W znajdującym się w zbiorach Biblioteki Narodowej XVIII-wiecznym łacińskim kalendarzu na rok 1759 oprócz informacji astronomicznych i astrologicznych są też się wiadomości historyczne. Drugą część kalendarza stanowią bowiem Eventus quidam insigniores qui retro-actis Annis acciderunt in Regno Poloniae eique incorporatis Provinciis, ad singulos, Anni Dies, in quibus contigerunt, breviter ANNOTATI (Niektóre znaczniejsze wydarzenia, które miały miejsce w poprzednich latach w Królestwie Polskim i w przyłączonych ziemiach krótko odnotowane przy poszczególnych dniach roku, w których się wydarzyły). Pod datą 31 marca anonimowy autor poświęca sporo miejsca sprawie Kazimierza Łyszczyńskiego. Na wstępie mówi, że ten właśnie dzień roku 1689 był dla owego szlachcica dniem zguby. Warto jednak zaznaczyć, że inne źródła mówią o śmierci Łyszczyńskiego w dniu 30 marca.
Kim był Kazimierz Łyszczyński? Ten szlachcic i żołnierz w chorągwiach Sapiehów wstąpił w młodości do zakonu jezuitów, ale wystąpił z niego przed złożeniem ślubów zakonnych i zajął się własnym gospodarstwem. Musiał posiadać znaczny majątek, skoro stać go było na pożyczenie sąsiadowi wysokiej sumy, którą jedno ze źródeł określa jako „sto tysięcy fortun”. Sąsiadem tym był Jan Kazimierz Brzoska, według jednych źródeł – stolnik bracławski, a według innych – łowczy brzeski. Sąsiad ów złożył na Łyszczyńskiego donos, oskarżając go o ateizm. Dowodem oskarżenia był rękopiśmienny traktat De non existentia Dei (O nieistnieniu Boga). Jako jeniec biskupa wileńskiego Konstantego Kazimierza Brzostowskiego Łyszczyński został przyprowadzony na proces do Warszawy, gdyż wyrokować w jego sprawie, jako szlachcica, mógł tylko sąd sejmowy. W czasie publicznych suplikacji w katedrze św. Jana w Warszawie wygłosił kazanie, którego treść opierała się na słowach psalmisty: „Dixit insipiens in corde suo: non est Deus” („Mówi głupi w swoim sercu: nie ma Boga”). Suplikacje odbyto dla przebłagania Boga, aby słowne i pisemne złorzeczenia jednego szlachcica nie przyniosły nieszczęścia całemu narodowi. Łatwo można bowiem – twierdzi autor kalendarza – doprowadzić do tego, że za winę jednego cierpi cały naród. Kazimierz Łyszczyński został zmuszony do publicznego wyznania winy. Wysmagany kilkakrotnie przez biskupa poznańskiego otrzymał w końcu od niego rozgrzeszenie. Schodząc z podwyższenia, publicznie błagał o miłosierdzie boskie i tak przemówił do zgromadzonego ludu: „Non credite Diabolo, nam is me, et vos decepit: In operibus DEI non simus curiosi, non est nobis necessarium ea, quae abscondita sunt, videre oculis nostris, nec quaeramus, sed credamus potius, quid veritatis lateat” („Nie wierzcie diabłu, on mnie i was oszukał. Nie wnikajmy ciekawscy w dzieła Boga. Nie ma bowiem potrzeby oglądać na własne oczy tego, co jest schowane. Nie pytajmy, lecz raczej uwierzmy w prawdę ukrytą”). Autor kalendarza powiada dalej, że dekret ogłoszony przez króla Jana III Sobieskiego skierowany przeciwko Łyszczyńskiemu jest obszerny. Przytaczając fakty znane też z opisu biskupa Andrzeja Chryzostoma Załuskiego, autor kalendarza mówi, że okrutnie znęcano się nad językiem i ustami skazanego, gdyż nimi właśnie mierzył w Boga. Wspomina się dalej, że spalono rękę Łyszczyńskiego, którą pisał haniebne słowa. Spalono też bluźniercze kartki, a na koniec i jego samego. Autor dodaje od siebie, że niektórzy obcy pisarze powiadają, iż popioły spalonego Łyszczyńskiego rozrzucono przy pomocy machin wojennych wzdłuż Wisły. Zaznacza jednak, że nie pisze o tym żaden z autorów krajowych, a bardziej wiarygodne jest to, że król Jan złagodził swój dekret. Łyszczyński po tym, jak wyznał swój błąd, nie został spalony żywcem, lecz na Rynku Starego Miasta w Warszawie ścięto mu głowę. Na koniec przytacza znany też z innych źródeł dekret króla Jana III Sobieskiego z 1689 r. Mowa jest w nim o spaleniu zarówno pism, jak i samego autora, o konfiskacie jego dóbr na rzecz donosiciela i Skarbu Państwa oraz o tym, że stolnikowi bracławskiemu Brzosce, który doniósł na Łyszczyńskiego, zapewnia się bezpieczeństwo.
Opis zawarty w kalendarzu nacechowany jest emocjonalnie. Kazimierz Łyszczyński – szlachcic, urzędnik i były jezuita – został ukazany jako szaleniec, zdrajca wiary, heretyk i bluźnierca. Autor kalendarza, przytaczając szczegóły sprawy, zdaje się w pełni akceptować surowy wyrok. Dlatego też na końcu przytacza ku przestrodze dekret Jana III Sobieskiego, choć wspomina też, że król i tak złagodził wyrok sądu sejmowego.
Sprawa Kazimierza Łyszczyńskiego odbiła się echem w literaturze. O bezbożniku wspominał między innymi Wacław Potocki w Moraliach (1688):
Gorzej grzeszy od diabła, kto przez to zapiera
Boga na niebie; słusznie trzeba takich palić.