6 listopada 2009 r. w Białym Domu prezydent Barack Obama podpisał rezolucję nadającą honorowe obywatelstwo Stanów Zjednoczonych Kazimierzowi Pułaskiemu. Było to zwieńczenie zabiegów demokratycznego kongresmana Dennisa Kucinicha i 20 z górą jego kolegów z obu partii. Obie izby Kongresu jednogłośnie poparły 8 października tego roku takie wyróżnienie Pułaskiego. W ten sposób doceniono Polaka jako „ojca amerykańskiej kawalerii”, zmarłego w roku 1779 w wyniku ran odniesionych w bitwie pod Savannah podczas wojny o niepodległość Stanów Zjednoczonych. Dzięki podpisowi Obamy polski kawalerzysta pośmiertnie znalazł się w ekskluzywnym gronie zaledwie siedmiu honorowych obywateli wraz z Winstonem Churchillem i Matką Teresą z Kalkuty. Jedynym w tym gronie obok Pułaskiego uczestnikiem wojny z lat 1776 – 1783 jest markiz La Fayette – francuski ochotnik.
Prezydent Obama oraz kongresmani, rozpatrując zapewne jedynie ostatnie dwa lata życia Pułaskiego spędzone w Ameryce, nie zdawali sobie sprawy, że honorują w ten sposób człowieka skazanego przez Sąd Sejmowy w Warszawie w roku 1773 zaocznie na karę śmierci za planowanie i kierowanie zamachem na króla Stanisława Augusta Poniatowskiego. Gdyby to wiedzieli, to musieliby zastanowić się nad tym, jak ma się to wyróżnienie do zarządzonej przez George’a W. Busha po 11 września 2001 „wojny z terroryzmem”. To co staropolscy prawnicy nazwali „królobójstwem” współcześnie nazwalibyśmy bowiem zamachem terrorystycznym skierowanym przeciwko głowie państwa.
Przyjrzymy się zatem tej części życiorysu Pułaskiego, której nie znali lub którą dla wygody zignorowali współcześni amerykańscy politycy. Plan porwania Stanisława Augusta zrodził się podczas wojny domowej trawiącej Polskę w latach 1768-1772, a wywołanej przez konfederację barską. Przywódcy tego antykrólewskiego rokoszu dążyli do opróżnienia tronu i otwarcia międzynarodowej rozgrywki o polską koronę, która mogła przynieść pomoc przeciw ingerencji politycznej i wojskowej Rosji oraz przywrócić stosunki polityczne zmienione przez reformy pierwszych lat panowania Stanisława Augusta. Konfederaci barscy zarzucali królowi, nie bez racji, że został wybrany podczas elekcji w roku 1764 dzięki naciskowi Rosji, a potem pod jej dyktando wcielał w życie reformy prowadzące do wzmocnienia jego władzy. Potępiali także narzucone przez Rosjan równouprawnienie polityczne szlachty różnowierczej, czemu zresztą próbował opierać się Stanisław August, zdając sobie sprawę z niechęci katolickiej większości do takiego rozwiązania.
W świetle ogłoszonego 13 października 1770 r. przez konfederacką Generalność aktu bezkrólewia tron polski był pusty od śmierci Augusta III Sasa, a więc od siedmiu lat. Rozważano wówczas kandydaturę do tronu któregoś z królewiczów saskich, landgrafa heskiego Fryderyka, a nawet Stuarta – potomka Jana III Sobieskiego.
Na podstawie znanych nam źródeł nie wiadomo, kto był inicjatorem planu porwania króla. Najwybitniejszy znawca konfederacji barskiej Władysław Konopczyński domyślał się, że krył się za nim stronnik saski podskarbi wielki koronny Teodor Wessel. On to zapewne wskazał na marszałka łomżyńskiego Kazimierza Pułaskiego jako wykonawcę planu. Ten ostatni nadawał się do tej roli jako komendant twierdzy w Częstochowie i faktyczny dowódca oddziałów konfederackich w Małopolsce i na Mazowszu. Należy pamiętać także o związkach Pułaskiego z dworem saskim. Od 1762 r. był on paziem królewicza saskiego Karola. Pozostawał też w przyjacielskich kontaktach z jego polską żoną – Franciszką Krasińską – kuzynką jednego z szefów konfederacji biskupa kamienieckiego Adama Krasińskiego.
Wątpliwe, żeby podsuwany Pułaskiemu plan zakładał wprost zabicie polskiego króla. Prowadząc podjazdową wojnę z wojskami rosyjskimi i armią koronną, marszałek łomżyński nigdy nie wykazywał się krwiożerczością. Nie deklarował też nigdy szczególnej niechęci do Stanisława Augusta. Możemy jednak przypuszczać, że mocodawcy Pułaskiego, ale niekoniecznie on sam, mogli brać taką możliwość pod uwagę.
