Pojawienie się nowych tendencji w badaniach nad przyrodą jest charakterystyczne dla wczesnego okresu nowożytnego. Uczeni zaczęli łączyć ożywione studia filologiczne z pragnieniem uporządkowania starożytnej i współczesnej wiedzy. Coraz lepiej znano twórców antycznych i ich dzieła. Sięgano szczególnie po teksty Pliniusza, Arystotelesa, Galena, starając się weryfikować ich wnioski w oparciu o własne badania i eksperymenty. Humanizm przyniósł zwrot ku metodom doświadczalnym w nauce. W tej atmosferze powstały pierwsze nowożytne encyklopedie. Należały do nich kompendia Konrada Gessnera (1516−1565), szwajcarskiego lekarza, przyrodnika i filologa, które na wieki ugruntowały metodykę badań i porządkowania wiedzy. Jego Biblioteka uniwersalna, wydana w Zurychu w 1545 roku, zawierała wzór i ideę tworzenia bibliografii. Była pierwszą tego typu publikacją od czasu wynalezienia druku. Gromadziła pisma w języku łacińskim, greckim i hebrajskim. Niezwykle inspirujące okazało się inne dzieło Gessnera – pięciotomowa Historia zwierząt. Zawierająca ponad tysiąc ilustracji publikacja gromadziła myśl starożytnych badaczy, wypisy z Biblii i dzieł średniowiecznych i stała się podstawą prac naukowych z zakresu historii zoologii.
Czytelnikiem dzieł Gessnera był mieszkający w Bolonii Ulisses Aldrovandi (1522-1605) – jeden z pierwszych botaników i kolekcjonerów. Prowadził on z Gessnerem bogatą korespondencję. Ich metody pracy różniły się jednak. Koncepcja Szwajcara silniej opierała się na tekstach i ich kompilacji niż na własnych obserwacjach, w czym celował Aldrovandi. Swoje badania mógł prowadzić w oparciu o zbiory, które gromadził właściwie przez całe życie.
Mimo że Ulisses Aldrovandi przez wiele lat kształcił się na kierunkach humanistycznych, to ukończył studia w Bolonii w 1553 roku specjalizując się w medycynie. Podobnie jak inni badacze tamtej epoki interesował się licznymi gałęziami nauki, znał się na literaturze, matematyce, filozofii i naukach prawniczych. Szczególnie fascynowała go jednak natura. W 1561 roku zdołał doprowadzić do utworzenia pierwszej katedry filozofii przyrody (którą sam objął) w macierzystej uczelni. Założył także publiczny ogród botaniczny – Giardino dei Semplici, jak nazywano go w ówczesnej Italii – którym w kolejnych latach kierował. Sformułowanie to pochodzi od określenia podstawowych składników medycznych i ziół leczniczych. Podobne miejsca funkcjonowały już w tym czasie w Padwie i Pizie. Następnie Aldrovandi ufundował muzeum przyrodnicze, w którym gromadził wielki zbiór naturaliów, ale także krzywe zwierciadła, rzeźby, obrazy i odlewy gipsowe.
Jego kolekcja przedstawia już inne niż w przypadku współczesnych mu gabinetów osobliwości rozumienie kolekcji natury. Nie chodziło w nim tylko o odwzorowanie pełni świata, stworzenie idei mikrokosmosu, ale także o wyraźnie dążenie do jego uporządkowania. Tym samym zbiory służyły, podobnie jak wczesne encyklopedie, katalogowaniu zdobytej wiedzy, począwszy od jej starożytnych źródeł. Tworzenie kolekcji nie było abstrakcyjnym ćwiczeniem umysłu, ale porządkowaniem fragmentów wiedzy, składających się na wielowymiarową całość.
Od 1600 roku Aldrovandi właściwie porzucił nauczanie, choć było ono do końca życia obecne w jego pracy. Podkreślał w listach, że zawsze chciał budzić fascynację i pokazywać niezwykłości przyrody tak, jakby mówił do swoich studentów. Podjął się wtedy realizacji encyklopedycznego projektu katalogowania i utrwalenia zwierząt, roślin oraz minerałów. Praca ta kontynuowana była przez jego uczniów. Za życia Aldrovandiego udało się opublikować jedynie dwa tomy: Ornithologiae (1599–1603) oraz traktat De animalibus insectis (1602). W swojej działalności łączył poznawanie świata, zbieranie ciekawych okazów, ich badanie, a wreszcie: porządkowanie i staranny opis.
