Lud tu niewymownie dobry i błogosławiący nam; kraj cudownie wesoły – pisał Jan III do żony w liście z 25 sierpnia 1683 r., opuściwszy już obecnie polski Śląsk, na kwaterze w czeskiej Opawie. Nim jednak król wkroczył z armią na Śląsk, poczyniono w tej prowincji intensywne przygotowania na przyjęcie wojsk odsieczowych. Przez posła cesarskiego przy dworze polskim Jana Krzysztofa barona Zierowskiego z Zierowa (zm. 1695), Jan III polecił przekazać władzom śląskim – jak pisze Kazimierz Piwarski – że rychło wkroczy z całą armją na Śląsk, a przodem wysyła korpus hetmana polnego Mikołaja Sieniawskiego, prosi tedy o wyznaczenie komisarzy dla prowadzenia wojska od granic polskich i o przygotowanie prowiantu. Śląski „Oberamtmann”, Jan Caspar [Jan Kaspar, książę von Ampringen (zm. 1684), w latach 1682-1684 generalny starosta (Oberamtmann) Śląska] wydał natychmiast w porozumieniu z urzędnikami cesarskimi i stanami śląskimi zarządzenia w sprawie przysposobienia zapasu żywności i paszy dla koni, oraz wyznaczenia odpowiednich komisarzy w miejscach przemarszu – i czytamy dalej – Ustalił w porozumieniu z cesarską komorą śląską, że należy koszta ugoszczenia króla polskiego wziąć na barki władz cesarskich […] prosił jednak dwór cesarski o wskazówki w tym względzie. Powoływano się tutaj na sposób organizacji i finansowania z „cesarskiej komory”, czyli ze skarbu cesarskiego, przejazdu i ugoszczenia Jana Kazimierza, który w 1668 r. przez Śląsk udawał się po abdykacji do Paryża. Listy kursowały latem roku 1683 intensywnie między Śląskiem a Pasawą (Passau), gdzie, wyjechawszy z Wiednia przez Linz, w obawie przed Turkami, schronił się Leopold I z dworem. Ustalono ostatecznie, że „goszczenie” króla polskiego z dworem sfinansowane będzie przez skarb władcy, a przywitają polskiego monarchę na granicy śląscy książęta i reprezentanci stanów śląskich. Pewną drażliwą sprawą byłą aprowizacja wojska. Jan Kaspar – pisze Piwarski – zwracał się z prośbą do dworu cesarskiego, by wolno było przy dostarczaniu prowiantów dla armji polskiej użyć częściowo zapasów zboża zgromadzonych w Opawie, dla ulżenia ludności, którą już ciężko doświadczył przemarsz korpusu Lubomirskiego. Narzekano bowiem na Śląsku na pewne excessy trzytysięcznego korpusu prowadzonego przez polskiego marszałka nadwornego Hieronima Lubomirskiego, którego przemarsz poprzedził polską armię odsieczową. Ostatecznie rozwiązano wszystkie sprawy aprowizacji oraz podwodów i – jak pisze dalej Piwarski – 5 sierpnia przybyli do Krakowa deputaci władz śląskich, by upewnić osobiście króla, że środki żywności są w odpowiedniej liczbie nagromadzone, podwody dla piechoty dla przyspieszenia przemarszu dostarczone; proszono jednak Jana III, by wojsko po drodze obozowało w polu pod namiotami, a nie zatrzymywało się w miastach czy wsiach, dla uniknięcia możliwych nadużyć. Król był gotów do podróży przez śląską prowincję. 14 sierpnia wysłał przodem na Tarnowskie Góry główne siły pod hetmanem wielkim Stanisławem Jabłonowskim, a sam z dworem ruszył z Krakowa 15 sierpnia, drogą przez Chrzanów, Będzin i Czeladź na Śląsk w kierunku na Bytom. Nie była to najkrótsza z możliwych dróg, krótsza bowiem wiodła przez tzw. Państwo Pszczyńskie. Właścicielem Pszczyny był podówczas Baltazar Erdmann von Promnitz (1659-1703), któremu jednak, dzięki usilnym staraniom, udało się uniknąć przemarszu polskiej armii przez swe ziemie. Starał się o to intensywnie przez posłów uważając, że dobra pszczyńskie nie będą w stanie zaprowiantować dużej armii, której się spodziewano. W liście do władz śląskich z 12 VIII 1683 r. pisze o tym dyplomatycznie informując, że Rudolfowi I baronowi von Sobeck und Kornitz, który w tym celu pojechał do Krakowa, udało się przekonać Jana III Sobieskiego, aby wojsko polskie szło nie przez państwo pszczyńskie, lecz trasami na Bielsko i Bytom oraz Tarnowskie Góry: Musimy podziękować Bogu, że król przedsięwziął się maszerować przez Tarnowskie Góry i Bytom, gdyż tak wielkich gości trudno się przyjmuje, w szczególności, że na takie przyjęcie, jakie z honoru im się należy, nie masz tu niczego w dyspozycji (tłum. P. Freus). Niemniej jednak książę musiał dostarczyć ze swych dóbr odpowiedni prowiant dla wojska do Bielska.
