Hugo Grocjusz (1583–1645) należy do tych nielicznych uczonych, których dorobek ma ponadczasowe znaczenie. Mimo burzliwego i niezbyt długiego życia (aresztowano go i skazano na dożywocie za działalność polityczną) napisał szereg prac, które w zgodnej opinii jego współczesnych oraz historyków uczyniły go „ojcem prawa międzynarodowego” opartego na prawie natury. Tym bardziej warto zwrócić uwagę na jego stosunek do Rzeczypospolitej.
Najważniejszym dziełem Grocjusza były Trzy księgi o prawie wojny i pokoju opublikowane pierwszy raz w 1625 r. Książka, mimo bardzo dużej objętości, a co za tym idzie – wysokiej ceny, odniosła wielki sukces. Do końca XVII w. ukazało się 26 wydań łacińskich, trzy holenderskie, dwa angielskie i jedno francuskie, do końca następnego stulecia kolejnych 20 wydań łacińskich, sześć francuskich, pięć niemieckich, dwa holenderskie i angielskie oraz wydania włoskie i rosyjskie (to ostatnie krążyło w formie manuskryptu). Rzeczpospolita, tak jak inne państwa, służyła głównie jako przykład dla zilustrowania twierdzeń o charakterze ogólnym. Pierwsze wiązało się z „wojnami poddanych przeciwko zwierzchnikom”, a konkretnie ze stosunkami między poddanymi a władcą, który abdykuje lub „jawnie traktuje władzę, jakby się jej wyrzekał”. W obydwu sytuacjach Grocjusz uznał prawo poddanych do wystąpienia przeciwko niemu, i to z zastosowaniem „wszystkich środków tak samo jak przeciwko osobie prywatnej”. Ilustracją było zachowanie szlachty po ucieczce Henryka Walezego do Francji, kiedy uznano, że król zrezygnował z tronu, i wybrano nowego władcę. Druga zasada dotyczyła obrony „własnej osoby i własnego mienia”. Tutaj przykład Rzeczypospolitej posłużył do uzasadnienia tezy, iż „obawa przed czymś niepewnym” nie daje „prawa do stosowania przemocy”. Kolejna kwestia to prawo narodu do wyznaczenia następcy władcy, jeśli ten nie może spełniać swoich obowiązków. Prymas Polski zajmujący podczas bezkrólewia pozycja interreksa został podany jako przykład, że w czasie, gdy nie ma władcy, sprawy społeczności „zazwyczaj załatwia pierwsza osoba w imieniu tej społeczności”. Natomiast testament króla Kazimierza Wielkiego, w którym władca ten częściowym spadkobiercą uczynił wnuka po kądzieli Kaźka Szczecińskiego, posłużył jako uzasadnienie tezy, że kontrakt, który „nie tylko powoduje szkodę, ale grozi zagładą państwa”, jest nieważny. Działania króla Stefana Batorego, który wydalił posłów moskiewskich, Grocjusz wykorzystał na rzecz poglądu, że jeśli posłowie wyłączeni spod działania prawa kraju, w którym przebywają, popełniają przestępstwo, które można zlekceważyć, to wówczas należy udawać, że się o nim nie wie, albo posłów wydalić. Z kolei spór między Szwecją a Polską o zwrot Inflant ilustrował tezę, że „zwrotu przedmiotów, które zabraliśmy nieprzyjacielowi, nie mogą żądać od nas ci, którzy posiadali dane przedmioty przed nieprzyjacielem i utracili je drogą wojny”. Wszystkie te przykłady (a jest ich więcej) mogą wydawać się mało interesujące, ale pokazują, że Grocjusz traktował Rzeczpospolitą jako jedno z wielu państw europejskich; zresztą przywoływał ją niewiele razy mniej niż Francję czy Anglię. Świadczą również o znajomości historii i prawa Polski.
Grocjusz korzystał przede wszystkim z dzieła Marcina Kromera O pochodzeniu i czynach Polaków ksiąg trzydzieści (oczywiście wydania łacińskiego), a o samym Kromerze wspominał w swoim dziele jeszcze częściej niż o Rzeczypospolitej. Jego kontakty z Polską miały szerszy zakres, czytał prace Andrzeja Frycza Modrzewskiego i prowadził korespondencję z rektorem akademii ariańskiej w Rakowie Janem Stoińskim, do którego pisał: „Od dawna kocham wasz naród”. Udzielał mu również wskazówek po tym, jak w 1638 r. sejm nakazał zamknięcie drukarni i akademii w Rakowie, wykazując się przy okazji znajomością spraw Rzeczypospolitej: „Wolność myślenia jak chcesz i mówienia co myślisz opiera się u was na prawach królestwa”. Zapewnienia o miłości do tego narodu składało wcześniej i później mnóstwo polityków oraz myślicieli, ale w przeciwieństwie do wielu z nich Grocjusz, nawet jeśli nie kochał Polaków, to przynajmniej ich nie lekceważył.