Całość swoich zbiorów uczony zapisał w testamencie senatowi miasta Bolonii, który stał się opiekunem zgromadzonych okazów. Nie była to wówczas powszechna postawa. Co prawda podobnie postąpił później także Ferdinando Cospi, bogaty szlachcic, który kupował ciekawe okazy przyrodnicze, choć nie był badaczem jak Aldrovandi, a wyłącznie kolekcjonerem. W 1660 roku przekazał zbiory pod opiekę senatu Bolonii. Zmarł dużo później – w 1686 roku i zdążył jeszcze na własny koszt opublikować pięciotomowy katalog eksponatów. Z czasem zresztą obie kolekcje: Aldrovandiego i Cospiego zostały połączone. Do 1742 roku ten naukowy mikrokosmos znajdował się w Palazzo Publico, gdzie zajmował aż sześć pomieszczeń, a następnie przeniesiony został do Palazzo Poggi, w którym zlokalizowano Instituto delle Scienze (obecnie Palazzo dell’Universita).
Notatki Aldrovandiego z 1599 roku i krótki anonimowy inwentarz zbiorów, wykonany pięć lat po śmierci bolońskiego uczonego, pozwalają zrekonstruować układ pomieszczeń studiolo. Od wejścia długi korytarz prowadził zwiedzających do antykamery, gdzie znajdowały się rękopisy i rysunki badacza natury. Zwiedzający musieli iść wzdłuż ogrodu i mogli wtedy podziwiać zawieszone kości waleni i innych morskich stworzeń. Po prawej stronie od antykamery znajdowała się sala zwana camera obscura, ponieważ stało w niej wiele ciemnych, drewnianych kabinetów – mebli do prezentacji zbiorów. To w nich znajdowały się rysunki i klocki drzeworytnicze. Z czasem również trafiały tam właściwie wszystkie nowe znaleziska, których nie udało się sklasyfikować. Po lewej zaś droga wiodła do muzeum – największego pomieszczenia. Zgromadzono tam eksponaty z zakresu historii naturalnej. Stamtąd zaś dotrzeć można było do dwóch bibliotek. Druga z nich, ta bardziej oddalona, przeznaczona była wyłącznie do pracy badawczej i stanowiła osobisty gabinet uczonego. Kolekcja Aldrovandiego, zwana Theatrum naturae, składała się z 18 tysięcy okazów fauny i przyrody nieożywionej oraz 7 tysięcy zasuszonych roślin zebranych w 15 woluminach. Do dziś zachowało się także sporo klocków drzeworytniczych oraz rysunki, akwarele i obrazy temperą przedstawiające rośliny, rozmaite zwierzęta, ptasie gniazda i jaja.
Istotnym podarunkiem dla społeczeństwa od Aldrovandiego była nie tylko jego kolekcja. Opracował on również swoisty wzorzec muzealny, związany ze zmianą, jaka nastąpiła w okresie nowożytnym w kwestii badania natury. Praca Aldrovandiego pokazuje wyraźne przejście od tekstów do namacalności, od cytatu do zbioru. Gromadzone w tym czasie, nie tylko przez niego, preparaty nie były traktowane wyłącznie jako źródło informacji, ale także jako artefakty, które można zbierać i same w sobie dają przyjemność z faktu ich posiadania. Pobudzały również zmysły, tworzyły obrazy, inspirując kolejne ilustracje naukowe i stanowiąc materialny obraz świata przyrody.
Ów wzorzec muzealny zakładał też powiązanie samych okazów schematem pojęciowym. W myśli Aldrovandiego wyrażanej wprost w listach wielokrotnie pojawia się kwestia esencji słowa. Uczony pragnął w sposób jak najpełniejszy oddać kształt zwierzęcia, jego niemal platońską ideę właśnie poprzez język. Pojęcia te układał następnie w systemy zależności. Tworzył wiele tabel, diagramów i wykresów, które także umieszczał w swoim muzeum. Uważał, że w ten sposób pomoże zwiedzającym w zrozumieniu sensu świata przyrody. Jego metodologię można skojarzyć z praktyką filologów doby humanizmu, przywracających tekstom ich oryginalne znaczenia.