Pierwszym śląskim miastem, które Jan III Sobieski odwiedził, były Mysłowice. 18-go nocowaliśmy w Mysłowicach – zanotował w swym „Dyariuszu wyprawy wiedeńskiej w 1683”, towarzyszący królowi jego najstarszy syn, Jakub – gdzieśmy niczego nie słyszeli [tzn. nie otrzymali żadnych nowin z oblężenia Wiednia]. Mysłowice podówczas wchodziły w skład, ustanowionej w 1678 r. (istniała do 1839 r.) przez Krzysztofa II Mieroszewskiego, ordynacji mysłowickiej Mieroszewskich, rodu pochodzącego z Polski. Niestety, nic nie wiadomo o tym, czy Mieroszewscy przyjęli w jakiś szczególny sposób króla i gdzie monarcha nocował w mieście. W dzisiejszych Mysłowicach wizytę Jana III w 1683 r. „pamiętać” może tylko kościół parafialny p.w. Narodzenia NMP (Mariacki), którego zewnętrzne mury powstały w XIV w. Wprawdzie kościół uległ gruntownej przebudowie w latach 40. XVIII w., ale w jego wyposażeniu – w ołtarzu głównym, do dziś znajduje się późnogotycki malowany wizerunek Marii z Dzieciątkiem (tzw. Matka Boska Mysłowicka), który był zapewne czczony tam już w końcu XVII stulecia. Nie można wykluczyć możliwości, że znany z pobożności król, a w szczególności z dewocji maryjnej, wysłuchał mszy w tym kościele i przed tym właśnie wizerunkiem. Z przedwojennych odpisów z akt miejskich pozostały do dziś tylko dwa ślady pobytu Polaków w Mysłowicach w drodze pod Wiedeń roku 1683. Jedna notka wspomina o pewnym zdarzeniu z życia miasta, niezwiązanym bezpośrednio z tym przemarszem, które miało się jednak dziać w 1683 roku pod czas przechodziaczenia ludu Polskiego, co brzmi niemal jak opis wędrówki Izraelitów przez pustynię w drodze do Ziemi Obiecanej! Z kolei zapis z 12 stycznia 1684 r. mówi o tym, że pewna Izraelka [zapewne żydowska karczmarka i mieszczka mysłowicka] odebrała na Dług, który się iey pozostał za Napoi Piwo Gorzałke cosie dawno Żołnierzam Polskim Adrationem dałosie Zł. 12 groszy 5. Mamy więc tu, spóźnione mocno, skwitowanie wyszynku mocnego alkoholu dla żołnierzy armii odsieczowej.
Następnym śląskim grodem na drodze przemarszu polskiego króla był Bytom. Gdy Jan III odwiedzał miasto, było ono od 1623 r. w posiadaniu rodu Hencklów von Donnersmarck, a konkretnie hrabiego Leona Fryderyka (1640-1699). Nie utraciło jednak kontaktu z Polską. Silną więź stanowiła administracja kościelna. Bytom był stolicą dekanatu, który wchodził w skład diecezji krakowskiej. 19 sierpnia Jan III wraz z rodziną (żoną i zapewne z wszystkimi dziećmi) orszakiem wjechał na rynek bytomski witany przez mieszczan i kler. Jerzy Horwat przypuszcza, że ten ostatni reprezentowany był przez proboszczów kościoła Mariackiego i kościoła Św. Marii Magdaleny oraz franciszkanów i bożogrobców, mających w mieście klasztory. Towarzyszył królowi pan jenerał Carraffa [Antonio hrabia von Caraffa (1646-1693), neapolitańczyk w służbie austriackiej, feldmarszałek], którego wuj jest wielkim mistrzem maltańczyków; [pochodzący] ze znakomitej rodziny – jak zanotował w swym diariuszu królewicz Jakub – wysłany przez cesarza dla przyjęcia nas w Tarnowskich Górach. Caraffa, po prawdzie wysłany nie przez cesarza lecz przez Karola V Lotaryńskiego, najwidoczniej uznał za stosowne zabiec królowi drogę wcześniej, by zdać mu najnowszą relację z obrony Wiednia i przekazać prośby oblężonych o pospieszenie pochodu na jego odsiecz. „Fanfanik”, jak ojciec nazywał Jakuba, zanotował też, że Caraffie towarzyszył niejaki Vitordo [?], który ma wuja kardynałem. I dodawał: Wiadomości przyniesione nam przez jakiegoś zbiega, który do nas uciekł, nie są jeszcze dosyć pewne. Nie wiadomo, gdzie rodzina królewska nocowała w Bytomiu (dokumenty miejskie sprzed 1740 r. zachowały się szczątkowo). Jerzy Horwat przypuszczał, że monarcha mógł zanocować w probostwie kościoła Mariackiego, ewentualnie w klasztorze franciszkanów lub w ratuszu. Badacz przychylił się do tej trzeciej możliwości sądząc, że pozostałe kwatery zajął dwór królewski oraz wyżsi dostojnicy. Nie wiadomo też, czy Jan III brał udział w mszy w którymś z bytomskich kościołów, co jednak wydaje się prawdopodobne, znając pobożność Sobieskiego. Można tylko przypuszczać, że monarchę oprócz ludu i Caraffy witał właściciel miasta oraz ówczesny starosta bytomski – Jerzy Fryderyk Bujakowski.
