Warowny zamek Kamieniec w Odrzykoniu, należący kolejno do rodów Kamienieckich, Bonerów, Firlejów i Skotnickich (dwa ostatnie toczyły zacięte spory o mur graniczny, co zainspirowało Aleksandra Fredrę do napisania Zemsty), podupadł dopiero wskutek zniszczeń poczynionych przez wojska szwedzkie i oddziały Rakoczego oraz szalejącą wówczas „czarną śmierć”. Lecz kiedy katastrofalny huragan w 1796 r. zerwał dach zamku, uczynił zeń kompletną ruinę, a dziedzińce porastała trawa.
Wszelako, wśród rozsypujących się murów, o zachodzie słońca można zobaczyć drobną postać, ni to dziecka, ni to kobiety, ubraną w długą zieloną suknię z czasów renesansu. Zachowały się relacje naocznych świadków, zanotowane w latach 70-tych ubiegłego wieku. „Prowadziłem przez lat kilka wykopaliska na terenie zamku – opowiadał archeolog Józef Jankowski, kustosz muzeum w Krośnie, znawca przeszłości ziemi krośnieńskiej – robotnicy często opowiadali, że na murach i dziedzińcu dawnego górnego zamku, pojawia się mała pani, czasem można usłyszeć jej śmiech”. Wśród mieszkańców Odrzykonia mówi się od dawna o dziwnych zjawiskach, z którymi spotykano się na zamku. Jeden z najstarszych tutejszych rolników, Władysław Moskal, relacjonował to, co zobaczył: „Słońce już zaszło, ale jeszcze jasno było, kiedym przechodził koło zamku. Patrzę, a tu na murach ktoś mały – niby dziecko – stoi. Spadnie dzieciak i będzie nieszczęście – myślę. Więc podchodzę bliżej i już miałem zawołać, a wtedy zobaczyłem, że to nie dziecko, a jakaś mała kobieta, ubrana w długą suknię. Nigdym nie widział, żeby ktoś tak chodził... Stoję i patrzę, a ona w oczach mi znikła. A potem naprzeciw na murze się pojawiła... Strach mnie zdjął, nie czekałem dłużej i szybko stamtąd odszedłem. Pamiętam, że i ojciec nieboszczyk mi opowiadał, że jak jechał z pola, koło zamku nagle konie się spłoszyły, bo coś małego niby to człowiek przed nimi stanęło...”.
Tę łagodną i nie czyniącą nikomu krzywdy miniaturową zjawę identyfikuje się z karliczką Kasią, żyjącą w XVI w. i urodzoną na ziemi krośnieńskiej szlachcianką, która przygarnęła na swój dwór właścicielka zamku, wojewodzina Barbara Kamieniecka. Kasia zachwycała urodą i bystrością umysłu tak dalece, że zwróciła na siebie uwagę królowej Bony podczas wizyt na Wawelu swojej chlebodawczyni. Tak więc wojewodzina podarowała polskiej królowej swą maleńką pannę respektową, gdyż dwory królewskie w Europie prześcigały się wprost w zdobywaniu karzełków rozmaitej maści. W Krakowie, po kilku latach, Kasia z woli królowej Bony poślubiła Kornelka, równie małego jak i ona sama. Wkrótce monarchini, znając słabość cesarza Karola V do karzełków, podarowała mu swoją miniaturową parkę, Kasię i Kornelka. W zachowanym liście z 11 maja 1544 r. Habsburg w uprzejmych słowach dziękował małżonce Zygmunta I za tę przesyłkę: „Wielką z nich mamy uciechę, gdyż oboje szykowni i weseli, i właśnie tacy, iż umysł nasz, ważnymi sprawami zmęczony, tańcem i żartami dziecinnymi rozrywać umieją...”.
Zatem Kasia i Kornelek wiedli zapewne dostatni i beztroski żywot na dworze w Granadzie, lecz karliczkę dręczyła nieustanna nostalgia za ojczystym krajem. Nie mogąc uporać się z melancholią, zmarła po kilku latach pobytu w Hiszpanii, przedtem wypraszając u męża przyrzeczenie, że pochowa ją w polskiej ziemi.
Podobno wojewodzina Kamieniecka otrzymywała, choć rzadko, wieści z Hiszpanii, lecz nic nie wiedziała o śmierci swej wychowanki. Któregoś wieczoru zobaczyła ją, siedzącą na swym dawnym miejscu przed kominkiem. Zdziwiona, postąpiła kilka kroków w jej kierunku, lecz wtedy zjawa zniknęła. Odtąd często widywano tę sympatyczną karliczkę na murach i dziedzińcu zamkowym, a czasem słyszano jej śmiech.
Co się zaś stało z Kornelkiem, zupełnie nie wiadomo.