Turwia i Kopaszewo koło Kościana w poznańskiem od 1730 r. należały do rodu Chłapowskich herbu Dryja. Tutaj w latach 1815 – 1879 panem tych włości był pułkownik napoleoński, a potem generał w powstaniu listopadowym – Dezydery Chłapowski (1788 – 1879), słynny zarówno ze swych talentów militarnych, jak i pionierskich zasług w dziedzinie rolnictwa. Od 1821 r. ożeniony z hrabianką Antoniną Grudzińską, stał się nolens volens szwagrem wielkiego księcia Konstantego Pawłowicza, który – jak wiadomo – poślubił Joannę, rodzoną siostrę pani Chłapowskiej.
Barokowy dwór Chłapowskich w Turwi, przebudowany w XIX w. i otoczony rozległym parkiem krajobrazowym z XVIII stulecia, zachował się do dnia dzisiejszego. Jest on także miejscem ukazywania się nieziemskich zjaw. Sędziwy, bo 90. letni (w 2004 r.) były pracownik poznańskiego kuratorium, urodzony w Ignacewie koło Choryni Z. Adamczak, słyszał w dzieciństwie wiele opowieści okolicznych mieszkańców o duchu hrabiny Antoniny Chłapowskiej. Jedną z nich dobrze zapamiętał: „Otóż kiedy nad Turwią poczynał zapadać mrok, pojawiała się niekiedy zjawa pani hrabiny, siedząca w karocy w żałobnych szatach. Powóz ciągniony przez rumaki nieoczekiwanie wyłaniał się z toni jednego z dwóch stawów w narożu północno – wschodnim turewskiego parku. W chwili wynurzania się tajemniczego powozu z wód stawu zrywał się nagle silny wiatr, kołysząc prastare dęby i tak pojazd opuszczał płacowy park, kierując się ku zabudowaniom majątku Chłapowskich i dalej w kierunku nieodległego Rąbinia, gdzie przy gotyckim kościele znajdują się groby rodziny Chłapowskich. Karoca pędziła szybko, by niebawem powrócić na dziedziniec paradny przed pałacem. Ciemna zjawa generałowej wysiadała wówczas z karocy i znikała szybko w pałacowej kaplicy. Miejscowa ludność opowiadała, że hrabina udawała się na modlitwę w intencji tragicznie zmarłej w Kopaszewie (w 1853 r.) ukochanej córki Zofii, żony Jana Koźmiana. Po pewnym czasie zjawa hrabiny Chłapowskiej wracała do karocy, która gwałtownie zawracała do parku, by niebawem zniknąć w odmętach turewskiego stawu. Ponoć mieszkańcy wsi, słysząc głośny stukot końskich kopyt i kół karocy, chowali się w swych domostwach, by nie zakłócać spokoju świętej pamięci generałowej (..). Przekazywali mi je (opowieści) zarówno babka, matka, jak i inni znajomi sędziwi wówczas mieszkańcy Turwi. Od rodziny wiem, że wiele takich opowieści o tutejszych duchach i zjawach opowiadały sobie niewiasty w czasie zimowych wieczorów przy darciu pierza. Przytoczoną tu opowieść potwierdzić by mogła moja rodzona siostra, która przed laty była nauczycielką w turewskiej szkole”.
Należałoby w tym miejscu dodać, iż Antonina spędziła 36 lat w szczęśliwym małżeństwie, okazując się osobą zrównoważoną, spokojną, oszczędną i zaradną, a przy tym nadzwyczaj prawą. Małżonkowie dochowali się pięciorga dzieci, ale nie ominęły ich rodzinne dramaty. Do najbardziej wstrząsających należała tragedia starszej córki i ulubienicy rodziny, Zofii, wydanej wcześnie – zgodnie z wolą ojca – za Jana Koźmiana, człowieka potwornej wprost brzydoty. Nie wiedziano przy tym, że dziewczyna cierpi na zaburzenia umysłowe, a nienawistne małżeństwo pogorszyło tylko jej stan. W przystępie melancholii (dziś powiedzielibyśmy depresji) młoda kobieta otruła się opium. W trzy lata później najmłodsza córka postanowiła złożyć śluby zakonne w klasztorze matek Serca Jezusowego w Paryżu. Generałowa, jadąc tam wraz z mężem na obłóczyny córki, do Turwi wróciła już w trumnie (nie należała do osób zdrowych i prawdopodobnie od lat cierpiała na gruźlicę). Spoczęła na maleńkim cmentarzyku w Rąbiniu, gdzie później pochowano jej siostry: Józefinę Gutakowską (1861) i Joannę Księżnę Łowicką (1929), ekshumowaną z Leningradu.
Nieustająca modlitwa generałowej Chłapowskiej w intencji zmarłej córki sprawia wrażenie ekspiacji za tragedię w Kopaszewie...