Nazajutrz, 20 sierpnia wcześnie rano, król z orszakiem udał się, jak podaje lokalna tradycja – pieszo, do Piekar Śląskich. Miejscowość ta wzmiankowana jest w źródłach w 1277 r., w 1327 r. odnotowano tu kościół parafialny p.w. Św. Bartłomieja. Piekarska parafia wchodziła wtedy i aż do XIX w. w skład diecezji krakowskiej. W 1659 r. proboszczem piekarskim został młody kapłan, ks. Jakub Roczkowski. W tymże roku (lub 1674 r.) miał polecić przeniesienie średniowiecznego wizerunku Marii z Dzieciątkiem z ołtarza bocznego do głównego. Wówczas spontanicznie zaczął się rodzić wokół obrazu (z czasem nazwanego Matką Boską Piekarską) kult jako cudownego. W tym czasie opiekę nad sanktuarium in statu nascendi przejęli od kleru diecezjalnego jezuici z Opola. Próbowali oni zalegalizować kult najpierw w Krakowie, ale bez skutku. Ostatecznie zatwierdziły go w 1680 r. władze cesarskie i kościół czeski. Jezuici zaczęli intensywnie organizować kult i związany z nim ruch pielgrzymi, wydając broszury i książki w języku polskim i niemieckim, traktując go jako swoistą konkurencję dla nieodległej Częstochowy. Jan III z dworem chciał zatem pokłonić się obrazowi maryjnemu (a była to oktawa święta Wniebowzięcia Marii), który właśnie stawał się sławny. Słuchali tedy Państwo mszy świętej w Piekarach, u jezuitów, gdzie obraz cudowny, pod którym obóz nasz stał – zapisał generał artylerii, Marcin Kątski w swym „Dyaryuszu Wyjazdu z Krakowa pod Wiedeń Jana III Roku 1683” (pierwodruk: Kraków 1784). Niestety, tak naprawdę czcigodni pielgrzymi mogli oddać cześć jedynie kopii, oryginał bowiem obrazu, z obawy przed Turkami i Tatarami, został wywieziony wraz ze skarbcem klasztornym w bezpieczniejsze miejsce – do Opola. Piekarscy ojcowie jezuici, ponoć uprzedzeni przez oboźnego królewskiego Marcjana Chełmińskiego o zbliżaniu się dostojnych gości, powitali ich biciem dzwonów i naprędce sformowaną procesją, prowadzoną przez ojca przełożonego, Georga Bellmanna. Jak zanotował anonimowy kronikarz jezuicki w książeczce wydanej w Sandomierzu w 1726 r., po łacinie i po polsku (o iście barokowym tytule: „Matka Przedziwna w Piekarach na słuzących sobie dobroczynna, y tymże służącym sobie, zebraną ktrotko relacyą o Jey Swiętym Obraźie, y o rożnych przez tenże Obraz, wyświadczonych dobrodzieystwach. Ná pobożną cześć, y poćiechę, do druku podana. Z przydanym rożnego nábożeństwa zebraniem. Od Collegium Opolskiego y Rezydencyi w Piekarach Soc. Jesu roku 1726”): Za Królem […] ciągnęli jego wierni żołnierze, wielcy wodzowie […] i inni wysocy generałowie. Rozbili oni swe namioty na nieopisanej przestrzeni przed kościołem piekarskim. Wojsko obozowało w okolicy Piekar […]. Przez cały dzień widać było jedynie nieustanne chodzenie tam i z powrotem do kościoła, a brali w nim udział wszyscy, od najwyższych do najniższych. Pod Piekarami Jan III dogonił wyprzedzające go wojska. Do obozu wszelako nie wstąpił zaraz – jak zrelacjonował z nutą przygany Kątski – ale po Mszy św. prosto pojechał do Tarnowskich Gór, a droga wiodła monarchę przez Kozłową Górę i Orzech.
