Niesłychane, ale zdarzyło się tak, że pierwszy minister króla Anglii zakochał się w królowej Francji, ba, dał temu namacalny wyraz.
Owładnięty nieodpartym uczuciem do „Trzech muszkieterów” jeszcze raz przywołam cienie tych czasów i kontekstów, tym razem kładące się blisko, bardzo blisko opowieści Dumasa st. A więc: był sobie król, był sobie pan (kardynał) i była też królowa.
No to nazwijmy (z obowiązku, bo wszyscy wiedzą, o kogo chodzi) osoby dramatu. Król – Ludwik XIII, dzielny wojak i przemyślny strateg, odpowiedzialny monarcha, nadto cham i dziwak, o niejasnych preferencjach erotycznych. Kardynał – Armand Jean de Richelieu, prawdziwy kierownik nawy państwowej, wielki polityk (z wielką szkodą dla prostego ludu), nadto człek złośliwy i wyzbyty poczucia humoru. Królowa – Anna Austriaczka, kobieta piękna, choć trochę zbyt nosata, nadto nieco płocha, a już na pewno niespełniona. No i czwarta figura w tej karecie, walet, choć jak na waleta nieco zbyt łowny. To George Villiers, diuk de Buckingham, wielce możny minister króla Anglii, nadto krętacz, ciacho i autentyczny palant. Stosunki między tą czwórką układały się w sposób nacechowany mocnymi emocjami. Król cenił, choć nie lubił, kardynała: polubił go dopiero u kresu ich obu. Kardynał szanował króla, lecz dopuszczał go tylko do spraw wojskowych. Królowej kardynał nie lubił ani nie szanował i tylko czekał, aby podłożyć jej świnię. I król, i kardynał nie cierpieli buca Buckinghama, który z kolei podobał się królowej, jeśli nie lepiej, a właściwie gorzej. Nie jest bowiem zbyt dobrze, gdy poseł obcego mocarstwa zbytnio podoba się królowej, nawet niezaspokojonej.
No właśnie – poseł. Wszechwładny bowiem minister króla Karola I (za jego poprzednika, króla Jakuba I, też się szarogęsił) został wysłany przez swego suwerena z poselstwem do Francji w sprawach dotyczących wojny hiszpańsko-angielsko-holenderskiej. W maju 1625 r. Villiers stawił się na francuskiej ziemi w kostiumie, jakiego świat jeszcze nie widział: wartość diamentów, którymi był obsypany, szacowano na 80 tys. ówczesnych funtów. Jakkolwiek stałby funt w tych czasach, ba, nawet gdyby nieco leżał, z pewnością była to suma absurdalnie wysoka. Ale spodobało się to królowej, która też na wielkie okazje lubiła ubrać się z ostentacyjnym przepychem, jakkolwiek na co dzień nosiła się dość skromnie.
Ale może nie byłoby afery, gdyby nie piękna księżna Marie de Chevreuse, największa intrygantka swego czasu i niemniejsza rozpustnica (uwaga: miała romans z Atosem – któremu urodziła syna, Raula, wicehrabiego de Bragelonne – z Aramisem chyba też), osoba o dość osobliwej konstrukcji umysłowej, prawdziwe przekleństwo Anny Austriaczki, swej rzekomej przyjaciółki, której wykręciła niejeden szpetny numer. Teraz wpadła na pomysł skojarzenia Anny z Villiersem – aby stworzyć „najwspanialszą parę Europy”. Trzeba przyznać, że zdradzało to oznaki poważnego uszkodzenia aparatury mózgowej.
Od początku wizyty Buckinghama zaczęły się wyprawiać dziwne rzeczy, m.in. to, że królowa przyjęła księcia w… kostiumie tancerki. To wszakże można wybaczyć, grunt, że nie topless albo zgoła na golasa. Wszelako rychło powiało zgrozą, konkretnie w pięknym mieście Amiens, gdzie akurat przebywał dwór, w czym nic dziwnego, bo ówczesny dwór królewski był dworem zdecydowanie wędrownym, właściwie przypominał tabor cygański. Konkretnie – w pięknym tamtejszym ogrodzie, gdzie w pewnej chwili królowa została z Buckinghamem oko w oko i sam na sam (podobno był to efekt manewrów miłosnych kochanka króla, markiza Cinq-Mars) za jakimś żywopłotem. I nagle reszta towarzystwa usłyszała przeraźliwy krzyk Anny. Dokładnie nie wiadomo, co się stało, ale zdaje się pewne, że namiętny ambasador chwycił żonę króla Francji za którąś część ciała, najpewniej należącą do tzw. kobiecych wdzięków. Był to harassment najwyższej klasy.
Skutki były dość różnorodne. Buckinghamowi naturalnie powiedziano won, hiszpański generał Ambrogio Spinola przyjął kapitulację Bredy (uwiecznił to Velázquez), a złośliwy kardynał Richelieu napisał dramat „Mirame”, gdzie niedyskretnie, choć w masce antycznego tematu opiewa inkryminowane wydarzenia z udziałem królowej i Buckhinghama. Ba, kazał go na nawet wystawić: Anna Austriaczka była na widowni… Nie, Richelieu nie był kardynałem jej życia.
A przecież, ktoś taki po latach się zdarzy – kolejny pierwszy minister królestwa, kardynał Jules Mazarin, a właściwie Giulio Mazzarini, autentyczny Włoch. Człek nieco obśmiewany przez Dumasa, a niesłusznie, gdyż od jego nazwiska pochodzi kilka nowych słów, np. „mazarinada” czy „mazarinetka”. Królowa pokocha go, a nawet wyjdzie za niego za mąż. Niemożliwe, a jednak prawdziwe, bo różni przecież bywają kardynałowie.