Maria Kazimiera d’Arquien Sobieska dość często odwiedzała Prusy Królewskie i Gdańsk, najważniejszą metropolię i jednocześnie „okno” Rzeczypospolitej na świat. Zaryzykować można twierdzenie, że francuska arystokratka i późniejsza polska królowa związana była z tym miastem oraz z całą prowincją przez całe życie.
W 1646 r., kiedy do grodu nad Motławą przybił statek z Ludwiką Marią Gonzagą de Nevers, przyszłą małżonką króla Władysława IV, w orszaku obecna była jej dwórka i wychowanica Maria Kazimiera de la Grange d’Arquien. Mała Francuzka mogła zatem podziwiać wspaniały wjazd do miasta oraz uczestniczyć w uroczystościach powitalnych przygotowanych przez radę miasta, a sfinansowanych przez króla Władysława IV. Kolejny pobyt Marii Kazimiery w Gdańsku, już jako wojewodziny sandomierskiej i ordynatowej zamojskiej, żony Jana Sobiepana Zamoyskiego, wiązał się z jej podróżą morską do rodzinnej Francji, przedsięwziętą w czerwcu 1664 r. Cztery lata później Maria Kazimiera znów stanęła w Gdańsku, tym razem w drodze powrotnej, gdzie czule witał ją jej ukochany drugi mąż, marszałek i hetman wielki koronny Jan Sobieski. Małżeństwo to było szczęśliwe, ale trudy połogów i nieoczekiwane poronienie mocno nadszarpnęły zdrowie Marii Kazimiery. W maju 1670 r. Sobieska zdecydowała się na kolejny wyjazd do Francji, tym razem do uzdrowiska w Bourbon-l’Archemboult, słynącego z leczniczych wód oraz zjazdów francuskiej arystokracji i bogatego mieszczaństwa. Plan zakładał podróż marszałkowej i hetmanowej wielkiej koronnej wraz z synem wpierw do Gniewu, a potem do Gdańska, gdzie przebywała od 20 czerwca do początków sierpnia 1670 r. i skąd następnie wypłynęła statkiem do Francji. Ostatnią wizytą Marii Kazimiery w Prusach Królewskich, jeszcze przed elekcją, która wyniosła jej męża na tron, był przyjazd w październiku 1672 r. w mocno napiętej sytuacji politycznej, kiedy malkontenci wydali akt detronizacji Michała Korybuta Wiśniowieckiego i wzywali księcia de Longueville do niezwłocznego przyjazdu do Polski. Grozę sytuacji powiększały doniesienia o wielkiej armii tureckiej zbliżającej się do granic polskich i twierdzy w Kamieńcu Podolskim. W tej sytuacji szkuta wioząca Marię Kazimierę zawróciła z drogi do Jaworowa i skierowała się ku Gdańskowi. Jan Sobieski życzył sobie, by jego znajdująca się w stanie błogosławionym małżonka w tym właśnie mieście odbyła połóg, mając za opiekunkę Katarzynę, księżnę Radziwiłłową, rodzoną siostrę Jana.
Charakter wizyt Marii Kazimiery w Prusach Królewskich zmienił się diametralnie po elekcji Jana Sobieskiego na króla Polski w 1674 r. i koronacji pary dwa lata później w katedrze wawelskiej. Stan zdrowia królowej małżonki uległ znacznemu pogorszeniu po kolejnym poronieniu, do tego stopnia, że spodziewano się śmierci Marysieńki. Parę królewską zasmuciła następnie śmierć innej z ich córek – Menonki w 1675 r., a do tego szeptano o próbie otrucia Marii Kazimiery, by nie dopuścić do jej koronacji. Z tych powodów królowa po uroczystościach krakowskich powzięła plan udania się do Francji, by po raz kolejny podratować swoje zdrowie u wód w Bourbon. Do wyprawy wtedy ostatecznie nie doszło wobec niezgody sejmu, a królowa przebywała w Gdańsku, gdzie rada miasta przyjęła ją wspaniale i z honorami, od 15 do 21 sierpnia 1676 r. Kolejny pobyt Marii Kazimiery w Gdańsku, tym razem w towarzystwie męża i licznego dworu, trwał dość długo, bo od 31 lipca 1677 do 14 lutego 1678 r. Pomijając okoliczności, które zmusiły Sobieskich do podróży, drogę, uroczysty wjazd do Gdańska i codzienność pary królewskiej w grodzie nad Motławą, przypomnieć należy, że w dniu 17 października 1677 r. królowa urodziła tu kolejne dziecko, królewicza Aleksandra Benedykta. Wydarzenie to stało się osobistym powodem radości małżonków, a ponadto uczczone zostało radosnym aplauzem i hucznymi zabawami zorganizowanymi przez gdańszczan.