Jak wspomniano, 20 sierpnia król z dworem stanął w Tarnowskich Górach. Było to miasto świeżej daty, bo założone ledwie w 1526 r. przez księcia Jan II opolsko-raciborskiego, a swoją prosperity w XVI i XVII w. zawdzięczało górnictwu. Już w 1531 r. gwarkowie wznieśli pierwszy murowany kościół parafialny. Miasteczko, jak cała Ziemia Bytomska, w 1532 r. jako zastaw znalazło się z posiadaniu Hohenzollernów, którzy zadbali o jego rozwój. Od 1618 r. wróciło pod panowanie Habsburgów, którzy przekazali je wspomnianemu wyżej rodowi Hencklów von Donnersmarcków. I to oni byli gospodarzem miasta, gdy witało ono polskiego monarchę. W Tarnowskich Górach król niewątpliwie chciał jeszcze spędzić trochę czasu ze swą Marysieńką wobec nieznanej długości rozłąki i wyniku „wiedeńskiej potrzeby”. Jak się czasem uważa, to właśnie w tym mieście zaplanowano główne uroczystości powitalne dla Jana III na Śląsku. Już od dwóch tygodni oczekiwali go tu mieszczanie z burmistrzem Janem Spaczkiem oraz cesarsko-śląscy dostojnicy. Król wjechał traktem pocztowym sześciokonną kolasą witany przez tysięczne tłumy. Kolejno witali władcę dostojnicy śląscy, od kanclerza księstwa opolsko-raciborskiego po przedstawicieli magistratu. Wojsko rozłożyło się szerokim obozem pod miastem. Królewicz Jakub odnotował w swym „Dyariuszu…” pod datą 20 sierpnia: nocowaliśmy w Tarnowskich Górach, dokąd naprzeciw nam przybyli pan baron Lilang i pan [luka w tekście] do młodszego syna, do którego te góry należą, zarazem przybyła i małżonka starszego dla powitania Króla. Zapewne chodziło tu o członków rodu Hencklów von Donnersmarck: w tym o żonę wspomnianego właściciela Bytomia Leopolda Ferdynanda – Julianę Maksymilianę z domu hrabiankę Coob von Neyding, oraz o właściciela Tarnowskich Gór – Karola Maksymiliana wraz z żoną Heleną, z domu baronówną von Rödern. 20-go przyszły wiadomości od pana Marszałka – dodawał w czasie tarnogórskiego kwaterowania „Fanfanik”, ciekawy wieści z teatru wojny pod Wiedniem – że przepędzono 300 Węgrów [powstańców węgierskich, sprzymierzonych z Turkami], a ten zbieg powiedział nam, że Turcy wysadzili w powietrze część wału i potem tam cały dzień szturm przypuszczali, gdzie poległo wielu znakomitych wojowników; lecz Turcy nic nie sprawili. Para królewska spędziła dwa dni w tarnogórskim grodzie, co zapisał królewicz: 21-go żadnych nowin, nocowaliśmy tamże. Następny wpis z diariusza królewicza Jakuba dokonany w Tarnowskich Górach brzmi: 22-go ruszyliśmy ztamtąd uszykowawszy woysko. Królestwo [para królewska] się rozjechali. Otóż w niedzielny ranek 22 sierpnia, po mszy świętej w tarnogórskim kościele parafialnym ŚŚ. Piotra i Pawła, para królewska udała się za miejskie mury. Tu, na błoniach wojsko polskie – jak zanotował Kątski – stało w szyku i prezentowało się Królowej Jmci, która – pożegnawszy króla Jmci – w tenże dzień z przytomnym [obecnym] dworem wróciła nazad, czyli do Krakowa, gdzie czekała wieści spod Wiednia. Przy mężu zostawiła swego pierworodnego „Fanfanika”, który miał zdobywać wojenne szlify. Interesująca jest kwestia, gdzie „oboje Królestwo” nocowali w Tarnowskich Górach. Szerzej na ten temat wypowiemy się w osobnym tekście. Warto jednak zaznaczyć, że lokalna tradycja wskazuje kilka, istniejących do dziś murowanych budynków, dwa w Rynku: siedzibę dawnego starostwa (późniejszy tzw. Dom Sedlaczka) oraz dawny (do 1608 r.) ratusz, ewentualnie położony poza tym placem – tzw. Zamek. Lokalni historycy wręcz sądzą, że król nocował poza murami miasta, w namiotach, zatem tylko jego małżonka oraz dwory ich obojga stały kwaterą w mieście. Tradycja wizyty Jana III, oraz wizyt innych polskich monarchów i monarchiń w tym mieście, jest żywa w Tarnowskich Górach do dziś.
