Panowanie Michała Korybuta Wiśniowieckiego (1669–1673) nie należało – oględnie mówiąc – do najszczęśliwszych okresów w naszej historii. Słaby król, zmagający się z magnacką opozycją, zwaną fakcją francuską bądź malkontentami, nie zdołał uspokoić kraju i przygotować go na odparcie nawały tureckiej w 1672 r. Burzliwe czasy przyniosły jednak rozwój kariery wojskowej i politycznej jednego z głównych adwersarzy króla – marszałka i hetmana wielkiego koronnego Jana Sobieskiego. On też, jak wiemy, sięgnął po koronę po śmierci Michała. Zanim jednak do tego doszło, Sobieski uwikłany był w działalność antykrólewską i stanowił jeden z filarów fakcji francuskiej. Mocno liczył na niego agent dyplomatyczny Ludwika XIV, Jean de Courtthonne, opat Paulmiers. Ówże w latach 1670–1672 przebywał incognito w Polsce, towarzysząc często Sobieskiemu i biorąc udział w jego kampanii wojennej w 1671 r. Zadaniem opata było przygotowanie detronizacji króla Michała i umożliwienie wyboru kandydata znad Sekwany, ks. de Longueville. W działaniach tych towarzyszył Francuzowi pewien Fryzyjczyk, Ulryk Werdum (1632–1681). Przybył on do Polski w poszukiwaniu przygód i poznawszy się w Gdańsku z opatem Paulmiers, dołączył doń i miał okazję spotkać wielu znaczących ludzi polskiej sceny politycznej – w tym Jana Sobieskiego. A że przy okazji prowadził szczegółowe zapiski wydarzeń, w których uczestniczył, zostawił nam arcyciekawe źródło do dziejów Rzeczypospolitej epoki Michała Korybuta. Dzielą się one na dwie części – diariusz podróży (w którym znajdziemy sporo uwag o mijanych miejscowościach, odległościach itp.) oraz diariusz wyprawy 1671 r. Tam właśnie znajdziemy najwięcej wiadomości o Janie Sobieskim.
Czytając wspomnienia Werduma, widzimy, że Sobieski właściwie nie istnieje w nich jako marszałek (co zresztą zrozumiałe, gdyż funkcję tę zdecydowanie wówczas zaniedbywał). Werdum postrzega Jana Sobieskiego przede wszystkim jako hetmana i stronnika Francji. Zajmijmy się najpierw drugą z tych ról.
Ulryk Werdum zaledwie rozpoczynając swój opis podróżowania po Polsce, już wymienił Sobieskiego jako jednego z czołowych działaczy stronnictwa francuskiego obok prymasa Mikołaja Prażmowskiego, kanclerza wielkiego koronnego Jana Leszczyńskiego i podskarbiego koronnego Jana Andrzeja Morsztyna. Hetman wielki koronny jest wspominany jako uczestnik tajnych narad z opatem Paulmiers, zmierzających do skonfederowania wojska koronnego przeciw królowi i przeprowadzenia jego detronizacji. Werdum zauważa też ewolucję czy też radykalizowanie się postawy Sobieskiego w miarę upływu czasu i coraz większego zagrożenia turecko-tatarskiego, któremu nie potrafił przeciwstawić się dwór. Oto jeszcze w grudniu 1670 r. hetman odrzucił propozycję Paulmiersa, by doprowadzić do konfederacji wojska, a zamiast tego kazał czekać na wynik komisji skarbowej w Radomiu. Rok później nie jest już tak oporny. Przeciwnie, zdaniem Werduma Sobieski podejmuje celowe działania w celu skłócenia wojska z królem. Werdum snuje tu rozważania o dwojakiej grze hetmana.
Po pierwsze, hetman miał podejmować działania celowo wyniszczające armię koronną, aby ją zniechęcić do służby i skłonić do konfederacji. Temu miał służyć m.in. nagły alarm w dzień po zwycięstwie bracławskim, odniesionym 26 sierpnia 1671 r. nad Kozakami i ordą. Chodziło mianowicie o wyniszczenie zmęczonych koni jazdy i rozwścieczenie żołnierzy. Z kolei na kole wojskowym w listopadzie tego roku hetman celowo wyznaczył kwatery zimowe na wyniszczonej walkami Ukrainie. Oficjalnie chodziło o zabezpieczenie świeżo wyzwolonych ziem od Tatarów i Kozaków. Faktycznie – jak relacjonuje Werdum – hetman działał w porozumieniu z opatem Paulmiers i odgrywał przed wojskiem komedię, że sam rzekomo chciał sprowadzić je do Polski, ale niechętny temu król umyślnie kazał trzymać strudzoną armię na pograniczu. Werdum pisze: „Żeby hetman mógł się oczyścić z zarzutów i tak obciążyć króla Michała, żeby całe wojsko jeszcze bardziej go znienawidziło, wyłożył listy króla w odpowiedzi na jego pisma, gdzie wyrażone jasno zostały wszystkie niedogodności kwaterowania zimowego na Ukrainie, na co nie zważając, król we wspomnianym liście-odpowiedzi kazał urządzić kwatery zimowe właśnie na Ukrainie […] Hetman udał, że koniecznie musi posłuchać wniosku senatu i rozkazu króla”.
Do konfederacji wszakże nie doszło, ale współpraca hetmana z Francuzami zacieśniała się. Wiosną 1672 r. opat Paulmiers i Werdum aż dwa miesiące spędzają z Sobieskim w Jaworowie, u progu lata zaś mieszkają z nim w Warszawie. Tamże malkontenci przygotowali oficjalne listy do króla Ludwika XIV z prośbą o przysłanie do Polski ks. de Longueville jako kandydata na króla, którego oni zobowiązali się posadzić na tronie. Gdy wszakże 10 lipca opat Paulmiers otrzymał wieść o tragicznej śmierci księcia pod Tolhuis miesiąc wcześniej, czym prędzej wraz z Werdumem czmychnął z Warszawy i Polski.