Plan porwania króla z Warszawy i wywiezienia go do Częstochowy, aby tam zmusić go do akcesu do konfederacji, podsunął ostatecznie Pułaskiemu przybyły z Litwy rotmistrz Stanisław Strawiński. Bywał on w tym celu na Jasnej Górze dwukrotnie najpierw w lipcu, a potem w połowie sierpnia. Za drugim pobytem Strawiński uzyskał od Pułaskiego upoważnienie do zorganizowania wyprawy, ale pod warunkiem oszczędzenia życia królowi. „Na list Waszmość Pana odpisuję – pisał jednak 19 października Pułaski do Strawińskiego – dukatów 50 posyłam, gdyż dla ubogiej kasy więcej dać nie mogę. Staraj się Kochany Panie, abyś przed pierwszym przyszłego miesiąca skutkował w naszych zamysłach, bo już po pierwszym mieć będziesz przeszkodę. Ordynans P. Łukawskiemu i list do P. Zembrzuskiego przyłączam, siebie statecznej oddaję przyjaźni, powtarzam kilkakrotnie, abyś, kiedy masz co czynić, kończył przed pierwszym lub w sam pierwszy następującego miesiąca, Adieu kłaniam”. Zagadkowa treść listu dotyczyła zapewne porwania, a może nawet zabicia króla.
Marszałek wydał operującym w rejonie stolicy dowódcom konfederackim polecenie wydzielenia Strawińskiemu kilkudziesięciu ludzi. Szczególną rolę odegrać miał oddział Walentego Łukawskiego. Zadanie samego Pułaskiego polegało na odciągnięciu sił rosyjskich z Warszawy i okolic celem ułatwienia przejazdu porywaczy z ich ofiarą do Częstochowy. Wymagało to współdziałania z innym wybitnym dowódcą konfederackim Józefem Zarembą, dowodzącym w Wielkopolsce. Współdziałanie to zawiodło. Pozbawiony wsparcia Pułaski odniósł 31 października ciężką porażkę pod Skaryszewem w bitwie z pułkownikiem Lange. Stamtąd udał się do Generalności do położonego na terytorium austriackim Cieszyna, gdzie zastała go wieść o dokonanym w nocy 3 na 4 listopada 1771 r. zamachu.
Nie miejsce tu na opisywanie jego przebiegu, bowiem Pułaski nie brał w nim osobistego udziału. Ważne jest natomiast dla losów bohatera dwóch światów to, w jaki sposób zamach przedstawiła jego ofiara. W wyniku zamieszania grupa porywaczy rozproszyła się w ciemnościach i król po kilku godzinach krążenia w okolicach Bielan i Marymontu został sam na sam tylko z jednym z nich Janem Kuźmą zwanym Kosińskim. Stanisław August przekonał Kuźmę, że jest dobrym władcą, a lojalność wobec monarchy jest ważniejsza niż złożona jakoby przez porywacza przed zamachem przysięga wobec dowódców konfederackich. Kuźma pozwolił królowi powrócić na Zamek. Wkrótce później taką wersję wydarzeń królewski Gabinet rozpowszechnił w kraju i za granicą za pomocą wielkiej medialnej kampanii. Kuźma, który został wprawdzie uwięziony, nie miał powodu, aby ją podważać. Od jego bowiem uległości wobec króla zależała jego głowa. Nie zakwestionował więc wzmianki w urzędowej relacji o przysiędze złożonej przez niego na ręce Kazimierza Pułaskiego, że dostarczy króla do Częstochowy żywego lub martwego. Na tej podstawie monarcha rozgłaszał informacje o „królobójstwie”, którego jakoby miał stać ofiarą. Miał zresztą prawo obawiać się o swoje życie, ponieważ w akcie bezkrólewia znalazło się wezwanie do krwawej z nim rozprawy.
„Królobójstwo” zarzucił zamachowcom również Sąd Sejmowy w czerwcu 1773 r. Część historyków, pisarzy i publicystów uważa, że była to nadinterpretacja faktów. Według nich intencją konfederatów było jedynie porwanie króla. Władysław Konopczyński dowodził: „Sto razy mogli zamachowcy uśmiercić swego jeńca, a skoro tego nie uczynili, to widocznie śmierci jego nie pragnęli”. W świetle historii prawa jest to jednak anachronizm. Sprawców oskarżono bowiem o zbrodnię obrazy majestatu na podstawie konstytucji z 1588 r. W tej kwalifikacji prawnej mieściło się nawet tylko planowanie zamachu lub zbezczeszczenie wizerunku monarchy, jak było to w przypadku Aleksandra Weryhy Darowskiego, który w r. 1679 w Grodnie złorzeczył Janowi III Sobieskiemu i porąbał jego portret, za co skazany został na śmierć.