Król następnie udał się w asyście licznej szlachty śląskiej do Gliwic, a tuż przed jego przybyciem do miasta podkomendni generała Kątskiego zaanonsowali dostojnego gościa armatnią salwą. Gliwice powitały 22 sierpnia Jana III jakoby (źródła, które miały tak twierdzić, zaginęły jeszcze przed początkiem XX w.) biciem w dzwony wszystkich kościołów oraz umajonymi bramami triumfalnymi i fasadami mieszczańskich domów. Wojsko rozłożyło się obozem na podmiejskich polach (między Sobieszowicami i Łabędami) tak szeroko, że niemiecki korespondent „Kuriera Wojennego…” (a pełniej „Nowo nadchodzący kurier wojenny, który co tydzień przynosi wiadomość, co zdarza się i dziać będzie między chrześcijańskimi a tureckimi wojskami na Węgrzech” – „Neu Ankommender Krieges-Kurier, Welcher Wochentlich Nachricht ertheilt Was zwischen den christlichen und türkischen Kriegs-Waffen in Ungarn passiren und vorlaufen thut”, wydawany od lipca do października 1683 r. przez wrocławskiego księgarza Gotfryda Jonischa, a ukazało się 21 numerów) doliczył się ich aż 50 tysięcy, podczas gdy w rzeczywistości król prowadził ok. 22-tysięczną armię. To „rozmnożenie w oczach” można tłumaczyć licznym taborem towarzyszącym właściwemu wojsku. Dosyć, że dni moje nie widziały tak wielkiej ilości tobołów – zapewniał czytelnika z przejęciem reporter „Kuriera Wojennego…” – samych wozów było przeszło 6000; a jakie zaś Polacy mają przepiękne konie – tego już opisać nie potrafię. Jan III zatrzymał się poza murami miasta, w klasztorze Ojców Reformatów. Mój tu nocleg – pisał król w swym liście do małżonki pisanym z klasztoru oo. Reformatów o piątej rano 23 sierpnia – był bardzo niedobry. Przyległem sobie rękę, u której zdrętwiały mi palce, z czego, porwawszy się ze snu, spadało mi coś de l’épine du dos jusqu’au croupion [wzdłuż kręgosłupa aż do kości ogonowej], skąd podobno przypadnie rhumatisme [reumatyzm]. Martwił się też król o małżonkę: Ale bardziej jeszcze poturbował [zmartwił] mię był Dupon [Filip Dupont, pełniący przy królu głównego inżyniera artylerii, w Tarnowskich Górach przeznaczony to przewożenia korespondencji między Janem III a Marią Kazimierą], który powróciwszy od Wci serca mego o dziewiątej w noc, powiedział mi, że z tej turbacji Wci serca mego niepotrzebnej pewnie Wci sercu memu zapaść przyjdzie. Uniżenie tedy, moja jedyna duszo, proszę, abyś się chciała w tym miarkować, a nie przeciwić się woli bożej. Ten nam jako zawsze przyda aniołów swoich, że da P. Bóg w dobrym powrócić się zdrowiu. Narzekał też monarcha na licznych gości, którzy odwiedzając go na gliwickiej kwaterze: Lubo czasu pisać nie dają rejenci, komisarze grafowie – co jednak miało pewną korzyść, mianowicie otrzymywane od gości prezenty – poprzysyłali tu jeleni, danieli i bażantów – czytamy dalej w królewskim liście – które, tj. bażanty, odsyłam do Żółkwi. By przyspieszyć kursowanie korespondencji z przebywająca w Krakowie żoną, polecił Jan III w tymże liście Do Tarnowskich Gór rozłożyć pocztę z drabantów: postawić ich czterech, a coraz ich odmieniać. Z Gliwic król wysłał też list do papieża Innocentego XI z informacją, ze znajduje się z armią polską w drodze pod Wiedeń.
Na kolejny nocleg, z 23 na 24 sierpnia, Jan III został zaproszony przez opata klasztoru cysterskiego, położonego ówcześnie mile drogi pod Rudami, dziś w obrębie Rud Śląskich (Wielkich), o czym informował w swym diariuszu królewicz Jakub: Przenocowaliśmy w Radaun. Klasztor ufundowano ok. poł. XIII w. (jako filię małopolskiego Jędrzejowa), w tym też czasie zaczęto wznosić wczesnogotycki kościół p.w. Wniebowzięcia NMP, ukończony w 1307 r. Na przełomie XVII i XVIII w. wystawiono barokową fasadę świątyni oraz wspaniałe wyposażenie wnętrza. To ostatnie spłonęło niemal doszczętnie w styczniu 1945 r., po podpaleniu opactwa przez Armię Czerwoną. Dzisiejszy surowy wygląd wnętrza klasztornego kościoła, któremu w trakcie odbudowy przywrócono gotyckie formy, może przypominać to, które miał okazję, zapewne uczestnicząc w mszy, widzieć Jan III Anno Domini 1683. Zachowały się do dziś zabudowania konwentu skupione wokół dwóch dziedzińców – czworobocznego, zamkniętego wirydarza, oraz otwartego, do którego przylega pałac opata. Wznoszono je od 1671 r. z inicjatywy opata Andreasa Pospela, ukończono jednak dopiero w pierwszych dziesięcioleciach XVIII w. Zapewne w tych nowych gmachach nocował polski król, choć trudno dziś stwierdzić, jako one wyglądały Roku Pańskiego 1683 oraz gdzie w ich obrębie znajdowały się monarsze kwatery. Opactwo w końcu XVII w. odrobiło straty z Wojny Trzydziestoletniej i uchodziło za zamożne, posiadało cenną bibliotekę, archiwum i okazały park. Prowadzono w nim też szkołę dla młodzieży z rodzin polskich. Mimo zasobności opactwa rudzkiego, jego opat musiał zapożyczyć się na wyżywienie wojsk królewskich. W aktach gliwickich zachował się papierowy dokument, który podaje, że suma pożyczki wynosiła 600 talarów, a żyrowało ją aż dziewięć cechów rzemieślniczych w Gliwicach. Ich pieczęcie opatrzone podpisami cechmistrzów figurują do dziś na tym dokumencie. Z Rud rankiem król wysłał list do Karola Lotaryńskiego zapowiadając na 27 sierpnia swoje przybycie do morawskiego Ołomuńca.