Aldrovandi kierował w swych badaniach uwagę ku regularnościom. Zajmował się tym, co w naturze powtarzalne, i zwracał uwagę na szczegół, konsekwentnie gromadząc kolejne obiekty oraz wszelkie informacje z nimi związane. W tworzeniu wizji natury pomagały rysunki, szkice i ilustracje naukowe. Celem tych wizerunków nie było wypełnianie luki w wiedzy, ukazując to, czego nie da się przy pierwszym spojrzeniu uchwycić, ale po prostu zastąpienie oryginału. Dlatego wierność oddania prezentowanego okazu miała w ilustracji naukowej nadrzędną wartość. Przez ponad pół wieku Aldrovandi zatrudniał wielu malarzy. Pracowali dla niego: Giovanni Neri, Passarotto Passarotti (syn bardziej sławnego Bartolomeo), Lorenzo Benini i Cornelius Schwindt. Badacz powierzył im zadanie oddania w postaci rysunku (czy też tempery, obrazu olejnego, które później powielano w technice drzeworytu czy miedziorytu) kształtu zgromadzonych przez siebie okazów. W ten sposób, a nie tylko za sprawą ich prawidłowego preparowania, chciał im podarować nieśmiertelność,. Kiedy bowiem jego obiekty przestaną istnieć zgodnie z prawami natury, to wciąż funkcjonować będzie jego muzeum z papieru. Do naszych czasów przetrwało w sumie osiemnaście tomów prac powstałych w kręgu Aldrovandiego. Zawierają one cztery tysiące wizerunków roślin i trzy tysiące podobizn zwierząt oraz minerałów – wszystkie to obiekty ze zbiorów bolończyka, rysowane z natury.
Nakazał on artystom oddawanie stworzeń jak najwierniej i odrzucenie wyobraźni. W taki sposób postrzegał ilustrację naukową jako pierwszy. Do tej pory fauna i flora często traktowane były jako dekoracje zdobiące marginesy lub obramienia, a dzięki Aldrovandiemu stały się najważniejszym i głównym tematem przedstawienia. Uczony nakłaniał malarzy do częstych wizyt w różnych muzeach i gabinetach osobliwości oraz do bliskich kontaktów z przyrodnikami. Widział wyraźnie, że łączy ich cel wspólnego zgłębiania świata natury. Badacze natury zajmowali się przede wszystkim morfologią stworzeń, ich wzajemnymi relacjami, kwestiami zwyczajów i odżywiania, zaś artyści analizowali ich specyfikę: fakturę skóry, miękkość futra czy piór, linię konturu sylwetki. Aldrovandi zalecał malowanie stworzeń żywych lub niedawno zmarłych. Rośliny poddawane były specjalnej preparacji zanim stały się modelem do naukowego wizerunku. Każda z ilustracji dokumentować mogła tylko jedno stadium rozwoju osobnika.
Aldrovandi interesował się także kolorem. Uważał, że to barwa jest często determinantą biologiczną i wskazuje na przykład na płeć zwierzęcia czy też na własności gatunku, dlatego bardzo zależało mu na jej prawidłowym oddaniu. Starał się, by jego twórcy ćwiczyli wrażliwość obserwacji, umieli rejestrować zmiany przyrody i jej specyfikę. Podobnie jak w językowym obrazie świata – i tu chodziło mu o odwzorowanie jak najpełniej esencji każdego gatunku. Z jego pracownią związanych było wielu twórców, ale tylko wybranych uważał za takich, którzy w pełni zrozumieli jego intencje. Należał do nich miniaturzysta Jacopo Ligozzi.
System muzealny zaproponowany przez Aldrovandiego opierał się na ukazaniu obrazu uporządkowanego i celowego działania, jakie charakteryzuje naturę. Nie chodziło o średniowieczne myślenie symboliczne, ale o taksonomię przyrodniczą, wynikającą z analizy cech samych okazów. Widać w tym wyraźny początek zmiany w myśleniu o świecie przyrody, czego najpełniejszym wyrazem stał się później system Karola Linneusza.