Ostatnia wizyta Marii Kazimiery d’Arquien Sobieskiej w Gdańsku miała miejsce już po śmierci męża, wiosną 1697 r. W tym czasie królowa wdowa została zmuszona – pod naciskiem ze strony sejmików przedelekcyjnych oraz interreksa prymasa Michała Augustyna Radziejowskiego, działającego na zlecenie posła francuskiego Melchiora de Polignaca – do opuszczenia stolicy. Królowa odwlekała zresztą wyjazd, argumentując to walką z przeciwnikami politycznymi królewicza Jakuba oraz zabezpieczeniem bytu królewiczowej Jadwigi Elżbiety. Wahała się także, czy wyjechać do dóbr na Rusi, czy do Prus Królewskich, ostatecznie zadecydowała o podróży do Gdańska. Wybór królowej podyktowany był z pewnością bliskością portu zapewniającego kontrolę nad obrotem handlowym, przesyłaną korespondencją oraz gotówką. Pewne znaczenie mogła mieć też wysoka koncentracja społeczności francuskiej w obrębie miasta. Warto wspomnienia jest także fakt, że Maria Kazimiera zabiegała u rady miasta Gdańska o pożyczkę w wysokości 150 000 złotych polskich na rzecz wsparcia elekcji jej syna. Magistrat uznał jednak wygraną królewicza za mało prawdopodobną i odmówił udzielenia pożyczki.
Królowa i jej dwórki wypłynęły z Warszawy statkiem po Wielkanocy, w dniu 10 kwietnia 1687 r. Po krótkich postojach w Czerwińsku i Gniewniewicach koło Zakroczymia, dotarły do Gdańska w końcu tego miesiąca. Przyjazdowi królowej towarzyszyły szczególne okoliczności związane z powitaniem jej przez radę miejską. Biorąc pod uwagę status królowej jako wdowy po Janie III, należało opracować nowe zasady ceremoniału. Władze miasta stanęły przed nie lada dylematem, polegającym na pogodzeniu rangi królowej wdowy z okolicznością jawnej walki o tron polski. Królowa wdowa była już osobą prywatną, lecz otaczał ją cały czas nimb chwały jej zmarłego męża i pogromcy Turków. Początkowo ustalano termin wizyty i dopiero po uzyskaniu odpowiedzi ze strony rady miasta, w dniu 29 kwietnia królowa opuściła Tczew i przybyła do Gdańska. Władze miejskie, za radą pocztmistrza Pawła Gratty, ulokowały królową w zajeździe „Gensekrüng” i poprosiły o zwłokę, celem przygotowania oficjalnej uroczystości. Delegaci rady udali się do zajazdu, gdzie wymieniono odpowiednie pozdrowienia, po czym podjęto królową wdowę i jej orszak ucztą. Następnego dnia do zajazdu wysłano trzy sześciokonne karety należące do rady miejskiej. Maria Kazimiera w towarzystwie swojego sędziwego ojca kardynała Henryka d’Arquien oraz posła francuskiego i biskupa inflanckiego Mikołaja Popławskiego wjechała do miasta przez Bramę Długich Ogrodów, gdzie prezentacji dokonał batalion garnizonu miejskiego oraz 60 kawalerzystów. Fanfarę odegrało dwóch trębaczy, a z wałów miejskich oddano salwę z 21 dział. Potem Maria Kazimiera przesiadła się do lektyki i trasą od Długich Ogrodów przez ulicę Chmielną, Zieloną Bramę, aż po Długi Targ dotarła do domu Pawła Gratty, w którym wyznaczono jej rezydencję. Wieczorem zaproszono królową na bankiet, podczas którego przykryty żałobnym suknem stół królowej ustawiono na specjalnym podwyższeniu. Przy nim ulokowano także tron pod baldachimem, również pokrytym kirem. Wedle relacji biesiadowano do godziny jedenastej, a królowa wznosiła toasty za pomyślne rządy rady miejskiej.