Przed południem 24 sierpnia Jan III przybył do Raciborza, o którym napisał nazajutrz w liście do małżonki – Miasto tuteczne bardzo piękne i obronne. Zaprezentował się tu polski monarcha okazale: bardzo otyły i wybornej miny – donosił wspomniany korespondent (wg Marcina Kopieca, był nim ówczesny pisarz ziemski Albrecht Leopold Paczyński z administracji Księstwa Opolsko-Raciborskiego) „Kuriera Wojennego…” – miał na sobie pod spodem niebieską szatę, złotem przerabianą [żupan], na której na niebieskiej wstędze prześliczną gwiazdę diamentową [zapewne francuskiego Orderu Św. Ducha, otrzymanego w 1676 r.] przy lewym boku nosił, na którą nie ma szacunku, na wierzchu zaś brunatną suknię z pięknego holenderskiego sukna [kontusz], a znów także i przy lewym boku gwiazdę z samych pereł, jak wielki groch, a po prawej stronie wielki złoty łańcuch […] a przy nim miał złotą puszkę [wisiorek?], na głowie szkarłatna czapka sobolowa, ale co moment ją zdejmował. Sobieski tym razem na pewno nie nocował w mieście, ale w nim zabawił kilka przyjemnych godzin. Byliśmy też wczoraj w Raciborzu u p. grafa Obsdorfa [Oppersdorffa] w zamku – donosił król swej żonie w liście pisanym z Opawy o pierwszej z popołudnia 25 sierpnia 1683 r. – ale się jemu nie godziło nas częstować, tylko z kamery cesarskiej [tzn. ze skarbu cesarskiego]. Sama p. grafowa sprowadziła najmniej dam trzydzieści, które siedziały z nami do stołu – i zauważał z przekąsem – a lubo młodsza jest siostra naszej p. podkomorzyny [Katarzyny Denhoffowej], zda się, że jest jej matką. Grzeczna bardzo białogłowa i podobna mową i gestami cudownie p. podkomorzyny – i dalej „plotkował” – Ma dwie czy-li trzy córki: najstarsza za p. von Prazmo [Prażmo], ruchawa i rozwodzi się z mężem; młodsza, panna, nadobna, podobna bardzo do p. marszałkowej [Elżbiety Lubomirskiej (1669/70-1729), późniejsza właścicielka Wilanowa]. Towarzystwo oddawało się rozrywkowym grom, w których Sobieskiemu najwyraźniej nie dopisywało szczęście, napisał bowiem do żony: Graliśmy w karty przed obiadem; najstarsza jakaś i najszpetniejsza ograła mię. Królewicz Jakub podsumował tę wizytę w swym diariuszu lakonicznie: Pan Oppersdorf przyjmował nas bardzo suto. Podobnie uczynił Kątski: We wtorek pod Raciborzem stanęliśmy – czytamy w diariuszu generała – Tam Króla Jmci częstował graf Obersdorff. Także przebywając na podmiejskiej kwaterze Król nie nudził się, o czym donosił we wspomnianej epistole: Przybyło do nas ludzi niemało; osobliwie jmp. Wojewoda krakowski [Andrzej Potocki (zm. 1691)], który tu jest ze mną. Więcej damy pisać nie pozwalają, które mię tu przyszły wizytować, lubom stanął w stodole na przedmieściu. Te liczne rewizyty – znów z nutą dezaprobaty – skomentował generał Kątski: Madame Oppersdorf z córkami i z siłą dam jeździły po obozie przypatrując się i były w namiotach hetmańskich.
