Pierwsze wysiłki w celu zjednania Tatarów podjął Sobieski jeszcze pod Wiedniem, przyjmując ich unik w bitwie za dobrą monetę; dyplomatycznie kontynuował je po zwycięskiej bitwie. Od razu też ujawniły się charakterystyczne rysy tych kontaktów. W odniesieniu do wszczętych negocjacji, prowadzonych za pośrednictwem przesyłanych przez posłów listów i ustnych przesłań, od początku znamienna była sekretność, motywowana chęcią ukrycia przez kolejnych chanów przed sułtanem zakresu ich kontaktów z wrogiem. Od razu też ważnym przesłaniem dyplomacji Sobieskiego stało się odwoływanie się do strachu kolejnych chanów przed omnipotencją Porty, który to argument – w sytuacji obalenia w krótkim czasie z tureckiej inspiracji dwóch chanów – mógł padać na podatny grunt. Próby prowadzenia rokowań nie ustały nawet w gorących dniach podczas nieudanej letniej kampanii Sobieskiego w 1684 r., gdy na czele chanatu stał już nowy władca, zdolny Selim-Girej.
W listopadzie 1684 r., na dwór królewski w rodowej włości Sobieskich Żółkwi przybył poseł od chana Selim-Gireja – Jokas. 30 listopada Jokas przedstawił na audiencji u króla listy od chana. Selim-Girej oficjalnie wzywał w nich Rzeczpospolitą do pokoju z Turcją i oferował dla jego wynegocjowania swoje pośrednictwo. Nie trzeba dodawać, iż taką ofertą król nie był w tym czasie zainteresowany. Posła przetrzymano dwa miesiące, dając mu odprawę dopiero w lutym 1685 r. na Sejmie. Odpowiedź z którą poseł wracał na Krym była – jak podsumował polski historyk Czesław Chowaniec – tyleż grzeczna, co ogólnikowa[1]. Można sądzić, że cała misji miała drugie dno, prawdopodobnie (w Żółkwi Sobieskich) poseł przekazał informacje pobudzające królewskie nadzieje na zmiękczenie protureckiego stanowiska Tatarów.
[1] Cz. Chowaniec, Sobieski ..., s. 54.