Wśród nieocenionych informacji, jakie znaleźć możemy w felietonach Gerarda Maurycego Witowskiego z „Gazety Warszawskiej”, natrafimy też na wiadomości o lokalizacji najpopularniejszych dwieście lat temu warszawskich kawiarni oraz na celne uwagi o ich klienteli.
Kawiarnie odwiedzano przed południem. Pierwszy taki lokal w Warszawie założony został w 1724 roku przez Henryka Duvala. W roku 1792 było ich już sto jeden. Najsłynniejszą kawiarnią, odwiedzaną przez całą Warszawę była naonczas należąca do wdowy Neybertowej Wiejska Kawa przy ulicy Wiejskiej w Ujazdowie, a więc przy najpopularniejszej trasie podmiejskich przejażdżek. Lokal ten mieścił się w drewnianym domku na wzór dworków szlacheckich i funkcjonował co najmniej od 1779 roku, ciesząc się wielką popularnością wśród wszystkich mieszkańców Warszawy oraz przybyszów z innych miast i ze wsi, szczególnie w zimowe popołudnia i wieczory. Najwięcej klientów było naturalnie w święta. „Nie ma dorożkarza ani sankarza, któryby nie wiedział drogi na Kawę Wiejską, któryby osobliwie w święto nie rachował na zarobek jechania na Kawę Wiejską, i któryby wsiadającego do powozu albo do sanek o czwartej z południa nie chciał wieźć bez pytania na tęż Kawę” czytamy u naszego felietonisty. Dziedziniec zatłoczony był pojazdami, a „w samym ganku, kilku ubogich żyjących z miłosierdzia, wskazuje przychodzącym wnijście do kawy, której może nigdy nie pili”. Siedem doświetlonych wielkimi, ukwieconymi oknami sal mieściło kilkadziesiąt stolików, kanap i krzeseł, klatki z ptakami i stary klawikord. Usługiwała osobiście „dobra i pilna gospodyni” z pomocą kilku ładnych dziewcząt, toteż czas oczekiwania na zamówienie niekiedy nieco się wydłużał. Wśród gości było wiele młodzieży i całych rodzin, można też było spotkać artystów, przedstawicieli arystokracji, zwykłych urzędników i starające się uniknąć rozpoznania pary. Gerard Maurycy Witowski zwraca szczególną uwagę na to wyraźnie niecodzienne wymieszanie różnych środowisk: „w tym zbiorze różnych stanów, były pomiędzy klasami które arystokracja do siebie przypuszcza, znajdujących się i wiele takich, które przesąd słuszny lub niesłuszny z grona klas wyższych wyłącza. Pani Hrabina z większą wyrozumiałością niżelim się spodziewał odpowiadając na moje uwagi, oświadczyła mi że pojmuje to dobrze, iż w każdem miejscu publicznem nie tak się o to starać należy iżby nie było połączenia rozmaitych stanów, jak i raczej aby wszystkie miały przystojną powierzchowność, zachowując się jedne względem drugich z należną grzecznością”.
Witowski opisuje też kilka innych lokali, np. lokal pana Lourse – „salon do czytania wszelkiego rodzaju pism periodycznych”, w którym można było pograć w karty oraz porozmawiać w światłym i uprzejmym towarzystwie.
Bardzo popularny letni salon w Alejach Ujazdowskich, Bagatela mieścił się w obszernym, pięknym ogrodzie pełnym atrakcji. Znajdowały się w nim huśtawki, atrakcyjne zabawki i gry dla dzieci i młodzieży, odbywały się też zabawy gimnastyczne, przedstawienia marionetkowe i fajerwerki. Można było podziwiać urokliwy wiejski krajobraz w kierunku Wilanowa. Pewnego razu pokazywano tam nawet w sadzawce lwa morskiego, zwierzę było jednak zbyt przerażone tłumem, muzyką i hukiem fajerwerków by wykonywać polecenia tresera. Inną popularną kawiarnią była Kawa Królewska naprzeciwko Koszar Ujazdowskich.
W jednym ze swoich felietonów wspomina Witowski cukiernię Gebla, gdzie można było zagrać w kręgle lub w bilard. Cukierni było jednak wówczas w Warszawie bardzo niewiele i, ze względu na wysokie ceny cukru, były to lokale nastawione na obsługę zdecydowanie zamożnej klienteli oraz cudzoziemców.