W Raciborzu król rozstał się z armią i nie karocą już, lecz konno, na czele kolumny 3000 jazdy przyspieszył pochód, by jak najszybciej połączyć się z korpusem Sieniawskiego i stanąć nad Dunajem. W liście do żony tłumaczył: Dlatego tak pospieszam, bo P. Marszałek Nadworny [Hieronim Lubomirski] cudownie [ogromnie] naglił na Pana Wojewodę Wołyńskiego [hetmana polnego Mikołaja Sieniawskiego], aby się z nim i z K. Lotaryńskim łączył: a też i sam Ks. Lotaryński do niego pisał, aby coś przed nami uchwycić, albo podrwić. Bojąc się tedy, aby nie chcieli uczynić jaki contretems [w niestosownej porze] albo praecipiter [pospiesznie], uchowaj Boże, nieuważnie, albo mieć tę sławę, żeby za zgłoszeniem złączenia się Polaków z Niemcami miał też nieprzyjaciel ustąpić, niżeli my nadejdziemy, spieszę jako najprędzej i pojutrze złączę się z P. Wojewodą Wołyńskim, bom mu absolument [stanowczo] kazał na się czekać. Noc z 24 na 25 sierpnia Jan III spędził Pietrowicach Wielkich (daw. Piotrowice; woj. śląskie, pow. raciborski), co zapisał w diariuszu królewicz Jakub – 24-ego nie było żadnych wiadomości, nocowaliśmy w Piotrowicach. Być może nocowano w zamku, którego początki sięgają XVI stulecia, dziś gruntownie przebudowanym i służącym jako Urząd Gminy. Czasy przemarszu wojsk odsieczowych pamięta tu także późnogotycki kościół p.w. ŚŚ. Wita, Modesta i Krescencji, zapewne powstały w XVI w., mocno jednak przebudowany w XIX stuleciu. „Pamięć” tę może „mieć” także, stojący na wzgórzu leżącym na zachód od wsi, drewniany kościół odpustowy p.w. Św. Krzyża, ponoć wzniesiony w 1667 r., ale przebudowany w 1743 r. Jak wskazują na to zachowane dobrze do dziś napisy na belce tęczowej oraz pod obrazami stacji Drogi Krzyżowej w tym drugim kościółku, Piotrowice w XVIII, a zapewne i w czasie przemarszu wojsk Sobieskiego, zamieszkiwała ludność mówiąca w języku czeskim.
Ostatnim etapem śląskiej marszruty Jana III była czesko-śląska Opawa, której doświadczył monarcha 25 sierpnia przejazdem tylko, bowiem znów nocował poza grodem. Po wizycie dam w stodole pod Opawą – pisał król w liście do żony, pisanym z Prostkowic dwie mili za Ołomuńcem ku Nikielszpurkowi z 27 sierpnia – przejechaliśmy Opawę, miasto pewnie miłe, ludne, ochędożne; milę wielką stamtąd przenocowaliśmy. Nazajutrz, ujechawszy mil z półtorej krajem bardzo ślicznym, wjechaliśmy w góry; osobliwie jedna była bardzo przykra i kamienna. Podobnie ocenił Opawę Kątski: Na południe stanęliśmy w Opawie, bardzo pięknym mieście, na noc w Dworcach [Hoff] – czytamy w diariuszu generała – gdzie od Cesarza Jmci przyjechał pan Szwagoc z komplementem do Króla Jmci. Rzeczywiście, ta dawana stolica Księstwa Opawskiego, rządzonego w XIV-XV w. przez książąt z dynastii Przemyślidów, a potem wcielona do habsburskiego Śląska, prezentowała się w momencie Odsieczy Wiednia okazale: z późnogotyckimi kościołami p.w. Wniebowzięcia NMP i Św. Ducha, świeżo wybudowanym kościołem jezuitów p.w. Św. Wojciecha (1675-1679) oraz strzelającą na 72 m w niebo wieżą Domu Kupieckiego z ok. 1580 r. Ostatnią wieścią wysłaną ze Śląska dla królowej od Jana III była informacja o przypadłości królewicza Jakuba, który dostał wysypki: Fanfanika osypało bardzo, tak jako po największej febrze. Dalej król przemierzał Morawy, których miasta – Ołomuniec i Brno, zrobiły na nim duże i pozytywne wrażenie.
Śląsk dobrze zapamiętał pochód polskiego wojska z Janem III na czele roku 1683: tak mieszkańcy miast, jak i ludność wsi najbliżej położonych miejsc przemarszu armii – pisał wspomniany Dupont w swych pamiętnikach – zbiegali się zewsząd, by ujrzeć tego, od którego jedynie oczekiwali zachowania swych wolności, swego życia i mienia. Zaś Francuz François Paulin d’Alerac podsumował w swych pamiętnikach, wydanych po francusku w Amsterdamie w 1699 r., („Les anecdotes de Pologne ou mémoires secrets du règne de Jean Sobieski”), ten stosunek śląskiej ludności dobitniejszymi słowy: nigdy żaden monarcha nie spotkał się z tak jaskrawymi wyrazami hołdu ze strony ludności państwa obcego, jak król polski ze strony poddanych cesarza (que jamais en Monarque n’a recu tant d’hommages éclatant des peuples d’une domination étrangère, qu’en recut le Roy de Polohne des sujets de l’Empereur).
