polskiej prowincji dawny stój polski utrzymywał się dłużej. Tam właśnie mimo obecności paru „żon modnych” widywało się pragmatyczne Sarmatki, bo jak pisała Ewa Felińska, wspominając powiat słucki na Litwie z końca XVIII w.: „Było coś zawsze nadzwyczaj śmiesznego w ludziach, co świeżo przemienili strój polski na francuski. W mojej młodości widziałam niemało takich przekształceń, a żadne nie było wolne od śmieszności, przywiązanej prawem konieczności do tego przebrania” [Pamiętniki z życia...].