W podobny uroczysty sposób królowa witana była w twierdzy Wisłoujście: „Królowa wypłynęła z Gdańska wodą w łodzi zakrytej baldachimem z czerwonego sukna. Towarzyszyli jej kardynał d’Arquien, siostrzenica królowej [Joanna Maria z de Béthunów Jabłonowska lub Maria Krystyna z de Béthunów Sapieżyna], biskup inflancki [Mikołaj Popławski], panie i panowie z dworu wraz z wieloma innymi rycerzami. Po przybyciu na miejsce ze wszystkich fortyfikacji oddano strzały armatnie. Wojsko ustawiało się w szpalerze na kwadratowym placu fortecznym, a namiestnik przyjął gości przy wrotach, po czym zostali wprowadzeni na szczyt wału przeciwpowodziowego z widokiem na morze, z którego prezentował teleskop dający widok na łodzie, które przypłynęły [...], tutaj pięknie podano posiłek, prawdziwie na zamówienie, złożony z konfitur i innych smakołyków […] królowa posiliła się grzankami i wzniosła toast winem za zdrowie kardynała. Wszyscy przy stole wznieśli podobne toasty, stojąc, ponieważ, kiedy pijesz zdrowie wielkich osobistości, to stoisz. Po toaście i skończonym poczęstunku wszyscy weszli do łodzi, przy dźwiękach trąbek i bębnów, po czym odpłynęli po salwie armatniej”. Swój majestat wraz z podkreśleniem innych cech właściwych władcom, takich jak pobożność i miłosierdzie, królowa manifestowała w czasie przejazdu do kościoła Jezuitów w podgdańskich Starych Szkotach oraz organizując dla ubogich mieszczan uczty: „Widziałem królową, która zgodnie ze swoim rozkazem kazała karmić biednych trzy razy w tygodniu, czyli w niedzielę, wtorek i w czwartek […]; w pokoju, w którym nakryto stół dla 22 biednych, po posiłku królowej, zebrali się najbiedniejsi katolicy, kalecy, niewidomi, mężczyźni, jak i kobiety, […]; każdemu podano po kielichu wina, a potem przyniesiono sześć dużych zastaw i położono jej na stole dania mięsne z zupą, […] u szczytu stołu postawiono tron dla królowej, a kiedy przybyła [...] usiadła u szczytu stołu, wykonując gest rękami, zapraszając każdego biednego […]. Po pierwszej porcji podano kolejne sześć dań gorących, a królowa do końca robiła gesty rękami, co nie było wygodne [...] trwało to [posiłek – J.P.] dwie godziny, po czym nastąpił konkurs ludowy. Było bardzo gorąco i biedni ludzie nie mogli zjeść całego mięsa, które zostało im dane. Gdy je odłożyli modlili się do Boga o zdrowie królowej, a potem jedli i pili. Królowa spacerowała następnie wokół stołu, rozdając po kawałku srebra, a następnie udał się do pokoju”.
