Bernard O’Connor był lekarzem, nie historykiem. Często zwracał uwagę na to, że nie posiada odpowiedniego przygotowania do pisania prac historycznych, prosząc „szczere i bezstronne osoby o wybaczenie błędów i pomyłek, które niewątpliwie napotkają w tej relacji”. Obyśmy mieli jak najwięcej takich historyków amatorów! O’Connor wykazał się, jak na ówczesne standardy, doskonałym opanowaniem warsztatu badawczego. Jego książka w dużym stopniu oparta jest o dzieła innych autorów piszących po łacinie bądź francusku. Spośród twórców miejscowych powoływał się przede wszystkim na Jana Długosza, Marcina Kromera, Krzysztofa Hartknocha, Macieja Sarbiewskiego oraz Szymona Starowolskiego. Spośród autorów obcych – na dzieło Giovanniego Botero Le Relationi Universali.
O’Connor nie ograniczył się jednak do przepisania ich relacji – często, jak choćby w przypadku rządów Lecha, porównywał różne przekazy, formułując na tej podstawie samodzielne wnioski. Zdawał sobie przy tym sprawę, że źródła opisujące czasy najdawniejsze powstały z kilkusetletnim opóźnieniem, a ich wiarygodność jest w najlepszym razie wątpliwa. Co prawda zamieścił historię o smoku wawelskim czy Popielu zjedzonym przez myszy, jednak „nie dlatego, że chcę, aby w nie wierzono albo że sam w nie wierzę, ale po to, aby pokazać, jak wielki wpływ na świat we wszystkich wiekach mają ignorancja jednych i nieprawdziwe relacje drugich”. Tam, gdzie było to możliwe, rozmawiał z uczestnikami wydarzeń. Uznając własne ograniczenia, przy opracowaniu materiału skorzystał z pomocy „swojego oddanego przyjaciela, pana Savage” (John Savage, 1673–1747), który między innymi przygotował szczegółowy indeks rzeczowy i geograficzny.
Jednak, co najważniejsze, praca O’Connora ma obiektywny charakter. Jej celem było zaspokojenie własnej ciekawości i wypełnienie luki polegającej – zdaniem O’Connora – na całkowitej niewiedzy o Rzeczypospolitej w Anglii. Nie była to do końca ścisła ocena. Dyplomaci, kupcy i podróżnicy angielscy odwiedzali niektóre części państwa polsko-litewskiego, pozostawiając relacje pisane. Na szczególną uwagę zasługują prace Fynesa Morysona oraz Williama Bruce’a. Moryson w latach 1591–1597 odbył podróż po większości państw europejskich, wówczas w roku 1593 odwiedził także Rzeczpospolitą. W 1617 r. wydał po łacinie kilkutomową relację z podróży z obszernym opisem pobytu w Rzeczypospolitej. Natomiast Bruce sporządził w latach 1598–1604 wartościowe dzieło A Relation of the State of Polonia, ale jego zasięg był bardzo ograniczony. Pierwsze wydanie drukowane ukazało się dopiero w 1965 r.
Znajomość spraw Rzeczypospolitej w Anglii nie ograniczała się do tych dwóch relacji. Związek Korony z Litwą był często omawiany przy okazji zawarcia unii personalnej między Anglią a Szkocją w 1603 r. i przy kolejnych próbach jej udoskonalenia, a Rzeczpospolita była na tyle znana i atrakcyjna, że na przełomie XVI i XVII w. osiedliło się w niej kilkadziesiąt tysięcy Szkotów. Ale rzeczywiście brakowało w języku angielskim pracy, która byłaby czymś więcej niż jeszcze jednym zapisem podróży. O’Connor podszedł do tematu bez pragnienia udowodnienia jakiejkolwiek tezy. Rzeczpospolita była dla niego rodzajem terra incognita, którą odkryć można tylko samodzielnie i tylko po przybyciu do jej brzegów. Dzięki temu osiągnął to, do czego nie udało się dotrzeć większości obcokrajowców przybywających w tym czasie do Rzeczypospolitej i co nie udaje się do dzisiaj niektórym historykom. Ówczesny sekretarz ambasady francuskiej w Warszawie M. de Mongrillon tłumaczył niepowodzenia kolejnych planów króla Jana III Sobieskiego wyłącznie jego skąpstwem, nie biorąc pod uwagę ani układu sił politycznych, ani zmieniającej się sytuacji międzynarodowej: „Skąpstwo, które go opanowało, stało się hamulcem wszystkich jego poczynań”. O’Connor zrozumiał specyfikę Rzeczypospolitej, przyjmując, że jest ona efektem rozwoju historycznego, a jakiekolwiek próby narzucania rozwiązań absolutystycznych, charakterystycznych dla Francji i państw sąsiednich, mogą prowadzić do katastrofy. To nie znaczy, że nie oceniał krytycznie Rzeczypospolitej – widział konieczność zmian, ale w ramach istniejącego systemu politycznego i społecznego, a nie w celu jego likwidacji.