Królewska kampania propagandowa okazała się skuteczna. Do popierania konfederatów udało się zniechęcić do pewnego stopnia Francuzów i Austriaków. Władcy europejscy oświadczyli Stanisławowi Augustowi swą zgrozę i ubolewanie. Ze stwierdzenia korzyści propagandowych wyciągniętych przez polskiego króla z jego dramatycznej przygody nie wynika jednak, że on sam ją zaplanował, jak rozgłaszali jego wrogowie. Kiedy do niej jednak doszło, król postanowił obrócić ją na swą korzyść. Mógł ją wynieść z rozróżnienia pomiędzy szeregowymi konfederatami, symbolizowanymi w relacjach przez Kuźmę, a ich przywódcami symbolizowanymi tu przez Kazimierza Pułaskiego. To z tymi pierwszymi kosztem drugich król chciał się pojednać w obliczu zbliżającego się rozbioru.
Pułaski stał się zatem, niezależnie od swojej rzeczywistej roli w planowaniu porwania króla, kozłem ofiarnym. Jego nieskalany wizerunek starali się obronić w Paryżu przedstawiciel konfederacji barskiej Michał Wielhorski, a w Wiedniu ambasador francuski Durand. Wstawiennictwo tego ostatniego u kanclerza Kaunitza na nic się jednak nie zdało. 30 listopada 1771 władze austriackie zabroniły marszałkowi łomżyńskiemu pobytu na swym terytorium i nakazały schwytać go. Pułaski zyskał też sławę, na której mu nie zależało dzięki publikacji w opiniotwórczej międzynarodowej „Gazecie Lejdejskiej”, powtórzonej także w innych tytułach. Zawierała ona rotę przysięgi złożonej przez Kuźmę, Strawińskiego i Łukawskiego przed cudownym obrazem Matki Boskiej Częstochowskiej na ręce Kazimierza Pułaskiego, zawierającą jakoby zobowiązanie do „wykorzenienia” Stanisława Augusta. My, głosiła ona, kierujący się świętą gorliwością, postanowiliśmy pomścić religię i ojczyznę znieważone przez Stanisława Augusta, który wzgardził prawami boskimi i ludzkimi, podżega ateuszy i heretyków. Przysięgamy i przyrzekamy przed świętym i cudownym obrazem Matki Boskiej usunąć z powierzchni ziemi tego, który ją hańbi, poniewierając religię. Tak nam dopomóż Bóg!
Nie jest pewne, jaką drogą tekst ten trafił do Lejdy. Wiadomo natomiast, że w owym czasie rozwinęła się inspiracja „Gazety Lejdejskiej” przez królewski Gabinet. Formuła przysięgi zafrapowała bardzo Woltera, tropiącego na zamówienie Fryderyka II i Katarzyny II wszelkie oznaki „przesądu” wśród konfederatów. Walka z „przesądami” była fragmentem jego bojów o tolerancję religijną, która, jak bezpodstawnie mniemał, panowała w Prusach i Rosji. Rzekomą przysięgę zamieścił w styczniu 1772 r. w artykule w Mercurehistorique et politique, wydawanym w Hadze, za co otrzymał od Katarzyny II 1000 dukatów. Król pruski włączył ten wątek do ukończonej wtedy przez siebie wierszowanej antybarskiej satyry. Publikacje te o wielkim rezonansie w opinii publicznej Europy sprawiły, że marszałek łomżyński stał się osobą niepożądaną nawet przez rząd francuski, który w poprzednich latach zrobił tak wiele dla podkopania podstaw tronu Stanisława Augusta, finansując barzan i wysyłając im ekspertów wojskowych. Zarzucane jednak tak przekonywająco Pułaskiemu „królobójstwo” było dla rządu Ludwika XV nie do przyjęcia. Z tego względu Generalność, znalazłszy się na emigracji, nie wpisała Pułaskiego na listę konfederatów mających pobierać francuski zasiłek pieniężny. „Gazette de France” – organ prasowy ministerstwa spraw zagranicznych – która na początku 1771 r. opiewała jego skuteczne dowództwo obroną Częstochowy trzy lata później pominęła milczeniem jego udział w ekspedycji francuskich ochotników na front wojny Turcji z Rosją. Wzmianka o nim mogłaby stwarzać wrażenie akceptacji jego czynu, a na to redakcja nie mogła sobie pozwolić.
