W biografii Joanny Teresy z Brzostowskich Leszczyńskiej, wojewodziny kaliskiej, wiele jest niewiadomych, których nie sposób poskładać z ułamków informacji rozsypanych w źródłach. Niedatowane zapiski, listy czy fragmenty dokumentów nie pozwalają zbudować w pełni jej życiorysu, a wiele danych przeczy sobie wzajemnie. Joanna Teresa była córką wojewody trockiego Cypriana Pawła Brzostowskiego (zm. 1688) i Racheli Barbary z Duninów 1˚ v. Rajeckiej. Miała liczne rodzeństwo, ale tylko jej dwaj bracia zapisali się na kartach historii – Jan Władysław (1646-1710), pisarz litewski i kasztelan trocki, oraz Konstanty Kazimierz (1644-1722), biskup wileński, stronnik króla Jana III Sobieskiego, znany głównie z głośnego konfliktu z Sapiehami. Wojewodzianka trocka miała również siostrę, Katarzynę, zamężną z Mikołajem Korycińskim, chorążym łęczyckim i starostą ojcowskim. Sama Joanna Teresa 4 maja 1681 roku po raz pierwszy miała wyjść za mąż za Jana Feliksa Radziejowskiego, kasztelana wieluńskiego i starostę bolesławskiego, ale małżeństwo nie trwało długo z powodu rychłej śmierci kasztelana zabitego w pojedynku w 1685 roku. Ze związku tego miała pochodzić córka Urszula Krystyna Siemianowska, o której nic nie wiemy. Radziejowski miał jednak jeszcze drugą żonę, Annę Wodyńską, kasztelankę podlaską, z którą miał syna.
Wkrótce Joanna Teresa wstąpiła w drugi związek z przedstawicielem liczącej się na dworze królewskim rodziny Denhoffów, wnukiem Kaspra Denhoffa – Zygmuntem Wiktorem Denhoffem (zm. 1694), podkomorzym wieluńskim, od 1693 roku podskarbim nadwornym litewskim. Denhoffowie szybko wspinali się po szczeblach kariery społecznej dzięki przychylności kolejnych władców, swojej przedsiębiorczości i osobistym talentom. Brzostowska weszła więc w krąg znaczącej i zamożnej rodziny, co rokowało szczęśliwy związek. Nie wiadomo jednak, kiedy małżeństwo zostało zawarte, a i tym razem przerwała go szybka śmierć współmałżonka. Interesujące jest to, że pierwszą żoną Zygmunta Wiktora miała być od 1680 roku Helena Działyńska, córka Katarzyny Franciszki i Zygmunta Działyńskich. Problematyczna jednak w tej sytuacji wydaje się data urodzin i wiek wspólnej jakoby córki Joanny Teresy Brzostowskiej i Zygmunta Wiktora, Anny Denhoffówny, która musiałaby przyjść na świat około 1686 roku, gdy tymczasem już w 1696 roku została żoną Aleksandra Daniłowicza, starosty parczewskiego. Czy zatem Anna Denhoffówna mogła być córką Heleny i Zygmunta Wiktora? Ta hipoteza wydaje się bardziej prawdopodobna ze względu na wiek dziewczynki, choć przeczy temu ton listów Joanny Teresy do Anny z Denhoffów Daniłowiczowej, starościny parczewskiej. W listach do Anny Joanna Teresa Denhoffowa nazywa ją czule: „Moja serdecznie kochana Anusieńko” i podpisuje się: „na zawsze twoja serdecznie kochająca Matka”. Oczywiście nie można wykluczyć, że Denhoffowa obdarzyła matczyną miłością swoją pasierbicę. Niestety, zachowane listy Denhoffowej nie są datowane, a zawarte w nich informacje możemy konfrontować jedynie z innymi wydarzeniami.