Muzeum Aldrovandiego popularne było w całej Europie. Wielu badaczy i dyletantów przyjeżdżało do Bolonii, aby oglądać zgromadzone tam zbiory i spotkać się z twórcą Theatrum naturae. Wśród nich znajdowało się również sporo polskich uczonych końca XVI wieku: Jan Dymitr Solikowski, Wojciech Mieliński, Piotr Dunin Wolski, Bernard Maciejowski, Marcin Szyszkowski, Mikołaj Firlej, Andrzej Tęczyński, Hieronim Filipowski, bracia Jan i Mikołaj Hlebowiczowie, Paweł Kostka, Piotr Gorajski, Jan Firlej, Mikołaj Sapieha, Erazm Działyński, Erazm i Stanisław Herburtowie, Jan Buczacki, Reinhold Heidenstein, Stanisław Niegoszewski, Stanisław ze Skierniewic, Jan Grodecki, Jan Czajka z Olbramowic, Erhard Bobrowski z Krakowa, Kornel Corbius z Warszawy, Stanisław Korzeniowski z Krakowa, Szymon Rudnicki, Andrzej Rogulski, Hieronim Staszkowski, a także Ślązak Florjan Drost.
Spośród polskich uczonych pierwsze udokumentowane bezpośrednie kontakty boloński przyrodnik nawiązał z Walentym Sierpińskim, zwanym też Walentym z Lublina, doktorem medycyny wykształconym w Padwie. W czasie studiów Sierpiński odbył w 1554 roku krótką podróż do Bolonii i udało mu się zwiedzić w tym czasie muzeum Aldrovandiego. Zainteresował się jego pracą i badaniami.
Najbliższe relacje połączyły włoskiego przyrodnika z Marcinem Foxem, jego dawnym studentem z Bolonii. Współpraca i wymiana naukowa między uczonymi trwały od 1579 roku aż do śmierci Foxa, która miała miejsce dziewięć lat później. Ów krakowski profesor był synem złotnika i pełnił funkcję lekarza domowego rodziny Firlejów. Swoje korzenie wywodził ze Szkocji. Razem z młodym synem wojewody lubelskiego – Mikołajem Firlejem z Dąbrowicy prowadził w 1569 roku wykopaliska zwierząt prehistorycznych w Kazimierzu nad Wisłą. Firlej niejednokrotnie podróżował do Włoch i odwiedził muzeum Aldrovandiego w 1568 lub zaraz na początku następnego roku. Zainteresowany był bowiem nie tylko archeologią i historią, ale także naukami przyrodniczymi. W roku 1569 roku zacieśniła się współpraca włoskiego badacza i polskiego szlachcica. Wtedy to Aldrovandi przesłał Firlejowi katalog przyszłych eksponatów, które chciałby pozyskać do swoich zbiorów z Polski.
Gromadzenie kolekcji przez bolońskiego uczonego opierało się na wspomnianej już kilkakrotnie systematyce powiązań. Jako cel wyznaczył on sobie przeanalizowanie specyfiki przyrody poszczególnych krajów, dlatego odbywał liczne podróże i prowadził szeroką korespondencję z przyrodnikami z całej Europy. Do „Sarmacji”, jak w swoich pracach określał polskie ziemie, nigdy jednak nie dotarł, ale, jak wynika z jego rozległych kontaktów z polskimi uczonymi, bardzo interesował się tymi terenami. W swojej Monstrorum historia napisał: „Polacy są mężami roztropnymi i z wielką uprzejmością traktują obcych”. Aldrovandi, jak wynika z treści listów które wymieniał z Marcinem Foxem, zamierzał nawet poświęcić osobny tom swojej historii naturalnej Europie Północnej i Wschodniej. W tym świetle pozyskanie eksponatów, które mogłyby wypełnić tę lukę badawczą, wynikającą z nieznajomości omawianego obszaru, było niezwykle istotne. Uczony dążył do wzbogacenia bolońskiego muzeum o obiekty przyrodnicze – gatunki flory i fauny, nieznane powszechnie, a uchodzące za reprezentantów danego regionu. Firlej co prawda przesłał uczonemu wskazane eksponaty, ale nie udało się w ten sposób wypełnić wszystkich braków w kolekcji przyrodnika, o czym świadczą jego dalsze poszukiwania na terenach Europy Środkowo-Wschodniej.