Po przybyciu i uroczystym przywitaniu królowa przystąpiła do aktywnej działalności politycznej, wykorzystując krótki czas, który pozostał do rozpoczęcia obrad sejmu elekcyjnego: „[...] Ale dopóki nie zaczniemy działać i korzystać z tych niewielu dni, które mamy, wszystko będzie stracone, z tego tylko powodu! A zdaje się, że nasi przyjaciele układają się z naszymi wrogami, aby dopomóc im w całkowitym triumfie [...] Trzeba dołożyć wszelkich starań, by mieć dług wdzięczności tylko wobec Boga i siebie, skoro wszyscy nas opuszczają, jak tylko zostaną wyniesieni”. Tymi słowami królowa zagrzewała swojego syna Jakuba Ludwika Sobieskiego do działania, a sama energicznie przystąpiła do ostatniego etapu walki elekcyjnej.
Pierwszym krokiem była konsolidacja stronnictwa optującego za wyborem królewicza, pomimo że Sobiescy wyraźnie tracili poparcie. Królowa była przekonana, że nastał czas, aby adherenci Jakuba Ludwika Sobieskiego ujawnili się i jasno zadeklarowali się po jego stronie.
W tym miejscu chwaliła wierność Stanisława Antoniego Szczuki, referendarza wielkiego koronnego, oraz Franciszka Gałeckiego, kasztelana poznańskiego, i Aleksandra Pawła Sapiehy, marszałka wielkiego litewskiego, wyraźnie jednak przestrzegając syna przed stryjem marszałka Benedyktem Pawłem Sapiehą, podskarbim nadwornym litewskim, i resztą rodziny Sapiehów. Zwątpieniem napawała królową postawa Stanisława Jana Jabłonowskiego, kasztelana krakowskiego, oraz Franciszka Wielopolskiego, starosty krakowskiego, i Jana Jerzego Przebendowskiego, kasztelana chełmińskiego. Uważała, że należy zdobyć głosy Potockich, Rzewuskich, Cetnerów, Krosnowskich oraz wojewody połockiego Dominika Mikołaja Słuszki.
Rozglądając się za sojusznikami, Maria Kazimiera d’Arquien Sobieska słała listy z prośbami o poparcie do kanclerza wielkiego koronnego Jana Albrechta Denhoffa, podkanclerzego koronnego Karola Tarły, wojewody łęczyckiego Rafała Leszczyńskiego oraz biskupa płockiego Andrzeja Chryzostoma Załuskiego. Królowa zalecała swojemu pierworodnemu synowi przekupienie marszałka sejmowego Kazimierza Ludwika Bielińskiego oraz biskupów: płockiego – Andrzeja Chryzostoma Załuskiego – i kijowskiego – Mikołaja Święcickiego. Ponadto królowa nakazywała Jakubowi zaprzestanie sporów z młodszym z braci, Aleksandrem Benedyktem, którego jakoby faworyzowała i widziała w roli kontrkandydata: „Mają do nas także wielki żal za to, że ponoć widzieli, iż opowiadaliśmy niczym jaką prawdę objawioną bajkę, jakoby Twój brat królewicz Aleksander, myślał o koronie polskiej jak o zostaniu Wielkim Mogołem, a ja – o zapewnieniu mu jej”. Jej zdaniem tylko zgoda panująca w rodzinie mogła zapobiec klęsce.
Królowa rezydująca w Gdańsku poszukiwała też poparcia obcych dworów dla kandydatury królewicza Jakuba. W jej przekonaniu jedynymi godnymi zaufania ludźmi byli poseł bawarski Pompeo Scarlatti i poseł wenecki Girolamo Alberti, z którymi Jakub mógł dzielić się swoimi przemyśleniami i wątpliwościami. Obu dyplomatów Maria Kazimiera d’Arquien Sobieska prosiła o wspólne działanie, kontakt z przyjaciółmi, dopilnowanie spraw handlowo-finansowych i namówienie ambasadora cesarskiego Sedlnitzky’ego oraz nuncjusza Davii na pożyczkę. Na wypadek niepowodzenia i upadku kandydatury syna królowa tworzyła także alternatywne plany działania, m.in. zawiązania konfederacji pod wodzą łowczego koronnego Stefana Potockiego, pełniącego funkcję regimentarza generalnego pod nieobecność hetmana wielkiego koronnego Jabłonowskiego, a sfinansowanej z pożyczki od magistratu gdańskiego w sumie 50 000 talarów pod zastaw sreber oraz klejnotów Rzeczypospolitej. Inny plan zakładał podział Rzeczypospolitej na strefy wpływów księcia Conti oraz elektora saskiego, co królowa omawiała z baronem Henningiem.