W wywodach Werduma jest sporo prawdy, zwłaszcza co do kontaktów hetmana z opatem Paulmiers i przygotowywania detronizacji Michała latem 1672 r. Możemy powątpiewać jednak w prawdziwość relacji o celowym wyniszczaniu wojska przez hetmana, byle tylko zbuntować je przeciw dworowi. Wiemy skądinąd, że Sobieski darzył armię niemal miłością i bardzo troszczył się o nią. Rozumiał też, że to wojsko stanowi o jego pozycji w państwie jako hetmana. Stąd traktowanie żołnierzy w sposób i w celach, jakie przypisał Sobieskiemu Werdum, wydaje się nieprawdopodobne (nie możemy wszakże wykluczyć, że hetman odpowiednio przedstawiał swe działania opatowi Paulmiers, od którego znów czerpał wieści Werdum).
Zdecydowanie bardziej wiarogodny jest Fryzyjczyk w opisie wojennych talentów i dokonań Sobieskiego. W dzienniku wyprawy 1671 r. hetman jest głównym bohaterem zdarzeń. Werdum zwraca uwagę na jego energię i gotowość do podejmowania trudów. Oto na wieść o pojawieniu się Tatarów na Ukrainie „hetman wielki obwieścił również, że postara się pracować całą noc w swojej kancelarii i wysłać rozkazy wszystkim pozostałym oficerom wyższych i niższych stopni razem, aby jak najszybciej stawili się osobiście przy swoich oddziałach”. Sobieski zdąża do obozu wojsk koronnych i przejmuje naczelne dowództwo od hetmana polnego ks. Dymitra Wiśniowieckiego. Zabiega o pozyskanie wiadomości o wrogu, często rozsyłając podjazdy. Ba, temu samemu służy też dyplomacja. Hetman wysyła kuriera z darami i powinszowaniem objęcia tronu do nowego chana Selima Gereja, a faktycznie dla rozeznania się w sile i zamiarach ordy. Temu samemu służy też poselstwo hetmańskie do wodza Kozaków, Piotra Doroszenki. Przyjmując z kolei posłów od niego, Sobieski upija ich, by zdobyć wiadomości (aczkolwiek Werdum zaznacza, że Kozacy byli ostrożni i nie wygadali się).
Sobieski jako wódz nie zaniedbuje też akcji dywersyjnych. Kozaków zapewnia, że nie walczy przeciw nim, ale przeciw Tatarom. Przyjmuje posłów od hospodara mołdawskiego i zapewnia o swej przyjaźni, a tymczasem – jak pokazały najbliższe miesiące – szykuje już jego obalenie i zastąpienie zwolennikiem Polski. Sobieski jako polityk jest zatem przebiegły i skryty.
Jako dowódca nie zaniedbuje swych obowiązków. Przybywając na miejsce wyznaczone na obóz – czy to pod Kamieniec Podolski, czy Bar – osobiście w towarzystwie oficerów lustruje okolicę i zamek, szukając najlepszego miejsca do obozowania. Dowiedziawszy się o nieprzyjacielu, podejmuje szybki marsz w celu zaskoczenia i rozbicia podzielonych sił przeciwnika (dlatego m.in. rusza w sierpniu spod Kamieńca Podolskiego ku Bracławowi). Jak zanotował Werdum, „hetman ze swoimi ludźmi tej nocy odpoczywał zaledwie godzinę”. Podobnie oblegając w październiku Kalnik, szybko wychodzi naprzeciw zdążającej ku miastu odsieczy i rozbija ją (Kara Mustafa mógłby się wiele nauczyć). W prowadzeniu bitwy jest zdecydowany. Pod Bracławiem lustruje okolicę i narzuca swój plan działań wbrew oporowi części oficerów i hetmana polnego. Jak się okazuje, plan Sobieskiego sprawdza się. Z kolei pod Kalnikiem kieruje bitwą ze wzgórza: „Sam hetman nie uczestniczył w akcji. Zatrzymał się z silnym pułkiem na wzgórzu, na południowym brzegu rzeki, naprzeciwko majdanu, żeby móc stamtąd wszystko obserwować i wydawać potrzebne rozkazy”. Pod Wiedniem będzie podobnie, choć na większą skalę.
Poznajemy wytrwałość hetmana, gdy zostaje z wojskiem i kontynuuje działania mimo braku obiecywanych posiłków od króla i wyjechania z obozu części oficerów z hetmanem Wiśniowieckim na czele. Sławę Sobieskiego widzimy, gdy na sam dźwięk jego imienia i wieści o odniesionych zwycięstwach poddają się jemu osobiście bądź jego oficerom miasta kozackie, na czele z niezdobytym dotąd Mohylowem. Widzimy też i ludzką twarz wodza, który grożąc żołnierzom śmiercią, odwodzi ich od brania do niewoli kobiet i dzieci.
Podsumowując: Ulryk Werdum pisze dużo o Janie Sobieskim jako o wodzu, sporo jako o stronniku Francji. W obu przypadkach na ogół bywa rzetelny, choć trzeba pilnie przyglądać się temu, co wypisuje na temat gotowości hetmana do poświęcenia wojska w imię interesów francuskich – znając przebiegłość Sobieskiego, możemy domniemywać, że nasz Fryzyjczyk dał się zwieść pozorom, które chciał mieć za prawdziwe.
Omawiany tekst: Ulryk Werdum, Dziennik podróży 1670–1672. Dziennik wyprawy polowej 1671, tłum. Dalia Urbonaitė, oprac. Dariusz Milewski, Warszawa 2012.