Jednakże to nie Mikołaj Firlej decydował o specyfice wysłanych do Bolonii obiektów. Przekazał bowiem otrzymany we Włoszech od Aldrovandiego katalog właśnie Foxowi. Krakowski lekarz zdecydował się przesłać do Bolonii okazy sześciu skórek (pelliculas) kilku gatunków zwierząt łasicowatych, w tym gronostaja, różnych odmian popielicy, wiewiórki, a także parę minerałów (między innymi fosfor) oraz tablicę z podobiznami zwierząt występujących w Rzeczypospolitej: łosia, niedźwiedzia, tura i żubra. Do przesyłki został dołączony list, którego treść znana jest z przedruku w dziele Giovanniego Fantuzziego, prezentującego biografię Aldrovandiego. Lekarz Firlejów opisał w nim zawartość przekazanego zbioru i dokonał krótkiej charakterystyki zwierząt, które można było spotkać na polskich terenach: tura (Bos primigenius Bojan) i żubra (Bos urus). Wiedzę na temat wysyłanych okazów Fox opierał na znanym także Aldrovandiemu dziele Gessnera Historia animalium, ale uzupełnił pochodzące od niego informacje własnymi obserwacjami. Wspomniał także rysia (Ryss), którego „ojcowie nasi Leopardem nazywają” („Padri nostri Leopardos vocant”), a także czerwca – owada, którym interesował się Aldrovandi i o którego przysłanie szczególnie prosił. Niestety, jak wynika z treści listu, nie udało się w tej przesyłce przekazać go do Bolonii.
Dla Aldrovandiego istotne były nie tylko okazy biologiczne – żyjące współcześnie lub wymarłe. Jego muzeum gromadziło także przykłady natury nieożywionej, dlatego ciekawy dla jego kolekcji okazał się przesłany minerał – fosfor. Uczony interesował się także eksponatami, które dziś nazwalibyśmy etnograficznymi. Zbierał różne świadectwa kultury materialnej pochodzące z badań archeologicznych. Fox wspomniał w omawianym liście także o cmentarzu prehistorycznym koło klasztoru w Trzebnicy na Śląsku, skąd miał jedną urnę zawierającą pasy ze skóry tura, którą stosowano jako środek przeciwporonny. Pisał także o skamieniałościach ze wspomnianych już wykopalisk z Kazimierza, prowadzonych wraz z Mikołajem Firlejem.
List, wraz z omówioną kolekcją eksponatów natury pochodzących z Rzeczypospolitej, Fox przekazał Janowi ze Śremu, który udawał się na studia do Bolonii, a ten wręczył przesyłkę Aldrovandiemu. Boloński przyrodnik także listownie podziękował Foxowi słowami: „To wszystko na pamiątkę twoją w moim teatrze natury przechowam i o wszystkiem zaszczytną pamięć w związku z tobą w mej historii uczynię”. To zdanie można wskazać jako główną tezę jego muzealnej teorii nauki. Pojawia się tu odniesienie do jego muzeum – teatrem natury lub mikrokosmosem Aldrovandiego nazwana została jego kolekcja minerałów, roślin i zwierząt, pochodzących ze Starego i Nowego Świata. Było to miejsce ekspozycji i zdobywanej dzięki temu wiedzy. Związek teatru z pamięcią – czyli wystawienia z historią – jest właściwie do dziś aktualną definicją statutowych celów muzealnictwa.
We wspomnianej odpowiedzi Aldrovandi nie ustaje w prośbach o przekazanie innych okazów, których wciąż brakowało w jego kolekcji. Zależało mu zwłaszcza na głuszcu oraz cietrzewiu. Drugą grupę eksponatów dostarczył od Foxa aptekarz krakowski – Jan Pipan w 1583 roku. W tym zbiorze znajdował się między innymi szkielet suma oraz ząb jakiegoś zwierzęcia prehistorycznego, prawdopodobnie mamuta, znaleziony podczas wzmiankowanych wykopalisk w Kazimierzu. Fox wyjaśnił w dołączonej korespondencji: „Sądzą, że kości owe, wyżej wymienione, są monstrualnych potworów, których gatunek, jak przypuszczam, wymarł”.