Korespondencja Joanny Teresy z córką przepełniona jest czułością i stałym niepokojem o Annę, która w domu świeżo poślubionego męża układała sobie samodzielne życie. „Żeście zdrowo z łaski Bożej zajechali, z czego się bar[d]zo cieszę i z tego nie mniej, żeć się tam moja Anusieńku podobało, beze mnie tęsknić nie trzeba przy tak kochającym mężu” – pociesza ją w każdym niemal liście, przesyła serdeczności i obdarowuje ją drobnymi upominkami: gorsecikiem, chustką, flaszeczką, puzderkami czy karetą dla wygody młodych. Listy matki pełne są dobrych rad, napomnień i poleceń dla młodej żony, czasem drobnych żartów, to znów wiadomości o sprawach domowych, relacjach ze służbą i sąsiadami czy ich krewnym kanclerzem Jerzym Albrechtem Denhoffem (1640-1702), oraz zapewnień o miłości i szacunku teściowej wobec zięcia, którego Joanna Teresa nazywała „swoim ukochanym Olesiem”. Nigdy też nie zapominała przekazać czułości dla zięcia: „Olesińka swojego obłap ode mnie, do którego nie piszę osobliwego listu, mając was dwoje za moje kochane jedno dziecię…” lub „JMci swego obłap ode mnie i pocałuj, którego abyś mi kochała, jakom cię obligowała, proszę...”. Aleksander Daniłowicz (ok. 1670-przed 27 XII 1723), starosta parczewski, był synem Eufrozyny Skibickiej i Mikołaja Franciszka Daniłowicza (zm. 1688), wojewody podolskiego. Karierę rozpoczynał jako rotmistrz królewski w 1690 roku, jednak nie doszedł wyżej w hierarchii urzędniczej niż na starostwo parczewskie.
Rychło po ślubie córka zawiadomiła Joannę Teresę o nadziei na potomstwo, co wywołało u matki prawdziwą euforię. „Kontentam bar[d]zo z wiadomości o zdrowiu Waszym, osobliwie z tej nadziei, o której mi piszesz moja kochana Anusieńku, niechże P[an] Bóg konserwuje z łaski swojej świętej Wam i mnie na pociechę, inszym zaś na żal”, pisała nie bez złośliwości podekscytowana. Niestety, Annie nie udało się donosić ciąży. Matka uspokajała ją i pocieszała, ale i przestrzegała, by szanowała zdrowie w nadziei na kolejną ciążę, podkreślając z naciskiem: „przestrzegam serdecznym afektem, bo ty jeszcze nie wiesz, co to jest”. W słowach tych wyraźnie pobrzmiewały obawy przed niepłodnością starościny parczewskiej. Denhoffowa zalecała nieustanną dbałość o zdrowie i szukanie doktora biegłego w kobiecych dolegliwościach. W jej listach obok niepokoju o stan córki coraz częściej pojawiają się przestrogi i zalecenia pilnowania spraw majątkowych. „Oleś” nie do końca spełniał chyba oczekiwania teściowej, a i Anna rzadko pisywała do matki, o co ta miała pretensje. Nie podobało się także Joannie Teresie, że młodzi otaczają się ludźmi, których ona nie akceptowała. „Dla Boga, moja Anusieńku, przestrzegajcie tego oboje, żebyście o sobie pamiętali i o chleb się starali, tych co dobrze radzą, słuchali, nie tych co do krzywd i straty prowadzą…”, prosiła ustawicznie córkę. Pożyczyła im sporą sumę, którą uzyskała ze sprzedaży jakiegoś pałacu, „na eliberowanie wiosek swoich”, ale upominała, tym razem zięcia: „proszę mój kochany WM P[anie] synu uważać to sobie, że żadna godność bez substancyi nic nie waży”. Wysyłała własnych ludzi do pomocy w gospodarstwie i w interesach, ale i w celu przyjrzenia się, jak młodzi sobie radzą, co chyba nie wzbudzało zadowolenia u Daniłowiczów. Oferowała swoją pomoc i stale oczekiwała na wnuka, doradzając córce, jak się ma odżywiać i jak dbać o zdrowie. „Jeżeli się robaczek jaki nie zaląg[ł] z młodych orzeszków oznajmijże mi prawdziwie, bo jeżeliby nic nie było z tego, toby Oleś był w kłopocie ode mnie.” Kilka miesięcy później Anna Daniłowiczowa znów spodziewała się dziecka i prawdopodobnie na przełomie 1697 i 1698 roku urodziła córkę Ludwikę. Wydaje się jednak, że dziewczynka zmarła wcześnie. Poród był ciężki i Anna długo przychodziła do siebie. Matka zalecała jej skorzystać z usług jakieś Żydówki z Opatowa, która, jako doświadczona w kobiecych dolegliwościach, służyła kanclerzynie koronnej i innym damom. W ciągu kilku kolejnych lat przyszły na świat jeszcze dwie córki tej pary, Konstancja (1707-1792) i Marianna (1710-1772). W tym czasie jednak relacje Anny z matką uległy znacznemu ochłodzeniu. Przez kilka tygodni po kolejnym rozwiązaniu Anna nawet nie powiadomiła matki o płci urodzonego dziecka. Joanna Teresa skarżyła się w jednym z listów: „możecie to sami widzieć, że czynie dla was więcej, niżelim powinna z s[z]czyrego tylko afektu, któremu nie wiem, jeżeli równa w sercach waszych znajdzie się korespondencyja wdzięczności, gdyż to zrozumieć trudno z powierzchownych rzeczy, które się mienią, co by nie powinno być, a luboś ty mnie zapominać poczęła”. Nie najlepiej też układały się relacje starostwa parczewskich z teściową – Eufrozyną Daniłowiczową, wojewodziną podlaską. Denhoffowa ubolewała nad tym, ale nakazywała im szanować ją jako matkę.