W chwili upadku konfederacji barskiej po wyjeździe z Częstochowy 31 maja 1772 r. Pułaski znalazł się na emigracji, z której miał już nie powrócić. Nie powiodły się jego zabiegi o przebaczenie w Rosji. Jego prośby do brata Antoniego, znajdującego się na służbie rosyjskiej, o wstawiennictwo pozostały bez echa. Podobnie nie przyniósł efektu list z 28 sierpnia 1772 r. do marszałka wielkiego koronnego Stanisława Lubomirskiego, ścigającego z urzędu sprawców zamachu. W liście tym marszałek łomżyński wyparł się całkiem wydania jakichkolwiek rozkazów Strawińskiemu i Łukawskiemu. Zaprzeczenia te na nic się nie zdały. Pozew ogłoszony 3 marca 1773 r. określał Pułaskiego jako „herszta” spisku na życie króla. Strawiński zareagował na pomówienia Pułaskiego własnym manifestem, wpisanym do ksiąg grodzkich w Wilnie 9 kwietnia. Dowodził w nim obszernie i przekonywająco, że otrzymał od Pułaskiego rozkazy pojmania króla i dostarczenia go do Częstochowy; dostał od niego na ten cel środki, a powodzenie planu zapewnić miał dywersyjny manewr przeprowadzony przez wojsko marszałka łomżyńskiego. Wyparł się natomiast zamiaru targnięcia się na życie króla. Na dowód przesłał nuncjuszowi Garampiemu do Warszawy m.in. oryginał kompromitującego Pułaskiego rozkazu z 19 października. Rozkaz odnaleziono sto lat temu w Archiwum Watykańskim.
Manifest Strawińskiego pogrążył ostatecznie Pułaskiego w oczach Sądu Sejmowego. Pułaskiemu, przebywającemu za granicą, jako sądzonemu zaocznie odmówiono przydzielenia obrońcy. Obrońcy tych, którzy znajdowali się na ławie oskarżonych zdecydowali się obciążać nieobecnych. Łukawski zeznał, że miał rozkaz zabić Poniatowskiego, gdyby ruszyła za nimi pogoń. Trudno powiedzieć, czy zeznanie to opierało się na prawdzie, czy tylko miało nastawić do niego przychylnie sędziów. Król w mowie z 2 sierpnia 1773 r. ujął się za „królobójcami”, prosząc sąd o zachowanie sprawców przy życiu, ale osobę naszego bohatera pominął milczeniem. Nie miał też wątpliwości, co do morderczego celu zamachu, bowiem rozpoczął swoją przemowę od słów: „winienem życie temu Janowi Kuźmie”. Ogłoszony 28 sierpnia wyrok Sądu Sejmowego uznawał Kazimierza Pułaskiego za „herszta” czyli mocodawcę „fizycznych” sprawców zamachu na życie Stanisława Augusta i orzekł wobec niego karę śmierci przez ścięcie.
Wyrok wprawdzie nie został z powodu nieuchwytności Pułaskiego wykonany, ale zaciążył na jego dalszych losach. Po zakończeniu z powodu zawarcia pokoju wyprawy do Bułgarii na front wojny turecko-rosyjskiej, powrócił zadłużony, pozbawiony wsparcia finansowego Francji i nikomu nieprzydatny, do Marsylii. Zabiegi o wejście do służby hiszpańskiej czynione u ambasadora Hiszpanii we Francji hrabiego Arandy spełzły na niczym z powodu uwikłania Pułaskiego w królobójstwo. Podobnie nie odniosły powodzenia starania u ministra spraw zagranicznych hrabiego de Vergennesa uzyskania jego wstawiennictwa w zabiegach o przebaczenie przez następny już sejm. Zebrał się on w 1776 r. Nadzieje Pułaskiego pobudzało to, że jego marszałkiem został dawny stronnik Francji Andrzej Mokronowski. Nadzieje te jednak okazały się płonne. Weteran konfederacji nie doczekał się odpowiedzi. Tymczasem, znalazłszy się w skrajnej nędzy, został w Marsylii uwięziony za długi. Z więzienia wydobyła go składka przyjaciół z kręgu pobarskiej emigracji. W tym czasie zaprzyjaźnił się z Claudem Carlomanem de Rulhièrem, oficjalnym historykiem francuskiego ministerstwa spraw zagranicznych, autorem sławnych Dziejów anarchii w Polsce. On to protegował Pułaskiego u Benjamina Franklina – ambasadora zbuntowanych przeciw Wielkiej Brytanii kolonii amerykańskich w Paryżu. W wyniku tej protekcji, która musiała mieć miejsce za cichą zgodą szefów Rulhière’a w ministerstwie spraw zagranicznych, zaciągnął się latem 1777 r. na służbę amerykańską.
Opisaliśmy tu przygody Pułaskiego, który w swym mniemaniu walczył w imię wolności zarówno w Polsce, jak i w Ameryce, nie po to, aby zohydzić jego wizerunek u współczesnego czytelnika. Chodziło raczej o ukazanie, jak odmienne mogę być punkty widzenia na pomnikowych bohaterów i do jakiego stopnia trzeba czasem przymknąć oko na ważne elementy ich biografii, aby mogli służyć celom współczesnej polityki.