Nikogo z ludzi światłych nie trzeba chyba przekonywać, że piwo – podobnie, jak muzyka – łagodzi obyczaje.
Spór między piwem a winem trwa od niepamiętnych czasów, bo też oba trunki egzystują od czasów niepamiętnych. Co prawda nie wiem, jak wyglądało wino u Sumerów, ale wiem, jak piwo – było gęste, właściwie mulaste i sączyło się je przez słomkę.
W polskiej literaturze konflikt ten objawił się w genialnej powieści Teodora Parnickiego „Srebrne orły”, której akcja rozgrywa się w czasach Ottona III. W pięknie latynizowane zdania swej opowieści autor wplata historiozoficzną deliberację, w której konflikt między Północą a Południem, między światem germańskim a światem rzymskim zostaje ujęty w metaforę konfrontacji między piwem a winem. Ujawnia tu się zdecydowana przewaga piwa, gdyż, jak wiadomo, lepiej chłodzi w gorące lato, a w zimie można je podgrzać, czego nota bene nie cierpię. No i można go więcej wypić. Jednakże u Ottona zwycięża wino, gdyż cesarz pozuje na Rzymianina, a ci przecież pijali wino… Wielki cesarz Julian Apostata pił piwo tylko raz w życiu i zupełnie mu ono nie smakowało. Z bólem muszę donieść, że wypowiedzi admiratorów wina o piwie często przyjmują i przyjmowały formy dość ordynarne. Przykład: pewien hiszpański wiarus spod Rocroi miał (według źródeł) skonstatować, że piwo smakuje tak, jak „uryna chorego ceklarza”. Ciekawe skąd znał smak uryny? Dodajmy, że bitwę pod Rocroi Hiszpanie przegrali z wojskami Wielkiego Kondeusza na głowę.
Jednakże głosy zwolenników piwa są mocniejsze, choć nie zawsze doskonałe literacko – przykładem znany poeta XVII-wieczny, Adam Władysławiusz, który zaludnia podręczniki literatury chyba tylko z tej racji, że był łykiem. Oto, co prawi:
W winie nie ma rozkoszy,
Gdy ma kto nazbyt groszy,
Temu mieszek spustoszy.
Dobre piwo, jako żywo.
Uwaga, słowo „nazbyt” oznacza tu „niezbyt dużo” czy „niewiele”. Władysławiusza mocno wspiera anonimowy autor angielski:
Never tell me of liquors both of Spain and of France
They go to your legs and inspire you to dance
Only Burton Old Ale, always mellow and bright
Goes straight to your head and inspire you to fight.
Powyżej podpisany przełożył to tak (z pominięciem Hiszpanii):
Nie praw nigdy o trunkach, które daje nam Francja,
Wino idzie ci w nogi i zachęca do tańca,
Tylko Burton Old Ale dobrze idzie go głowy
Po nim człowiek się staje prawdziwie bojowy.
Przyznaję – w uszach ludzi miłujących pokój, do których się przecież zaliczam, może to brzmieć dość odpychająco – zawsze wydawało mi się, że piwo, podobnie jak muzyka, łagodzi obyczaje. Doskonale wiedział o tym brytyjski ustawodawca, kiedy to – w celu ograniczenia przemocy związanej z konsumpcją dżynu (zob. choćby słynną „Gin Lane” Williama Hogartha) radykalnie obniżył piwu podatki. Mam nadzieję, że nasze ustawodawstwo też pójdzie wreszcie tym kierunku. W krajach Północy walka z piwem zakrawa zgoła na społeczną dywersję; nie będzie piwa – będzie wóda albo jeszcze gorzej, spirytus salicylowy. Oczywiście muszą być jakieś ograniczenia, bo jednak nie może być tak, jak z barokowymi dziećmi z chóru kolegiaty św. Piotra w Lille, które „piły małe piwo, którego nigdy nie wolno im odmawiać”.
Oczywiście, cały czas chodzi o porządne piwo, dobrze chmielone i nie za mocne. Osobiście przestrzegam przed dzisiejszy „mocnym” bo nie tylko można się nim zdradliwie upić, ale też ukrywa ono smak trunku w nadmiarze alkoholu. Bywało, że w barokowej Francji zastępowano chmiel kolendrą, piołunem, wapnem, czy sadzą! Smak musiał być niezrównany.
Wielki historyk francuski Fernand Braudel zwany nie bez racji „papieżem historiografii” w pięknej książce „Kultura materialna, gospodarka i kapitalizm XV-XVIII wiek” twierdzi, że „piwo zadomowione poza obszarem winorośli, czuje się naprawdę u siebie w rozległej strefie krajów północnych od Anglii po Niderlandy, Niemcy, Polskę i państwo moskiewskie”.
To prawda, jakkolwiek przydałoby się dodać kraje skandynawskie, a specjalnie Danię, gdzie fabrykuje się słynnego, choć mocno przechwalonego Tuborga. Nasze lepsze! I niech to będą życzenia noworoczne dla Czytelników – niechaj nasze będzie lepsze.