Ekscesy niezrównoważonego umysłowo szambelana królewskiego Ignacego Rychłowskiego okazały się na tyle interesujące, że poświęcono im akapit w suplemencie wiadomości gazetki pisanej z 20 czerwca 1782 r. Teodor Ostrowski donosił: „Sławny na sejmie 1775 delegat Rychłowski, straciwszy sejmowe nabytki, zwariował. Choroba jego najwięcej obchodziła księżnę Adamową [Izabelę z Flemmingów Czartoryską], do której się w nocy po kilka razy zakradał i księcia Adama [Kazimierza Czartoryskiego], którego na publicznej ulicy plwaniem afrontował jako rywala. Jest tedy i kaptywacja jego udeterminowana, ale wprzód doktorów wysadzono, aby go egzaminowali. Napadli go tedy w Ogrodzie Saskim; ale trafem po kilkogodzinnej rozmowie nie znaleźli, co by ich o wariacji przekonać mogło. A tak jeszcze jakowyś czas wariat ten napastować będzie ludzi po Warszawie”.
Czy to pomieszanie zmysłów miało swoją genezę w utracie majątku, czy w nieszczęśliwie ulokowanych uczuciach do księżnej generałowej ziem podolskich, tego nie wiadomo. Faktem jest jednak, iż – będąc właścicielem jednej jedynej wioski (można domniemywać, że pozostała mu ona jako nędzna resztka po restrykcjach Sejmu Rozbiorowego) – rzeczony Rychłowski sprzedał ją i za uzyskane pieniądze sprawił sobie magnacką karetę. „Wiedziano o tym – notował Antoni Magier – że on w swojej wiosce przejeżdżał się po Warszawie”.
Rzecz ciekawa, iż ów szlachcic przed kilkunastu laty udzielał się politycznie. Musiał oddać jakieś bardzo ważne usługi dworowi, skoro w 1768 r. król Stanisław August mianował go szambelanem (byle szlachetki przecież nie zatwierdzał). Co więcej, w wykazie darów poczynionych w okresie panowania Poniatowskiego, przy nazwisku pana Ignacego figuruje zadziwiająco pokaźna kwota 6 tysięcy dukatów.
Czym sobie na nią zasłużył? Tego się już nigdy nie dowiemy.