Joanna Teresa Denhoffowa utrzymywała także żywe, acz chłodne, kontakty z kanclerzem Jerzym Albrechtem Denhoffem, który ciągle zwracał się do niej z różnymi prośbami. Chciał wynająć od niej kamienicę w Krakowie na czas koronacji królewskiej Augusta II, to znów wypożyczyć książki jej zmarłego męża, co spotykało się z jej oporem i odmową. W tle tych uprzedzeń widnieje jakiś konflikt majątkowy oraz bliżej nieznane, a niezałatwione sprawy w Rzymie. Uprzedziła więc córkę, by niczego nie dawali kanclerzowi i zbywali go odmową, „bo ci co by mieli dawać, to brać chcą”. Napominała Annę, by nie wierzyła korespondencji Denhoffa, gdyż „wiem, że to nie z afektu przeciwko wam, jeno z pomsty, żem nie dopuściła wydrzeć sobie i wam”. Kiedy jednak zmarł ich krewny Jan Kazimierz Denhoff (zm. 1697), przypominała Annie: „na ciebie żałoba i [to] znaczna, kardynał JM Denhoff umarł”.
Joanna Teresa Denhoffowa była jeszcze kobietą dość młodą, a stan wdowieństwa najwyraźniej jej ciążył, gdyż kilka lat po śmierci męża zdecydowała się na kolejne małżeństwo. Kandydatem do ręki wdowy okazał się również owdowiały Stefan Leszczyński (ok. 1664-1722), starosta kowelski i wojewoda kaliski, który przed 1700 rokiem pochował pierwszą żonę Konstancję z Mniszchów (zm. 1698?), wojewodziankę wołyńską, córkę Anny Chodkiewicz i Jerzego Jana Mniszcha (zm. 1693). Ze związku Konstancji i Stefana Leszczyńskich pochodziła córka Anna (zm. 1756), 1˚ v. za Janem Gniewoszem, wojewodą sieradzkim, i 2˚ v. za Aleksandrem Kazimierzem Szembekiem. Zaś z małżeństwa z Joanną Teresą urodziła się kolejna córka, Ewa (1701-1762), późniejsza żona Jana Sebastiana Szembeka (zm. 1731), kanclerza wielkiego koronnego. Dzięki małżeństwu ze Stefanem Leszczyńskim Joanna Teresa Denhoffowa weszła w krąg wpływowych rodzin Wiśniowieckich i Potockich, gdyż jej małżonek był przyrodnim bratem Teofili z Leszczyńskich Wiśniowieckiej, wojewodziny krakowskiej, i Wiktorii z Leszczyńskich Potockiej, wojewodziny kijowskiej.
