Jedną z bogatszych majętności, która po Janie III przypadła jego synom, była Ekonomia Szawelska. Należała do królewskich dóbr stołowych. Po potopie szwedzkim dostała się w ręce Pawła Sapiehy hetmana wielkiego litewskiego, jako forma zwrotu należnych mu od Rzeczypospolitej wydatków na wojsko. Kilka lat później spłacił go Jan Sobieski, przejmując Ekonomię i ciążące na niej należne, teraz już sobie, od Rzeczypospolitej kwoty. Umiejący liczyć pieniądze monarcha chyba doskonale zdawał sobie sprawę z tego, że Rzeczpospolita nigdy długu nie spłaci. Taka wizja mogła dbającego o swoje interesy króla tylko cieszyć, gdyż po niewielu latach dochody z Ekonomii zwróciły mu nakłady na jej wykup. Kolejne zaś przynosiły mu tylko czysty i to niemały zysk.
Po śmierci króla pojawiła się konieczność zorganizowania sprawnego zarządu Ekonomią. Sobiescy musieli sobie szybko poradzić z tym problemem, gdyż nagle zaczęli pojawiać się różni pretendenci do objęcia władania nią w ich imieniu. Kusiły bogate z niej dochody, a bałagan okresu bezkrólewia tylko sprzyjał różnym awanturniczym przedsięwzięciom. Widoczny upadek władzy centralnej tylko zachęcał do działań na granicy prawa, a nawet bezprawnych.
Do Sobieskich docierały ze Żmudzi wieści o zbierających się kłopotach i zakusach bliższych i dalszych sąsiadów na dobra szawelskie. Skłoniło to ich w końcu do naznaczenia do Ekonomii komisarza, który miał zorganizować jej nadzór. Został nim archidiakon chełmski, kanonik łucki Paweł Chotecki. Już 4 kwietnia 1698 r. naznaczył na namiestnika (administratora) szawelskiego Pawła Ojrzeńskiego strażnika inflanckiego, obywatela i posesjonata żmudzkiego. Chotecki zapewne był przekonany, że decyzją tą położył kres pretensjom wszystkich innych pretendentów do tej funkcji. Szybko okazało się, że grubo się mylił.
Na Ekonomie od dłuższego czasu zęby sobie ostrzył Kazimierz Jan Zaranek Horbowski, chorąży żmudzki, starosta ejragolski. Miał on licznych zwolenników w samej Ekonomii. Do tego mógł liczyć na tłumy okolicznej szlachty. Czasy były niespokojne, szlachta na Litwie burzyła się przeciwko rządom rodu Sapiehów i co jakiś czas zbierała się w chorągwie. Pan Zaranek należał do grona jednych z najbardziej energicznych przywódców opozycji antysapieżyńskiej i z tego był znany wśród podobnie myślącej braci szlacheckiej. Pamiętać trzeba, że do samej śmierci Jan III usilnie popierał skierowana w Sapiehów litewską opozycję, a jej członkowie mogli liczyć na łaski królewskie. Do tego grona zaliczał się i Zaranek. Całkiem możliwe, że mógł mieć nadzieję na łaskę powierzenia sobie administrowania Ekonomią Szawelską. Wieść o decyzji Choteckiego musiała go mocno zaboleć. Bez zwłoki wysłał do Szawel swoje listy, a w połowie czerwca na czele licznej szlachty zjechał do nich osobiście, zbuntował poddanych i z ich podpisami pod pismem go jako administratora popierającym udał się do Warszawy do królewiczów dopominać się swoich praw. Chorąży miał w swoim ręku poważny instrument nacisku na królewiczów. Burząca się na Litwie szlachta zbierała się w chorągwie.
By nakarmić gromadzących się żołnierzy, wybrani deputaci zjeżdżali do dóbr naznaczając z nich kontrybucje w żywności i pieniądzach. Pół biedy jeśli tylko oni się zjawili, gorzej gdy przybyła cała chorągiew. Każdy wiedział, że był to niezwykle groźny sposób rozprawiania się z przeciwnikami. To, że chorąży nie żartował wszyscy wiedzieli doskonale. Już w czerwcu deputaci zaczęli nawiedzać dobra szawelskie z opłakanym dla poddanych skutkiem. Obok nich zaczęli zjawiać się sąsiedzi, którzy w ramach wyrównywania zadawnionych krzywd, czując się bezkarnie, dokładali swoje do rujnowania Ekonomii.
Ojrzeński w awanturze person znacznie większych od siebie znalazł się mimo woli w pozycji biernego obserwatora. Dobrze widział, co się dzieje i najbardziej bolał nad losem poddanych, bezprawnie i bezkarnie obdzieranych z ostatka żywności przez deputatów i sąsiadów. Szczególnie chyba irytowała go postawa dwóch wójtów z Ekonomii, którzy u boku Zaranka mieli udać się do Warszawy, niby reprezentować interesy poddanych. Okazało się, że za poparciem chorążego wybrali na podróż znaczne kwoty pieniędzy, które, zanim ruszyli w drogę, szybko potracili i wyliczyć się z nich nie chcieli. Ojrzeński prędko doszedł do wniosku, że ci, którzy deklarowali chęć stawania w sprawach poddanych, gdy pojawiła się okazja, sami najbardziej zaczynali ich obdzierać z czego się tylko dało, stając się jednym z największych ciężarów dla Ekonomii.
NGAB, F. 694, op. 2, nr 9527, k. 293a:
[wójtów dwóch, którzy mają być w Warszawie] „trzeba spytać wiele wybrali sobie na drogę i po co zbuntowawszy włość wyjachali. Szczególnie nie chcą rachunków zdawać potraciwszy pieniądze. Będzie tam informował MM Dobrodzieja Mł Pan Rusiecki defalku [o ubytkach, szkodach] tej Oeconomij. Należy WM Dobrodziejowi WMłłmu wiedzieć o wszystkim, cedat to in sutem [zwrot niezrozumiały] WM Dobrodzieja Młłego niżeli z boku kto ma szarpać nienależycie, sami ubogich ludzi stanowią, okładają, sami szarpią drą, biorą [k.293v] i suplikują, a tu są wszytkie widome rzeczy jeno trzeba wielkiej animadversy [uwagi, wnikliwości]. Już nauczyli składać na PP Wojskowych, a sami nie mogą odwyknąć od tej szarpaniny”.
Dofinansowano ze środków Ministra Kultury i Dziedzictwa Narodowego: