Człowiekiem, który w 1620 roku wciągnął Stanisława Żółkiewskiego do Mołdawii, obiecując mu silne wsparcie i łatwe opanowanie kraju w przededniu przewidywanej wojny z Turcją, był hospodar Gaspar Grazziani (rum. Gaşpar Graţiani). Był to pierwszorzędny awanturnik i karierowicz, który zaszedł wysoko, by potem szybko upaść. Zarazem był to pierwszy hospodar mołdawski nie mający nic wspólnego ani z tym krajem, ani nawet z sąsiednią Wołoszczyzną.Urodził się zapewne w ostatnim dziesięcioleciu XVI wieku gdzieś w Chorwacji, na pograniczu tureckim. Wśród badaczy nie ma zgody co do jego narodowości – najczęściej uznaje się go za Chorwata bądź Włocha, choć bywają też tacy, którzy widzą w nim Morlaka bądź Francuza. W Stambule zjawił się za rządów Ahmeda I jako tłumacz w poselstwie angielskim, by w 1614 roku zostać jednym z dragomanów Porty, czyli jej oficjalnym tłumaczem dyplomatycznym. Dało mu to okazję nawiązania cennych znajomości i zdobycia doświadczenia politycznego. W latach 1615–1616 odniósł spory sukces, negocjując odnowienie pokoju między Osmanami a Habsburgami.
Zasłużony dla Porty, podjął w końcu 1618 roku starania o pozyskanie tronu mołdawskiego. Uzyskał w tym wsparcie wpływowego Iskendera paszy i rzeczywiście w kwietniu 1619 roku otrzymał upragnioną nominację. Dla Stambułu miał być „swoim człowiekiem” – pozbawionym koneksji w rządzonym kraju i wiernie realizującym politykę Porty. Polacy, na czele z hetmanem wielkim koronnym Stanisławem Żółkiewskim, przyjęli nowego hospodara z uzasadnioną rezerwą.
Żółkiewskiemu, odpowiedzialnemu za ochronę południowo-wschodnich granic Korony, zależało na utrzymywaniu dobrych kontaktów z hospodarami mołdawskimi. Przez Mołdawię wiódł bowiem jeden ze szlaków tatarskich. Kraj ten był też dobrym źródłem informacji o wydarzeniach wśród Tatarów i nad Bosforem. Dla hetmana koronnego życzliwy hospodar mołdawski był nieocenionym wręcz skarbem.
Grazziani rzeczywiście szybko pojął, że, chcąc zachować jakąkolwiek samodzielność, musi zaprzyjaźnić się z Polakami. Zaczął tedy informować stronę polską o poczynaniach Tatarów i antypolskich knowaniach księcia siedmiogrodzkiego Gábora Bethlena. On sam w 1619 roku wyprawił się pod Wiedeń i dla zabezpieczenia się przed Polską – której król był związany przymierzem z Habsburgami – wysłał listy do chana z zachętą do najazdu na Rzeczpospolitą. Grazziani przejął tę korespondencję i odesłał ją do Polski. Gdy książę siedmiogrodzki się o tym dowiedział, postanowił doprowadzić do usunięcia Grazzianiego z Mołdawii.
On sam jesienią 1619 roku pokonał fałszywego pretendenta, podającego się za Konstantego Mohyłę (byłego hospodara). Nie mógł jednak zapobiec działaniom Bethlena w Stambule. Tam, skoro przekonano się o propolskich sympatiach Grazzianiego, postanowiono go zdetronizować. Hospodar zgładził jednak czausza tureckiego przysłanego doń w 1620 roku z decyzją o odebraniu mu tronu. Podburzył też lud w Jassach przeciw Turkom, po czym uszedł z nielicznym wojskiem ku granicy polskiej. Wzywał pomocy Stanisława Żółkiewskiego.
Hetman wielki koronny świadom był powagi sytuacji. Co prawda Grazziani dysponował niewielkimi siłami – miał przy sobie 200 ludzi, choć obiecywał mieć ich więcej (nawet 15 tys.) – to jednak wobec fiaska polsko-tureckich rozmów pokojowych wojna z Osmanami była pewna. Stanisław Żółkiewski odradził zatem hospodarowi ucieczkę z kraju i obiecał wspomóc go wojskiem. Liczył na powtórzenie sytuacji sprzed ćwierć wieku, kiedy jako hetman polny towarzyszył Janowi Zamoyskiemu w wyprawie do Mołdawii. Udało się wtedy osadzić na tronie Jeremiego Mohyłę i po krótkiej walce wymóc na Tatarach i Turkach uznanie tego hospodara.
Niestety, Gaspar Grazziani nie był człowiekiem, na którym można by polegać. Najchętniej zbiegłby do Polski i tylko na stanowcze wezwanie hetmana zjawił się w obozie polskim. Co prawda wystąpił od razu jako zwolennik podjęcia agresywnych działań w kierunku Benderów, by rozbić armię Iskendera paszy zanim dołączą do niej Tatarzy. Hetman, widząc jednak opieszałość Mołdawian, którzy deklarowali się z pomocą, gdy Polacy już pokonają Turków, działał ostrożnie. Zająwszy Jassy, zatoczył obóz pod Cecorą, w miejscu, gdzie w 1595 roku walczył pod komendą Jana Zamoyskiego. Tam doczekał się nadejścia 13-tysięcznego wojska Iskendera paszy, z którym 19 września 1620 roku stoczył niepomyślną bitwę.
Położenie Polaków, choć trudne, nie było wszak beznadziejne. Niestety, hospodara i księcia Samuela Koreckiego zawiodły nerwy. Grazziani bał się, że Polacy wydadzą go Turkom w zamian za przywrócenie pokoju. W nocy z 20 na 21 września podburzył więc wojsko, obiecując wyprowadzenie go z matni i przejście przez Bukowinę do Polski. Uciekł zatem ze swymi Mołdawianami. Książę Korecki zawrócił po drodze, a Żółkiewski z trudem opanował chaos, ukazując się zmieszanym żołnierzom i zapewniając o woli dalszej walki.
Zamęt wywołany przez hospodara i jego ucieczka zdemoralizowały podkomendnych hetmana wielkiego. Nie było mowy o dalszych walkach i po kilku dniach Żółkiewski zdecydował się na odwrót taborem w kierunku granicy. Sam Grazziani umykał ku posiadłościom habsburskim, licząc na opiekę cesarza. Nie uszedł jednak daleko. Po pięciu dniach zgładzili go jego własni współpracownicy – za co zresztą sami zapłacili głowami. Nie dożył zatem Grazziani katastrofy wojska polskiego nad Dniestrem i śmierci Stanisława Żółkiewskiego, choć swą ryzykowną polityką i niezdecydowaniem przyczynił się do niej nie mniej niż zwycięski Iskender pasza.