Wydaje się, że to właśnie małżeństwo matki i narodziny przyrodniej siostry skomplikowały relacje Anny Daniłowiczowej z Joanną Teresą z Brzostowskich Leszczyńską. Wojewodzina kaliska była bardzo szczęśliwa z powodu ślubu i tym szczęściem dzieliła się z córką: „tobie moja Anusieńku jestem obligowana, że się z mojej cieszysz w pożyciu konsolacyi, a jakom ja z woli Boskiej znalazła męża pełnego pobożności, poczciwości i wszystkich cnót należących urodzeniu i stanowi jego dla siebie tak upewniam, że i dla was takiego przyjaciela, że wam ojcowski może świadczyć afekt w każdej okazyi”. Anna wpierw wydawała się zadowolona, że matka ułożyła sobie życie, ale wówczas nie spodziewała się jeszcze, że będzie musiała dzielić się miłością do niej z przyrodnią siostrą. Dała też temu wyraz w listach do matki, gdyż ta odpisała: „nie wątp nic moja Anusieńko, żebym cię nie miała kochać jako własne dziecię moje”. Nadal też obdarowywała córkę różnymi drobiazgami. Korespondencja matki i córki została jednak przerwana około 1702 roku, gdyż Leszczyńska skarżyła się w jednym z listów, że od roku nie miała żadnej wiadomości od córki i nie wiedziała o jej kolejnym porodzie. Wówczas sama już doczekała się „Jewusi”, od której przesyłała pozdrowienia dla starostwa parczewskich i ich dzieci. Leszczyńska mieszkała wówczas w Kruszynie i bardzo rzadko odwiedzała Daniłowiczów, oni też chyba nie spieszyli się z rewizytą. Nie wiadomo, kiedy nastąpiło całkowite zerwanie kontaktów, dość że kolejny znany nam list pochodzi dopiero z 1722 roku. W liście tym Leszczyńska ofiaruje córce pomoc swego zięcia kanclerza Jana Szembeka i poleca królewskiego lekarza Jana Daniela Geyera w celu ratowania zdrowia. Nie wydaje się, by był to skutek zaginięcia korespondencji. Kolejny list Leszczyńskiej wskazuje na poważny kryzys we wzajemnych relacjach, a wznowienie kontaktów następuje w przykrych dla niej okolicznościach. Urażona postępowaniem ukochanej córki pisze: „uprzejmie WM Państwu winszuję postanowienia JM Panny starościanki starszej, serdecznie kochanej wnuczki mojej, życząc z dalszego fortunnego pożycia jak najpomyślniejszych onymże pociech, dziwując się temu bardzo, żeś WMM Pani w liście swoim nie raczyła mi wyrazić ani dnia, ani miejsca aktowi temu naznaczonego…”. Ślub starościanki parczewskiej odbył się w połowie 1723 roku, gdyż jednocześnie Leszczyńska zawiadomiła córkę w bardzo oficjalnym liście o szczęśliwym rozwiązaniu swojej drugiej córki Ewy Szembekowej, kanclerzyny koronnej, która 5 maja 1723 roku urodziła jej wnuczkę Bihildę (1723-1747). Pod koniec grudnia 1723 roku Leszczyńska po raz kolejny napisała do Anny Daniłowiczowej, już w nieco cieplejszym tonie, a powodem tego stała się śmierć męża Anny, Aleksandra Daniłowicza, o której dowiedziała się z „publicznych gazet”, ale dopiero list córki potwierdził tę stratę. Joanna Teresa dodawała córce otuchy, zalecała miarkować żal i oferowała swoje wsparcie: „Ja zaś jakom nigdy nie była oddalona afektem od WMci, tak i teraz w czymkolwiek potrzebować WMci będziesz pomocy, we wszystkim według możności mojej, chcę pokazać mój afekt nieodmienny…”. Leszczyńska sama zresztą rok wcześniej straciła męża. Stefan Leszczyński zmarł w 1722 roku. Istnieje też pewna poszlaka, która może wskazywać, iż Joanna Teresa Leszczyńska jeszcze raz wyszła za mąż, gdyż jej córka Ewa Szembekowa wspominała w jednym z listów z 1736 roku o swoim ojczymie.
Joanna Teresa przeżyła męża o kilkanaście lat i, jak wynika z listów jej córki Ewy Szembekowej, zmarła prawdopodobnie na wiosnę 1738 roku. Jeszcze w listopadzie 1737 roku kanclerzyna koronna pisała do przyjaciółki: „abym moją córkę [Bihildę?] oddała do Matki mojej, którą na rozkaz JMci Dobrodziejki odesłałam dnia wczorajszego, rozumiem że pojutrze stanie u babki”. Zaś pod koniec kwietnia 1738 roku pisała: „ja z łaski Bożej zdrowa, acz nie przez żalu odebrałam tę smutną nowinę, aleć wiedziałam to już pewnie, że ś. p. Matka moja już dawno dla mnie umarłą była w swoim afekcie, niczegom się już więcej od niej nie mogła spodziewać, jeno ciężkiej persekucyi, na co się dużo zanosiło, a za tym wie Pan Bóg, co czyni, któremu to wszystko oddałam, co wyraziwszy …”. Jak widać i w tym wypadku relacje matki i córki nie były najlepsze, a u podłoża wzajemnych żalów leżały sprawy majątkowe.