Wszyscy lubimy płacić mniej i chyba był to jeden z powodów, choć nie najważniejszy, dla których Bernard O’Connor tak bardzo pozytywnie wyrażał się o Rzeczypospolitej. Określił ją bowiem jako tani kraj. Ceny musiały wydać mu się bardzo niskie, skoro napisał, że roczne dochody biskupa krakowskiego, które obliczył na 8 tys. funtów, „są warte więcej niż 20 tys. funtów w Anglii”. Niestety O’Connor nie pozostawił informacji o cenach poszczególnych towarów, ale zrobili to inni podróżnicy. Fynes Moryson goszczący w Rzeczypospolitej pod koniec XVI w. podobnie jak O’Connor uznał, że jest ona bardzo tanim krajem, dotyczyło to szczególnie żywności: „Żaden kraj w Europie nie dostarcza żywności po niższej cenie niż Polska”. Na tle innych państw Rzeczpospolita była rzeczywiście tanim państwem – według obliczeń Antoniego Mączaka koszty podróżowania (transport, żywność, noclegi) w Bawarii były średnio dwuipółkrotnie wyższe niż w Polsce, a i tak Bawaria nie należała do najdroższych obszarów Europy.
Nie wszyscy jednak zgadzali się z taką oceną. W drugiej połowie XVII w. nuncjusz apostolski Galeazzo Marescotti stwierdził, że ceny w Rzeczypospolitej są bardzo wysokie. Konie, powozy, liberie czy szpady radził kupić w Wiedniu. Rozbieżności nie powinny stanowić zaskoczenia. Opinie na temat wysokości cen były i są względne, zależne od takich elementów, jak poziom cen w ojczystym kraju, kurs wymiany rodzimej waluty czy wręcz cech osobistych. Dla skąpca każda cena będzie za wysoka.
A jakim krajem była Rzeczpospolita dla swoich mieszkańców? Dane są bardzo szacunkowe, dodatkowo uzależnione od czynników lokalnych, ale dają wyobrażenie na temat siły nabywczej. Pod koniec XVII w. przeciętna dzienna płaca robotnika niewykwalifikowanego w Krakowie wynosiła około 12 gr, co odpowiadało 1,9 g srebra. W Gdańsku stawka wynosiła około 16 gr, co stanowiło 3,8 g srebra (pieniądze o tej samej nazwie w różnych częściach kraju mogły zawierać różną ilość kruszcu). Jeden funt mięsa wołowego (w Gdańsku 0,434 kg) kosztował 3 gr, czyli 0,7 g srebra. W Warszawie jeden funt (0,405 kg) kosztował 2 gr, tj. 0,2 g srebra. W Krakowie kopa jaj (60 sztuk) kosztowała 23 gr, czyli 3,8 g srebra, ale w Warszawie już ponad 100 gr, tj. 12,1 g srebra. W Elblągu jeden sztoft piwa, ok. 1,4 litra, kosztował 4 gr, czyli 0,93 g srebra. Za parę trzewików w Gdańsku płacono prawie 63 gr, czyli 14,7 g srebra, w Warszawie zaś za parę butów trzeba było zapłacić 123 gr, tj. 14,9 g srebra.
Towary luksusowe były poza zasięgiem robotników – jeden kamień cukru (w Gdańsku 10,4 kg, w Warszawie ok. 13 kg) kosztował odpowiednio 26,4 zł, tj. 179,6 g srebra, i 40 zł, czyli 116,4 g srebra. Na tle Anglii, obok Zjednoczonych Prowincji najbogatszego państwa Europy, zarobki i ceny były bardzo niskie. Pod koniec XVII w. robotnik niewykwalifikowany w południowej Anglii zarabiał dziennie od 12 do 14 pensów (77–90 gr), wykwalifikowany 18–20 pensów (116–129 gr). Jeden funt wołowiny (0,453 kg) kosztował nieco poniżej 5 pensów (ok. 30 gr), funt masła niecałe 6 pensów (39 gr), funt cukru 10 pensów (65 gr).
Wracając do Rzeczypospolitej – według szacunkowych danych dla połowy XVIII w. jeden mieszkaniec Poznania zjadał w ciągu roku 137 kg chleba żytniego, 22 kg mięsa wołowego, 12 kg wieprzowiny, 3,7 kg ryb, 3,4 kg masła, popijając to 637 kg piwa, wówczas podstawowego napoju, którego nie traktowano jako alkoholu. Oczywiście są to dane uśrednione i to dla względnie zamożnego miasta. Jak zawsze bogaci jedli więcej, biedni mniej. Pod koniec XVI w. i później przez długi czas było tylko gorzej. Chłopi stanowiący przytłaczającą większość ludności opierali swoją dietę na chlebie żytnim, którego zjadali około 335 kg rocznie. Ważną pozycję stanowiły również kasze, rocznie ok. 17,5 kg, i groch, ok. 16,7 kg. Mięso jadano od święta, rocznie ok. 7,3 kg, masła i ryb jeszcze mniej, po 1,4 kg. Ratowano się piwem – ok. 438 kg rocznie, ale i tak pożywienie było bardzo monotonne. Skoro już musimy narzekać na nasze czasy, róbmy to z umiarem.