Elekcyjna klęska królewicza Jakuba Ludwika Sobieskiego wprawiła królową w przygnębienie, lecz niemal chwilę potem Maria Kazimiera dostrzegła rozwiązanie trudnej sytuacji rodziny w uznaniu wygranej elektora saskiego Fryderyka Augusta I: „Mój najdroższy synu, chodzi zatem o to, aby stanąć po stronie naszych przyjaciół – czyż nie jest naturalnym przyłączyć się do innych? Król wybrany przez naszych przyjaciół, będzie zawsze dla nas łaskawy [...] Słowem, lepiej myśleć o przyłączeniu się do króla saskiego – tak, jest to dość łatwe i doniesiono mi, że tak też uczynili – i oczekiwać spokojnie, co Bóg raczy dalej uczynić, jeśli zechce dla rodziny królewskiej [...] Będziecie mogli wszyscy trzej razem oświadczyć, że skoro Bóg odebrał koronę Waszej rodzinie, na której skronie włożył, nie mogłaby przypaść nikomu, kto by bardziej na nią zasłużył niż on, oraz że przybywacie wszyscy mu pogratulować i jednocześnie poprosić o opiekę nade mną i nad Wami, zapewniając go o przywiązaniu, jakie pragniecie żywić dla jego osoby. [...] Możemy sobie zapewnić godny, przyjemny i miły byt w czasie, który zechcemy spędzić w Polsce z naszymi przyjaciółmi, których z przyjemnością ujrzymy, najlepiej u boku nowego króla [...] Co do nas pozostaje nam tylko starać się załatwić nasze sprawy, zjednać sobie przychylność tego nowego króla, co przyjdzie nam z łatwością, bronić naszych ziem i odebrać to, co nam się należy od Rzeczypospolitej i od ludzi, a Bogu pozostawić troskę o ukaranie naszych wrogów”.
To pragmatyczne podejście sprawiło, że królowa odmówiła jakiejkolwiek współpracy z przybyłym do Gdańska w lipcu 1697 r. wysłannikiem Ludwika XIV Françoisem de Castagnères, opatem Châteauneuf, który działał na rzecz uznania elekcji księcia Contiego. Królowa zbeształa emisariusza na audiencji, potem zakazała mu wstępu do swojej rezydencji, a na burmistrzach gdańskich – Johannie Erneście Schmiedenie, Gabrielu Schumannie, Constantinie Ferberze i Christianie Schröderze – wymogła, by uznali majestat elektora saskiego i nie użyczali pomocy Francuzom. Co więcej, królowa wymusiła, by kupiec Nathaniel Hollwel zerwał kontakty z francuskim bankierem Samuelem Bernardem dostarczającym pieniądze dla stronnictwa francuskiego w Polsce oraz przejmowała korespondencję adresowaną do posła francuskiego Melchiora de Polignaca. W tym procederze królową wsparł pocztmistrz królewski Paweł Gratta, w kamienicy którego rezydowała w Gdańsku: „To istna komedia, co przedstawiają jako triumf ambasadora, a powiadają, że nie ma nie tylko grosza, ale nawet złamanego szeląga. Najlepiej by było, żeby koronowali od razu nowego króla, ponieważ w przeciwnym razie [kontyści – przyp. J.P.] dokonają wielu spustoszeń”.
