Śmiełów w Wielkopolsce, położony na lewym brzegu Lutyni, wzmiankowany już w 1392 r., od 1784 r. należał do regenta grodzkiego poznańskiego i szambelana królewskiego, Andrzeja Gorzeńskiego herbu Nałęcz, który zlecił architektowi Stanisławowi Zawadzkiemu wznieść okazałą rezydencję. Pałac (ukończony w 1797 r.) należał potem (1886 – 1939) do rodziny Chełkowskich, a od 1975 r. stał się oddziałem poznańskiego Muzeum Narodowego.
Otóż raz na miesiąc przed śmiełowskim pałacem, przed północą, pojawia się karoca z Białą Damą, tak przynajmniej utrzymywali dziewiętnastowieczni świadkowie, m.in. niejaka Kałużna, kobieta najęta do pracy przy darciu pierza w dworze Marianny i Michała Jasieckich w Polwicy koło Zaniemyśla. Jej relację zanotowała w lutym 1895 r. właścicielka polwickiego dworu: „Nasza Kałużna, krążąc z ziołami nie tylko po bliższej, ale także dalszej okolicy, zagląda czasami i do Śmiełowa. Raz będąc tam widziała podobno na własne oczy takiego oto ducha: przed północą zajechała nagle przed pałac biała kareta, zaprzężona w czwórkę karych rumaków. Daleko słychać było tętent koni, psy skryły się do stróżówki, nocni stróże ze strachu uciekli spod pałacu na folwark. Konie pędziły, z pysków ich buchały płomienie, a spod kopyt leciały skry. Pędzący zaprzęg zatrzymał się przed zajazdem zupełnie ciemnego, pogrążonego we śnie i nie oświetlonego ani jedną lampą pałacu. Z karety wysiadła młoda, bardzo piękna kobieta, ubrana w białą, jak gdyby ślubną suknię, błyszczącą swą bielą w nocnym mroku. Przyjezdna wśród zupełnej ciszy zaczęła wchodzić na pałacowe stopnie. Stąpała bezszelestnie, zaprzęg stał bez ruchu. I nagle z nocnego, ale pełnego gwiazd nieba zagrzmiało, od błyskawicy na moment zrobiło się jasno jak w dzień i natychmiast wszystko zniknęło. Nie było panny na schodach, nie było woźnicy w czerwonym fraku i kapeluszu z rondem, nie było karety i czwórki koni.
Wystraszona tym niespodziewanym zjawiskiem Kałużna (która zbierała w parku o północy dziewięciornik czy też inne podobne ziele) dowiedziała się potem od miejscowej służby, że przed pałacem w Śmiełowie raz w miesiącu, gdy rozpoczyna swą niebieską wędrówkę księżyc na nowiu, przyjeżdża kareta z narzeczoną byłego dziedzica, cudnej urody panną, która w przeddzień własnego ślubu z niewiadomych przyczyn odebrała sobie życie. Miejscowi ludzie w tę noc nigdy nie pokazują się w parku, bojąc się zjawy”.
Tożsamość nieszczęsnej samobójczyni do dziś pozostaje nieznana. Czas tragedii określano na około połowę XIX stulecia, kiedy majątkiem zarządzali Gorzeńscy, więc zapewne „były dziedzic” i narzeczony dziewczyny pochodził właśnie z tej rodziny.