Sami też polscy żołnierze odsieczowi dobrze zapamiętali przemarsz przez Śląsk, zwłaszcza świetną aprowizację. Spod Krakowa ruszyły się wojska na Tarnowskie Góry i Ołomuniec traktem ku Wiedniowi, gdzie nas prowianty dla nas obfite nagotowane były i magazyny założone – pisał w swym „Dyariuszu wiedeńskiej okazji roku 1683”, Mikołaj Dyakowski (zm. po 1722 r.), pokojowiec króla – Co cztery mile przez ziemię cesarską przy każdym magazynie była zbudowana szopa, pełna owoców, chleba, bydeł, baranów, sian stertami, piwa beczkami, do tego przy każdej szopie kilka tysięcy bryk dla rozwożenia prowiantów. Jakośmy przyjechali gdzie do którego magazynu, to według zwyczaju oboźny szachownicę zakładał dla zatoczenia wojska, które się zawsze lokowało pod magazynem, z którego prowianty ordynaryjnie [zwyczajnie] dobrą dyspozycją [porządkiem] wydawano. Naprzód stanowniczy [tj. urzędnik dworski, zajmujący się rozdziałem kwater] królewski odbierał na dwór królewski, potem na dwory hetmańskie, na półki różnych panów, na przednią straż, na piechoty i innych, to zaś wszystko wydawane z rejestru, który był już pierwej, niżeli wojsko przyszło, do każdego magazynu podany. Tego zaś prowiantu taka była obfitość, że musieliśmy po połowie prawie w każdym miejscu zostawić. Bardziej zdawkowo ujął to w swych słynnych „Pamiętnikach” Jan Chryzostom Pasek: Jak król wszedł za granicę, prowianty na wojsko wielkie dawano i wygody czyniono.
Bibliografia:
- Mikołaj Dyakowski, Dyariusz wiedeńskiej okazji roku 1683. Opisał Mikołaj Dyakowski pokojowiec króla Jana III, Kraków 1861.
- Franciszek German, Król Jan III Sobieski na Śląsku w drodze pod Wiedeń, Gliwice 1983.
- Antoni Halor, Którędy król Sobieski wjechał na Śląsk?, „Śląsk: miesięcznik społeczno-kulturalny”, 4: 1998, nr 8, s. 44.
- Jerzy Horwat, Jan Sobieski w Bytomiu, „Życie Bytomskie”, R. 27, nr 34, 22 sierpnia 1983, s. 5.
- Zdzisław Jedynak, Władysława Ślęzak, Czy Król Sobieski był w Bytomiu, „Życie Bytomskie”, R. 32, nr 48, 28 listopada 1988 r., s. 4.
- Marcin Kątski, Diariusz wyprawy wiedeńskiej króla Jana III, do druku przygotował i wstępem poprzedził B. Królikowski, Lublin 2003.
- Maria Konopka, Jan III Sobieski na Śląsku w drodze pod Wiedeń, Katowice 1983.
- Marcin Kopiec, Król Sobieski na Śląsku w kościołach w drodze pod Wiedeń. Opracowanie historyczne, Mikołów 1920.
- Sławomir Krupa, Stan zachowania materiałów archiwalnych z zasobu Archiwum Państwowego w Katowicach do dziejów przemarszu wojsk Jana III przez Górny Śląsk w 1683 roku, „Szkice Archiwalno-Historyczne”, 10: 2013, s. 11-32.
- Juliusz Ligoń, Obrona Wiednia czyli niemieckiego państwa i chrześcijaństwa przez Jana Sobieskiego króla polskiego…, Poznań 1883.
- Kazimierz Piwarski, Jan III Sobieski na Śląsku w r. 1683, „Roczniki Towarzystwa Przyjaciół Nauk na Śląsku”, 4: 1934 (nadbitka).
- Kazimierz Piwarski, Jan III Sobieski na Śląsku, Katowice 1937.
- Kazimierz Piwarski, Pomysły odzyskania Śląska za Jana III Sobieskiego, Katowice 1938.
- Piotr Rościszewski, Szlak husarii polskiej: przewodnik, Gliwice 1984.
- Jakub Sobieski, Dyaryusz wyprawy wiedeńskiej w roku 1683…, wydał w przekładzie i objaśnił T. Wierzbowski, Warszawa 1883.
- Jan Sobieski, Listy do Marysieńki, opracował Leszek Kukulski, t. 2, Warszawa 1970.