Zaiste, Maria Kazimiera nie myliła się w swoich politycznych kalkulacjach. 26 września 1697 r. na gdańskiej redzie pojawiła się flota francuska admirała Jeana Barta wioząca księcia Conti. Z kolei zwolennicy Francuza na czele z Tomaszem Działyńskim, krajczym koronnym, i Jerzym Hipolitem Towiańskim, kasztelanem łęczyckim, obsadzili Malbork. Królowa, cały czas rezydująca w Gdańsku, pozostała nieczuła na komplementy króla elekta i systematycznie odmawiała mu swojego poparcia. Zachowanie księcia Contiego Maria Kazimiera uznawała za dziecinne i jasno dystansowała się od popierania jego obozu. Sobieska za mało prawdopodobną uznawała możliwość przedarcia się do Malborka nawet przy wsparciu Litwinów.
Królowa, wobec odjazdu królewicza Jakuba do Oławy oraz niemożliwości utrzymania swojego dworu, na co zaciągała kolejne pożyczki, coraz częściej przemyśliwała o opuszczeniu Gdańska. Warto wspomnieć, że tuż przed wyjazdem królowej doszło do awantury sprowokowanej przez jej trzech synów, którzy przebrawszy się za lokajów i Murzynów napadli w gdańskiej karczmie na pana [Jana?] Szyszkę. Królewicze trafili na krótko do aresztu, z którego zostali zwolnieni, zapewne po wpłacie okupu przez Marię Kazimierę. Sobiescy zmuszeni zostali do zwrotu zagrabionego mienia i przeproszenia Szyszki, lecz sprawa ta położyła się także cieniem na reputacji królowej. Wdowę po Janie III coraz bardziej nurtowała kwestia właściwego powitania Augusta II, dokonania podziału dóbr po zmarłym królu oraz zapewnienia indygenatu, a potem nominacji na biskupstwo warmińskie dla jej ojca, kardynała d’Arquien: „Wpadłam na miły mi pomysł, byśmy razem pojechali na Ruś i spędzili tam czas potrzebny, by wspólnie uregulować nasze sprawy, tak abym potem mogła opuścić kraj, w którym mogę jedynie przywoływać miniony czas, a wspomnienia te bardzo dużo mnie kosztują. Dlatego bardziej stosowne byłoby oddalić się w miejsce, gdzie można by raczyć je złagodzić, aby – z jeszcze większym poddaniem się woli Bożej – spędzić resztę życia, które wedle wszelkich oznak nie będzie trwało długo, przynajmniej niech będzie mniej bolesne”. 19 listopada 1697 r. królowa została odprowadzona przez władze miasta do Oruni, opuściła Gdańsk i udała się w dalszą drogę przez Prusy w kierunku rozbrojonego Malborka. Na zamku została uroczyście powitana i przyjęta, a na czas krótkiego pobytu zapewniono jej wszelkie wygody. W początkach grudnia 1697 r. Maria Kazimiera opuściła Prusy Królewskie i udała się do Warszawy, gdzie uroczyście powitała Augusta II, po czym wyprawiła się na Ruś, a następnie w październiku 1698 r. odjechała do Rzymu, na zawsze opuszczając Rzeczpospolitą.
Cytaty zamieszczone w tekście pochodzą z listów Marii Kazimiery d’Arquien Sobieskiej do syna Jakuba Ludwika Sobieskiego, Nacyanalny Gistaryčny Archiŭ Belarusi w Mińsku, f. 695, op. 1, nr 256, 257, 258, oraz z relacji anonimowego włoskiego podróżnika na usługach kardynała Radziejowskiego, przechowywanej w rękopisie Archivio di Stato di Roma, Fondo Famiglia Santacroce, fasc. B. 86, Viaggi diversi in Europa, k. 37r.–37v, 40r.
Realizacja działań online w ramach programu „Kultura Dostępna”.
Dofinansowano ze środków Ministra Kultury, Dziedzictwa Narodowego i Sportu.