Dla bolońskiego uczonego był to ciekawy eksponat. Interesował się bowiem wieloma gatunkami, które uważano za wymarłe, nie tylko zwierzętami prehistorycznymi, ale także mitycznymi stworzeniami. W jego kolekcji wśród prezentowanych obiektów muzealnych znalazły się zasuszone preparaty: lamy, chimery, smoka etiopskiego („lamma, centrina vera Aristotelis, draco aethiopicus”). Aldrovandi opisał je w dziele Serpentum et draconum historiae libri duo, wydanym już po jego śmierci, w 1640 roku w Bolonii. Co ciekawe, pojawiła się tam także informacja o legendarnym smoku żyjącym pod Wawelem, a także wzmianka o królu Wiślan Kraku (Cracus), od którego miało swą nazwę wziąć miasto Kraków. Aldrovandi znał tę opowieść być może z jednej z kronik opisujących mityczne początki Polski, najprawdopodobniej z dzieła Macieja Miechowity. Książkę tę, a także dzieła Jana Krasińskiego, Marcina Kromera i Aleksandra Gwagnina przekazał mu Piotr Dunin Wolski, gdy przebywał w Bolonii na przełomie 1582 i 1583 roku. Zafascynowany pracą badawczą bolończyka, pragnął poszerzyć jego wiedzę na temat dziejów Polski.
Drugi zbiór wysłany przez Foxa zawierał jeszcze kubki bursztynowe („ex electro nobilissimo”), pasy ze skóry tura, małego niedźwiadka zabranego z łona zabitej niedźwiedzicy, skrzydło oraz upierzone nogi samicy głuszca. W przesyłce znajdowały się także przykłady przyrody nieożywionej: minerały z kopalń solnych w Wieliczce, Bochni i Kołomyi, a także ołowiu i srebra w Olkuszu, torf z okolic Liska, stalaktyty, złoto siedmiogrodzkie, cynober (siarczek rtęci), węgierska glinka żółta (kaolinit z dużą domieszką żelaza), kilka minerałów rudnych (między innymi żelaza i miedzi). Dobór eksponatów opierał się na zdefiniowanych zasadach i nie był zbieraniną osobliwości. Braki w kolekcji Aldrovandiego dotyczyły wszystkich sfer natury, a przesyłane okazy miały je wypełnić i stworzyć możliwie spójny przekaz na temat świata natury Europy Środkowej. Zgłębianie tych tajemnic służyło, być może, opracowaniu osobnej książki poświęconej temu regionowi, gdyż w Historii naturalnej bolończyka znalazło się stosunkowo niewiele informacji na ten temat. Aldrovandi studiował także język polski i uważał go za najistotniejszy w tym obszarze.
Praca Ulissesa Aldrovandiego, ale także dokonania Marcina Foxa, dokumentują inny stosunek do nauk przyrodniczych niż zapisują to dzieła współczesnego im Konrada Gessnera. Czytelna zmiana, która nastąpiła w umysłach wielu humanistycznych przyrodników i kolekcjonerów, opierała się na przejściu od pracy badawczej z tekstem do pracy z okazem – żywym lub martwym. Stworzyło to grunt dla powstania przyszłych muzeów historii naturalnej i zmieniło oblicze ilustracji naukowej, która przestała być marginalną ozdobą, a stała się dokumentem prowadzonych badań i świadectwem obserwacji. Zaszła wtedy widoczna zmiana w mentalności naukowców i artystów. Jeszcze niedawno starali się oni ukrywać swoje dokonania i wiedzę, którą uważali za tajemną. Nowa myśl naukowa niosła potrzebę rozpowszechniania, ujawniania treści zakodowanych przez poprzedników i eksponowania ich w pierwszych muzeach.
Realizacja działań online w ramach programu „Kultura Dostępna”.
Dofinansowano ze środków Ministra Kultury, Dziedzictwa Narodowego i Sportu.